Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-01-2010, 23:58   #21
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Jeszcze nie miałam okazji wykorzystać tego zaklęcia w prawdziwie niezwykłych okolicznościach. Wolne opadanie ponad sto metrów w dół było już Lotem. I było piękne. Zastanawiam się ile jest jeszcze takich doznań? Równie wspaniałych jak rozkosze miłości. Jasny wkłada dłoń w moją. Ściskam ją delikatnie. Poradzimy sobie mówią moje lśniące oczy i naprawdę w to wierzę. Ork, czujny i uważny, trzyma rękę na pięknej klindze, wcześniej jej u niego nie widziałam. Rękojeść w odcieniu fuksji, perfekcyjny kontrast z zieloną skórą. Mężczyzna, kobieta i dziecko, choć Jasny by mnie odsądził od czci i wiary za to porównanie. Tknięta impulsem wyczarowuję pąsową różę. Podaję ja orkowi.

Może tajemnicą życia jest jego prostota?

Lądujemy i nie jesteśmy sami.

Ojczyzna Bestii pachnie oszałamiająco, słodko-mdlącą wilgocią. Paczula i żywica. Wrotycz i wrzos. Z samego środka ziemi, zapach w białych kłębach. Płynę, gdzieś między węchem a zdziwieniem. Mgła rozwiewa się, widzimy, że w oddali na drzewach rozkładają się zwłoki. Ale nie wszyscy sprawiamy wrażenie przerażonych. Właściwie to chyba tylko ja i Jasny, choć zapewne trzeba nas dobrze znać, żeby to zauważyć. Niebieskoskóra przedstawia się pięknym, spokojnym głosem, jako Moia, mężczyzna - Gorrister, żartuje z sytuacji. Tak szybko zapomniałam o Writtenfallu. Płonę z zawstydzenia.
- Lubię ciasto z jabłkami –szepczę nieco od rzeczy.
Przytomniej odzywa się Jasny. Przedstawia się długim, wieloczłonowym prawdziwym nazwiskiem Tyilai Quantar Rudh Sheofinuiel Jaienas.
- Halla – mówię już głośno i wyraźnie - a on to Jasny.
Ork się uśmiecha się do mnie, kły lekko odsłaniają górną wargę, szeroka pierś unosi się w westchnieniu.
- Wotan – kłania się nieznacznie przed Moią.

Jasny wzdycha, ja za nim. Odynie, panie mój, znowu czuję Twoje tchnienie. Wotan przytakuje Gorristerowi, pcha mnie lekko za odchodzącymi githzerai.
Modlę się w myślach do straszliwego boga wisielców. Niech podaruje nam jeszcze wiele, wiele czasu.

***

Jem grona z chatki wiedźmy. Sok słodkiej, ciemnej winorośli kapie mi na brodę. Znak na dłoni pali. Ork mocno trzyma moją rękę, od chwili, gdy wiedźma prawie mnie przewróciła. Patrzy na pulsujące czerwienią znamię, ma takie samo. Mam wrażenie jakby Bal trwał, a on znowu chciał porwać mnie do tańca. I jakby traktował mnie jak swoją własność. Jest to podniecające doznanie. Choć bardzo się myli. Z kotła pachnie pokrzywa, jarzębina, muchomor, miód i krew. Nie zgaduję czyja, nie znam tej woni.
- Miód Skaldów- szepcze Jasny.
Nie mogę mu nie przytaknąć. Czarownica zdradza, że mam stronicę. Wszyscy patrzą na mnie. Nie wiem, z wyrzutem czy z podziwem. Wyjmuję ją z torby, ostrożnie, nie chcę znowu się pokaleczyć. Sama jeszcze raz patrzę na finezyjny anagram. Wyciągam do reszty rękę z oryginałem, mam też stworzone w pośpiechu kopie, na byle jakim cieniutkim papierze lecz rząd znaków jest taki sam. Wiedźma potwierdza, że nasz los zależy od słów ukrytych w pergaminie. Jasny trzyma się blisko mnie, czuję na skórze jego oddech, znowu nasuwa mi się porównanie z dzieckiem.
-Jasny, stary zbereźniku, trzymaj fason – mówię cicho. Przecież widać, że starucha chce mu tylko napędzić stracha.

Potem wsłuchuję się w wygłaszane przez wiedźmę prawdy. Przytakuję szantażowi, obietnicy niezwykłych doświadczeń. Nie widzę innego wyjścia. Nie przeszkadza mi, że ktoś wytycza za mnie ścieżkę. Cudze wybory odsłaniają cudze rzeczywistości. To niesie cenną odmienność doznań. Mimowolnie patrzę na githzerai, jakby mógł mi powiedzieć gdzie należy szukać zaginionego faktola. Ale szantaż nie wszyscy znoszą dobrze, z gardła orka wydobywa się złowrogi warkot. Czarownica chichocze. Trzęsie się przy tym cała, narośle na jej nosie zdają się żyć własnym życiem. W świeżo wymieszanej miksturze wyraźnie dominuje zapach krwi. W pomieszczeniu robi się zbyt ciepło. Miękną pode mną nogi, słabnę. Ork mnie podtrzymuje. Tonę w jego ramionach, patrzę w górę na groźną twarz i nagle widzę Odyna-Niszczyciela.
- Panie mój – szepczę.

Wiedźma chce mnie napoić z chochli, ork odtrąca starczą rękę. Przepraszam za mojego porywczego bohatera, ale sama też boję się skosztować płynu.
Odbieram od wiedźmy czaszkę.

- Chcesz byśmy znaleźli jego ciało i … – patrzę na staruchę z zaciekawieniem – odcięli głowę? Czy to była tylko metafora?

***

Schodzimy w dół schodami bardzo długo. Spełniają się słowa wiedźmy. Najpierw trochę piecze mnie skóra, ale nie trwa to długo, ogon wyżyna się tempie błyskawicznym. Długi, giętki, grubości mego kciuka, zakończony jasnym, miękkim włosem. Muszę lekko rozedrzeć kusą sukienkę, inaczej wędrowałabym z gołymi pośladkami. Wotan uśmiecha się do tej przemiany. Idzie cały czas za mną. Mam ochotę trzepnąć go po głowie. Robię to, lecz błyskawicznie łapie moją rękę. Ściska nadgarstek. Mi samej chce się trochę płakać. Ale najbardziej martwię się jak ja będę siedzieć. Wypróbowuję na schodach. Ogon zadziera się do góry, mogę nim manewrować, pogłaskać się po karku, sięgam nawet do policzka. Skoncentrowana na swoim nieszczęściu właściwie przegapiam fakt, że Moia tak urosła.

Nie dostrzegam przemian u innych, widać są subtelniejsze od ogona. Jasny gładzi mnie po głowie.
- Wypłacz się – proponuje. Odpowiadam, że potem, nie chcę przyznać się przed resztą do swojego smutku.

***

No i znajdujemy portal, drzwi do Sigil. Ołtarz z urną i napis, w który wczytuję się uparcie, nawet wtedy, gdy cienie odrywają się od ścian a podłoga mięknie. Nie jestem pewna znaczenia, a nie chciałabym doświadczyć pomyłki. Rozglądam się po reszcie w poszukiwaniu pomocy. Cieniste macki utrudniają poruszanie. Zastanawiam się czy można by je odciąć leżącymi na ołtarzu nożycami. Próbuję do nich dojść i spróbować. Moia wyszarpuje nogę z kleszczy mroku, mam za daleko żeby pomóc. Głośno interpretuję strofy. Nie idzie mi za dobrze.

- Nie chcemy umrzeć, czyli nie składamy ofiar? Trzeba znaleźć siebie wśród cieni i …? Spojrzeć? Wtedy coś w nas umrze a drzwi się otworzą? – tego nie chcę na pewno, niech w nic we mnie nie umiera, no może poza ogonem.
- A drugi sposób? Zabić część siebie? Swój cień?

Cieni jest coraz więcej. Zamknęły wyjście z groty. Uparcie zbliżam się do ołtarza.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie

Ostatnio edytowane przez Hellian : 12-01-2010 o 00:02. Powód: *tekst zawiera sparafrazowany fragment wiersza Herberta
Hellian jest offline  
Stary 12-01-2010, 19:37   #22
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Wszyscy przedstawili się krótko. Łaskobójca nie dał im wiele czasu na wymianę towarzyskich uprzejmości. Na szczęście Moia potrafiła szybko zmieniać buty. Potem pobiegła za odchodzącymi. Droga do chatki była urozmaicona, zwłaszcza jeśli chodzi o wisielców, ktoś musiał to traktować jako niezłe zajęcie na zabicie czasu, sądząc po ich ilości. Wprawdzie w szarości jaka spowiła świat w tej godzinie, były one niezbyt dokładnie widoczne, ale zapach nie pozostawiał wątpliwości co do stopnia ich rozkładu. Zdecydowanie lepsze były czaszki, przynajmniej nie wydzielały już zapachu. Wspięli się mozolnie na wzgórze, a potem kamiennymi schodami na wieżę i przez cały czas nikt nie powiedział nawet słowa. To było naprawdę rozgadane towarzystwo.

Potem minęli mały mostek, prowadzący do chaty, a z chaty wylazła starucha i zaczęła swój słowotok. Nawijała pokrętnie, ale przynajmniej zaprosiła ich do środka. Całkiem sporego jak na to, co można by sądzić po skromnym zewnętrzu. Sporego, ciemnego i nieźle zapuszczonego.

Po jej słowach o klątwie i karcie z jakiejś przeklętej księgi, Złota czarodziejka wyciągnęła z torby to, o co wcześniej tak się wściekał Sylen. Jak ona to zdobyła, tak że nikt nie zauważył było naprawdę interesujące. Moia przyjrzała się kobiecie z wyraźną ciekawością, a potem popatrzyła na kawałek skóry, który na chwilę znalazł się w jej rękach i na wypisane na nim litery. Co mówiła ta stara wiedźma? Księga zapisana na ludzkiej skórze? No jeśli to jedna z kat tej księgi, to człowiek z którego ja wykonali musiał być nieźle gruboskórny. Zdecydowanie bardziej przypominała skórę grubego zwierza. Moia już dawno przekonała się, że nie należy wierzyć we wszystko, co ktoś próbuje Ci wcisnąć. Za wielu w życiu spotkała zakłamanych sprzedawców próbujących jej wcisnąć jakieś buble.
Co do samego tekstu, choć litery były normalne przypominało to raczej jakiś bełkot. Ciekawe ile trzeba byłoby wypić, albo czym się sztachnąć, by stało się to bardziej czytelne? W sumie może Halla wiedziała czym ostatnio upajał się Writtenfall, bo skoro dzięki temu zorganizował imprezkę, można było śmiało zakładać że udało mu się to odczytać. Podała skórę dalej. To nie był ani czas ani miejsce by odpłynąć, choć to co pichciła starucha w swoim kotle prawdopodobnie mogło dać niezłego kopa. Nie bardzo rozumiała jej gadkę, dawno nie słyszała by ktoś tyle kłapał trumną i jednocześnie tak strasznie wszystko gmatwał. To pewnie od nadmiaru samotności, w takim miejscu każdy po jakiś czasie musiał zostać ćwokiem. Teraz miała ich i najwyraźniej zaspokajała wielką potrzebę wygadania się, no bo w końcu ile można gadać do obrazu? Chociaż w tych cieniach chyba coś się ruszało. Cokolwiek to było, pewnie było takie nieruchawe, bo zagadała je prawie na śmierć.
No, ale w końcu powiedziała gdzie jest portal, oczywiście nie za darmo. To akurat Moia rozumiała doskonale: Coś za coś. Przysługa za przysługę, czysto i prosto, choć oczywiście nikt nie powiedział ze jednocześnie łatwo. Coś jej mówiło, że zadanie będzie raczej z tych mało przyjemnych. Ciekawe gdzie w Sigil mogły być ciała, które nie trafiły do Grabarzy? Tym się jednak będzie martwić, jak już tam dotrze. Na razie potarła bliznę na dłoni – swędziała, a skóra wokół zrobiła się intensywnie niebieska.
Swoją drogą co to znaczy odkryć swoją prawdziwą naturę?
Popatrzyła na szarą skórę tego, który ją zaraził, ciekawe co z niego wylezie?
Nie było co się martwic na zapas.
Wstali i poszli tam gdzie podobno było przejście. Jeśli stara ich nabrała zawsze zdążą wrócić.
Szary zmierzch i mgła towarzyszyły im w drodze ku przepaści, a potem wykutymi w ścianie schodami. Moja ze zdziwieniem stwierdziła, że idealnie dopasowana suknia stała się nagle przyciasna i dużo krótsza. Gdy stanęli na dnie kanionu górowała pół metra nawet ponad dość wysokim Githem. Doświadczenie było interesujące, choć gdyby pozwolili jej wybierać, zdecydowanie bardziej wolałaby taki piękny ogon jaki pojawił się u Hall.
Ciekawe o co chodziło z tym wierszykiem?
Najwyraźniej kolejna zagadka. Moia nie przepadała za zagadkami. Wolała proste sprawy i zwykłe zamki.
Cienie zgęstniały i rzuciły do ataku. Kto by pomyślał, ze bezcielesne istoty, tak skutecznie potrafią unieruchomić kostkę?
Niebieskoskóra wewnętrzną ironią próbowała pokryć panikę, która zaczynała ściskać ją za gardło. Nigdy nie potrafiła walczyć i nie była w tym dobra. Zdecydowanie bardziej wolała uciekać. Nogi nie dały się ruszyć, a na nią szło jej dokładne odbicie w cieniu. Czy miała się bać własnego cienia? Taki strach nie mógł powstać w sercu łotra. Cień był tym co przynosiło ochronę, zasłonę. Możliwość ucieczki.
Jeśli miała walczyć ze swoim, będącym jej repliką, przynajmniej jedna rzecz była dobra w tej sytuacji – replika ta nie powinna mieć broni...
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 12-01-2010 o 20:35.
Eleanor jest offline  
Stary 13-01-2010, 19:25   #23
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nikt nie zamierzał podjąć innej decyzji, czułe uszy szybko wychwyciły podążające za nim kroki, jedne szybsze, drugie wolniejsze. Nie rozmawiali, to dobrze. Mógł skupić myśli, które przez chwilę mogły wymykać się spod kontroli po ostatnich wydarzeniach. Słowa były zbędne, chociaż słyszał za sobą pojawiające się imiona. Zapamiętał je, po części tylko się domyślając które jest czyje. I nie odwrócił wzroku od chaty nawet wtedy, gdy Kinnokk się z nim zrównała. Cel to było wszystko, na czym się skupiał, segregując w mózgu i przetwarzając potrzebne informacje, w czym pewnie mógłby przypominać modrona, jeśli ktoś widziałby takie procesy gołym okiem oczywiście.

