Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2010, 13:42   #30
Marrrt
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Kichnął gdy podstawiła mu pod nos kawałki materiału. Aż mu nos skręciło, bo wziął naprawdę głęboki wdech. Błąd.
- Nowa perfuma Fay? – rzekł próbując nie kichnąć drugi raz. Bezskutecznie – Zmień koniecznie. No chyba, że próbujesz się pozbyć mojego... i reszty towarzystwa.
- To jakiś alchemiczny zajzajer bystrzaku... -
prychnęła – Myślałam, że się na tym znasz.
- Znam –
przytaknął odsapnąwszy głośno świeżym powietrzem, którym powiało od strony lasu po czym wskazał na szmatki – Ale to mi zupełnie nic mówi. Skąd to wzięłaś?
- A ty coś z jelit wywróżył?
- Coś za coś, co? No dobra. Znajdźmy Markusa i Sigismunda to się wymienimy rewelacjami.


***

Powąchał swoje ubranie, ale jakoś nic nie czuł. To, że śmierdział trupem nie musiało być jednak przesadą.
- Fay, Fay... – rzekł takim tonem jakby coś małej dziewczynce tłumaczył - to trochę bez sensu, by raczyć ludzi trucizną i wysyłać ich w teren gdzie dziwnym zbiegiem okoliczności łowcy nagród szukają formuły na nią, lub jej odtrutkę. To jakbyś za przeproszeniem wychodziła z wychodka, żeby się odlać. Jak bym miał zgadywać to ktoś tu się bawi w coś wysoce ryzykownego. Nikt życzliwym okiem nie patrzy na tych, którzy robią... - w sumie potrafił wyobrazić sobie mnóstwo sytuacji, w których zrozumiałby intencje kolekcjonera. Niestety. Wbił wzrok w dziewczynę, która przez te parę chwil swojego z niego nie spuszczała. Umiała czytać, ale to jak się wyrażała wskazywało na pochodzenie z ulicy. Poczuł się trochę nieswojo - ...badania na głowach i ich zawartości. W tej faktorii może być jakaś pracownia, gdzie ktoś zwyczajnie robi coś na co nie mógłby sobie pozwolić w Middenheim. Może to ten Krieg? Jeśli ma to związek z zarazą, o ile do jakiejś dojdzie, to powinniśmy się stąd czym prędzej oddalić. W czasach jej ostatniego przypadku wojsko zwyczajnie okrążyło narażony teren i wybiło wszystko co na nim żyło.
Veller urwał na chwilę próbując wydobyć z pamięci jakąś postać ze środowiska medycznego o takim nazwisku, lub o jakimś głośniejszym wydarzeniu przed niedawna związanym z Carroburgiem. Teraz miał jednak mętlik w głowie. Kroiło się coś grubego. Spróbuje sobie później przypomnieć.
- Johann to niepotrzebna strata czasu. Zresztą tak samo jak i folwark. Na razie jednak mamy pewien zapas więc jeśli chcecie go dorwać, to lepiej to zrobić tutaj, nocą. Wywabić gdzieś na skraj wsi, skoro wiemy czego szuka i ogłuszyć. Obawiam się, że w dziczy go nie dorwiemy. No chyba, że Markus by dał radę...
- Tak czy inaczej jestem za kopalnią. Ale nie będę się przy tym na razie upierał.


***

Chłop, który jeszcze wczoraj radośnie próbował swojego szczęścia z Fay, siedział teraz pod czereśniowym drzewem z głową opartą o swoje kolanami. Veller podszedł do niego dość niechętnie. Nie wróżył, że uda mu się coś wskórać, ale spróbować było warto.
- Karl, prawda?
Nie było żadnej odpowiedzi.
- Posłuchaj mnie przez chwilę - nie był dobry w te klocki - Ktoś zabił twoich braci. Może bez przyczyny, a może z przyczyną. Słyszałem, że znajdywali ostatnio chore zwierzęta. Mogli znaleźć coś jeszcze... Gdybyś pokazał mi miejsce gdzie oprawiali zwierzynę...
Chciał się upewnić w przypuszczeniach co do choroby Belmarkt. Parę wilków i niepewny przypadek gronostaja niczego nie dowodziły. A bracia mogli coś przeoczyć... albo faktycznie znaleźć...

***

Przez chwilę w bezruchu, zastanawiał się co dziewczyna miała na myśli. Położyła się za nim. Na tyle blisko, że poczuł jej ciepło. Noc nie była zimna. Prowokowała go. Co mu szkodziło? Mógł ją przecież posunąć jak jakąś dziewkę przygodną. A jednak się bał. Że może go jednak nie prowokowała. Że żartowała. Dlaczego się obawiał?
Odwrocił się w jej stronę. Miała lekko rozchylone usta i wymalowane na twarzy coś na kształt ukontentowania.
- Fay? - szepnął bardzo cicho. Jej powieki nie drgnęły. Spała. No naprawdę spała. Patrzył przez pewien czas na jej nieruchomą twarz. Ładna była. Bez dwóch zdań. I bezczelnie spała. Spojrzał na jej dłoń spoczywającą między nimi. Potem przysunął ją do siebie i pocałował. Raz i drugi, a potem przygryzł opuszek patrząc, czy może jednak udaje. Mruknęła przez sen i odwróciła się na drugi bok.
Westchnął.
- I to ja jestem gapa...
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline