Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 12-01-2010, 23:51   #176
Bażna =^^=
 
Bażna =^^='s Avatar
 
Reputacja: 1 Bażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumnyBażna =^^= ma z czego być dumny
Lidia stała wraz z towarzyszami nad grobem paladyna sir Hadalusa. Pustym spojrzeniem ogarniała kopiec kamieni kryjący ciało człowieka, który tak wiele znaczył dla Lususa. Właśnie... Lusus... Bez skrępowania spojrzała na twarz młodego giermka, który rzekł parę słów nad grobem. Nastała cisza. Obcy żałobnicy wpatrywali się w grób lub tylko sobie znany punkt. Półelfka natomiast wciąż obserwowała twarz ciemnowłosego, już nie chłopca jeszcze nie mężczyzny. Wspomniała zajście w podziemiach, które wyryło w jej mentalności ślad niczym głębokie zadrapanie w kamieniu. Wciąż czuła na sobie tchnienie tamtego horroru. Bała się o Lususa, który chyba w całym swoim życiu nie przeżył tyle co w ciągu tych ostatnich godzin: śmierć, zmartwychwstanie, spalenie żywcem bestii, pogrzeb mistrza... Zdawała sobie sprawę, że na każdym z zebranych, ostatnie wydarzenia odcisną piętno na długo. Spojrzała na Meave, jednak nie próbowała nawet odczytać jej odczuć w tym momencie. Przeniosła wzrok na Kaela. Jego anielska twarz nawet teraz usiłowała zrobić na niej wrażenie. Jednak w tej chwili mocniejsze były odczucia na wspomnienie słów, które łotrzyk rzekł tam... w lochach. Cichutkie pochlipywanie Verny tłumiło się pod opiekuńczym ramieniem Ranga koło, którego stała młodziutka Tuai. Najmłodsza jakby się zdawało z grupy, była bardziej opanowana niż czarnowłosa bardka. Lidię to jakby po części zafascynowało, iż Tua miała w sobie więcej siły niż by się mogło zdawać.

Półelfkę trapiło co się później stanie z nią i resztą drużyny . Jak będzie wyglądał ich los po przybyciu do Podkosów... czy nadal będą wszyscy razem? Jak długo Lusus i Meave będą tkwić w tej rozerwanej więzi? Między tą całą zbieraniną, chcąc nie chcąc poczęła się tworzyć więź. Szpiczastouchą nachodziła myśl, jak bardzo im wszystkim może zależeć na tym, aby utrzymać "ją" przy życiu? Z reguły ludzie, którzy mają takie więzi już wcześniej zawarte, nie podróżują samotnie w poszukiwaniu przygód... prawda? Ona szukała więzi prawdziwych, innych niż rodzinne, jednak równie głębokich i nie rozerwalnych. I myślała, że w końcu je znalazła, lecz niestety faktem jest, że złość jak i ślepota ludzka potrafią rujnować. Jak to mówią: "zgoda buduje, niezgoda rujnuje". Nad tropicielką zawisły czarne chmury; rozczarowanie, tęsknota, niepewność i inne osłabiające ducha odczucia, z trudem uciszała. Jako ostatnia położyła symboliczny kamień na miejscu ziemskiego spoczynku sir Hadalusa. Natłok myśli sprawił, że czuła jak skronie jej pulsują. Głęboki oddech, jednak tym razem nie przyniósł tego ukojenia co zawsze.

***

Wróciwszy do twierdzy zgarnęła swoje rzeczy pozostawione na murach. Zatrzymała się aby nacieszyć raz jeszcze oczy widokiem okolic oraz słońcem, które towarzyszyło jej przez ten dzień. Zamknęła oczy i nastawiła delikatną twarz w kierunku słabnących, ciepłych promieni. Spod długich rzęs popłynęły dwie lśniące łzy.

***


Gdy wszystko już prawie było spakowane i gotowe do drogi, Lusus podszedł do półelfki trzymając za wodze Rubina.