Zbliżając się, miał się coraz bardziej na baczności. Jeszcze sztywniejsza sylwetka, chociaż wydawało się to już niemożliwe. Dłoń błądząca przy rękojeści miecza. Sztywna szyja, ale błądzące na boki czujne oczy, widzące bardzo wiele szczegółów. Nie lubił nieznanego terenu, ale się go nie bał. Nie bał się też tego, kto mieszkał tu najwyraźniej samotnie, chociaż wszystko wskazywało, że musiał to być ktoś niezwykle potężny. I nawet niepozorny na pierwszy rzut oka wygląd nie zmylił Łaskobójcy. Popisywanie się było domeną wszystkich ludzi, zgadywał więc, że to z tej rasy pochodzi wiedźma. Nie zrobiła na nim wrażenia, ale potrafiłby ją szanować. Życie tutaj nie mogło być łatwe. Jej życzenia jednak nie były już takimi, które mógłby zignorować. Ale wolał się nie odzywać. Konfrontacja nie była potrzebna, a próba zmuszenia jej do czegokolwiek odpadała. Wątpił, by jego umiejętności starczyły, należało powiadomić innych. Czerwona Śmierć jeszcze pojawi się w okolicy tej chatki, był tego świadom i zdawało się, że wiedźma także powinna być tego świadoma. Reszta informacji była ciekawa.

Wziął kawałek... skóry, na której ktoś wypisał rzędy literek. Nie zastanawiał się nad tym, zamiast tego chowając do małej kieszonki przy pasie.
-Zastanowimy się nad tym później.
Wszystko należało robić po kolei, bez zbędnego chaosu. Najpierw musieli wrócić do Sigil, potem mogli odczytać stronę z tej tajemniczej księgi. Po co ją w ogóle napisano w ten sposób? Jakiś chędożony skurl musiał się niezwykle nudzić i niezbyt przepadać za światem i jego mieszkańcami. Garl'kazz podejrzewał nawet, że cechowała go szczególna niechęć do kłamców i międzyrasowców. Bo ani on, ani Kinnokk nie zauważyli u siebie takich zmian, jakie zaczęły pojawiać się u innych.

Nie odezwał się w chacie wiedźmy po raz drugi, pozwalając jej szczekać. Nie wykonał żadnego gestu, ani nie zdradził się niczym, gdy mówiła o głowie byłego faktola. Nie mógł się na to zgodzić, nie mógł temu zaprzeczyć, gdyby to była faktycznie jedyna ich szansa. Dostali czaszkę i nawet tutaj milczał, chociaż nie podobało mu się, że wzięła ją jedna z Czuciowców. Należało to oddać komuś o znacznej mocy i sprowadzić tu sprawiedliwość. Kobieta nie łamała prawa jako takiego, ale żądała czegoś, co już mogło podpaść pod któryś z kodeksów Twardogłowych. Zwłaszcza, gdy przypadkowo nawet zaczną rozsiewać klątwę - ktoś w końcu zainteresuje się wiedźmą i wymusi na niej odpowiedzi. Po cóż jej głowa Łaskobójcy? Czyżby przez niego uciekła z Klatki i teraz bała się wrócić? Tylko w Sigil mogły być odpowiedzi.

Analizowanie tego wszystkiego sprawiło, że szedł jak w transie, widząc i nie widząc jednocześnie. Nie uważał zresztą, że ma czemu się przyglądać. Schodów było dużo, a musieli tylko schodzić. Nie było to problemem, nie przeszkadzała śliskość, stromość ani nierówność. Naturalna zręczność pozwalała mu pokonywać mu to z taką samą łatwością, z jaką robiła to i Kinnokk. I gdyby się przyjrzał - większość tych, którzy im towarzyszyli. Zmiany, jakie w nich nastąpiły, już nie mogły ujść uwagi. Wciąż na pewne rzeczy był wyczulony, a ogon, dodatkowe pół metra wzrostu czy szarzejąca skóra rzucały się w oczy. Aż do chwili, gdy cienie zasłoniły świat.
Krótko zastanawiał się nad tym, co należy zrobić. Wszystko oczywiście było marnym wyborem, dlatego właśnie nie lubił portali. Były zdradliwe. Chaotyczne. Nie pozwalały przewidzieć co będzie za nimi. Sięgnął po miecz, a stal błysnęła lekko w ciemnościach. Odszukał swój cień, podobny-niepodobny. Spoglądał na cienistą lewą dłoń. Okaleczenie samego siebie byłoby niezgodne z jego zasadami. Ale mógł uderzyć w cieniste alter ego, falujące w ciemności. Stal świsnęła, celując w najmniejszy palec. Tamten był za wolny, by uniknąć. Musiał być. Garl'kazz nie chciał tu przypadkiem umrzeć, a rany mieć takie, które nie przeszkadzałyby w pracy. I nie miał zamiaru nikomu dawać rad. Co jeśli on się mylił? On nie mógł się mylił. Dlatego uderzał w ciszy.
 
Sekal jest offline  
Stary 13-01-2010, 20:39   #24
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Wizyta u wiedźmy napełniła go przerażeniem.

Zniósłby bez problemu jakąś klątwę porażającą bólem, czy powodującą niewygodę. W Klatce było pełno kapłanów. Niektórzy służyli konkretnym Mocom, inni całym panteonom, jeszcze zaś inni wyznawali konkretne idee. Niewielu z nich jednak nie pomogłoby potrzebującemu, który wsparłby ich niewielką ofiarą. Innymi słowy - tradycyjna sigiliańska szkoła łapownictwa kwitła również w kościołach i świątyniach. Zresztą co tam - w tym tyglu ideologii wystarczyło tylko trochę poszukać, żeby znaleźć jakąś religię, która akurat miała Dzień Zdejmowania Klątw za Darmo, albo akurat przepadała za Tonącymi.

Nie miał natomiast najmniejszej ochoty na stanie się "tym, czym naprawdę jest". Wręcz przeciwnie. Całe jego życie opierało się na udawaniu czegoś, czym tak naprawdę nie jest. Gdy więc część jego skóry nie posłuchała i przyjęła podejrzanie znajomy, szary kolor i gumowatą konsystencję, Gorrister zaczął panikować. Gotów był przyjąć dowolne zlecenie, byle tylko cofnąć klątwę. Nawet, jeśli wiązało się ono z narażaniem się najbardziej zbzikowanej fanatyczce w całej Klatce.

- Głowa Mallina - warknął - Może jeszcze miecz Timlina chcesz do kompletu? Zresztą... umowa stoi. Ale lepiej nie próbuj mnie zjelenić.

Tak naprawdę jednak była to pusta groźba i Gorrister dobrze o tym wiedział.

**

- W zasadzie, to to zadanie jest jak spacerek po Elizjum - stwierdził potem Gorrister - Wystarczy tylko zapytać Alisohn, gdzie odłożyła głowę swojego poprzednika. Jeżeli unikniemy popełnienia jakiejś naprawdę strasznej zbrodni, takiej jak odezwanie się bez pytania, to wykpimy się tylko dziesięcioma latami.

Ostatnimi czasy w Sigil panowała najwyraźniej moda na krwiożerczych maniaków. Straż Zagłady na przykład, postanowiła, jak wdzięcznie określił to jeden z Panów, "postawić na entuzjazm". Dzięki temu Tonących reprezentowała faktolka, której starczyło akurat na tyle opanowania i taktu, żeby nie podpalić Gmachu Mówców. U Przeznaczonych na dobre zadomowił się Rowan Darkwood; jego zwolennicy twierdzili, że jest bardzo bezpośredni i szczery. Rzeczywiście tak było, chociaż Gorrister zawsze wolał określenie "skórogłowy buc z Pierwszej".

Alisohn Nilesia została dobrana według tego samego klucza: ktoś uznał, że ponure dziecko patrzące na wszystkich spode łba jest świetnym materiałem na przywódcę. Sigil dorobiło się dzięki niej kodeksu karnego, który żebraka skazywał na dziesięciolecie ciężkich robót. Jeśli wierzyć plotkom, również wewnątrz frakcji wprowadziła żelazną dyscyplinę, której mogły jej pozazdrościć biesy.

- Tak sobie myślę, że jest lepsze wyjście - stwierdził w końcu - Te zwłoki musiały przejść przez Kostnicę. Możemy sprawdzić w ich księgach. To lepsze, niż wizyta w Więzieniu. Chociaż nie wszyscy pewnie są tego zdania.

Istniało ryzyko, że obecnemu tu przedstawicielowi Czerwonej Śmierci mogło się to całe przedsięwzięcie nie spodobać. W takim przypadku Gorrister był skłonny rozpuścić kilka plotek o Łaskobójcy, który próbował wymierzyć karę nie czekając na sąd: co niewątpliwie bardzo spodoba się Twardogłowym i Guwernatom. Co ciekawe, githzerai jako jedyny z tego towarzystwa nie miał na sobie śladu żadnych przemian. Odporny jakiś?

Planował też po przybyciu do Sigil poszperać po świątyniach. Ostatecznie może znajdzie się ktoś, kto zdejmie klątwę taniej?

**

Portal, jaki znaleźli, był jeden z tych problematycznych. Zazwyczaj klucze były mniej wyrafinowane: jakieś drewienko, żelazny dzwonek, kropla moczu, czy zanucona melodia. Istniały jednak bardziej paskudne przejścia. W Sigil był portal do Ysgardu, który wymagał pozbycia się dwunastu dorodnych rubinów - z wiadomych przyczyn nie cieszył się on wielką popularnością. Z kolei funkcjonariusze Harmonium przez cały czas pilnowali jakiejś nieznaczącej nic kamienicy w Dzielnicy Urzędników - ponoć jej drzwi wejściowe zawierały portal do Dwunastodrzewu w Otchłani. Plotka głosiła, że do jego otwarcia należało dokonać brutalnego gwałtu w pobliżu.

To było jedno z podobnych miejsc.

Z lekkim niepokojem spojrzał na nacierające cienie. Była wśród nich jego kopia: stanęła przed nim wyczekująco. Przez moment Gorrister nie potrafił się zdecydować, co tak naprawdę powinien zrobić.

Wyciągnął sztylet o niemal przeźroczystym ostrzu. Spojrzał najpierw na cień, potem na siebie, potem znowu na niego. I podjął decyzję.

Starannie naciął wnętrze swojej lewej dłoni i podszedł w stronę urny. To była jedna z tych okazji, w których nie warto było wykazywać się skąpstwem.

