Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2010, 23:42   #136
Tasselhof
 
Tasselhof's Avatar
 
Reputacja: 1 Tasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputacjęTasselhof ma wspaniałą reputację
Tego samego wieczoru, gdy Ura opuścił szpital, do wioski powrócił kupiec Horo. Stary znajomy jego ojca, handlarz antykami i starszyzną. Omosa zawsze do niego chodził, przywoził różne cenne rzeczy z za granicy, często zwierające jakieś ciekawe informacje na temat przeróżnych kultur i technik shinobi z innych krain. Tak więc Ura udał się tam i tym razem. Horo przywitał go jak zwykle, fałszywym uśmiechem i rzekomą radością na jego widok. Chłopak i tak dobrze wiedział, że gildia kupiecka tolerowała go ze względu na jego nie żyjącego ojca. Ale Omosa miał to głęboko w poważaniu. Był klientem, a klient to rzecz święta dla kupców. Jak zwykle został odesłany do działu z rzeczami, które Horo uważał za mało wartościowe i byle jakie, nie przedstawiające sobą żadnej wartości. Ura grzecznie udał się w tamten kąt sklepu i przeglądał byle jak stare zwoje, które przedstawiały różne mało ciekawe rzeczy. Kątem oka zauważył obszerną tubę ze skóry cielęcej. Z interesującymi znakami. Przeczekał spokojnie gdy Horo poszedł na zaplecze, szybkim krokiem dopadł pożądany przedmiot. Odplombował wieko i wyciągnął stary pergaminowy zwój. Cały był poplamiony krwią, którą wymazane były imiona. Większość z nich znał. Ręce zaczęły mu się trząść podniecenia. Twarz wykrzywiała się w ohydnym uśmiechu. Szybko się opanował słysząc kroki Horo schodzącego z góry po schodach. Szybko wykonał jutsu zamiany i przemienił pergamin w mały kunai, a kunai w pergamin identyczny do tego który był wewnątrz. Schował podróbkę z powrotem do tuby i odstawił ją na miejsce tak jak stała wcześniej. Nim kupiec się pojawił chłopak jęknął z niezadowoleniem siedząc w kącie ze starociami. Podniósł się i z miną zbitego psa stwierdził że wujaszek Horo jak zwykle niczego ciekawego nie przywiózł. Pożegnał się z jego maleńką trzy letnią córeczką i wyszedł na ulicę. Niebo było już granatowe, a gwiazdy po woli zaczęły się ukazywać. To była piękna noc! Och jakże piękna i cudowna dla Ury!