- Lidio jeżeli chcesz możesz podróżować na Rubinie. Ja wezmę Kasztana mojego mistrza, gdyż ten koń bojowy zrzuciłby zapewne z grzbietu każdego z was. Do mnie na szczęście już się przyzwyczaił. Rubin to dobry koń. Niesie jak wiatr i jest oddany. Przyznaję, że przywiązałem się do tego zwierzęcia i jeżeli mam go tymczasowo oddać w czyjeś ręce, to chciałbym aby były one Twymi - powiedziawszy to Lusus skłonił się w pas kładąc dłoń na brzuchu i wyciągając rękę z wodzami konia w stronę Lidii. Na pierwsze słowa młodzieńca, tropicielce poszerzyły się źrenice w złotych oczach. Piękny ogier zwrócił jej uwagę w chwili gdy go tylko po raz pierwszy ujrzała. Spojrzała na Rubina i ledwo opanowała ciche westchnienie. Reszta drużyny uwijając się przy wozie i pozostałych koniach, nie mogła tego usłyszeć, jednak Lusus jako jedyny stał wystarczająco blisko. Zanim spojrzał na łuczniczkę w kąciku jego ust pojawił się tak rzadki dla niego uśmiech. Szpiczasto ucha na moment zapomniała o tym co się działo, dzieje i może dziać w najbliższym czasie. Poczuła się wyróżniona i mimo iż starała się trzymać uczucia na wodzy, czarnowłosy giermek mógł zobaczyć jak jej twarz, mimo łagodnego spokoju, promienieje a oczy wciąż są jakby większe.

- Dzi-dziękuję Ci... bardzo dziękuję - odparła a w jej głosie zadrżała nutka przejęcia, jednak to była tylko sekunda gdyż kolejne słowa płynęły już z melodyjnym dla niej spokojem. - Będę o niego się troszczyć jak o własnego - szpiczastoucha wzięła wodze na co przyszły paladyn się wyprostował. Koń lekko szarpnął łbem, ale Lidia dała radę utrzymać lejce. Lusus ponownie uśmiechnąwszy się wyciągnął z torby na boku konia, garść owsa i nasypał ją Lidii na dłoń.
- Czynisz mi zaszczyt, że darzysz mnie takim zaufaniem - odparła półelfka wyciągając powoli otwartą dłoń w stronę konia. Rubin bez większych oporów począł jeść dziewczynie z ręki. Młodzieniec skinął lekko głową na rozpromienione spojrzenie łuczniczki i poszedł w stronę Kasztana. Odprowadziwszy go spojrzeniem tropicielka dopiero teraz pokazała najszerszy i najpiękniejszy uśmiech. Podobny ostatni raz zagościł na jej twarzy, gdy do jej domu zawitali przyjaciele wuja Oratisa. Było to zaledwie parę tygodni temu...

***

Mimo niespodziewanej jak i równie miłej decyzji co do Rubina, Lidia wciąż była przybita swymi myślami jak i relacjami w drużynie… Podróż powrotna do wsi upływała jej nijako. Praktycznie w ogóle się nie odzywała. Z wozem wypełnionym zdobycznym a w tym żywnością, Lidia nie musiała silić się na polowanie, dzięki czemu mogła zachować strzały na ewentualność... niespodziewanego. Mimo iż na pewien czas polowanie nie zaprzątało jej głowy, złotooka nie zaniedbywała innych obowiązków jako tropiciel swej drużyny. Wydarzenia w twierdzy sprawiły, że stała się bardziej skupiona i ostrożna, żeby nie powiedzieć, że chwilami jakby bardziej nieufna. Ale tylko chwilami. Jeździła na zwiady zostawiając grupę w tyle. Chwilami zastanawiała się co się mogło teraz dziać z Robem i Jakobem. Drowy zmierzające na Srebrny Jarmark mogły się przecież na nich natknąć... a właściwie to Ci biedni głupcy mogli się natknąć na mroczne elfy. Na myśl o tym szpiczastoucha pokiwała głową z politowaniem. Ilekroć jednak nie wracała ze zwiadu zbyt długo, to Lusus zapuszczał się w przód odnajdując ją i upewniając się, że jest bezpieczna. Właściwie to półelfka nie mogła dociec czy robił to w trosce o swojego konia czy martwił się o towarzyszkę. Sądząc jednak po tym na ile Lusus dał się jej poznać, uznała, że było to zarówno jedno jak i drugie. Ona sama cieszyła się tym, że choć na krótki czas ma konia, o którym choć w przenosi może myśleć jak o swoim. I do tego takiego pięknego, od którego czuła czystego ducha.
" Będę o niego się troszczyć jak o własnego" rzekła wtedy Lususowi i zamierzała nie tyle dotrzymać solennie słowa co sprawić żeby Rubin choć trochę ją polubił, bo o przywiązaniu nie było mowy. Nie wiedziała co stanie się po tym gdy zawitają do Podkosów, więc starała się nawiązać więź z Rubinem.

