Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-01-2010, 23:58   #21
Hellian
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Jeszcze nie miałam okazji wykorzystać tego zaklęcia w prawdziwie niezwykłych okolicznościach. Wolne opadanie ponad sto metrów w dół było już Lotem. I było piękne. Zastanawiam się ile jest jeszcze takich doznań? Równie wspaniałych jak rozkosze miłości. Jasny wkłada dłoń w moją. Ściskam ją delikatnie. Poradzimy sobie mówią moje lśniące oczy i naprawdę w to wierzę. Ork, czujny i uważny, trzyma rękę na pięknej klindze, wcześniej jej u niego nie widziałam. Rękojeść w odcieniu fuksji, perfekcyjny kontrast z zieloną skórą. Mężczyzna, kobieta i dziecko, choć Jasny by mnie odsądził od czci i wiary za to porównanie. Tknięta impulsem wyczarowuję pąsową różę. Podaję ja orkowi.

Może tajemnicą życia jest jego prostota?

Lądujemy i nie jesteśmy sami.

Ojczyzna Bestii pachnie oszałamiająco, słodko-mdlącą wilgocią. Paczula i żywica. Wrotycz i wrzos. Z samego środka ziemi, zapach w białych kłębach. Płynę, gdzieś między węchem a zdziwieniem. Mgła rozwiewa się, widzimy, że w oddali na drzewach rozkładają się zwłoki. Ale nie wszyscy sprawiamy wrażenie przerażonych. Właściwie to chyba tylko ja i Jasny, choć zapewne trzeba nas dobrze znać, żeby to zauważyć. Niebieskoskóra przedstawia się pięknym, spokojnym głosem, jako Moia, mężczyzna - Gorrister, żartuje z sytuacji. Tak szybko zapomniałam o Writtenfallu. Płonę z zawstydzenia.
- Lubię ciasto z jabłkami –szepczę nieco od rzeczy.
Przytomniej odzywa się Jasny. Przedstawia się długim, wieloczłonowym prawdziwym nazwiskiem Tyilai Quantar Rudh Sheofinuiel Jaienas.
- Halla – mówię już głośno i wyraźnie - a on to Jasny.
Ork się uśmiecha się do mnie, kły lekko odsłaniają górną wargę, szeroka pierś unosi się w westchnieniu.
- Wotan – kłania się nieznacznie przed Moią.

Jasny wzdycha, ja za nim. Odynie, panie mój, znowu czuję Twoje tchnienie. Wotan przytakuje Gorristerowi, pcha mnie lekko za odchodzącymi githzerai.
Modlę się w myślach do straszliwego boga wisielców. Niech podaruje nam jeszcze wiele, wiele czasu.

***

Jem grona z chatki wiedźmy. Sok słodkiej, ciemnej winorośli kapie mi na brodę. Znak na dłoni pali. Ork mocno trzyma moją rękę, od chwili, gdy wiedźma prawie mnie przewróciła. Patrzy na pulsujące czerwienią znamię, ma takie samo. Mam wrażenie jakby Bal trwał, a on znowu chciał porwać mnie do tańca. I jakby traktował mnie jak swoją własność. Jest to podniecające doznanie. Choć bardzo się myli. Z kotła pachnie pokrzywa, jarzębina, muchomor, miód i krew. Nie zgaduję czyja, nie znam tej woni.
- Miód Skaldów- szepcze Jasny.
Nie mogę mu nie przytaknąć. Czarownica zdradza, że mam stronicę. Wszyscy patrzą na mnie. Nie wiem, z wyrzutem czy z podziwem. Wyjmuję ją z torby, ostrożnie, nie chcę znowu się pokaleczyć. Sama jeszcze raz patrzę na finezyjny anagram. Wyciągam do reszty rękę z oryginałem, mam też stworzone w pośpiechu kopie, na byle jakim cieniutkim papierze lecz rząd znaków jest taki sam. Wiedźma potwierdza, że nasz los zależy od słów ukrytych w pergaminie. Jasny trzyma się blisko mnie, czuję na skórze jego oddech, znowu nasuwa mi się porównanie z dzieckiem.
-Jasny, stary zbereźniku, trzymaj fason – mówię cicho. Przecież widać, że starucha chce mu tylko napędzić stracha.

