Mallai przez moment patrzył ze zdziwieniem w punkt, w którym zjawa zanurzyła się w ziemii. Coś mu się nie zgadzało... Był pewien, że podczas swego ataku zauważył za zbroi ducha niewielki znak Corellona, największego bóstwa elfickiego. A przecież jego wyznawcy słynęli z nienawiści do nieumarłych i wypraw przeciw nim. Co w połączeniu z tym, co stało z wieśniakiem po przebiciu lancą, dawało podejrzaną mieszankę.
Ale teraz nie było czasu na rozmyślanie, Mallai miał przed sobą kolejne niebezpieczeństwo: swoich towarzyszy, których może teraz skusić perspektywa zdobycia nagrody za głowę likantropa z Daggerfall.
Mężczyzna odskoczył od Yashtana, ustawiając się tak, by nikogo nie mieć za plecami i pochyliwszy się lekko, obserwował wszystkich z gardłowym warkotem. Nie chciał walczyć, ale nie miał też zamiaru tanio sprzedać swojej skóry, a potyczka wydawała mu się nieunikniona - istoty z miast nie miały w zwyczaju być wiernym swojemu stadu, w mniemaniu Mallai'a zdrada była dla nich czymś prawie normalnym |