***

Lidia skrzywiła się ilekroć wyczuwała fakt, iż cuchnie mułem. Przypominało jej to jakim wyczynem było przeprawienie się przez tamtą rzekę. Nie pocieszenie jej sięgnęło jednak zenitu, gdy podczas kolejnego zwiadu jako pierwsza znalazła się z Rubinem nad brzegiem owej rzeki. Znowu będzie morka, zziębnięta i... czy da się jeszcze gorzej śmierdzieć rybą i mułem? Niestety tropicielka podobnie jak pozostali mieli szanse aby się o tym przekonać z dodatkowym urozmaiceniem w postaci obładowanego wozu oraz dwójki więźniów...
Gdy znaleźli się po drugiej stronie brzegu, półelfka podobnie jak ostatnim razem, rozpaliła ognisko. Gdy wszyscy zgromadzili się przy ogniu, ona oddaliła się na bezpieczną odległość. Zaczęła zdejmować mokre ubrania zerkając raz po raz. Owinęła się swym wysłużonym kocem, na niego zarzuciła zielony koc z kufra maga, wykręciła z resztek wody swoje ubranie i rozwiesiła je aby wyschły. Siedziała przy ognisku wraz z resztą przemoczonych i trzęsących się z zimna towarzyszy, którzy starali się ogrzać zziębnięte na wpół nagie ciała. Pies Verny tulił się desperacko do swej pani w poszukiwaniu ciepła. Półelfka spojrzała na Lususa. Na jego nagim torsie widniały blizny po pamiętnej walce. Pomyśleć, że mogły one być teraz zaschnięte krwią. "Dzięki Ci Selune...'' pomyślała.

***

Po opuszczeniu murów twierdzy zarówno Lusus jak i Lidia wrócili do swych codziennych rutynowych poczynań. Jednym takim wspólnym była poranna modlitwa do boga. Tropicielka mimo ustawionej warty zawsze budziła się pierwsza i jeszcze przed świtaniem szła przetestować swoją gibkość i szybkość - chociażby na okolicznych drzewach. Harce, skoki, salta... dla nie wprawionego oka mogło to wyglądać na jedynie niezłej szkoły akrobacje cyrkowe. Tego pierwszego świtania poza murami twierdzy, wydawało jej się, że jest rannym ptaszkiem wśród kompanów. Pośród wysokich traw skąpanych w porannej mgle wypatrzyła Lususa. Klęczał w milczeniu, pochylając głowę nad rękojeścią miecza wbitego w ziemię. Zaciekawiona, bezszelestnie podeszła bliżej. Dłonie giermka spoczywały po obu stronach jelca. Wtem na pogrążonego w modlitwie, spłynęły pierwsze promienie słońca. Było cicho. Lidia zwykle zaczynała dzień od rozmowy z Selune, jednak tego razu gdy się zbudziła czuła jak natura wzywa ją do siebie. Prowadzona jej głosem, po nie dokończonym treningu w konarach drzew, znalazła się tutaj. Po dłuższej chwili czajenia się w wysokiej trawie, złotooka poczęła się wycofywać równie bezszelestnie jak poprzednio. Wtem Lusus zakończył modlitwę i zaczął taniec ze swym mieczem. Młode, wyrzeźbione ciało młodzieńca cieszyło oczy... jednak nie można było zapominać o bożym świecie.