Potem wsłuchuję się w wygłaszane przez wiedźmę prawdy. Przytakuję szantażowi, obietnicy niezwykłych doświadczeń. Nie widzę innego wyjścia. Nie przeszkadza mi, że ktoś wytycza za mnie ścieżkę. Cudze wybory odsłaniają cudze rzeczywistości. To niesie cenną odmienność doznań. Mimowolnie patrzę na githzerai, jakby mógł mi powiedzieć gdzie należy szukać zaginionego faktola. Ale szantaż nie wszyscy znoszą dobrze, z gardła orka wydobywa się złowrogi warkot. Czarownica chichocze. Trzęsie się przy tym cała, narośle na jej nosie zdają się żyć własnym życiem. W świeżo wymieszanej miksturze wyraźnie dominuje zapach krwi. W pomieszczeniu robi się zbyt ciepło. Miękną pode mną nogi, słabnę. Ork mnie podtrzymuje. Tonę w jego ramionach, patrzę w górę na groźną twarz i nagle widzę Odyna-Niszczyciela.
- Panie mój – szepczę.

Wiedźma chce mnie napoić z chochli, ork odtrąca starczą rękę. Przepraszam za mojego porywczego bohatera, ale sama też boję się skosztować płynu.
Odbieram od wiedźmy czaszkę.

- Chcesz byśmy znaleźli jego ciało i … – patrzę na staruchę z zaciekawieniem – odcięli głowę? Czy to była tylko metafora?

***

Schodzimy w dół schodami bardzo długo. Spełniają się słowa wiedźmy. Najpierw trochę piecze mnie skóra, ale nie trwa to długo, ogon wyżyna się tempie błyskawicznym. Długi, giętki, grubości mego kciuka, zakończony jasnym, miękkim włosem. Muszę lekko rozedrzeć kusą sukienkę, inaczej wędrowałabym z gołymi pośladkami. Wotan uśmiecha się do tej przemiany. Idzie cały czas za mną. Mam ochotę trzepnąć go po głowie. Robię to, lecz błyskawicznie łapie moją rękę. Ściska nadgarstek. Mi samej chce się trochę płakać. Ale najbardziej martwię się jak ja będę siedzieć. Wypróbowuję na schodach. Ogon zadziera się do góry, mogę nim manewrować, pogłaskać się po karku, sięgam nawet do policzka. Skoncentrowana na swoim nieszczęściu właściwie przegapiam fakt, że Moia tak urosła.

Nie dostrzegam przemian u innych, widać są subtelniejsze od ogona. Jasny gładzi mnie po głowie.
- Wypłacz się – proponuje. Odpowiadam, że potem, nie chcę przyznać się przed resztą do swojego smutku.

***

No i znajdujemy portal, drzwi do Sigil. Ołtarz z urną i napis, w który wczytuję się uparcie, nawet wtedy, gdy cienie odrywają się od ścian a podłoga mięknie. Nie jestem pewna znaczenia, a nie chciałabym doświadczyć pomyłki. Rozglądam się po reszcie w poszukiwaniu pomocy. Cieniste macki utrudniają poruszanie. Zastanawiam się czy można by je odciąć leżącymi na ołtarzu nożycami. Próbuję do nich dojść i spróbować. Moia wyszarpuje nogę z kleszczy mroku, mam za daleko żeby pomóc. Głośno interpretuję strofy. Nie idzie mi za dobrze.

- Nie chcemy umrzeć, czyli nie składamy ofiar? Trzeba znaleźć siebie wśród cieni i …? Spojrzeć? Wtedy coś w nas umrze a drzwi się otworzą? – tego nie chcę na pewno, niech w nic we mnie nie umiera, no może poza ogonem.
- A drugi sposób? Zabić część siebie? Swój cień?

Cieni jest coraz więcej. Zamknęły wyjście z groty. Uparcie zbliżam się do ołtarza.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 12-01-2010 o 00:02. Powód: *tekst zawiera sparafrazowany fragment wiersza Herberta
Hellian jest offline