Rozłożył zwój na dachu swojego domu. Przyjrzał się koślawym krwawym literom. Z uśmiechem pociął sobie palca kunaiem. Krew ciekła strumieniem. Zaczął mazać nim swoje imię znakami kanji na zwoju. Najpierw „zdrada” ( uragiri ) i „ciężki” ( omosa ), choć zapewne nigdy jego rodzicom nie przeszło przez myśl, aby nadać na imię synowi Ciężka zdrada. Gdy rubryka została zapełniona chłopak uśmiechnął się. Skupił po woli i choć nigdy wcześniej tego nie robił, jedynie czytał, wykonał jutsu przywołania. Spojrzał po chwili na efekt swoich trudów. No cóż był duży, pełzał mu pod nogami i po woli zaczął oplatać sparaliżowane ciało chłopaka. Ten stał spokojnie pozwalając niewielkiemu fioletowemu wężu zapętlić się wokół jego szyi. Gad miał szparowate oczy i co chwila wysuwał rozdwojony język aby lepiej zwietrzyć smak chłopca. Miał duży trójkątny łeb zakończony maleńkimi rożkami. Zasyczał okropnie i rozdziawił paszczę ukazując wielkie jadowe kły. Chłopak opanował lęk i chwycił gada za początek ciał tuż za głową i przytrzymał.
- Sssssss … czego chceszzzzzz.
Wysyczał okropny głos. Chłopak uśmiechnął się.
- Nie będę rozmawiał z pachołkami. Chcę się widzieć z królem.
Wąż zamilkł na chwilkę po czym wysyczał przeraźliwie fałszując śmiech.
-Sasasasa! Kim jesteś Sass, żeby rozkazywać wielkiemu?! Ssss. Żałośni ludzie sss. Wystarczę ja, żeby cię zmiażdżyć!
Uścisk oślizgłe cielska na szyi chłopca zacieśnił się. Ura spanikował na chwilkę, jednak szybko zacisnął uścisk na ciele węża a drugą wolną ręką, choć nadal nie tak sprawną, przycisnął mu kunaia do podniebienia. Wycharczał ledwo słyszalnie.
- Nim mnie udusisz gadzie, wpierw przebije ci łeb!
Wąż na chwilę rozluźnił uścisk, jednak nadal oplatał szyje chłopaka. Ura nie zamierzał negocjować. Przycisnął ostrze do podniebienia węża jeszcze bardziej.
- Puszczaj powiedziałem!
Wąż rozluźnił do końca uścisk i uwolnił ciało genina. Ten jednym ruchem odrzucił go jak najdalej od siebie. Oślizgłe cielsko odleciało kawałek i upadło na dach. Wąż zasyczał groźnie i wlepił swoje gały w chłopca.
- Sssss czego takie dziecko Sass, może chcieć od naszzzzzego roduu?!
Ura uśmiechnął się. Rzekł spokojnie.
- Czy twój pan nie chciałby pomścić swojego ojca, na ostatnim z potomków klanu Uchiha? Zniszczyć klan, który prawie wytrzebił jego plemię?! Ja Jestem gotów mu w tym pomóc!
Wąż zatoczył się, zakołysał. Sens słów nie od razu trafił do niego. Po chwili zamerdał końcówką ogona i uniósł wysoko głowę. Wysunął powoli język i wysyczał dość cicho.
- Ty ! Ssssss pomóc nam! Sasasasa! Niby w jaki sposób!
Ura wściekł się, miał ochotę zabić stworzenie w tej chwili! Jednak uspokoił się. Wyszeptał złowrogo.
- Sprawdź mnie! Poddaj próbie i wyjaw swe ohydne imię!
Wąż pod pełzał bliżej.
- Sssssss. Dobrze. Jeżeli zabijesz jedną osobę, bliską ci, bezbronną, nie mającą szansssss się obornić. Jeżeli zabijeszzzzz ją w męczarniach. Jeżeli skona w strachu przed tobą sssss. Wtedy podpiszemy kontrakt! Ssssss.
Zapadła nie przyjemna cisza. Ura był w szoku! Nie spodziewał się czegoś tak trudnego. Pomimo myśli, które nachodziły go w szpitalu, tak naprawdę nie zamierzał na nikim się mścić. To było nie porozumienie. Nie! Omosa nie mógł się do tego posunąć. Nie był kimś tak złym. Poczuł odrazę do stworzenia, które miał przed sobą. Czy to była cena za potęgę?! O nie, nie miał zamiaru jej płacić. Była zbyt wysoka. Już chciał odmówić. I nagle przed oczami miał spojrzenie Miwy wtedy gdy dostrzegła jak płakał na jednym z tygrysów! Ni! Nie mógł sobie pozwolić na słabość! Pomyślał o swoim ojcu i słowach Hyugi. Nienawiść powróciła ze zdwojoną siłą, wzmożona odrazą do tego stworzenia. Wyciągnął przed siebie kunai.
- Pytałem się o imię ścierwo!
Wycharczał gardłowo. Zwierzę wyraźnie się spłoszyło.
-Doku ssss. Nazywam się Doku.
Nagle do uszu Ury dotarł dźwięk zardzewiałej furtki i soczyste bluzgi na wejściu. A więc wujaszek po całodniowym chlaniu powracał do domu?! Zauważył otwarte drzwi.
- Błe szto gnoj, wraca psi syn do chałupy po dwóch dniach, sukinsyn i wietrzy mi dom! Zapluty śmieciu! Gdzieś polazł tym razem! Wyłaź gnoju! Rozkwaszę ci twój gówniany ryj!
Wujo kopnął z całych sił we framugę drzwi. Te lekko zaskrzypiały. Wszedł do domu wywracając jakąś szafkę.
- Ty kurwi synu! Wyłaź!
Ura usłyszał trzask łamanego krzesła. Nagle brzęk tłuczonego wazonu. Doszedł z jego pokoju! Nie zamknął drzwi! Jedyna szklana rzecz to był portret jego matki. Spojrzał na gada, który leżał zwinięty w kłębek i przysłuchiwał się awanturze. Ura wyszeptał zimno.
- Czy bliski liczy się jeżeli chodzi o linie krwi. Znaczy się pokrewieństwo?
- Sssss. To zależy ssss.
- Brat mojego ojca.
Wąż popatrzył chłopakowi w oczy. Wysunął powoli język i go schował.
- Może być ssssss.

Rano okropna nowina obiegła całą dzielnicę handlową. Biedny Uragiri został osierocony do końca. Jego wujek pan Omosa miał tragiczny wypadek. Spadł po pijaku ze schodów i skręcił sobie kark. Pomimo natychmiastowej interwencji bratanka i wezwaniu służb medycznych, pan Omosa poniósł śmierć na miejscu. To była tragiczna wiadomość. Zaczęto mówić o klątwie krążącej nad rodem rodziny kupieckiej. Wszyscy szeptali i plotkowali na ten temat. Podobno chłopiec Ura załamał się. Nie wychodził z domu. Siedział sam, i nie chciał z nikim rozmawiać. Wysłano wiadomość do jego senseia, że nie zjawi się z powodu pogrzebu na miejscu spotkania. Po południu przyszło pismo od sekretariatu Hokage o przymusowym urlopie dla młodego shinobi.
Co złośliwsi powtarzali, że tylko tak pijak pokroju Omosy mógł skończyć. Najpierw przepił rodzinny majątek, potem wykończył brata i własną żonę. W końcu i jemu alkohol zaszkodził. Nie wielu było takich, którzy potrafili współczuć Urze. Wielu sądziło, że pomimo szoku jaki wywołała tragiczna śmierć wuja, chłopakowi wyjdzie to na dobre.

Ura siedział sam w zamkniętym domu na schodach. Miał twarz ukrytą w dłoniach i śmiał się. Obrzydliwie, szaleńczo, śmiał się sam do siebie. Na schodku obok leżało potłuczone zdjęcie jego rodziny, byli na nim on w wieku 4 lat, jego matka, ojciec, ciocia i wujek, jakże inny niż ten pijaczyna. Ura spojrzał w sufit. Wyszeptał niezwykle rozbawiony.
- Sto lat wujku, sto lat!
I śmiał się dalej.
 
Tasselhof jest offline