Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2010, 15:19   #30
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Tak też dzielny pomazaniec boga podjął się wiadomej czynności. Powolnym, ostrożnym krokiem zbliżył się do gabloty zawierającej czerwonawy uniform i mrużąc oczy przyjrzał się mu, niemal dotykając nosem powierzchni szkła.
- Nie w moim stylu, wolę nosić bieliznę jako mniej uzewnętrzniony element ubioru. Nie macie w Gotham zim? Nic to, zobaczmy co da się z tym zrobić...
Alfred nie skomentował, zaś blondyn wziął długaśny krok w tył, strzelił donośnie kłykciami i zaczerpnął głęboki wdech... bardzo głęboki. Nieprzerwanie przez blisko dwadzieścia sekund napełniał płuca wielkimi haustami powietrza, wypinając do przodu klatę w komicznej pozycji. Zebrani w przepastnej jaskini chłopcy i dziewczynki nie mogli pozbyć się wrażenie, że temperatura powietrza gwałtownie opadła. Tymczasem Loge pochylił się do przodu, i dmuchnął potężnie falą białej mgły, która połknęła gablotę i... zamroziła ją. W istocie, gdy opar się rozwiał, szklany pojemnik z się być pokryty cienką warstwą szronu, układającą się na jego przezroczystej powierzchni w śliczne wzorki. Loge uśmiechnął się dziarsko i odwrócił się do Pinhead’a by pokazać mu wielki paluch w górę. A potem gwizdnął przeciągle, wkładając palce do ust. Gablota rozsypała się w najdrobniejszy proszek, który srebrną falą rozlał się po podłodze. Loge podszedł do niechronionego stojaka i delikatnie, z namaszczeniem zdjął z niego starą, sztywną od jakiejś zaschniętej substancji kamizelkę. Dopiero chwila zastanowienia pozwoliła zidentyfikować sprawcę tej sztywności, a także wyblakłego czerwonego koloru - uniform musiał być dosłownie skąpany we krwi. Zielonooki wzdrygnął się z obrzydzeniem i położył ubranie na ziemi nieopodal, a następnie przy nim klęknął, sięgając za pazuchę swojej futrzanej peleryny.

Wyciągnął zza niej niewielki woreczek, a z niego kawałek grubej, złotej nici. Położył owo medium na piersi kamizelki, po czym mocno przycisnął złożonymi dłońmi, niemal tak jakby próbował zrobić ubraniu masaż serca. Donośny syk jaki wydał blondyn parę mgnień oka później przerwał podniosłe, harmonijne zaklęcie które wymawiał cicho pod nosem. Jego twarz wygięła się w dziwnym grymasie, jakby kamizelka nagle zaczęła go parzyć. W istocie, spomiędzy jego palców wydobywał się szara, delikatna strużka dymu. Duszowięzy które wsiąkły w ów przedmiot przeplatały się nawzajem - strach, panika i śmierć ich dawnego właściciela walczyły o lepsze z szaleństwem, żądzą krwi i okrucieństwem jego oprawcy. Loge musiał się postarać, by przesiać te emocje i wyłowić z nich esencję poszukiwanego przez grupkę osobnika. Nie było to łatwe, ale udało się. Loge dopiął swego. Niemal jak fragmenty jakiejś metafizycznej układanki, negatywne emocje i odczucia zaczęły się formować w mglisty, niewyraźny obraz przed oczyma obserwujących. Z początku istniały jedynie szare kontury i zamazane kształty sylwetek. Głosy odbijały się echem i zdawały się niemal niemożliwe do zrozumienia. Jednakże wizja i fonia z każdą sekundą ulegały poprawie. Piwnica starego, przedwojennego budynku, ze słabym oświetleniem w formie pojedynczej żarówki. Dwie postaci. Jedną z nich był mężczyzna ukazany grupie wcześniej przez Pinhead’a. Leżał na ziemi, trzymając się za krwawiącą głowę i niewyraźnie chichocząc. Jego fioletowy garnitur był ubrudzony posoką i mocno poszarpany. Sądząc po układzie kończyn, można było oszacować, że jego kości zostały połamane w rozmaitych miejscach. Nad nim, trzymając łom, stała druga sylwetka. Wysoki, muskularny mężczyzna odziany w glany, błękitne jeansy, biały podkoszulek i skórzaną kurtkę jaką człowiek zwykle kojarzy z harleyowcami. Jego twarz przesłonięta przez pełną, karmazynową maskę z białymi wizjerami.


- Joker, Joker … kopę lat, co? Musisz przyznać, że ta scena przywodzi wspomnienia.
Tajemniczy napastnik zaśmiał się ponuro i wypuścił pokrwawiony metal z ręki jak popsutą zabawkę. Przedmiot uderzył o pokrytą kurzem i juchą podłogę.
- Ależ… to przecież panicz Jason!
Osoby obserwujące scenę przejawiały różne formy zainteresowania. Alfred był przerażony i zdegustowany, Kolcogłowy obojętny, Lobo sprawiał wrażenie krytyka sztuki, a Leslie mimo pozornego braku zaciekawienia, patrzała w okno utkane z dymu jak kobieta, która nie chce przyznać swojego zamiłowania do oper mydlanych. Loge wzruszył ramionami.
-Wygląda na to, że problem mamy z głowy. Chyba ktoś nas ubiegł...
Westchnął magik, kontemplując przykry obraz otworzony w widmowym oknie.
-Wiem, gdzie to jest. Możemy się tam udać jeśli koniecznie chcemy pozbierać resztki.

