Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2010, 21:56   #17
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze
Nie wiem, ile czasu minęło kiedy tak leżałem i wpatrywałem się w ciemniejące niebo za oknem, przez cały czas słuchając cichych, niezrozumiałych szeptów. Było ich naprawdę dużo, ciche głosy, z których rozumiałem tylko pojedyncze słowa. W mojej głowie pojawiła się absurdalna myśl.
"Te głosy... to myśli."
Odzyskałem przytomność, wstałem z łóżka i ubrałem się. Założyłem niebieskie dżinsy i białą koszulę w niebieskie wzory, moją ulubioną... od Minoru. Powlokłem się do kuchni. Pod bosymi stopami czułem chłód kafelek. Wyjąłem z lodówki sok w butelce i nalałem go do szklanki. Jednym haustem opróżniłem jej zawartość. Przeszedłem do salonu, ale zatrzymałem się przed lustrem. Mimo iż było ciemno, zauważyłem jak coś błysnęło w moim odbiciu. Powoli zbliżyłem się do niego. Przyłożyłem dłoń do gładkiej i zimnej powierzchni. Spojrzałem na swoją twarz i przez chwilę stałem jak sparaliżowany. Moje źrenice... Nie miałem wątpliwości, a oczy nie mogły mnie oszukać. Moje źrenice połyskiwały w słabym błękitnym błysku. Zamrugałem i poświata zniknęła.
"Dziwne..."

Ding dong! - odezwał się dzwonek, wyrywając mnie z zamyślenia. Ruszyłem się z miejsca. Otworzyłem drzwi. Za nimi stał już dobrze znany mi detektyw Hanakawa wraz ze swoim zastępcą. Dlaczego nie byłem zaskoczony ich wizytą?

- Witam panie Kurenai. Przepraszam, że przyjeżdżam bez zapowiedzi. Sprawa jest jednak dosyć poważna. Czy mogę wejść? - odezwał się.
Zmierzyłem go niewidzącym wzrokiem. Całkowicie oprzytomniałem.
- Tak, proszę.
Cofnąłem się w głąb mieszkania, pozwalając wejść obu detektywom.
Zdjęli buty przed wejściem w głąb mieszkania. Bez pytania udali się w to samo miejsce, w którym rozmawialiśmy ostatnio. Widocznie nie czuli się już tacy skrępowani... Hanakawa trzymał w ręku teczkę, dziwnie złowrogą. Westchnął siadając na fotelu, kiedy ja usadowiłem się na kanapie, podciągając do siebie nogi.
- Czy mogę zapalić?
- Tak... - powiedziałem cicho
Nienawidziłem zapachu tytoniu... a zwłaszcza dymu, który wydobywał się z papierosów.

Detektyw wyjął paczkę jakichś tanich fajek, po czym odpalił jedną
- Może powiem zbyt wiele... - spojrzał na mnie. Ale zbadaliśmy krew na brzytwie, którą został zamordowany pański przyjaciel.
Myślenie o śmierci Minoru było przykre... i irytujące.
- Tak? - spojrzałem na niego. Co w związku z tym? - otoczyłem nogi ramionami, brodę podpierając na kolanach.
- Jeszcze tego samego dnia, kiedy rozmawialiśmy dostałem wyniki ekspertyzy. - otworzył teczkę zaglądając w raport.
Zaciągnął się dymem, kiedy jego oczy szybkim tempem sunęły po znakach na papierze.
- Krew należąca do osoby niezwykle młodej, między pierwszym a piątym rokiem życia. Ślady pochodzące z okresu nie dłuższego niż tydzień. - zauważyłem jak nerwowo podryguje nogą.
- Z tego raczej nie wynika dla pana wiele... jednak sprawdziłem coś. W ostatnim tygodniu znaleziono tylko jeden przypadek zabójstwa pasujący do tych śladów.
Słuchałem go, coraz bardziej czując podirytowanie. Mimo iż Hanakawa wyglądał atrakcyjnie, ton głosu jakim mówił drażnił mnie nieco.
- Tak? - odparłem, nie bardzo widząc związku między śmiercią Minoru a przypadkiem o którym wspomniał detektyw.
Otworzył drugą teczkę.
- Sprawa zabójstwa z Awara... Cztery dni temu odnaleziono w piwnicy jednego z opuszczonych domów zwłoki....- przełknął ślinę. -... niemowlęcia.
Spuściłem wzrok z jego twarzy na papier w jego dłoniach. Zawsze byłem osobą wrażliwą i empatyczną. Słuchanie o śmierci, szczególnie dzieci, wzbudzało we mnie ogromny smutek i rozpacz. Nie potrafiłem się godzić z myślą, że ludzie mogą być aż tacy okrutni.