- Smacznego - mruknął, upuszczając do środka solidną strużkę krwi.
 
Gantolandon jest offline  
Stary 16-01-2010, 22:46   #25
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany

Der König spricht es und wirft von der Höh
Der Klippe, die schroff und steil
Hinaushängt in die unendliche See,
Den Becher in der Charybde Geheul.
"Wer ist der Beherzte, ich frage wieder,
Zu tauchen in diese Tiefe nieder?"

Friedrich von Schiller, Der Taucher


· Garl'kazz · Moia Latch-key · Halla Falster · Gorrister Peldevale
ienie najpierw doskoczyły do Latch-key. Pomimo faktu, że jej cienisty sobowtór nie był uzbrojony, rzucił się na nią, z wyraźnym zamiarem uduszenia jej. Merkant był na tyle zręczny, że zdołał oswobodzić się z macek, które dotychczas przykuwały ją do podłogi, jakkolwiek zapłaciła paroma średnimi ranami na plecach to starcie. Każdy bowiem z cieni miał coś, czego żaden z drużyny nie miał – za wyjątkiem Falster – to jest parę sporych szponów.
Za każdym razem, gdy Garl'kazz uderzał, szczeliny i pęknięcia pojawiały się na wewnętrznej ścianie jaskini. Nieledwie niczym parzona i palona skóra, podwoje portalu rozwierały się. Nadal jednak nie na tyle, aby można było widzieć cokolwiek po drugiej stronie.
Falster dostała w głowę całkiem niezłym drapnięciem, jednak nie od swojego cienia, ale od cienia Peldevale'a. Krew bryznęła strumieniem, a jej pojedyncze krople zwilżyły brzegi urny, która wchłonęła w siebie całkowicie krew. Peldevale dokończył roboty: Zaciąwszy się, uronił sporo krwi do urny, tak, że znacznie przyspieszył proces otwierania portalu.
Pomimo to, githzerai nie uchronili się, gdy moc cieni słabła i malała. Wyglądało na to, że właśnie tak aktywowała się klątwa u githów: Zarówno Kinokk, jak i on poczuli przeraźliwy ból głowy, zaś tak jak krew wyciekała z rany Falster, tak z prawego ucha Garla zaczęła się sączyć posoka.
Portal prawie był otwarty. Zanim jednak całkowicie się otworzył, na scenę wkroczyło coś, co zeskoczyło ze sklepienia.
- O-ho!? - wrzasnął stwór. - Tępogłowe skurle prawie wpisane do Księgi? Za dużo ran by było?
Małpi kształt pomknął w kierunku urny, za którym już biegł jego własny cień. Zielona mała, jak zauważyła Moia, była zaopatrzona w większe nawet od Falster pazury, którymi odcięła sobie kawał ogona. Wrzuciwszy do urny, cienie rozpadły się na kawałki, jednak wcale nie zostały wciągnięte przez szczeliny, z których wyszły. Cień githzerai, to jest Łaskobójcy, zassał je wszystkie, przez co wzrósł ból jego głowy.
W tym samym czasie portal się otwierał. Pęknięcia mnożyły się, jak gdyby były pajęczyną plecioną przez pająka, odłamy skalne kruszyły się i odpryskiwały. Wkrótce, na wielkim gruzowisku, powstało wejście przypominające otwór studni, jednak można było po drugiej stronie zobaczyć pomieszczenie, przypuszczalnie gdzieś w Sigil.
Mała bestia, która w mroku dotychczas przyglądała się ich zmaganiom, drapała się teraz owłosioną ręką po małpiej twarzy. Sympa, jak się przedstawił nieznajomy, w każdym calu swojej małej postaci urągał temu, kto patrzy. Wielkie, wytrzeszczone oczy natarczywie wgapiały się w każdego, kto tylko spojrzał w jego stronę. Kontrastowały one z małym, szpiczastym nosem, który zwisał nad uśmiechniętą od ucha do ucha paszczą, którą cechowały rzędy ostrych jak brzytwy kłów. Uszy także były karykaturalnie wielkie, mięsiste. Cała jego postać była pokryta gęstym, zielonym futrem, które nie sięgało tylko do podeszew stóp i rąk. Te ostatnie były o wiele za długie jak na ciało i sięgały aż do ziemi. Kreatura nie kłopotała się z odzieniem, pokaźny kutas zwisał luźno. Głos był, podobnie jak zęby, ostry i przenikliwy. Co gorsza, kończył każde zdanie znakiem zapytania.
- Gdyby nie Sympa, to by pędraczki się nie przedostały do Sigil!? - zakrzyknął. - Chociaż Sympa poświęcił swój własny ogon? I próbował uratować biednych skurli? Ha? Sympa wie, co to ofiara, oj, wie?
W przeciwieństwie do słów, które mówił Sympa, jego ogon natychmiast przestał krwawić, pomimo faktu, że szpony były jeszcze mokre od jego własnej krwi. Był przy wszystkich swoich ruchach niesamowicie zręczny. Dość zręczny, by umknąć toporowi orka.
- Psie nasienie! Wynoś się, skąd przyszedłeś!
- Jak to!?
- zaperzył się małpolud. - Sympa taki samotny, Sympa potrafi się odwdzięczyć? Sympa już się odwdzięczył?
- Co?
- zamrugał eldarin.
- Gdyby nie przyszli do tego portalu, to Sympa byłby na zawsze uwięziony? W komnacie, gdzie lęgną się cienie? A tak? A tak?
W tym momencie cwaniacki uśmiech, który dotychczas gościł na twarzy coure, spełzł.
- Pewnie łże. Któż wie, co to za bestia. Nigdy czegoś takiego nie widziałem.
- Pewnie!? Sympa wyjątkowy!?

Ork spróbował kopnąć zieloną małpę, która wahała się tylko przez chwilę, czy uciec. Kiedy na głowę Sympy spadł jeden z potężnych kamaszy orka, Kinokk zawołała:
- Dość! Przecież nie wiesz, czy to stworzenie naprawdę nie chce się nam wywdzięczyć!
- Za co?
- mruknął tamten. - Bydlę jedne.
W jednej chwili powietrze zatrzeszczało, gdy Kinokk użyła mocy psionicznej. Ork się zachwiał i chciał odparować, ale rozmyślił się; nie chciał zadzierać z Garlem. Za to splunął.
- Niech i tak będzie. Jak szkoda będzie, to nie moja.
Kinokk zwróciła się do Garla. Widział, jak błysnęły jej oczy – t e g o jeszcze nie przeżyła.
- Chciałabym, aby został.
Kinokk wiedziała, że Garl nie opatrzy tej sytuacji większym komentarzem. Znała jego małomówność, a zresztą, rzecz była zbyt oczywista. Nie liczył się stwór, Sympa, jak się sam nazywał, ale możliwość bytowania z nim. Przeżycia tej okazji. W tym momencie tylko to się liczyło.


· Sigil
Roztrzaskane kawałki cegieł, tynku i bloków skalnych posypały się tak prędko, jak oni spadli na posadzkę. Wyglądało na to, że znaleźli się w pomniejszej uliczce, jednak nie mogli teraz stwierdzić na pewno, skoro ponad nimi znajdowała się spora warstwa gruzu. Portal wyrzygał jeszcze z siebie parę cegieł i odłamków – githzerai i ork dostali parę razy w głowę, jednak, na szczęście, na tym się skończyło. Zamykający się portal znajdował się teraz nad nimi. Grawitacja odwróciła się natychmiast, skoro tylko przekroczyli międzyplanarne drzwi.
Mała piwniczka była całkowicie opuszczona, znajdowały się tutaj tylko rozwalone i zbutwiałecornugon sprzęty, takie jak beczki i obręcze od nich. Były schody, które prowadziły w dół, do PodSigil, jednak z góry dobiegał normalny gwar, którego należałoby się spodziewać w Wielkim Bazarze.
Gdy niektórzy mieli już nadzieję, że to, co przyczepiło się do nich na Ziemiach Bestii, tak naprawdę nie ma zamiaru z nimi iść, Sympa rozwiał ich nadzieję. Cegły portalu zwijały się jak żywa tkanka, kurz zstępował na swoje miejsce, cegły, które pierwotnie były spadły na głowy, wracały, ruszając przez powietrze i układając się dokładnie w takim samym miejscu, gdzie były na samym początku. Wkrótce nie pozostała nawet szczelina. W miejsce portalu został tylko mały znak, który wskazywał na Ziemie Bestii.
Wystarczyło parę kroków, aby znowu zobaczyć Sigil. Znaleźli się nie, jak by na początku to wskazywało, na Wielkim Bazarze – wszak świadczyłby o tym gwar – ale na placu egzekucyjnym niedaleko Więzienia Łaskobójców. Wystarczyło wyjść z opuszczonego budynku, aby stwierdzić, że stara wiedźma nie kłamała, a oni naprawdę znaleźli się w Sigil, takim, jakie znali.
Dość było popatrzeć na jedną, charakterystyczną roślinę, która oplatała budynek, z którego wyszli – ostrorośl o kolcach podobnymi brzytwom. Lekko żółta mgła, która była pewnie przyleciała z Niższej Dzielnicy opadła niskim oparem, tak, że nie mogli ujrzeć zwyczajnej drugiej strony torusa, to, co zaś było w górze, było mieszaniną szarości i żółci. Z czegoś, co tępaki nazywały niebem, padał lekki deszcz. Pomimo to, mogli ujrzeć zarysy ostrych wież i zbrojonych budynków, z których parę tylko było dostatecznie blisko, by odróżnić parę z Wielkich Domów. Przede wszystkim jednak na plan pierwszy wysuwało się obskurne więzienie.
Jak można było poznać, minęło już dobre parę godzin od Szczytu, zatem Sigil z wolna pogrążało się w mroku, co dodatkowo podkreślało światła strażnicze jaśniejące dniem i nocą ze strony więzienia. Same światła, jak pamiętał Garl, były magiczne, a przez to istniejące o wiele dłużej niż strażnicy, które je podtrzymywali; lampy istniały, oświetlały tak długo, dopóki żelazo nie rdzewiało i nie upadało z blanków. Choć możliwe było, że niektóre gięły się od naporu krzyżyków, które wyżłabiała każda nowa ręka, która je nosiła.
Plac, czy, mówiąc dokładniej, Dwór Bólu, jak zwali go mieszkańcy Klatki, był rozległy na tyle, by niosły się na nim echa pospiesznie wymienianych szeptów, rozmów, urywanych śmiechów i całej tej pospiesznej gadaniny, którą można było usłyszeć tylko i wyłącznie tutaj. Pomylili się, biorąc Dwór za Wielki Bazar, gdzie rozmowy były nieskrępowane i dotyczyły tylko brzęku. Tutaj rozmowy docierały także do ciekawskich uszu, które były ubrane w czarne i czerwone zbroje. Jeden tylko głos mówił z łatwością. Głos. Oprowadzacz.
- Łaskawy panie – ciągnął pewien wysoki merkant, złośliwie uśmiechnąwszy się do Moi w zbyt obcisłym ubraniu. Mówił on do swojego klienta. – Nie zwracaj uwagi na męty, tylko spójrzże na atrakcję. Oto widzisz jedną z rzadkich egzekucji w Sigil. Dopłać jeszcze, a wywiem się dla ciebie, kiedy będą wyrma karmić. Zazwyczaj wieszają, a i to nie na Dworze Bólu, musi zatem to być ktoś znaczny. Oni zginą od miecza.
I była to prawda. Kat w czarnym kapturze już ostrzył krótki, przeznaczony do egzekucji miecz. Opodal stały haki na sznury, jednak tego dnia nie wisiały na nich pętle. Jako że było dość ciemno, elewację oświetlały liczne pochodnie. Iskry idące w dalej, żar i mgła sprawiały, że z daleka kat wyglądał niemalże mitycznie, iluzorycznie, nieledwie jak duch i iluzja.
Dwóch krzepkich czeladników wprowadziło dwie postacie – kobietę i mężczyznę. Z daleka trudno było rozpoznać, jakiej są rasy, bowiem byli ubrani w zwykłe, więzienne drelichy, a dystans rozmywał twarze.
- Mawiają – kontynuował merkant, który wyłączył ze swojej świadomości czwórkę – że ci, którzy są właśnie ścinani, zostali skazani – wyszeptał - przez konspirowanie przeciwko Pani. Oby Jej Cień omijał cię zawsze, krwawniku! Cokolwiek zrobili ci, nie dowiemy się niczego więcej, poza tym, że cień tej sprawy na zawsze chyba już pozostanie w głowie Nilesii, faktolki Czerwonej Śmierci. No i Guwernantów, którzy osądzili tych biednych skurli.
Biały abishai kiwnął głową i sypnął garść brzęku w ręce oprowadzacza, a ten kontynuował. W tym samym czasie karki dwóch ustawiono na pieńkach.
- Czaj to, krwawniku, bo to nie szpicowane smuty. Ostatnio w Klatce leci śpiewka, że pozbyli się faktola Tonących. Jeszcze nic nie wiadomo, ale już niektórzy o tym trukają. Mało tego, niektórzy już mówią o o s k a r ż e n i a c h...
Przerwał, gdy głowy już zostały odcięte i spadły do zakrwawionych koszy.
- Idźmy do Złotego Bariaura – zaproponował abishai.
- Przedni pomysł! Wskażę tylko drogę...
Poszli. Czwórka została sama. W tym samym czasie tłum z wolna rozchodził się, skoro widowisko się skończyło. Przy szafocie kręcili się Martwi, Łaskobójcy i Harmonium, którzy rozmawiali ze sobą po dobrze skończonej robocie. Kat zamarudził i także stał, urządzając swoje sprawunki. Zapewne mieli odnieść ciało wprost do Kostnicy, póki co, rzeczy odkładały się, a wóz wypełniony trupami czekał, roznosząc smród.
Byli w Dzielnicy Pani; poza Dworem Bólu, który i tak się już wyludniał, było tutaj opustoszało, jeśli chodzi o główne ulice. Reszta była tak samo poskręcana i zagmatwana jak wszystkie uliczki Sigil. Gdzieniegdzie przelatywała także zwiewna sylwetka dabusa, który i tak nie miał czasu, aby zatrzymać się w toku swojej niekończącej się pracy. PrzeciwSzczyt zbliżał się szybko.


