Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-01-2010, 17:44   #21
Nagash Hex
 
Nagash Hex's Avatar
 
Reputacja: 1 Nagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumnyNagash Hex ma z czego być dumny
Kolejne rasy wysyłały swoich przedstawicieli. Jednak i tak stanowili jedynie ułamek wszystkich zgromadzonych. Co dziwne budziło to radość w sercu buntowniczego Alphonse. W końcu należał teraz do elity, wybrańców, obrońców gatunku Salartus. Jednym słowem było to dla młodego anioła olbrzymie wyróżnienie. Nie zmieniało to faktu, że cichutki głos w głowie Solfa (sumienie? Rozsądek? Moc?) wciąż przypominał, że to samobójstwo i wręcz drwił z głupoty Ala. Na szczęście wokoło zbyt wiele się działo, by Angelo przejmował się takimi sprawami. Z ciekawszych rzeczy należy podkreślić pojawienie się przedstawiciela Asco. Kimblee wiele słyszał o tej rasie i nie były to dobre rzeczy. Podobno roznosili zarazy, a kiedyś jeden ze starych i lekko „ekscentrycznych” aniołów twierdził, że ten ród porywa młode innych ras i żywi się nimi!
- Brednie. Stary zbzikował kompletnie, albo chce przestraszyć naiwnych… -myślał wtedy Solf, ale kiedy Asco pojawił się nagle tuż obok, Alphonse poczuł się niepewnie. Mimo wszystko jednak zainteresował anioła. W końcu taka istota może znać wiele legend…
Tak jak pojawienie się Asco wzbudziło lekki strach i ciekawość Ala, tak gdy na „scenę” wkroczył tak zwany Lauhelmaasielu Solf poczuł jedynie niechęć. Nigdy nie spotkał żadnego z nich, ale słyszał bardzo wiele o ich arogancji i rzekomej wyższości nad innymi, by wiedzieć, że nigdy nie polubi żadnego. Ten konkretny już w pierwszym zdaniu chciał pokazać kto tu rządzi. Oczywiście nic takiego nie mogło mu się udać, bo wszyscy wiedzieli, że najważniejsza rasa już dołączyła do wyprawy. I każdy obiektywny obserwator musiałby przyznać, że wystawiła niezwykłego i bez wątpienia zacnego przedstawiciela. Kimblee przesłał Lauhelowi uśmiech zarezerwowany dla irytującego i mało istotnego znajomego. Pewnie wspomniałby też o nowej i „prawdziwej” teorii o pochodzeniu Salartusów, ale niestety nie było na to czasu. Ruszyli…
Podczas wędrówki, Wallow trzymał się raczej z boku. Nie był przyzwyczajony, do podróżowania w grupie, do towarzyszy. Ponieważ to właśnie stworzyli, czy mieli zamiar zrobić. Grupę, zespół, stado, rój - jakkolwiek by tego nie nazwać, chodziło o to samo.
Nie wiedział jeszcze, czy przypadkiem nie będzie wyrzutkiem - zupełnie jak przez całe, wcale nie krótkie, dotychczasowe życie... Jednak nie przejmował się tym zbytnio. Radził sobie wcześniej, poradzi i teraz.

***
Dotarli wreszcie do celu, którym okazała się duża, aczkolwiek niska pieczara. Na tyle niska, że wysoki Asco musiał się mocno przygarbić by normalnie chodzić. Opiekunka-Matka, gdy wspomniała o Lustrze Amandy, wszystkie stworzenia z których się składał aż zadrżały z ekscytacji. Rozwiązanie problemu!
Choroba która dotknęła Salartus, nie ominęła bowiem w żaden sposób rasy Aborrecimiento. Paru osobników skarżyło się, że mają problemy z przywołaniem robaków, owadów... Zupełnie, jakby Matu straciła siłę przyzwania. Nigdy wcześniej się nic podobnego nie zdarzyło, zatem Wallow obawiał się, czy przypadkiem i jego to nie spotka. Był przecież jedyną nadzieją, na przetrwanie swoich pobratymców... Bez wewnętrznego głosu Matki, dosłownie rozpadłby się w parę dni. Alphonse był w podobnej sytuacji – nie mógł przetrwać długo bez lekarstwa dostarczanego przez rase jego nowego przyjaciela. Tym samym potężna rasa Rosso Angelo była od kogoś zależna! Na to nawet nowoczesny i tolerancyjny Kimblee wolał się nie godzić. Lustro była nadzieją dla niego i nadzieją dla rozpowszechnienia jego poglądów. Prawdziwych poglądów. Al nerwowo zacisnął rękę na Czerwonej Księdze w torbie, przy boku anioła.

