Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-01-2010, 21:10   #78
Storm Vermin
 
Reputacja: 1 Storm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwuStorm Vermin jest godny podziwu
Pocisk wystrzelony z wyrzutni rakiet pewnie pomknął ku największemu orkowi i ze straszliwą siłą wbił się w jego ramię. Przez chwilę wydawało się, że rakieta nie przyniesie większych rezultatów, jednak po chwili, gdy raniony obcy przygotowywał się do dalszego biegu, eksplodowała ona, rozsiewając dookoła dziesiątki odłamków. Przywódca zielonoskórych został rozerwany na krwawe strzępy. Grupa szturmowa, pozbawiona wsparcia ogniowego i dowództwa, zatrzymała się na chwilę, jakby jej członkowie chcieli rozważyć obecną sytuację. To był ostatni błąd w ich życiu. Skupiony ostrzał Gwardzistów uśmiercił wszystkich napastników, jeden po drugim.

Jednak reszta hordy nie zamierzała dać ludziom ani chwili na wypoczynek. Gdzieś z głębi rozwrzeszczanej bandy rozległ się odgłos dział. Niemal w tym samym momencie kilka pocisków trafiło w pozycje obronne Gwardii, czyniąc straszliwe zniszczenia. Piechota, korzystając z zamieszania, nacierała jeszcze szybciej. Tym razem nikt nie wybiegał przed szereg. Orcza armia przypominała raczej wielki, nieprzebrany ocean, który niepowstrzymanie pędził na pierwszą linię obrony Emberienne aby zmyć ją z powierzchni planety. Połączony ogień artylerii, Leman Russów, Chimer, broni ciężkiej i lasgunów wywoływał co prawda straty w szeregach napastnika, lecz zdawało się, że na miejsce każdego zabitego orka wchodzi dwóch następnych, że każdego wdeptanego w ziemię Grota zastępują dwa pokurcze.

Mimo to, Gwardziści zachowywali względny spokój. Ostrzał zielonoskórych był nieskoordynowany i niezbyt celny. W tym momencie największym zagrożeniem były rozmaite działa większego kalibru, z których wraży artylerzyści posyłali salwę za salwę. Niestety, jedynie czołgi i Earthshakery mogły w jakikolwiek sposób zaszkodzić tym osobnikom. Sprawy przybrały gorszy obrót, gdy orczy spece od walki wręcz dobiegli do murów i zaczęli się na nie wspinać. Przedtem, gdy te grupki były niewielkie, Gwardziści nie mieli większych problemów z ich odpędzeniem. Teraz, mimo wszelkich starań i wysiłków imperialnych żołnierzy, coraz więcej zielonoskórych przedostawało się przez osłonę i znajdowało się w zasięgu walki wręcz. A w takiej sytuacji niezwykle silni i krwiożerczy Xenos mieli przewagę nad uzbrojonymi w bagnety Gwardzistami. Krótko mówiąc, te wysepki, na których znajdowało się więcej niż dziesięciu orków były szybko opanowywane przez agresora. Ten los na szczęście ominął posterunek 17. plutonu, ale żołnierze na tej pozycji i tak mieli kłopoty. Najzwyczajniej w świecie nie nadążali z zabijaniem nadbiegających orków, którzy, gdy tylko się zbliżyli, skupili ostrzał na Gwardzistach. Jednak w pewnym momencie atak jakby zelżał, a zielonoskórzy ruszyli w innych kierunkach. Szybki rozejrzenie się po polu bitwy wyjaśniało to zachowanie.

Pozycje obronne po obu stronach 17. plutonu został zdobyte przez najeźdźcę. Teraz, nie nękane ogniem, bestie bez problemu wdzierały się na mury. Gwardziści ze strachem obserwowali postęp Xenos. Oczywiste było, że wkrótce zostaną oni otoczeni i wybici. W tym momencie, pobladły porucznik rzucił się do zestawu radiowego i zaczął wykrzykiwać krótkie frazy. Po chwili zamilkł, najwyraźniej wsłuchując się w wiadomość przekazywaną przez radio. W końcu odwrócił się w kierunku swoich podwładnych i wydał rozkazy:
- Pakować rannych do Chimer, wycofujemy się wgłąb miasta! Pospieszcie się, nasi zaraz zaczną bombardowanie!
Gwardzistom nie trzeba było dwa razy powtarzać. Niezdolnych do marszu żołnierzy i amunicję wniesiono do transporterów, po czym maszyny ruszyły, a piechurzy podążali obok nich, korzystając z nieznacznej osłony, jaką oferowały.

Kolejny problem pojawił się przy wejściu między zabudowania Emberienne. Uliczki były zbyt wąskie, aby pomieścić więcej niż jedną Chimerę. Chcąc nie chcąc, musiały one wjeżdżać gęsiego. Tymczasem część orków zwróciła już uwagę na usiłującą się wydostać kolumnę. Kilku co bardziej krewkich osobników pomknęło z rykiem na Gwardzistów. Nie stanowili oni większego zagrożenia, gdyż ciężkie boltery i multilasery odpędzały te małe grupki bez problemu. Ostatni transporter wjeżdżał już w uliczkę, gdy nagle z kierunku ataku orków nadleciała rakieta, wbijając się w bok Chimery. Obrażenia nie wydawały się zbyt poważne, ale gąsienica została uszkodzona. Kierowca wyskoczył z pojazdu, klnąc i złorzecząc, i zabrał się do naprawy wehikułu. Jednak zbliżający się obiekt przerwał mu pracę. Z pyłu bitewnego wyłoniła się beczkowata, wysoka na około cztery metry machina. Była osadzona na krzywych nogach, posiadał też coś na kształt rąk, zakończonych ogromnymi, wirującymi piłami tarczowymi. W środku korpusu widniał dymiący otwór, z którego najwyraźniej wystrzelono rakietę. Kokpit był odsłonięty, przez co sterujący wehikułem ork mógł napawać się wyrazem przerażenia na twarzach swoich ofiarach. Pojazd poruszał się zaskakująco szybko w kierunku unieruchomionej Chimery.
 
Storm Vermin jest offline