· O poszukiwaniach Gorristera

- Ta klątwa? A weź, odszpicuj się. W życiu nie widziałem takiego świństwa. Skąd żeś to przyniósł? Że co? Satyr? Kartka? Dotykać...? Pfy! Odsuń się!
- Na honor, jakkolwiek się nazywasz! Wiedz, że nigdy nie widziałem podobnego znaku, jednak, na moją świętą tarczę i na złoty znak, mogę za garść brzdęku znaleźć dla ciebie kapłana, który znajdzie dla ciebie cokolwiek zechcesz. Co? Że to nie garść? Ależ, panie, chyba nie wyobrażasz sobie...
- Wiym, widzioułech tyn znok. To było tedy, jak zech se czerepy łotwiyrouł. Na nikierych były taki znoki. A wiysz, słysołzech, że po Sygyl chodzom taki krwawnyki, co z Milczoncymi mogom se pogodać. A jo ich znom. Chcysz widziyć?
- To doprawdy interesujące, ale skurl się, głupi dziadzie.
- Aknos nigdy klątwiszcza nie widzieć. Nie słyszeć. Aknos zrobić może nie.
- Klątwy? Nie, nie wiem. Ale za to proponuję przepyszny destylat na bazie wody ze sfery wody, podgrzewany ogniem ze sfery ognia i zmieszany z ziemią.
- Zapisałem do księgi. Mówisz, że klątwa? Możemy pomyśleć, co z tym zrobić. Daj mi na to trochę czasu. Dwa tygodnie. Może jeden, jak dorzucisz brzdęk. Ile? No, dogadamy się, przecież ja nie taki macher, co by cię skórował...
- Klątwiarz! Klątwiarz! Straż! Straż! Straaaaż!
- Dziecko-ziemi-i-księżyca-bądź-błogosławione-za-brzemię-które-nosisz-bowiem-jest-tylko-ono-jednym-z-wielu-doświadczeń-które-przybliżą-cię-do-poznania-prawdziwej-natury-Wieloświata-i-doprawdy-nie-powinieneś-jej-zdejmować-albowiem...
- Posmaruj mi. A potem dopiero pogadamy.
- Skoro jesteś zaklątwiony, to nie pomyślałeś, że klątwa też człowiek? Może stało się tak, że klątwa specjalnie odwodzi od ciebie tych, którzy mogą cię z niej wybawić? A zresztą...
- Knebel. Nie widzisz, że Twardogłowi tam stoją. Co mówiłeś? Coś o mątwach? Słuchaj, jeśli chcesz mieć niezły zarobek, to niedługo w Ulu będzie się szykować nasze małe powstanie, hyhy.
- Nie! Tak! Glaur więc zrozumieć nie grypsem od niego poszedł won. Nie ćmachać mól słońca. Myśmy wiele hau-hau-hau! Dźbągle na wole skore do pomocników. Zrozumieć buchnął masakra Pentar szukać łajać taić. Poszedł raić!
- Widzisz, wielmożny panie, my nietutejsi...
- Jesteś Tonącym, prawda? Więc skoro wszystko według was zdycha, to weź i ładnie się wpisz do Księgi Umarłych. A jeśli jeszcze będziesz tutaj stał i kłapał trumną, to ci pomogę dostać ładny wpis. Za darmo.


 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 17-01-2010 o 10:01.
Irrlicht jest offline  
Stary 17-01-2010, 21:25   #26
 
Gantolandon's Avatar
 
Reputacja: 1 Gantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodzeGantolandon jest na bardzo dobrej drodze
Nareszcie w Sigil. Po takiej przygodzie nawet Dwór Bólu wydawał się miłym miejscem.

Trudno było powiedzieć, dlaczego egzekucje przyciągały tylu widzów - oprócz karmienia wyrma, wszystkie były nudne. Nawet wieszanie nie przynosiło mu wielkiej radości. Wyjątkiem był jeden raz, dobrych dziesięć lat temu. Wtedy sznur puścił, biedny skurl przeleciał przez zapadnię... i puścił się pędem w tłum, wymijając zaskoczonych przechodniów. Co prawda zdybano go błyskawicznie, ale przynajmniej zrobiło się weselej.

Przy ścięciach nie można było liczyć nawet na to. Gorrister nie przyglądał się więc nawet zbytnio. Bardziej interesowały go śpiewka merkanta. Pentar zniknęła?

Oczywiście mogło to oznaczać wszystko. Mogła wybrać się gdzieś, realizując któryś ze swoich zbzikowanych planów. Albo zostać porwana. Dostać się w Labirynty - jeżeli wśród faktoli ktoś miał potencjał do rozjuszenia Pani, to tylko Pentar. Najbardziej prawdopodobne jednak było, że to tylko flama oprowadzacza, który liczy na brzdęk. Zresztą - jeżeli ukochana faktol zniknęła, to tylko lepiej. Może wreszcie frakcja wróci do stanu względnej normalności.

- Cóż - Gorrister wzruszył ramionami - Chcecie, to popatrzcie sobie, może jeszcze kogoś powieszą. Ja się ubawiłem już na dzisiaj. Idę na swoje leże. Proponuję spotkać się jutro, coby obgadać to wszystko przy żywicy. Sami wybierzcie, gdzie i kiedy dokładnie. Miło by było, jakby nie zbierali się tam Twardogłowi, Czerwona Śmierć, czy biesy. I, na litość Mocy, nie "Koło Fortuny".

Poczekał chwilę, aż coś ustalą i odszedł krokiem człowieka, który marzy o balii z gorącą wodą i pościeli. Oczywiście miał nieco inne plany, ale nie widział powodu, żeby ich w to wtajemniczać.

**

Poszukiwania zakończyły się kompletnym fiaskiem. Wyraźnie nie był dzisiaj w formie. Klątwa tak go przygnębiła, że z roztargnienia dał się naciągnąć na mrocznie wyglądającą księgę w oprawie z czegoś, co przypominało ludzką skórę. Po otwarciu okazało się, że jest to ekskluzywne wydanie "Swawolnej Chiryn z Otchłani", podrasowane nieco iluzjami. Ryciny w księdze z pewnością ucieszyłyby przeciętnego czytelnika, Gorrister jednak nie miał jednak z nich wielkiego pożytku.

Teraz siedział w swoim biurze z nadzieją, że druga część jego planu pójdzie lepiej. Drzwi zostały już starannie zamknięte, podobnie jak okiennice. Jedynym źródłem światła były cieknące świece w prostym, stalowym świeczniku. A na stole leżały już starannie posegregowane księgi - w zasadzie, to kupki papieru oprawione przez kogoś, kto nie ma o tym zielonego pojęcia.

Na wierzchu jednej z nich widniał napis "Frakcje".

Te księgi w sumie mogły mu zapewnić stałe zainteresowanie Harmonium. Nie było powodu, aby uczciwy obywatel gromadził dane szeregowych członków innych frakcji: imiennych i faktotów. Zwłaszcza jeśli chodziło o ich zwyczaje, upodobania i cechy osobowości. Gdyby wpadły w niepowołane ręce, czekałoby go długie i interesujące śledztwo.

W dodatku ktoś bystrzejszy mógłby wpaść na to, że wszyscy osobnicy zapisani w księgach wyróżniają się kilkoma cechami. Wszyscy mieli stosunkowo niską pozycję, żaden z nich nie miał licznej rodziny, ani znajomych. Tak naprawdę bowiem nie było w nich niczego szczególnego, poza tym, że niesamowicie łatwo było ich zastąpić.

Gorrister starał się w każdej organizacji znać co najmniej dziesięciu takich.

Teraz przeglądał Grabarzy. Na nieszczęście, nie dbał zbytnio o nich wcześniej i teraz za to płacił. U Przeznaczonych i Czuciowców znał co najmniej kilka dobrych "punktów wejścia" (to mu przypomniało, że powinien był pogadać chwilę z Moią i sprawdzić, czy nadałaby się na następny). Wśród Grabarzy większość była bezużyteczna: Trzech Zbieraczy, jakiś wytwórca nagrobków i człowiek, który dostarczał do Kostnicy wędzone mięso - i to wcale nie byli ci najbardziej bezużyteczni.

Najbardziej obiecującą kandydaturą był niejaki Ellarion Suraviel, elf zajmujący się przygotowaniem zwłok do pogrzebu. Mieszkał w pobliżu Kostnicy, miał dostęp do środka i - być może - miał jak zapuścić się w okolice archiwów. Oczywiście pozostało pytanie, jak go dorwać. Podejście "na ślicznotkę" nie przydawało się z reguły w wypadku Martwych. Trzeba było skorzystać z jakiegoś subtelniejszego sposobu.

Gorrister otworzył zamek i wszedł na zaplecze. Było tam wszystko, czego mógł potrzebować. Ubrania męskie i damskie, bielizna, pancerze i broń...

Jeszcze kiedy wchodził do środka, jego ciało zaczęło się topić. Włosy skróciły się znacznie i wyprostowały. Były przetłuszczone i lepiły się do siebie. Nos wydłużył się, usta spłaszczyły. Jedno z oczu zapadło się do środka, pozostawiając po sobie pusty, przecięty blizną oczodół. Ręce wydłużyły się nieco, a sylwetka zgarbiła.

Postać w ubraniu Gorristera podeszła do lustra i posłała swojemu odbiciu szczerbaty uśmiech.

Zerwała z siebie ubranie i wdziała coś bardziej odpowiedniego: proste, skórzane spodnie, postrzępiona koszula i płaszcz. Na brakujące oko nałożyła przepaskę. Do tego jeszcze zakrzywiony nóż i proszę - oprych niemal żywcem wyjęty z Dzielnicy Ula.

Nazywał się... niech będzie Tarlin. "Kukacz" Tarlin. Był krewniakiem Krzywego Sida, któremu elf podejrzanie podobny do Suraviela wisiał masę brzdęku. Pociął jego dzwonkiewce twarz i Sid jest teraz najeżony. Chce mleczka, albo jego jaj i kutasa na tacy.

Nikt sie nie zdziwi, jeśli po spotkaniu z takim człowiekiem elf zniknie na jakiś czas z ulicy. Nikogo nie powinno zaskoczyć, jeśli zrobi się nagle nerwowy i zacznie przesiadywać w Kostnicy nieco dłużej niż zwykle. A jak go przyłapią, ma zawsze wiarygodną flamę do sprzedania.

Zaplecze miało również tylne wyjście. To był dobry moment, żeby z niego skorzystać.
 