Na zakończenie, Opiekunka-Matka upuściła trochę krwii do misy (na co Asco patrzył z dezaprobatą) i poprosiła o pośpiech. Dopiero teraz Wallow rozejrzał się dokładniej po jaskini. Jego wzrok przykuł oczywiście, swoisty krąg głazów z odpowiednimi symbolami. Chwile później Kruk również wygłosił mowę, jednak dla Wallowa było ona mało ważna. Tymczasem Solf dojrzał, że jeden z posągów przedstawia jego rasę! Tylko Rosso był w tej komnacie.
- Czyż to nie ostateczny dowód na naszą wyższość… - wyszeptał cicho i spojrzał triumfalnie na Lauhela.
Jednak ponownie nie było na to czasu. Rosso obejrzał dokładnie wszystkie kamienie i wtem dostrzegł coś co przykuło jego uwagę. Na jednym z kamieni znajdowało się malowidło przedstawiające roślinę, a dokładnie kwiat. Kwiat, który był znany każdemu z Rossi Angeli. W końcu był czerwony…
- To Le Herium – powiedział Rosso drżącym głosem do pozostałych - W naszych starych księgach zachowały się obrazy wielu kwiatów. Anioły uwielbiają kwiaty. Szczególnie róże…
Alphonse zamyślił się, po czym uklęknął przy kamieniu z wizerunkiem czerwonego kwiatu. Złożył ręce do modlitwy, spuścił głowę i począł szeptać szybko w jakimś cichym i niezrozumiałym dialekcie. W końcu wyszarpnął jedno z pięknych, czerwonych piór zdobiących jego głowę i ułożył na malowidle. Następnie wyszeptał:
- W imię gatunku Salartus, rasy Rosso Angelo, wszystkich poległych aniołów, a także tych którzy wciąż błądzą i nie mogą odnaleźć właściwej ścieżki przysięgam! Przysięgam, że zrobię wszystko co w mej mocy, oddam ciało, życie i duszę, aby uratować nas wszystkich. O wielka Mocy i Ty potężna Amure, spoczywaj w pokoju. Błagam pomóżcie nam!
Anioł złożył obie dłonie po bokach kamienia i dodał głośniej:
- Humanitas…
Tymczasem Asco także włączył się do rytuału. Od momentu gdy tu wchodził, czuł coś dziwnego. Wewnętrzny głos, nawołujący do jakiejś czynności. Instynkt? Może... Ruszył w stronę jednego z kamieni, przystanął w odległości metra. Spojrzał w stronę świetlistej smugi i rozpostarł ręce. Wszystko działo się wręcz bez jego świadomej woli.

- Arribar - wyszeptał - Arribar, compaąero..

Nie czekał długo na odezwę. Jasne pasmo zamrugało na ułamek sekundy, gdy do jaskini wleciał piękny motyl.


Gdy tylko drobne odnóża pięknego owada dotknęły pióra złożonego na malowidle wydarzyło się coś zaskakującego. Kwiat najpierw lekko, a potem silniej rozbłysnął czerwonym błyskiem. Oświetlił on twarz klęczącego przy kamieniu Rosso. Dzięki temu widać było wyraźnie 2 samotne łzy spływające z oczu Solfa. Łzy strachu i determinacji…


-------------
Wallow użył zdolności "Rozmowa z owadami" ,natomiast Kimblee użył zdolności "Miłosierdzie"
 
__________________
One last song
I want to give this world
Before it's gone
One last song

Ostatnio edytowane przez Nagash Hex : 13-01-2010 o 18:25.
Nagash Hex jest offline