***

Po kolejnym dniu ubogim w rozmowy, nastał kolejny wieczór i kolejne pełnienie warty. Zanim przyszła kolej łuczniczki, ona korzystając z tej chwili swobody, dzieliła ją na kilka spraw. Jedną z milszych było troskliwe doglądanie Rubina. Drugą zaś było, bardziej lub mniej ostentacyjne (na zmianę z Lususem) obserwowanie więźniów, a zwłaszcza Dilija. Czy to dzień czy noc, która pobudzała drowa, wciąż osłabiony białowłosy był poniekąd oczkiem w głowie łuczniczki - znaczyło to, że nie mogła się doczekać aż zostanie zdjęte z niej podejrzenie o morderstwo i ostatecznie oczyszczone będzie jej imię. Karmienie go wywoływało w niej mieszane uczucia, jednak nigdy ani przez chwilę ociągała się z tym. Podobnie było jeśli szło o kupca i mimo, że Dimitrij robił się coraz bardziej marudny, szpiczastoucha nie wiedzieć skąd, miała do niego anielską cierpliwość. Momentami jej stoicki spokój i przenikliwe spojrzenie, sprawiały, że chcąc nie chcąc otyły, zamożno wyglądający kupiec, uciszał się.

***

Nadszedł kolejny wieczór, którego podobnie jak zajścia w komnacie Przeklętej Twierdzy, Lidia nie zapomniała aż do końca swoich dni.

- Ekhem... - gdzieś nad głowami obozujących rozległo się uprzejme chrząknięcie. Kto by pomyślał, że od tego momentu podróż do wioski, mimo, że już coraz krótsza, to stanie się bardziej intensywna. Pierwsze spotkanie z duchem a półelfka nie bała się tak jak by się tego spodziewała. Może to dlatego, że duch maga sprawiał wrażenie niepoważnego i komicznego? Tropicielka nie czuła od niego wrogich intencji. Właściwie to prócz nauczania Tuai, niematerialny Madrag wydawał jej się... nie potrafiła jednoznacznie określić tego odczucia, ale po rozmowie z nim stwierdziła, że zagadywać go nie ma sensu.
Choć złotooka nie szukała towarzystwa magicznej zjawy, to zjawa korzystała z nadarzających się okazji do zawarcia kontaktu...

- Iiiaaa! - Lidia pisnęła przeraźliwie wybiegając z pobliskich krzaków.
- Nie krzycz tak no, ja tam... tylko spacerowałem - sunął za nią mag z podstępnym uśmieszkiem.
Podobne rewelacje podnoszące ciśnienie nie ominęły Meave...

- Wynoś się stąd cholerny magu! Nie widzisz, że się przebieram!?

... jak i Verny...

- Ratunkuuu... Zabierzcie go stąd!
Tylko młodziutka Tua w oczach maga była "jedynie" upragnioną uczennicą, której mógł przekazać swą wiedze. A może właśnie to sprawiało, że dziewczyna mogła udać się na stronę bez, nawet cienia podejrzenia o naruszenie jej intymności?

***

Kolejnego dnia ich oczom ukazała się wieś Podkosy. Półelfka odczuła na sobie jak i na pozostałych spojrzenia zdumionych wieśniaków. "Wszak wyruszyliśmy stąd piechtą przez pola, a wróciliśmy traktem na koniach z wozem wypełnionym zdobycznym..." przemknęło jej przez myśl. Na dźwięk przestrachu u matek i mniejszych dzieci, półelfka zerknęła na Dilija.