Gantolandon jest offline  
Stary 20-01-2010, 10:55   #27
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Nagły ból, paraliżujący zmysły, ogłupiający i ogłuszający niczym bijatyka w Ulu.
Niematerialne cienie, kąsające niczym materialne drapieżniki.
Krew i portal, chaos i zielona małpa.
Niewzruszony githzerai, operujący mieczem z wprawą i nieprzyjemnym grymasem na brzydkiej twarzy. Posoka powoli sącząca się z ucha dopełniała obrazu.
Tak więc miała działać klątwa na jego rasę, przez wieki wykorzystywaną przez Illithidów. Czym byli naprawdę? Kim? Niewielu to wiedziało, może nawet nikt. Nie znali bogów, bo bogowie nic im nie pomogli. Usta Garl'kazza znały tylko jedną modlitwę, w której część składały się w chwilach najgorszych prób.
Nigdy nie płacz; ból jest porzuceniem słabości. W próbie bólu, rośniesz w siłę, dzięki czemu możesz być wolny. Złamane kości zdrowieją i są nie do złamania; takim bądź i ty sam
I takim był, bowiem inny być nie potrafił. Nie żył w chaosie, jak większość krewniaków, żył w swoim własnym świecie prawa, gdzie słuchanie rozkazów było drogą do czegoś większego. Wypełnianie ich co do joty nie było już konieczne. Przeszedł przez portal ze spokojem, ale i z bólem uniemożliwiającym swobodne myślenie.

Miejsce do którego trafili całkiem mu się podobało. Było blisko do odpowiedzi, a przynajmniej do pytań, które należało zadać. Wiedźma chciała głowy, ale nie wyrzekła tego jako prośby, a githzerai nie słuchał rozkazów, był głuchy na szantaż a jego odpowiedzią był miecz unurzany we krwi. Oczywiście doskonale również wiedział, że sam nie da rady, ale nie miał nic przeciwko naginaniu prawdy. Uważał się za wolnego, może błędnie, ale wszystko to rozgrywało się na poziomie jego umysłu. Na wiedźmę można było zapolować, może to ona przyczyniła się do śmierci poprzedniego faktola? Wielu by uwierzyło.
Teraz, gdy klątwa ukazała swoją siłę, musiał zająć się najpierw nią. Wysłuchał paplaniny Tonącego i skinął mu głową. Niewielu z jego frakcji ufał w jakimkolwiek stopniu, o ile jakiemuś w ogóle.
-Przed następnym szczytem, w Dwunastu Faktolach. Głośno, ale musimy wymienić śpiewkę bez zbędnych uszu.
Nie musiał dodawać, że lepiej, jak wszyscy się zjawią. Zwłaszcza ta, której wyrósł ogon, gdyż to ona wzięła czaszkę, jedyną ich więź z wiedźmą. Prócz tego portalu, który jak to zwykle w Klatce, otwierał się pewnie tylko w jedną stronę. Sam Garl'kazz ruszył w stronę Więzienia, przez chwilę ciągnąc ze sobą Kinnokk.
-Spróbuj dowiedzieć się, czy któryś kapłan nie zna tej klątwy i czy nie może coś z nią zrobić. Ta Halla, powinnyście się dogadać. Potem odpocznij. I zabierz małpę.
Patrzył przez chwilę, jak odchodziła. Potem zanurzył się w ciemnym wejściu siedziby jego frakcji.

Siedząc w niewielkiej, prostej celi, służącej mu prawie za kwaterę, zastanawiał się przez długie chwile nad kartą z księgi, napisaną w dziwaczny, niezrozumiały sposób. Domyślił się co trzeba zrobić, oraz w jaki sposób skonstruowano szyfr, tylko to niewiele zmieniało. Wydawało się, że rozpoznał kilka słów, ale nie mógł się skupić, a ból wydawał się tylko narastać, wraz z każdą próbą i każdą minutą. Poddał się jednak dopiero po długim czasie, uznając, że ból musi najpierw ustać. Przed odpoczynkiem rozesłał jeszcze wici. Zdecydował się nie poruszać swoich kontaktów w Straży Zagłady, z tego mogło nie wyjść nic dobrego. Za to w zasięgu miał najprostsze sposoby, bezpośrednie pytania do Łaskobójców. Wysłał więc prośbę o spotkanie z faktolką, zdając sobie sprawę z ryzyka. Postanowił również odwiedzić faktotum Eleę, prowadzącą rejestry i spisującą imiona Czerwonej Śmierci. Ona też ich wykreślała. Jeśli nawet nie znała dokładnych przyczyn, to mogła przynajmniej wiedzieć, kto potwierdzał śmierć Malina. Warto też pewnie będzie się rozmówić ze starszymi strażnikami Więzienia. Ale to wszystko potem, najpierw był czas odpoczynku. Umysł musiał być sprawny.
 
Sekal jest offline  
Stary 20-01-2010, 23:33   #28
 
Eleanor's Avatar
 
Reputacja: 1 Eleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputacjęEleanor ma wspaniałą reputację
Głupi sobowtór miał przewagę szponów i potrafił z nich zrobić dość nieprzyjemny użytek. Dziewczyna próbowała się mu wyrwać i dobiec do stołu. Już sobie myślała, że bez ofiary w postaci nożyczek wbitych w jakąś newralgiczną część anatomii się nie obejdzie, gdy Gorrister a potem jakiś zielony stwór, wykupili przejście za cenę kawałków swojego ciała. Szybko weszła w portal nie czekając na decyzje czy debaty pozostałych. Nie wiadomo było przecież na jak długo się utrzyma i czy przepuści wszystkich chętnych. Z portalami nigdy nie było wiadomo do końca na jakiej zasadzie działają. Wolała nie ryzykować pozostania na ziemiach bestii.
Potem wysłuchała co mieli do powiedzenia, przytaknęła głowa akceptując miejsce spotkania i pospiesznie udała się do miejsca, które obecnie traktowała jako swoją kwaterę.

***

Dom. Słodki dom! Pomyślała Moia wdychając charakterystyczną mieszankę zapachów Sigil. Choć nie urodziła się tutaj, żyła na tyle długo, że to właśnie miejsce stało się jej domem. Z całkiem świadomego wyboru. Jak na inne miejsca w sferach było całkiem przyjemne i bezpieczne.

Wieczorowa suknia, którą miała tego dnia na sobie, nie wytrzymała trudów ucieczki, przemiany i walki z cienistym sobowtórem. Zwisała w smętnych strzępach na dość znacznie powiększonym ciele, niebieskoskórej dziewczyny. Zdecydowanie należało się przebrać w coś bardziej trzymającego się całości.
Jedno było pewne: Na takie gabaryty znalezienie odpowiednich portek, nie będzie sprawą łatwą. To Moia wiedziała już od momentu, gdy za obcisła suknia zaczęła jej się wrzynać w ciało, a potem pękać. Może to i dobrze, że nie urosłą tylko w górę, bo przy swojej dotychczasowej wadze przypominałaby kogoś z rodziny pajęczaków. Tylko jeszcze dwa dodatkowe odnóża i mogłaby z powodzeniem udawać gigantycznego pająka. Z trudem zapięła guziki spodni wciągając powietrze. Nigdy nie miała problemów z nadwagą i teraz dopiero zrozumiała co czują elegantki próbujące wtłoczyć swe obfite wdzięki do gorsetów. Nie żeby od razu była gruba, po prostu należało zakupić nowe spodnie, nieco szersze w biodrach i o znacznie, zdecydowanie znacznie dłuższych nogawkach. Kiedy w końcu dopięła ostatni guzik i schyliła się by założyć buty, wiedziała już, że ta walka była bezcelowa. Długie pęknięcie z tyłu całkowicie wykluczało ich użyteczność, tym bardziej, że przy jej obecnym wzroście, większość populacji Sigii będzie miała ten detal jej anatomii dokładnie na wysokości wzroku.
Nie miała wielu damskich ciuszków. Zdecydowała, że kupi coś po drodze odpowiedniejszego i wygodniejszego. Teraz jednak była niestety skazana na kusą spódniczkę, w której prezentowała się zazwyczaj klientom. Jednak na wybrzydzanie nie miała czasu. Moia bowiem miała już pomysł gdzie udać się po radę co do sposobu pozbycia się klątwy, albo chociaż zyskania kilku użytecznych informacji. To teraz było najistotniejsze:
Stary Hiram, był obleśnym capem, ale naprawdę znał się na swojej robocie. Jego skrzynia, a w zasadzie nora w dość zakazanym rejonie Ula, wyraźnie wskazywała, że nie wszystko co robi jest całkowicie legalne i w stu procentach bezpieczne. Moi to nie przeszkadzało. Kiedyś słyszała, że wszystko co najlepsze jest albo nielegalne, albo niemoralne, albo tuczące. Nielegalnie zdobywała jedną część swoich dochodów, niemoralnie drugą, a przytyć nie przytyła nawet grama, niezależnie od tego ile jadła.... no może do dzisiaj, ale urosła proporcjonalnie, więc w zasadzie to się nie liczyło.
A niebezpieczeństwo? Było częścią jej istnienia, jak oddychanie czy wydalanie. Przyzwyczaiła się do niego i czasami nawet odczuwała coś co inni przenosili na dziedzinę seksu: Całkiem przyjemne uczucie pobudzenia.
Mimo prowokacyjnego stroju, nikt jej nie zaczepił, co było dziwne jak na tę część najgorszej dzielnicy Klatki. Zazwyczaj miała po drodze do Hirama przynajmniej kilka propozycji nie do odrzucenia. Teraz owszem, przyglądali jej się z ciekawością, ale i zachowywali pewien dystans. Pewnie się zastanawiali jak się wdrapać do otworu w takiej wieży bez drabiny!

Otworzył jej jak zwykle osobiście, zerkając najpierw przez niewielkie okienko, do którego musiała się pochylić. Wiedziała, że stać go na kogoś do pomocy, ale Stary był trochę sfiksowany i straszliwie bał się o swoje tajemnice. Był mały, siwy, pomarszczony i zupełnie nie można się było zorientować ile może liczyć sobie lat. Mógł mieć równie dobrze kilkadziesiąt, jak i kilkaset. Ubrany w wytartą na łokciach i poplamioną z przodu, długą brązową szatę wyglądał raczej na żebraka niż na jednego z tych co potrafią władać mocą.
Przeszła przez uchylone drzwi zgięta w pół, a potem wyprostowała się na całą obecną, imponująca wysokość.
W pierwszej chwili czaromiot rozdziawił usta ze zdziwienia, a potem roześmiał się rubasznie obrzucając ją lepkim spojrzeniem, na dłuższą chwilę zatrzymując się tam gdzie kończyła się krótka spódniczka i zaczynały imponującej teraz długości nogi. Potem zaś zapytał kpiąco:
- Do kogo się tak podciągałaś słodka?
Obrzuciła go niechętnym spojrzeniem, wyminęła bez słowa, usiadła na najbliższym fotelu, wysuwając kończyny przed siebie, bo tylko taka pozycja była w miarę dogodna na niskim meblu. Zaplotła je i wtedy dopiero odezwała się, pokazując swoją nową ozdobę na lewej ręce:
- Byłam na imprezie w gmachu Czuciowców. Błysnęliśmy się na Ziemię Bestii, a jeden z gości, najwyraźniej niezbyt zadowolony ze standardów podarował niektórym taki prezent na podwyższenie temperatury. Masz może pojęcie jak się tego pozbyć? To podobno klątwa z Księgi Satyrów – Widząc, że Hiram wyciąga z ciekawością swoją dłoń odsunęła swoją lekko:
- Lepiej daruj sobie macanki, to świństwo przenosi się przez dotyk.
Odsunął się szybko na bezpieczną odległość, a dziewczyna kontynuowała grzebiąc w swoim worku.
- Jakaś magiczka buchnęła mu tę kartę i zrobiła kopie na papierze. Udało mi się ją oskórować z jednej. Niestety na oryginał załapał się Łaskobójca. Wolałam z nim nie zadzierać. Nie wyglądał na cierpliwego. – W końcu udało jej się znaleźć to czego szukała. Wyciągnęła trochę sfatygowaną cieniutką bibułkę i podała mężczyźnie.
- Dla mnie bełkot, ale może ty coś z tego skumasz.
Wziął ostrożnie unikając kontaktu z niebieską skórą i przyjrzał się kartce z wyraźnym zainteresowaniem.
 
__________________
The lady in red is dancing in me.

Ostatnio edytowane przez Eleanor : 21-01-2010 o 08:56.
Eleanor jest offline  
Stary 21-01-2010, 02:16   #29
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Halla nie nauczyła się jeszcze traktować Sigil jak domu. Mieszkała tu rok. Było to dość, żeby nie dostawać zawrotów głowy od zakrzywienia torusa i widoków, które w pogodniejsze dni rozpościerały się nad głową, ale za mało żeby nie tęsknić za pachnącym morzem powietrzem. Za mało żeby nie czekać na poranek, kiedy i w Sigil się przejaśni. Nie kaleczyła się już o porastający wszystko kolcokrzew, ale nadal zdarzało jej się błądzić w wiecznie zmieniającej się za sprawą dabusów architekturze. Dla większości jego mieszkańców wciąż była zagubionym pierwszakiem.