Przysunął kartkę z raportem bliżej twarzy.
- Zwłoki posiadające liczne nacięcia, dodatkowo zadbano o ich przyśpieszony rozkład...- czytał drżącym głosem. - Z ciała spuszczono całą krew. Niestety bark jakichkolwiek jej śladów w miejscu odnalezienia zwłok.
- To... to chore. Co wspólnego ma to ze śmiercią Minoru? - powiedziałem z nieskrywanym oburzeniem.
- Dalej nie wiemy czy brzytwa należała do Minoru czy do Akichi'ego.- odpowiedział spokojnie, odkładając kartkę.
Następnie chwycił kilka zdjęć i położył je na stoliku przede mną. Patrzyłem chwilę na twarz detektywa, po czym spojrzałem niżej na zdjęcia.
Przedstawiały dziwnie pozieleniałe , bądź miejscami sine ciało dziecka. Na klatce piersiowej, twarzy, rączkach, pod pachami widoczne były głębokie szramy po cięciu ostrzem. Brakowało jednego oka... Zamiast niego w oczodole gnieździły się białe larwy. Cała twarz wykrzywiona była w ostatnim spazmie cierpień dziecka.
Wytrzeszczyłem oczy w niemym przerażeniu. Z moich ust wydobył się cichy jęk. Te martwe dziecko... kto mógł posunąć się do takiego czynu?! To chore! Trzeba by być psychopata, żeby móc skrzywdzić tak niewinną istotę... bezbronne dziecko. Wyraz na jego twarzy wycisnął ze mnie łzy.
Odwróciłem twarz na bok, byleby nie patrzeć znowu na odrażającą scenę uwiecznioną na kawałku papieru. Po policzku ciurkiem spłynęły dwie krople.

Hanakawa rzucił zdjęcia do wnętrza teczki i zamknął ją.
- Czy nie wie pan NA PEWNO gdzie Minoru mógł przebywać w ostatnim czasie? Czy wyjeżdżał? A może kiedyś widział pan brzytwę ,która mogła należeć do niego? - pytał natarczywie.
Miałem tego naprawdę dosyć. Coś wewnątrz mnie pękło, wyzwalając ze mnie odrobinę skrywanego gniewu.
- Nie nie widziałem nigdy podobnego przedmiotu w rzeczach Minoru. I powiedziałem już, nie wiem co się z nim działo. Czy to wszystkie pytania na dziś, panie Hanakawa?
Detektyw spojrzał mi w oczy.
- A czy zachowywał się kiedyś... Agresywnie?
Wyzwolił kolejną walę gniewu
- Nigdy!! Nie! Minoru, którego znałem... zawsze... był taki delikatny... i spokojny. Nie skrzywdził by drugiego człowieka, a na pewno nie dziecka! Skończyli panowie z tym przesłuchaniem? Nie czuję się najlepiej.
Detektyw skinął spokojnie głową.
- W takim razie nie będziemy już przeszkadzać. Proszę poszukać w mieszkaniu, może Minoru zostawił tutaj jakieś wskazówki. Może pisał pamiętnik ?
- Nie. Oprócz swoich zeszytów szkolnych nie trzymał tu niczego, w czym mógłby pisać.
Skinął głową.
- W takim radzie do widzenia, panie Kurenai.
- Do widzenia. - odparłem sucho, odprowadzając ich wzrokiem.
Bez słowa detektywi opuścili moje mieszkanie.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=fXyJ2BvDb1U[/MEDIA]

Skryłem głowę pomiędzy kolanami. Tego było za wiele... Zacząłem łkać. Słone łzy zalewały moją twarz. Twarz martwego dziecka naprawdę mną wstrząsnęła. Nie wyobrażałem sobie, kto mógłby zdobyć się do takiego okrucieństwa? Na pewno nie człowiek... Poczułem się nagle taki bezradny, słaby i osamotniony w świecie, który mnie przytłaczał.
"Minoru... tęsknię za tobą..."
Przewróciłem się na bok, podrygując w rozpaczliwym szlochu.