- No tak... dla ludzi widzieć go z tak bliska to jak zajrzeć diabelstwu w same ślepia - zamruczała sama do siebie pod nosem. Wtem zwróciła wzrok w stronę Lususa, gdy tylko usłyszała jego głos...
Po jego przemowie i reakcji sołtysa łuczniczka się uspokoiła. Nie miała wątpliwości, że teraz będzie już tylko lepiej... przynajmniej jeśli chodzi o nich jak i o jeńców dla, których wyruszyli. Gdy zobaczyła Elenę i Tuyra kamień jej spadł z serca. " Nareszcie " pomyślała " Nareszcie to się skończyło! Oni są wolni, my jesteśmy wolni od zobowiązania i już nikt nie ośmieli się tu skalać naszego imienia." Po tych myślach zachęciła wszystkich do wspólnego, ciepłego posiłki w gospodzie. Wraz z Rangiem upewniła się, że konie mają co jeść i pić jak i ich cały dobytek jest bezpieczny. Gdy jasnowłosy wojownik wyszedł ze stajni, tropicielka została jeszcze z Rubinem. Pogładziła go po chrapach szepcząc mu:

- Wygląda na to, że niebawem się rozstaniemy - nie wiedziała jak potoczy się rozprawa i co Lusus ostatecznie postanowi; czy zostanie z nimi czy odejdzie w swoją stronę. W końcu dotrzymał obietnicy, więc jest wolny od zobowiązania jakie im złożył i za spełnienie swego rycerskiego słowa, Lidia będzie mu zawsze wdzięczna.
Zanim łuczniczka weszła do gospody, jej uwagę przykuły dwie skrzydlate łodzie, które cumowały przy pomoście. Szpiczastoucha stała tak przez chwilę podziwiając wodne wynalazki człowieka. Widziała nie raz łodzie rybackie, ale takie statki z takimi żaglami były dla niej czymś nowym. Wtem ją olśniło gdy naprędce policzyła dni "...dziś jest pierwszy dzień Srebrnego Jarmarku" myśl ta mignęła jej równie szybko jak pojawiła się nowa "Tamte drowy pewnie już tam są." Weszła do gospody gdzie jej towarzysze zajadali się w najlepsze gorącymi potrawami. Lidia ze smakiem wgryzła się w mięsiwo z chlebem, popijając to zsiadłym mlekiem. Jednym uchem słuchała zachwytów towarzyszy nad pysznymi, gorącymi daniami zaś drugim przysłuchiwała się pozostałej grupce gości karczmarza, zajadających w pośpiechu.

- Dziś rozpoczyna się Srebrny... - mówiącemu brodatemu mężczyźnie wypadł ziemniak z łyżki - ... Srebrny Jarmark a teraz przez Wasze pierdoły ominą nas przemowy władców Pięciu... - glup, z wysiłkiem przełknął co miał w gardle i nadawał dalej - ...Miast Pięciu.

- A to ich gadanie to nie istotne tatku - wtrącił młody, krepy mężczyzna w czarnym kucyku - ja sobie pluje w brodę za te magiczne popisy co są takie, że w pamięć zapadają a do tego...
Na słowo "magiczne", półelfka zerknęła na Tuai lecz ta była zbyt pochłonięta pałaszowaniem chleba ze skwarkami, a przy tym tak uroczo lśniły jej te duże, szare oczy. łuczniczka bez krępacji popatrzała po siedzących z nią przy stole. Znów tu siedzieli razem, znów w tej samej gospodzie i nawet przy tym samym stole i... znów za wiele nie rozmawiali ze sobą. Zważywszy jednak na sytuację, tym razem się tym jakoś specjalnie nie przejęła. Zwłaszcza, że po sytym posiłku marzył jej się tylko sen. Niestety musiał on poczekać na rzecz sądzenia drowa i kupca. Zabrała więc swoje wszystkie rzeczy do pokoju, który miała wspólnie dzielić z towarzyszkami. Mimo zmęczenia udała się dość żwawym krokiem, wraz ze wszystkimi do sali sądowej, z której nie wyniosła miłych wspomnień. Idąc przez wieś, szpiczastoucha czuła zarówno podziw jak i uznanie, bijące ze strony odprowadzających ich spojrzeniem mieszkańców. Mimo tego, nie mogła się oprzeć wrażeniu, że coś jest nie tak. Wieśniacy byli jacyś inni, ponurzy i smutni...



(c.d.n.)
 
Bażna =^^= jest offline