Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2010, 23:04   #93
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
- Witaj. Jestem Lisolette. A ty?
Woda obfitymi kroplami spływała mu z nosa. Spazmy przeszywające roztrzęsione ciało ustępowały. Oddech stawał się miarowy. Melodia, która wciąż brzmiała w głowie przebrzmiewała, ale nie znikła zupełnie. Słyszał ją. Jak fala rozbijała się o zębate rafy wspomnień wydobywając jedne, a spłukując inne w niepamięć. Tętniący miarowo w czaszce ból zdawał się narzucać tempo w rytm uderzeń serca. Stłumił go. Przynajmniej starał się jak mógł nie utracić melodii.
Patrzył jej w oczy. I choć wiele par było w niego wpatrzonych, widział te jedne. Kim była? Ach tak, Lisolette. Ale kim była? I dlaczego ona? W tym złym miejscu.
I melodia. I pysk koszmaru wyglądający zza niej martwym wzrokiem...z obrazu. Zadrżał. Z obrazu! Martwym wzrokiem!! O Bogi!!!

Dotarło, że pytanie zaadresowane było do niego, a cisza, którą cieszył się chłonąc melodię była ciszą oczekiwania na odpowiedż. A ja? Kimże jestem? Pogardzanym dziadem, co potyka się o śmieci takich jak ona. Co tu robię? - starał się odgadnąć kolejne pytania. Kto do mnie strzelał? I dlaczego? - przypomniały się te zadawane wcześniej.
Szto mnie skazat? Prawdu? Ostatnie lata nauczyły go, że nie warto mówić prawdy. Że w najniedorzeczniejsze nawet kłamstwa ludzie wierzą chętniej niż w prawdę. I co gorsza, że prawda może być niebezpieczna dla takich jak on. Oj, przekonał się o tym w Grunburgu.
Szto skazat?
Dziewczyna siedziała tymczasem naprzeciw i z pogodnym uśmiechem na twarzy śmiało spoglądała czekając odpowiedzi. Zajrzał jej w oczy. Chyba nie była wiedźmą, choć tego nigdy nie można być pewnym. Była jakaś tajemnica, ale oko niczego nie dostrzegło.
W miarę upływu czasu pozostali pochylali się nad nim, bacznie obserwując.
Trza z tym kończyć - zdecydował w duchu - niech się wreszcie to wszystko skończy. Przez ostatnie dwa dni został dwukrotnie pobity, dwukrotnie okradziony oraz wbrew woli wykąpany i ogolony. A Bogi znajut czego się jeszcze mógł spodziewać w tym okropnym, złowieszczym zamczysku. Może tylko kijem obiją i popędzą hen, daleko od tego miejsca.Postanowił powiedzieć prawdę. No, może nie całą.
Podpierając się chwiejnie na poręczach bogato zdobionego krzesła powoli wyprostował sylwetkę przyjmując pozę, która w każdych innych okolicznościach mogła by mieć cechy dostojeństwa, gdyby nie karykaturalna postać dziada jaki ją przyjął. Zdawał sobie z tego sprawę i nic z tego nie robił. Wyprostowany, na ile pozwalały sterane kości spojrzał swym jedynym okiem w twarz Lisolette, przełknął głośno gożką ślinę i przemówił:
- Urodziłem się w dobrach Mikulitz w obłasti Praag jako Jaczemir Pomirycz Denhoff...- powiedział głosem mającym zabrzmieć godnie i dostojnie. Po chwili ciszej dodał - ...ale człek ów dawno zmarł dla tego świata.
 
Bogdan jest offline