Okrutna, acz zwycięska sytuacja w mgnieniu oka stanęła na głowie. Loge spostrzegł jakiś ruch na krawędzi swej dymnej percepcji. Trzecia, niesłyszalna i niemal niezauważalna sylwetka pojawiła się z nikąd na schodach piwnicznych w obserwowanej lokacji. Szara smuga skompresowanego powietrza, ostrego jak kosa, przecięła odległość między jej stworzycielem a mężczyzną odzianym w ciuchy motocyklisty. Ten odskoczył instynktownie, jednak zdecydowanie nie tak szybko, czy zręcznie jak mogliby tego dokonać pobratymcy boskiego pomazańca. Najwyraźniej był tylko człowiekiem. Wyszkolonym, metodycznym, posiadającym zaawansowana paranoję… ale śmiertelnikiem. Emanacja przecięła bark, urywając fragment kości, mięsa i skórzanego odzienia. Red Hood złapał za ranę i syknął z bólu, opierając się o ścianę i próbując wypatrzyć agresora pośród mroku. Atakujący ułatwił mu zadanie. Z mroku wyłonił się wysoki, smukły mężczyzna o pół-długich, blond włosach, ubrany w granatowy skafander z kapotą. Loge nigdy wcześniej nie widział jegomościa, jednak czuł wyraźną… wypaczoną aurę jaka od niego emanowała.


- To uniwersum stwarza nam same problemy.
Zacisnął lewą pięść, przyglądając się jej jakby zrozumiał znaczenie wszechświata. Mówił spokojnym, wyważonym tonem, wręcz ziejącym pewnością siebie.
- Mimo, że nie wiecie o naszych planach… podświadomie robicie wszystko żeby je pokrzyżować. Wpierw Superman i Doomsday. Potem Hal Jordan i Parallax… teraz to.
- Ghhh… kurwa! Kurwa, jak boli. Khh! Faktycznie koleś… nie wiem o czym gadasz. Wiem za to, że jeśli nie jesteś kimś pokroju Marvela, Atoma, albo Lobo, to kilka kilogramów materiałów wybuchowych i kilkaset ton cegły zrobi z tobą porządek…

Hood ścisnął detonator i wskazał niewielkie, zielonkawe lampki rozsiane po całej piwnicy. Oblepiające fundamenty budynku. Przeciwnik wysilił się na delikatny uśmiech.
- Proszę…to żałosne. W tak błahy sposób chcesz zabić boga?

Nie był bogiem, Loge wyczuwał to aż za dobrze. Miał jednak ego, które było większe niż cały japoński panteon razem wzięty, a to zawsze zwiastowało kłopoty.
-Ha! O tempora, o mores... ludzie często lubią udawać u was bóstwa? Z pewnością żadnego nie spotkali. Taki Zeus, czy Odyn, to są dopiero grube ryby. W każdym razie, jedyną rzeczą którą ten człowiek może nazywać swą boską domeną, jest ego.
Loge zmarszczył nos, jakby wyczuwał jakiś brzydki zapach pochodzący od mężczyzny w kapocie. Lobo donośnie parsknął, obserwując blondyna.
- Pff! Dajta spokój ludziska, to przecież jakiś zwykły goguś. Zrobimy z niego filety.
- Hmm… no ja twierdzę, że to raczej żaden z naszych…

Wire przyglądała się postaci, próbując odnaleźć najmniejsze podobieństwo do znanych sobie super łotrów. W tym czasie, Pinhead przejął inicjatywę w rozmowie.
- Zgadza się. Kimkolwiek jest, nie pochodzi z tego świata. Z tego co powiedział, szacuję, że to przedstawiciel grupy odpowiedzialnej za ostatnie… zaburzenia.
- Tak czy siak uważałbym na niego. Może nie być bogiem, ale niech mnie kule biją jeśli nie jest diablo niebezpieczny. Czy to możliwe że to ten sam osobnik, który przetrzymuje naszego Mrocznego Rycerza? Zgadza się z opisem Alfreda…
Blondyn szczęknął niecierpliwie mieczem o pochwę.
-No cóż, wypadałoby godnie faceta przywitać. Sugerowałbym pośpiech, nie jestem w stanie bezpośrednio oddziaływać na to co dzieje się po tamtej stronie, a nie ryzykowałbym teleportacji na nieznanym terenie. Jeśli wciąż chcecie… tfu, chcemy go dopaść, dobrym pomysłem byłoby zrobienie tego zanim pan w czerwonej masce rozniesie siebie i Jokera w drobny mak. Czemu tylko tę dwójkę? Nie pytajcie dlaczego, ale wydaje mi się że Mr. Blond nie rzucił słów na wiatr kiedy powiedział że wysadzenie go w powietrze to błahostka.
Kolcogłowy przytaknął. Złożył dłonie, przygotowując się do rzucenia zaklęcia…
 
Highlander jest offline