Kiedy się uspokoiłem, niebo było już czarne. W nieoświetlonym mieszkaniu panowała ciemność.
Pik pik! - rozległ się dźwięk telefonu, który wibrował na ziemi.
Podniosłem telefon z ziemi i odczytałem wiadomość. Przyszła z nieznanego numeru...
"Spotkajmy się na boisku Szkoły Podstawowej Komaba dzisiaj o 2. Proszę, bądź sam. Chce ci wszystko wytłumaczyć..."
Żadnego podpisu, czy wyjaśnień... Same słowa, którego nadawcą mógłby być każdy. Ale jakiś instynkt podpowiadał mi, że autorem wiadomości jest
Akichi... Znalem tą szkołę, o której pisał w wiadomości. Uczęszczałem do niej niegdyś razem z Minoru. Znajdowała się tuż przy głównym budynku Uniwersytetu Tokijskiego, w którym oboje studiowaliśmy. Podniosłem się, w łazience opłukałem twarz zimną wodą i ubrałem się.





Wieczór był wilgotny. Padał drobny lecz rzęsisty deszcz. Brama szkoły była zamknięta, jednak nie miałem problemu się przez nią przedostać. Budynek taki jak inne szkoły, biały, bez wyrazu. Okrążyłem go dookoła wychodząc na wylane asfaltem boisko. Dojść biedne wyposażenie, jak na szkołę znajdującą się przy największym Uniwersytecie w Kraju. Panowała tutaj niemal całkowita ciemność. Jedyne światła to te z okien budynków kampusu za siatką, albo przebijające się przez listowie, z lamp ulicznych przed szkołą. Na boisku nikogo nie widziałem. Przez cały czas rozglądałem się po okolicy, trzymając ręce w kieszeni. Podszedłem do siatki ogradzającej boisko i oparłem się o nią plecami. Głowę miałem skrytą pod kapturem kurtki. Patrzyłem na mokry asfalt, w którym odbijały się pomarańczowe światła lamp.
Nie wiedziałem, dlaczego tu przyszedłem. Być może naprawdę chciałem porozmawiać z Akichim, chłopakiem dla którego Minoru mnie porzucił. Widok ich złączonych ciał znowu powracał. Ich ciche jęki, namiętny pocałunek, wyraz ich twarzy... I uczucia, które towarzyszyły mi później. Powróciło wspomnienie czasu, który spędziłem nieprzytomny nad rzeką. Pojawiła się twarz Taikiego, jego srebrne oczy, tak podobne do oczu... Gakidou. Skorupa za którą się kryłem pękała i odpadały od niej coraz to większe fragmenty.
- Chishio-san...- usłyszałem szept za sobą.
Po drugiej stronie siatki, na terenie kampusu stał Akichi Kinochimaru... Wystraszył mnie nagłym pojawieniem się. Przestraszony odskoczyłem przed siebie, odwracając się w stronę boiska.
- Przepraszam... Za wydarzenia w klubie... Ale zaskoczyłeś mnie. - powiedział słabym głosem.
Ten chłopak... Mimo tego, co przez niego przeżyłem, nie potrafiłem być teraz na niego zły. Po prostu... nic nie czułem.
- Dlaczego uciekałeś? Wystraszyło cię coś. - wróciłem pod siatkę.
- To... Chishio-san... ja nie zabiłem Minoru... Musisz mi uwierzyć. - jego głos drżał.
Podszedł bliżej siatki. Teraz mogłem dostrzec , że jest w samej przemokniętej koszulce.
- To był wypadek...
- Widziałem cię z nim... zanim zginął. To na pewno nie był wypadek. - powiedziałem nieco oskarżycielskim tonem. Nawet nie wyobrażasz sobie co przeżyłem... i teraz prosisz mnie, żebym ci uwierzył?
Przełknął ślinę głośniej.
- Chishio-san... To... To kogo poznałem tamtej nocy, to nie był Minoru, z którym zamieszkałem. Tak...tak jakby miał dwie twarze. Nie powiedział mi kiedy się poznaliśmy...Że jest z kimś. Nie wiedziałem co się dzieje kiedy wybiegł za tobą.
- Kłamiesz! To był Minoru... - wróciły emocje. -... i to jak cię dotykał... Widziałem to wszystko na własne oczy. - znów ukłuła mnie zazdrość
Cofnąłem się o krok. Podniosłem twarz i spojrzałem na chłopaka. Po policzku pociekła mi łza.
- Niemożliwe ! Skoro tak ! Skoro tak to czemu cały czas trzymał twoje zdjęcie... - otarł mokrą twarz. K
ilka mokrych kosmyków włosów przylepiło mu się do czoła. Próbowałem znaleźć na to jakąś odpowiedź, ale w głowie miałem pustkę.
- Bo... nie wiem. Nie chcę wiedzieć! - prawie krzyknąłem. Jego już nie ma! Odszedł, zabierając moje serce. - dodałem z rozpaczą.
- Z resztą... To co się stało później... Ja znalazłem tą brzytwę przypadkiem... A on wpadł w szał i...
Oboje usłyszeliśmy kroki za moimi plecami. Zadrżał.
- Kto to...?
- Co...? - Obróciłem się na piętach.