Ale gdy spadła na kamienną piwniczną podłogę, nie powstrzymała cichego śmiechu. Jasny wirował w powietrzu w obłąkanym tańcu radości. On i Sympa robili mnóstwo hałasu. A Halla przełykała ślinę patrząc jak portal się zamyka w odwróconym czasie.

Do Dzielnicy Pani zapuszczała się rzadko. Pracowała tu kilka razy, w pięknych domach bogatych mieszkańców łącząc smaki, barwy i wonie, ale i tak uważała to miejsce za jedno z bardziej złowrogich w Mieście Drzwi. Zapewne sprawiało to ponure gmaszysko Więzienia, ale z drugiej strony posępnych budynków było w Sigil zatrzęsienie, więc może tak działała na dziewczynę sama nazwa, poświecona bogini, co objawia się przez cierpienie. Egzekucję obejrzała w milczeniu. Ogon lekko, nisko, na całej swej długości, poruszał się na boki. Będzie musiała przywyknąć, że wyraża jej emocje. Znowu opanowywał ją cichy żal.

Przytaknęła wyborowi miejsca spotkania. Uśmiechnęła się do obydwojga ghitzerai, bo sama zaproponowałaby to samo. Ciężkie spojrzenie Garl’kazza zdawało się jej nie ufać. Tknięta impulsem powiedziała wszystkim gdzie mieszka. Obiecała, że przyjdzie. Krew skleiła jej włosy, rana piekła coraz mocniej. Zmęczona wydarzeniami i swoim smutkiem jasnowłosa marzyła o własnym łóżku.

***

Jej królestwo. Pokój w Dzielnicy Urzędników z oknami wychodzącymi na Gmach Rozrywki, w należącej do jej przyjaciół karczmie Schody Ysgardu, modnej wśród czuciowców.
Barwy i wonie przynoszące jej radość. Ściany pomalowane na fioletowo, w intensywnym odcieniu fuksji. Ciężko barwi się chropowatą fakturę drzewa Kon samoistnie gromadzącego ciepło i uwalniającego je powoli w chłodne dni. Ale jeśli się uda, kolor nigdy nie traci mocy. W oknach ciemnozielone zasłony z ciężkiego adamaszku z Seldarine, na wielkim łożu pomarańczowa patchworkowa narzuta utkana z bytopijskiej przędzy. Lampa lśni czerwonym blaskiem, narzucanym przez purpurowy abażur z kanausu. To jeden z najdroższych odcieni na świecie. Mięczaki, których wydzieliny pozwalają go pozyskać znaleźć można tylko w jednej krainie wieloświata. Na ścianach kilka obrazów jakby malowanych przez dziecko, które dopiero odkryło kolory, na podłodze puszysty seledynowy dywan w niesymetryczne żółte plamy. Łóżko pachnie jaśminem, zasłony różą stulistną, dywan irysem. Ściany wydzielają delikatny zapach drzewa sandałowego. Powietrze jest ciężkie, wilgotne i gorące. Wszystko jak lubi.

Dziewczyna wyjmuje z torby Baldura, przez chwilę patrzy jak je. Szerokie usta wykrzywiają się naśladując ludzki uśmiech, Halla odpowiada tym samym. Zasypia niespokojnym snem, w którym spod masek próbuje wydostać swoją prawdziwą twarz.

***

Trochę wcześniej Halla i Jasny przy cichej asyście Wotana, który, znowu czule rycerski, postanowił ją odprowadzić, opowiedzieli Grimrowi, co się wydarzyło, z nieśmiałą nadzieją, że będzie znał kogoś, kto mógłby zdjąć z nich przekleństwo. Pamiętali słowa wiedźmy, że klątwa sama sobie wybiera ofiary, ale i tak obydwoje nie pozwolili się dotknąć przyjacielowi. W opowieści Halla nie pominęłaby nawet zadania, które wyznaczyła im wiedźma, ale zamilkła pod wpływem długiego spojrzenia orka. Jasny również zbagatelizował ten szczegół. Ponurak obejrzał cięcie we włosach dziewczyny. Pod jego dyktando Jasny przemył i zszył ranę. Żeby nie płakać córka Wikinga nuciła straszną pieśń o bitwie przy końcu świata.


Udała się na spotkanie do Dwunastu Faktoli. Od dawna ciekawiło ją, czy w tym budynku nie ma portalu do Ysgardu. Może będzie miała okazję się dowiedzieć. Na kartce papieru ukrytej w dekolcie wypisała to, co zdołała zrozumieć z anagramu.
 
__________________
"Kobieta wierzy, że dwa i dwa zmieni się w pięć, jeśli będzie długo płakać i zrobi awanturę." Dzienniki wiktoriańskie
Hellian jest offline  
Stary 24-01-2010, 13:06   #30
 
Irrlicht's Avatar
 
Reputacja: 1 Irrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znanyIrrlicht wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://sites.google.com/site/crackdbrain/arcana-underthesun.mp3[/MEDIA]

· Gorrister Peldevale / „Kukacz Tarlin”
Obwinięta zabrudzonymi bandażami ręka pogrzebała w zakrwawionych ustach, a kiedy natrafiła na opór, wybiła szybkimi ruchami parę zębów. Suraviel uśmiechnął się i sięgnął głębiej, aż chrupnęły stawy, a żuchwa wyskoczyła z nich. Jednak wprawiony elf już trącił łokciem o nos i sięgnął głębiej, o wiele głębiej. Gdy wyjął, do brudu na bandażach dołączyły się kwasy żołądkowe. Zrobił tak parę razy, a z każdą garścią w brzuchu ubywało połkniętych miedziaków. Chował pospiesznie do kiesy, a kiedy skrzypnęły drzwi do budy, zdołał już wydobyć z rozdętego kałduna niemal wszystko. To niemal nadal pozostało na dnie przełyku, a Moce wiedziały tylko, ile spłynęło do jelit. Za późno już.
Suraviel był jeszcze jednym z paru tysięcy czeladników wyrabiających trumny, jednak to parę tysięcy ledwie wystarczało, aby usuwać trupy z ulic Sigil. Głównym jednak jego zajęciem było przygotowywanie zwłok do pochówku lub kremacji. Suraviel wiedział, mądrością szczura wychowanego na Placu Szmaciarzy, że istniały całe umieralnie i całe trupiarnie, pozostałości holokaustów, które tylko czekały na odkrycie. Swojego czasu Suraviel odkrył takich miejsc dwa, jednak wystarczyło to na tyle, by móc oskórować gnijące zwłoki na tyle, by kupić sobie własną budę niedaleko Kostnicy, ba, zakląć jednego z Milczących, by mu usługiwali. Owinięte szmatami znalezionymi w kanale, zwłoki w milczeniu podawały mu gwoździe, hebel i dłuta, a on, misterny znawca kadłubków ludzkich, jednym spojrzeniem potrafił ocenić, jaki kawał deski i z jakiego drewna uciąć, żeby klient mógł się wypłacić i miał niejaką iluzję zadowolenia. Jego oczy przyzwyczajały się do ludzkiego ciała. Dla Suraviela nie liczyło się już życie, które uchodziło ze wszystkich niczym trupie gazy z nabrzmiałej rany, a tylko ciało i ciało, obojętnie, czy ruszały nim synapsy znajdujące się w czerepie, czy drgawki pośmiertne. Suraviel traktował ciało niczym puszkę, czasem piękniejszą, jednak zazwyczaj obrzydliwą i odstręczającą, która nosiła na sobie albo – jak w tym przypadku – w sobie kosztowności, które należało odpiąć i schować, przy czym Suraviel, znając fakt, że martwe usta nigdy nie wykrzykną skargi ani bólu, tak długo, dopóki nie zacznie ruszać nimi energia nieśmierci, niespecjalnie kłopotał się ze sprawianiem komfortu zmarłym. Dlatego wyrywał nierzadko całe uszy, odżynał całe karki, gruchotał palce i odcinał skórę, byle tylko dostać kawał miedzianego albo srebrnego żelastwa, które sprzedawał podrzędnym kupcom międzyplanarnym. Interes trumienny szedł dobrze. Pokazywał różnego rodzaju trumny zapłakanym burdel mamkom, kiedy kolejna ladacznica z Ula kończyła w rynsztoku z poderżniętym gardłem. Albo gówniarzom, którzy zapomnieli zabrać brzdęk do kapłana, żeby wskrzesił kamrata, którego pokąsały żmijokije. Znakomitą jednak większość stanowiły zwłoki niczyje, zabici i zapomniani, albo też tacy, o których nie chciał nikt pamiętać.
Z czasem, elf zaczął słyszeć trupy. Nie chodziło tutaj bynajmniej o prostą orkiestrę złożoną z bąbelkujących tkanek, płuc i arterii. Trupy, a w każdym razie, zasadnicza ich większość, posiadały coś, co Suraviel nazywał w myślach cienistą substancją, a co sprowadzało się zwyczajnie do pewnych resztek osobowości w umarłym. Suraviel potrafił rozmawiać z cieniami zmarłych. Z cieniami, które, pomimo faktu, że światło ducha dawno opuściło ich butwiejące ciała, to jednak cienie nie chciały się rozproszyć, tak samo jak oko, które nagle zostało wpuszczone w ciemność, widzi jeszcze pojedyncze iskry czegoś, czego już dawno nie ma.
Martwe usta zazwyczaj bredziły i krzyczały tak, że nie mógł ich słyszeć nikt poza Suravielem. Wspominały dzień swojej śmierci, jak umarły i dlaczego umarły. Czasem modliły się do różnych bogów. Nieliczni naprawdę milczeli. To jednak, co elf uważał za najbardziej przydatne w swojej sztuce słyszenia umarłych – obojętnie, czy byli to naprawdę umarli, czy to jego chora głowa szeptała samej sobie te urywki dźwięków – był fakt, że czasami wiedziały, gdzie leżały skarby, ostrzegały przed niebezpieczeństwami, albo po prostu zapewniały rozrywkę, te ostatnie naturalnie należały do kurtyzan. Trupy, wbrew powszechnej opinii, miały pewien rodzaj świadomości, na tyle, że mogły ze sobą rozmawiać, znały się i widziały to, co mogły zobaczyć uszkodzone przez zgniliznę i śmierć mózgu oczy.
Martwi topili się. Z każdym dniem. Najbardziej gadatliwi byli ci, którzy dopiero co umarli, jednak wraz z upływem minut i godzin, z resztek tego, co zostało, odpływała osobowość, pamięć, cała struktura, z której zbudowany były istoty. Może istota, która kiedyś mieszkała w tej skorupie, była teraz lemurem lub nupperibo gdzieś w Planach Niższych, bez inteligencji i zmysłów, krocząc w bezosobowym koszmarze, jednak tutaj wszystko wyglądało tak, jak gdyby osobowość była wodą w żelaznej niecce, w której entropia wydrążyła dziurę, a ona wypływała i wsiąkała w zawsze chłonną ziemię. Trupy Grabarzy zawsze milczały i rozpływały się szybko, najwolniej gaśli Czuciowcy, choć rzadko kto był świadomy z nich, że naprawdę umarł, bowiem dominowały nawoływania o pomoc, błagania o szybką śmierć, jednak mniej niż połowa naprawdę rozumiała fakt, że wszystko się skończyło. Trupy, a raczej to, co zostało z umysłu, który uleciał, prawie wcale nie były spokojne, zamknięte w dniu swojej śmierci. Prawdziwi Milczący byli mumiami, które Suraviel czasem był się odważał wykopywać z mortuariów w nieskończonych korytarzach PodSigil. Przypominał sobie doskonale, że choćby otworzył czaszkę, przemył zmurszały mózg wodą i walił trupa brechą po pergaminowej skórze, to właśnie ci najstarsi umarli byli tacy, jacy powinni byli być Milczący.
Jeden z nich, chyba w lepszych czasach wiedźmiarz, zdradził mu pewną metodę wróżenia ze zwłok, tak, że potrafił przewidzieć, kiedy wydarzy się coś złego.
Dlatego zaklął dwa razy, kiedy wszedł do budy jakiś obszarpaniec. Tego skurlone wróżby nie przewidziały.


