Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2010, 19:41   #20
Eileen
 
Reputacja: 1 Eileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputację
-Adogonisie, przyznaj mi rację! – wołała nieruchoma. Jak śmiał dotknąć jej oblicza po tym wszystkim? Kotłowały się w niej uczucia i wciąż gorące wspomnienia…

Haesitantia… Niezdecydowana… Tyleż o niej wiedzieli. Wśród reguł, nakazów i życia Rossi niewiasta nazywana równą miała milczeć, pachnieć i ładnie wyglądać, by kiedyś trawić do jeszcze znamienitszego rodu, by dalej pachnieć, ładnie wyglądać i wychować swe dzieci w wierze. Głos jej miał być głosem pisma, oparty na prawdzie objawionej, decyzje słuszne, a śpiew chwałą pana. Życie jej miało być przykładem dla innych, którzy popadli w zwątpienie. Tylko tyle i aż tyle wymagała od niej rodzina i status. Jednak ciągle czuła pustkę. Chociaż długo rozważała każdą swą decyzję pustka była dokoła niej. Słowa odbijały się jak kamień od kamienia, nie krzesząc nawet iskry. Od dawien dawna mówiono, że ród aniołów został stworzony by pomagać innym rasom, tak mówiło pismo i tak mówiła tradycja. To co widziała było pustką. Bracia skupieni na własnym bycie, wczytani w pisma nigdy nie mówili jasno jak wygląda wsparcie Rossi dla innych ras, czy dzieło odnowy świata ku dobru. Spytała o to Adgnitionisa, przyjaciela rodziny i członka rady. Ten wypytał ją dokładnie o zdanie i wydawał się przejmować się tym co mówi. Po raz pierwszy ktoś słuchał jej słów z taką uwagą. Potem była już tylko rada. Od słowa do słowa pytali Spei o wszystko, o każdą jej myśl i interpretację Słowa jaka tylko mogła się pojawić. Teraz już sama nie była pewna tego, czy wyraziła się jasno. Wśród ciszy rozległ się głos jednego z Rady:

- Ty nie potrzebujesz Słowa, bo masz własne. Odjedź i nie wracaj.
Wśród ciszy próbowała opanować szok. Odejść? Dlaczego? Jeśli powiedziała coś, bo byłoby złe, to by o tym wiedziała. Nie uważała, aby tak było.
-To nie ja od was odchodzę, lecz wy ode mnie. – powiedziała dumnie. Teraz, gdy już odważyła się mówić nie mogła się wycofać. Przecież jeśli oni się mylą, to wyjdzie to na jaw i wtedy przyznają jej rację. W końcu będzie miała rację. Przy wyjściu z groty Rady stał starszy Rossi z jej rodu.
-Zawiodłaś nas. Oddaj swe Pismo, skoro znasz je tak dobrze. – Spojrzała na niego ze smutkiem. Jak śmiał ją o coś takiego prosić.
-Uczono mnie posłuszeństwa. – Odparła podając mu je. Wiedziała, że tego pożałuje. - Skoro chcesz, to przechowaj to Pismo dla mnie.

(…)

Odszedł. Jak mogła go tak źle ocenić? Przecież odezwałby się do niej. Chyba, że… Był zbyt dumny, by nie odpowiadać. Przecież to oczywiste! Zbyt dumny i tego była pewna… Chyba, że jej nie słyszał. Czy ja siebie słyszałam? - spytała spoglądając ku krążącej po sali opiekunce. Słyszała ciszę. - Czy jestem martwa? Czy to jest śmierć? Czy czekam na Kruka, który mnie odprowadzi w Śmierć? To niemożliwe! Co się ze mną stało? - przed oczami znów stanęły jej wspomnienia. Dość świeże i barwne, bo wciąż młode. Novus Defero to był tak naprawdę jeden, wielki ród. Wspólnie pracowali, bawili się, żyli. Została przyjęta do ich grona sprawnie i zaakceptowana bez żadnych zastrzeżeń. Wszelkie światopoglądy i wizje zbywała słowem "Bracie(lub siostro) mnie obchodzą czyny, nie słowa.". Uważała za obowiązek pomagać swym braciom i dzięki temu zyskała sobie akceptację.
Jednak jej myśl nie płynęła już ku towarzyszom, lecz ku sobie. Wyliczała w pamięci dni i gubione pióra, które później udało jej się wymienić u Puryfikan, choć nie miały w sobie znamion trucizny. Liczyła czas od spożycia proszku. Pamiętała drobne mrowienie skóry, wiatr w skrzydłach. Rozmowę z jednym z braci po powrocie do siedziby Wspólnoty... Pamiętała jak przyglądali się jej współtowarzysze przez dni przed zachorowaniem. Nie miała jak się sobie przyjrzeć, by stwierdzić co się z nią dzieje. Widziała blaknące pióra, lecz czuła się w pełni sił. Pamięta drogę do opiekunek, chwilę światła w ciemności, widok swych białych skrzydeł wśród blasku groty... Potem pustka.
Czyżby zemdlała?
Dalej w pamięci tkwił obraz opiekunek, które pochylały się nad nią, badały jej skrzydła i ciało. Drżała na myśl wspominając ich niepewne spojrzenia i ciche rozmowy. Teraz dopiero zdawała sobie sprawę z wagi ich słów. Skoro istoty tak mądre i pradawne nie miały pojęcia z czym się spotkały...

A teraz leżała tu. Pod skalnym sklepieniem, które odgradzało ją od nieba, chmur i gwiazd. Oby po drugiej stronie były gwiazdy. I wiatr...

Chciała zmrużyć oczy i oczu nie było...
 
__________________
Zapomniane słowa, bo nie zapisane wierszem...
Eileen jest offline