W ciemność zobaczyłem postać w bieli. W białym długim płaszczu oraz o siwych włosach. Właśnie wychodziła zza budynku szkoły. To co mogło przerażać w tej postaci były lśniące w mroku, lazurowe oczy.
- To... Ona ma broń - szepnął pod nosem Akichi.
- Choshio-san ... uciekaj, uciekaj!
Cofnąłem się do siatki, niemy z przerażenia. Coś mnie ostrzegało. Wszystkie komórki ciała głośno krzyczały "uciekaj!". Ale ja... widząc zbliżającą się kobietę nie mogłem się ruszyć. Bezradność... Spojrzenie wbiłem w zbliżającą się kobietę.
Zatrzymała się po kilku krokach. Była w znacznej odległości ode mnie.
- Dlaczego wziąłeś to co ci dał? - wyprostowała ramie w moim kierunku. Dostrzegłem ciemny kształ w jej dłoni.
"To broń..." - usłyszałem w głowie szept, tak podobny do tych, które słyszałem w mieszkaniu.
- Chishio! - wrzasnął Akichi
- Bo tego chciałem. - zaskoczyła mnie pewność w moim głosie oraz to, że w jakiś sposób odpowiedź sama cisnęła mi się na usta.
- Zatem obrócisz się w nicość.
Usłyszałem jak odblokowuje broń. Wtedy też prosto w jej głowę uderzyła szklana butelka, rozbijając się następnie o asfalt.
- Przełaź tu! Szybko.... - Akichi przecisnął dłoń przez oczko siatki potrząsając moim ramieniem.
Jego dotyk wyrwał mnie z otępienia. Zacząłem wspinać się po siatce, czubki stóp wciskając w oczka siatki. Akichi czekał na mnie z drugiej strony. W momencie kiedy skakałem w dół rozległy się strzały. Kule śmignęły tuż obok mojej głowy.
- Szybko, chodź! - chłopak wrzasnął z paniką, kiedy byłem już na dole, po czym popędził pomiędzy budynkami kampusum
Rzuciłem się w desperacki bieg za nim. Mimo wszystko nie pragnąłem umrzeć. Nie teraz. Musiałem mu zaufać...
Przecisnęliśmy się między kilkoma budynkami, kątem oka dostrzegłem jak postać w bieli także przechodzi przez siatkę. Wbiegliśmy w niewielki zaułek między starymi, ceglanymi budynkami.
- Tutaj jest dziura... Przejdziemy. - Akichi podbiegł do metalowej beczki i krzywiąc się odsunął ją w bok, ukazując niewielki otwór w blaszanynm płocie prowadzącym na ulice.
Padłem na kolana i przecisnąłem się przez dziórę. Podłoże było mokre.
Akichi padł an kolana zaraz za mną, czołgając się po błocie . Wtedy rozległy się strzały, a o blaszany płot coś uderzyło. Akichi w ostatnim momencie wygrzebał się na ulicę.
- Gdzie dalej...- rozejrzeliśmy się dookoła.
- A gdzie my w ogóle jesteśmy? - powiedziałem cicho, rozglądając się po otoczeniu.
Usłyszeliśmy kroki po drugiej stronie płotu, a następnie głośne syreny. Szybko, tuż zza rogu wyjechały dwa radiowozy. Kiedy się obejrzałem, Kinochimaru zniknął.
"A jednak zostawił mnie i sam uciekł..."
- Shimatta... - zaklnąłem, uciekając w pierwszym lepszym kierunku, który był bezpieczny

O dziwo udało mi się dotrzeć do domu. Przez cały czas biegłem, głośno dysząc. Kiedy już byłem w swoim mieszkaniu, zamknąłem drzwi na klucz. Ściągnąłem kurtkę i powiesiłem ją na haku, aby wyschła. Opadłem na wygodną kanapę w salonie, dziękując w duchu rodzicom za to, że byli tacy wspaniałomyślni dając mi ciężko zarobione pieniądze na urządzenie mieszkania.
Wyciągnąłem z kieszeni telefon i napisałem maila na numer, z którego poprzednio dostałem wiadomość.
"Musimy porozmawiać. U mnie, znasz adres."
Telefon wysunął mi się z ręki i spoczął na kanapie. Nadal oddychałem nierównomiernie, ignorując kujący ból w płucach.
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 12-01-2010 o 22:00.
Endless jest offline