Wszedł. Wymamrotał coś o tym, że elf wisiał komuś brzdęk, i to sporo. A kiedy tylko tamten zorientował się, że Kukacz nie przyjmuje do wiadomości, że pojęcia nie ma, kim jest i dlaczego tak naprawdę wszedł do jego budy na trumny, wpadł w panikę. Zresztą, zbir wcale nie miał zamiaru pozwolić mu odejść, a wyjście było jedno.
Było coś, czego zbir, czy to, co się za nim kryło, nie przewidział. Grabarz zrobił znak, a zombie ruszyło. Zdołał wcześniej odpowiednio pogrozić Martwemu, który pewnie i tak zacząłby się zastanawiać przez samą jego obecność. Pierwszy cios padł na zombie, Grabarz nie walczył, salwował się ucieczką. Kukacz nie miał problemu, by obalić zombie, raz tylko przegniła ręka uderzyła go w pierś, pozbawiając tchu. Smagnął jeszcze nożem Grabarza. Ten, pomimo swojej rachitycznej postury, uciekał nader prędko. Gdy kończył zombie, Grabarza już nie było. Zapamiętał sobie, że prawie oderżnął mu skroń i odciął kawałek ucha. Kawałek leżał pod jego nogami. Przestąpiwszy go, stwierdził, że Ellarion nie pobiegł do Kostnicy. To była dobra wieść. Zdołał wypowiedzieć swoje groźby, nastraszyć i nieco okaleczyć Martwego, jednak zawsze istniała możliwość, że wróci. Póki co, nie przebierał w środkach: Zdołał zapamiętać, jak elf wyglądał, zatem parę chwil zajęło przemienienie się. Zostało ostatnie do zrobienia.
Znalazł Kostnicę parę kroków dalej, zresztą, każdy mógł ją znaleźć, bowiem do tego miejsca co chwilę jechał jakiś wóz z martwym mięsem. Sama Kostnica była położona między Placem Szmaciarzy a Uliczką Czarnocienia, usianymi wokół tanimi i obrzydliwymi spelunami o sugestywnych nazwach, takich jak Biała Trumna czy Tojad Niezłocisty. Minął rozłożonych przed bramą główną żebraków, którzy, leżąc w gnoju, wznosili w powietrze dziwne mantry. Przekroczywszy plac, dopadł do wejścia, a gdy nie spotkał żadnej przeszkody, ba, został nawet powitany przez kogoś, kogo widocznie elf znał, skierował się korytarzem na wprost, później przez Wielką Halę, spiralnymi schodami w dół. Nigdy wcześniej nie był w Kostnicy, jako że Prochy trzymały się z dala od większości spraw Sigil. Większość spraw była załatwiana na górze, gdzie zmarli byli balsamowani i preparowani, skąd szli albo do pieca, albo do trumny, albo za sprawą czaru powstawali, by służyć Grabarzom tak długo, dopóki ich kości nie zamienią się w proch. Miał szczęście: Po drodze nie spotykał nikogo poza szkieletami i zombie, które i tak były zajęte pracą. Archiwa były puste.
Upłynął pewien czas, zanim znalazł odpowiedni wolumin. Większość ksiąg i tak była tylko pustymi i nic nie mówiącymi zbiorami liczb i urywanych form, znanych tylko Grabarzom, to jest wskazaniami, ile kadłubek ważył(a i to nie zawsze), ile miał brzdęku przy sobie(mało), prawdopodobna przyczyna śmierci(zakatowanie, uduszenie, pchnięcie nożem, połknięcie własnego języka), ile dni minęło od czasu zgonu(dzisiaj, wczoraj, przedwczoraj, ale i pięć lat lub dziesięć), czy podpisał Kontrakt(jeśli nie był znany przez nikogo, to nie zmieniało nic), wreszcie numer składający się z trzynastu liczb.
W mroku przeglądał kolejne stosy ksiąg. Jednak niewiele znalazł, a to, co znalazł, brzmiało niejasno:

Posłano dwóch zbieraczy i jednego skrybę, skoro tylko usłyszeliśmy, że Mallin zginął w buncie więźniów w Więzieniu. Zamierzaliśmy wziąć jego zwłoki, a przy okazji zaprotokołować, jak naprawdę było, obejrzawszy jego zwłoki. Po buncie widzieliśmy rzeczywiście, że był umarł, jednak odprawili nas, mówiąc, że Grabarze nie mają prawa do zwłok Łaskobójców. Tak powiedziała nam ta faktorka, Alisohn Nilesia. To ona objęła chwilowo władzę. Kazałem odejść zbieraczom, aby przekazali wieść do faktora, sam zaszedłem do Więzienia, aby powiedziano mi, jakim prawem odmawia się zwłok nam. Widziałem wyraźnie, że zwłoki Mallina były brane w dół schodami, a gdy zaszedłem jeszcze dalej, zabrali je jeszcze niżej, jednak tylko tyle mogłem widzieć. Odprawiono mnie z niczym. Mówili: Tam, na dole będzie lepiej się czuł, niż w waszej Kostnicy. To było wszystko, co mieli nam do powiedzenia Łaskobójcy.

Byłby przeszukał więcej książek, gdy z końca sali dobiegł go skrzyp drzwi, o wiele bardziej żwawy, jak na zombie czy szkielet. Gdy odwrócił się, zobaczył Grabarza, przypuszczalnie faktotuma, który wyróżniał się obfitymi pryszczami na twarzy i poskręcanymi jak drut włosami.
- Ach, tutaj jesteś, Suravielu. Dobrze, że sam przyszedłeś do Kostnicy, szukałem cię. Faktor Malefin szuka osoby do odprawienia rytuału destrukcji ciała, wygląda na to, że jeden z nas przekroczył granicę Prawdziwej Śmierci. Aby zyskać pewność... No, ale przecież sam znasz ryt, prawda? A jeśli nie przypominasz go sobie, zostało bez mała pół godziny, dam ci zwój, abyś mógł sobie przypomnieć. Chodź, chodź.
Stanął wyczekująco. Niewątpliwie uważał za oczywiste, że nibyelf nie zawiedzie go.


· Garl'kazz

Kiedy tylko ból głowy przeminął, Garl'kazz stwierdził, że powróciły także jego moce psychiczne, jednak czuł, że nie wyzwolił się od klątwy, a ta cisza była tylko li kolejną ciszą przed burzą. Znalazł co prawda udało mu się znaleźć faktotuma, jednak w kwestii wysłania prośby o spotkanie z Alisohn Nilesią poniósł kompletnie porażkę: Wydało się, że goniec, który miał donieść do niej dokument, nawet do niej nie doszedł. W zamian za to, mógł dowiedzieć się, dlaczego został kompletnie zignorowany: Po pierwsze, wieść niosła, że Nilesia nie traciła czasu dla nikogo, kto był niższy od stopnia faktora, a i faktorom od pewnego czasu nie poświęcała go wiele. Po drugie, jak zdołał się dowiedzieć, Nilesia sporo czasu spędzała – a i to były zaledwie tylko plotki – z kimś, kogo spodziewałby się najmniej, jednak jako że zobaczono ich razem, ożywiało to liczne usta. Nilesia parę razy gościła w swoich prywatnych komnatach nie kogo innego, ale Rowana Darkwooda, faktola Przeznaczonych.
Następną osobliwą rzeczą, którą napotkał Garl, była wtedy, kiedy rozmawiał z samą faktotum. Spoglądała do ksiąg przez parę chwil, tak, że Łaskobójca mógł rozejrzeć się: A gdy rozglądał się, odebrał wrażenie, że samo pytanie o Mallina wywołało pewne wrażenie wśród strażników, jakimi zazwyczaj było wypełnione całe więzienie, mianowicie takie, że lepiej by było, gdyby Garl'kazz nie pytał o Mallina nigdy.
W ciemnych, wypełnionych wrzaskami i jękami uwięzionych w celach, nie było nikogo, kto mógłby powiedzieć Garlowi więcej nad to, co powiedziała skryba. A jednak Elea przesunęła swoją poparzoną dłonią po wykazie wszystkich straconych i zmarłych dla frakcji. Uśmiechnęła się zgryźliwie, zanim zaczęła swoją tyradę.
- Mówią, że ostatnio nie było cię w pobliżu, githzerai. No, ale to nic, dość będzie, skoro jesteś Imiennym. A i zapytać się mi nie godzi, cóż to za nowy tatuaż sobieś zrobił na dłoni, boś chyba nie chodził do Upadłego? Nie, nie... No! Spójrz patrzałkami swoimi na tą księgę. Co widzisz? Umiesz ty chociaż czytać? Albo chociaż udawać, że czytasz? Widzę, że udajesz świetnie. To pewnie udasz też to, że rozumiesz. A później udasz, że mówisz, że... Hehehe... Że mówi się, że Mallin został pochowany w Kostnicy, to jest tak, że nie mieliśmy żadnego prawa do jego zwłok, skoro tylko Graby się zjawiły po trupa. I tyle.
Spojrzała przenikliwie na Garl'kazza.
- Githzerai, posłuchaj mnie dobrze. Jeśli chcesz być dobrym Łaskobójcą, to jest... Wymierzać sprawiedliwość taką, jaka ona jest, należy zważyć dobrze na to, ile wiedzy posiadasz. Dobra wiedza... - sapnęła, zamykając wolumin – Dobra wiedza to taka, która wypływa z ust przełożonych. Szkoda, że twoim nie jestem! Ale gdybym była, to powiedziałabym ci, byś trzymał się od tej sprawy z daleka.
Żeby było sprawiedliwie.

Krótkie śledztwo, które przeprowadził wśród swoich znajomych Łaskobójców, pokazało dalsze fakty. Wielu, z którymi rozmawiał, albo w ogóle nie chciało z nim rozmawiać, albo znało pewne fakty, chociaż nie były one ze sobą połączone, albo, przeciwnie, znało tylko plotki, co doprowadzało go do poczucia, że jeśli ci ludzie, z którymi rozmawiał, rzeczywiście znali cokolwiek, to była to dezinformacja, półprawdy i doprawdy niewiele z tego dało się wyciągnąć. Przy czym zawsze w tych wszystkich wypowiedziach dominował pewien lęk, by nie powiedzieć, strach. Jednak strach ten wykazywali tylko ci najstarsi, którzy byli przy tym zdarzeniu. Młodsze kadry miały o wiele więcej domysłów i śmielej łączyły pewne wycinki tego, co zdążyło przeciec przez usta tamtych.
Po pierwsze, Garl'kazz nie był pierwszym, który próbował się wywiedzieć czegokolwiek o tym, jak Mallin, były faktol, zginął. Wydawało się, że istniały osoby przed nim, które także podejmowały o wiele szerzej zakrojone działania aby dowiedzieć się, co wtedy zaszło, choć mało kto był tak śmiały, by posyłać wiadomość do Alisohn. Niewiele to znaczyło, bowiem ci, którzy otwarcie mówili o tym, że chcą się czegoś dowiedzieć, znikali bez śladu. Jednym z takich przykładów był Harper Drivendale, człowiek urodzony w Sigil, który przez pewien czas pracował jako faktotum, który karmił wyrma. Sprawa była dość świeża, bo sprzed paru miesięcy – jakkolwiek by nie było, jego zwłoki są teraz jednym z zombie usługującym balsamistom w Kostnicy.
Po drugie, dokumentacja, która miałaby mówić cokolwiek o tym dniu, w którym Mallin rzekomo zginął w buncie więźniów, nie istniała, a wersja, która została zaaprobowana przez wszystkich, pochodziła nie od kogo innego, jak od samej faktolki, Alisohn Nilesii. Githzerai nawet pofatygował się i sprawdził w Hali Zapisów, którą kontrolowali Bez Serca. To, co znalazł, utwierdziło go w tym, że komuś bardzo zależało na tym, by tamten dzień w Sigil został całkowicie wymazany i zapomniany, bowiem strzępy informacji, które znalazł, były dość fragmentaryczne.

Nigdy nie możemy zapominać -głosił pewien bezimienny dziennik – że tam, na dole u Łaskobójców jest całkowicie inaczej niż wobec reszty Sigil. Z drugiej strony, czy informacja o tym, co tak naprawdę mogło się stać Mallinowi, jest tak ważna? Jestem pewien, że nie. Jeżeli chodzi o obecną politykę Łaskobójców, to...

Następne strony wyrwano.

...zatem rozumiesz, że dostanie się tam byłoby niebezpieczne, poza tym nie masz nigdy pewności, co tam zastaniesz. Wspominałem wcześniej o drodze. Wcześniejsza wzmianka sprawiłaby, że te informacje stałyby się kompletnie bezużyteczne, więc dobrze by było, gdybyś strzegł tego dziennika jak oka w głowie. Jestem pewien, że rozumiesz, o co mi chodzi, a w grę nie wchodzi tylko Harmonium czy nawet Czerwona Śmierć. Pytałem się K. o to, co o tym sądzi. Stwierdziła, że byłoby to bardzo odważne, gdybyśmy zeszli. Naturalnie, o wiele łatwiej by było, gdyby zejść już u samych Łaskobójców, byłoby to bezpośrednie połączenie. Sądzę, że istnieją inne drogi, ale co czyni je bezpieczniejszymi? R. był na zwiadach i nie wrócił, obawiam się, że tym razem wskrzeszenie na nic się zda, nawet, gdybyśmy go znaleźli. Jego głowa odleciała, wiesz.

Kolejne wyrwane strony.

Kończąc, chcę potwierdzić informację, że deaktywowałem część pułapek. Wątpię, by zostały naprawione, ponieważ wzbudziłoby to uwagę innych. Jest jednak coś jeszcze: Tam, gdzie widziałem jego zwłoki, był łuk ozdobiony trzema czaszkami. Tknięty przeczuciem, pomyślałem, że to portal, a tym, co go aktywuje, jest jakaś część ciała Mallina. Dokąd przechodził tym portalem?

W prawym dolnym rogu ostatniej kartki ktoś zapisał dużymi literami:

JESTEŚ TYLKO BRYŁĄ MARTWEGO MIĘSA. ON MIAŁ AŻ DWIE KAR W USTACH.


To było wszystko, co mógł znaleźć Garl'kazz, zarówno w Przeznaczonych, jak i w swojej frakcji.


istnieje pewien rozdział z życia garl kazza który być może powinien tutaj zostać przytoczony jako że zawiera on pewną dozę informacji o tym co spotkało go gdy wychodził z hali zapisów naturalnie sam garl kazz nie miał pojęcia o tym co go może spotkać ponieważ rzadko kiedy spotykał tego typu ludzi ludzi którzy byli wydrążeni w środku ludzi słomianych ludzi chyboczących się na wietrze ludzi bez żadnej wewnętrznej spójności co jednak nie przeszkadza nam mówić o nich tu i teraz mianowicie moi państwo wyobraźmy sobie jak wielki wojownik garl kazz wychodzi z pewnych rzeczy to jest naturalnie mieliśmy na myśli halę zapisów człowiek którego spotkał gith stopami dotykał piekła a rękami drapał chmury ostatecznie możemy jednak przyjąć że miał on długi nos puste oczy nic nie znaczył nic dla niego nie znaczyło nic i coś nic znaczyło coś wielkimi człapnięciami przetaczał się on przez sigil i mówił rzeczom i ludziom jak powinni wyglądać i wcale nie przeszkadzało mu to że istniała rozbieżność pomiędzy formą a ideą w każdym razie pewien człowiek ubrany jak cudzoziemiec zanim sobie poszedł trzy razy podskoczył obok garl kazza który tylko udał swoim głupim udawaniem że jest poważny do czego zmierzam ten oto człowiek zaczął krzyczeć groty groty groty i zawył po psiemu a potem zaczął łasić się do garl kazza jak kto jak kot a potem odszedł sobie


· Moia Latch-key · Halla Falster

Hiram przez pewien czas oglądał przez rękawice ze smoczej skóry kartkę. Dawno taka dupka do mnie nie przychodziła z takim problemem, pomyślał. Jaka szkoda, że zaklątwiona. Zawsze marzyłem o dużej kobiecie.
- Tak właściwie to oczekiwałem gościa – rzekł, nie przestając kontemplować karty. - Grimr... Nie znasz Grimra. Mówił mi, że także zna kogoś, kogo dotknęła klątwa. Co nie zmienia rzeczy, że nie mam skurlonego pojęcia, coś tak naprawdę na siebie złapała. Ale zaraz, zaraz...
Odwrócił się w stronę kredensu i, sapiąc, wyrzucał z niego kolejne, często przypadkowe rzeczy, takie jak kurze łapy, słoiki z martwymi zwierzętami, zwoje z zaklęciami(Moia zdołała pochwycić dwa zwoje identyfikacji przedmiotu), fiole z mętnymi płynami, księgi zrobione ze skór istot, których Moia nie znała, a także woreczki z runami i tarokiem.
- Mam! - wykrzyknął, pełen triumfu, mając w rękach coś, co przypominało zasuszonego fallusa w stanie wzwodu.
W tym samym czasie, gdy Hiram postawił przed sobą moździerz i kartkę z Księgi, w powietrzu kreślił znaki, a kartka czasem błyskała w odpowiedzi na nie. Jeżeli mag udawał, że coś z tego rozumie, to robił to naprawdę dobrze. Utarł prącie w moździerzu, wylał do prochu nieco inkaustu, znowu utarł i gęsim piórem wykreślił na miałkiej powierzchni ten sam znak, który Moia miała na ręce. Proszek w jednej chwili z jasnobrązowego stał się całkowicie czarny.
- Ty, diabelstwo – rzekł Hiram, który dopiero teraz zauważył Falster. - Nie przyjmuję mieszańców. Niech zjedzą cię wargulce.
Dopiero po dłuższej chwili zrozumiał, że Falster i Latch-key znają się, mało tego, dotknęła je ta sama klątwa, a ogon diabelstwa nie był ogonem naturalnym. W każdym razie, wcześniej tego nie było.
- Obie wyglądacie źle – stwierdził wcale szczerze. - Choć powiedziałbym, że diabelstwo wygląda gorzej, ale wyglądałoby doprawdy obrzydliwie, gdyby miało rogi. Mówiłaś, Moia... Księga Satyrów, co? Niech no sam spojrzę do swojej. Księgi po prostu. Nie Księgi Satyrów.
Z regału wyciągnął spore tomisko, jednak gdy przesunął parę kartek, obie zobaczyły, że wszystkie są puste. Pomimo tego, Hiram musiał z nich coś rozumieć, ponieważ to raz wracał, to raz ślinił palec i przechodził na stronę dalej, jakby znajdował się coraz bliżej czegoś w swojej księdze. Rozłożył w końcu puste karty i wyrzekł:
- Księga Satyrów.
Nic się nie stało. Zniecierpliwiony, podrapał się w potylicę i spróbował jeszcze raz.
- Satyrów Księga.
Znowu pudło.
- Satyry?
Nagle na lewej karcie pojawił się sztych przedstawiający satyra, zaś wokół niego, z nicości, pojawiały się litery, znaki i symbole.

Satyry
Istoty stworzone przez boga Hermesa, najczęściej spotykane w Arkadii. Preferują one wygodne i miłe życie, jednak nie ciągną do porządku, preferując sobie chaos.

Tego rodzaju informacje, o rodzie, populacji, charakterystycznych właściwościach satyrów ciągnęły się przez całą stronę, ba, nagle cała książka zapełniła się informacjami o satyrach, pokrewnych im menadach, nimf, Dionizosie i wszystkiemu, z czym miały związek satyry.
Przeglądając księgę, Falster zauważyła podobiznę Sylena. Gdy wskazała mu na nią, mag najpierw dał jej po łapach, a potem sam smagnął piórem podobiznę. Podobnież, cała księga wypełniła się opisami i podobiznami Sylena, choć, jak zauważyły, niektóre z nich się powtarzały.
- Sylen, Księga – zaczął znowu Hiram.
Tylko jedna strona została zapełniona.

Istnieje pewna plotka, jakoby Sylen był strażnikiem pewnej księgi, która została nie spisana, a wykuta w ogniu Siedmiu Piekieł Baatoru. Mówi się, że księga owa miała wiele nazw, będąc nazywana Czarną Księgą, Księgą Purpury czy też Księgą Śmierci. Jakakolwiek byłaby jej nazwa, mówiono, że zawierała ona w sobie wszystkie sekrety bóstw i istot całego Wieloświata, a z tego też powodu bóg Zeus podarł na tysiące kawałków i rozrzucił po najdalszych zakątkach Multiwersum, jako że sama księga została zrobiona z materiału, który nie mógł zostać trwale podarty, spalony ni zniszczony w jakikolwiek inny sposób. Inni bogowie Olimpu zgodzili się na to, a Hermes zobowiązał się, że sprawi, że księga nie zostanie nigdy odnaleziona.
Dlatego też Sylen stał się strażnikiem księgi, jako że miał jej trzynaście fragmentów we własnym ciele, a w ten sposób mógł przewidzieć, kto patrzy na jakąkolwiek jej stronicę. Pojawiał się on zawsze tam...


Nagle litery znikły.
- Co, u diabła?
Na środku pojawiły się wyraźnie nakreślone, grube litery:

BRZDĘK

Mag zaklął siarczyście, sięgnął do własnej sakwy, położył jedną sztukę złota na stronie, po czym zamknął księgę. Usłyszeli wyraźny odgłos gryzienia metalu, przełykania i beknięcie. Hiram ponownie otworzył księgę.
- No?

...zawsze tam, gdzie ktoś znajdywał pewien jej fragment. Sylen był zmuszony zabijać delikwenta, aby nie wywołać jeszcze większego zniszczenia spowodowanego magią zawartą w księdze.
Istnieje jednak legenda, która mówi, że księga zostanie kiedyś odnaleziona w całości, a wtedy groza spadnie na wszystkich tych, którzy ją odnaleźli. I nastanie wtedy...

- No? No!? - dopytywał się mag. - Na piekielne wrota! Nic już z tej skurlonej księgi nie wyciągnę. Zresztą, dość będzie.
Włożył księgę z powrotem na miejsce, z którego ją wziął.
- W tej księdze jest zamknięty pewien demon wiedzy, który wyszukuje dla mnie informacje – wyjaśnił Hiram. - Tylko strasznie chciwy i, hm, czasem wydaje się zasypiać i odmawiać współpracy, jak teraz. To zresztą nic. Proszek, który wam daję, jest uniwersalny. Zdejmuje pewne mniejsze klątwy i poważnie osłabia działanie tych większych. Nie daję gwarancji, że w tym wypadku zadziała, ale daję głowę, że nie zaszkodzi. Musicie go podzielić na cztery równe części. Tylko w takich dawkach będzie nieszkodliwy i jednocześnie efektywny. Sam efekt będzie trwał...
Zmrużył oczy.
- Dzień. Może trochę dłużej, może trochę mniej. Jednak czas dzielący dwa Przeciwszczyty będzie tym, który określi czas trwania specyfiku. Jeśli zaś...
Urwał. Usłyszał krzyki na zewnątrz. Gdy wszyscy podeszli do okna, stwierdzili, że wrzaski nie powoduje jakaś banda Chaosytów – fakt, niektórzy przyłączyli się z rozpędu do tamtych, jednak tamci nosili inne proporce. Byli to Tonący. Później dowiedzieli się, że podobne manifestacje miały miejsce tego dnia w całym mieście, nie tylko w Ulu. Z początku trudno było się domyślić, co wołają, jednak im bliżej byli, tym wyraźniejsze stawały się ich oskarżenia. Tępe i banalne, jak można było się spodziewać po tego typu publicznych wystąpieniach.
- Pentar! Pentar zniknęła!
- Pentar!
- Pentar!
- Ile jeszcze mamy znosić ciemiężenie Twardogłowych?
- Wzywamy Sarina, niech się tu stawi!
- Chcemy także faktol Czuciowców!

Tonących było o wiele więcej, niż na początku się wydawało: Ul nagle wypełnili ludzie odziani na czarno, a jako że Harmonium nigdy nie było tutaj dużo, ci, którzy pozostali, bali się konfrontować z Tonącymi. Ostatecznie, nie robili nic poza krzyczeniem tych samych haseł, to jest takich, że faktol Pentar Tonących zniknęła, i że oskarżają o ten spisek Czuciowców i Harmonium, jednak z wrzasku i tumultu, jaki spowodowali, nie można było wywnioskować, na czym opierali swoje oskarżenia.
- Chyba od tej waszej klątwy możemy mieć gorsze kłopoty – przełknął ślinę Hiram.


· ???
- Chciałbym wam coś powiedzieć, moi kochani – chrząknął, uśmiechnął się. - Jeśli kiedykolwiek stanie się tak, że odejdę, nie pozostawiwszy po sobie wiadomości, zostawiwszy was, by rzec, niedokończonymi, a sprawy z wami także nie skończę, to udawajcie, że nic się nie stało. Ostatnio chodziłem dziwnymi drogami i łudziłem się, że mam jakieś zobowiązania wobec was, jednak najlepsze historie to te, które urywają się w połowie, jak podarta kartka albo nadpalony pergamin. Dlatego, jeśli odejdę, musicie traktować mnie i wszystko co ze sobą niosłem, jako nic, ponieważ jestem niczym. Spalcie moje księgi, numery telefonu wymażcie, po prostu zapomnijcie. Spłódźcie sobie jakieś dzieci, przeżyjcie życie i umrzyjcie, jakbym ja był nigdy nie istniał. Tak być pow i o p

 

Ostatnio edytowane przez Irrlicht : 24-01-2010 o 14:57.
Irrlicht jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:42.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172