Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2010, 22:10   #26
Latilen
 
Latilen's Avatar
 
Reputacja: 1 Latilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodzeLatilen jest na bardzo dobrej drodze
Labirynt tuneli ciągnął się w nieskończoność rozwidlając się i krzyżując z innymi odnogami. Niestrudzenie mijali kolejne jaskinie i przejścia. Opiekunki nadały żwawe tempo wyprawie. Nawet bez ich ponagleń każdy zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji i pośpiechu. Argo i Grau trudno było o chwilę wytchnienia nawet w trakcie odpoczynków. Często trzymali się na uboczu z Opiekunką, która wyjaśniała im tajniki rytuału. Z początku przybliżyła jego znaczenie w dawnych czasach, a to nie było najgorsze dla Argo. Skrzadło, przyzwyczajone do przeszłości, najbardziej przerażała wizja przyszłości którą miał poznać i przedstawić, a która zdawała się rozjaśniać ciekawością złoto w oczach Gatti.

Jedną z takich lekcji Babcia zakończyła wspomniawszy układ planet jako przyczynę pośpiechu. Przeprosiła ich potem odchodząc do Opiekunek, by zamienić z nimi ważne kwestie. Grau zdawała się już znać te fakty, a Argo dotąd imponowała spokojem i wiedzą, stąd poświęcał taką samą uwagę jej wypowiedziom jak słowom opiekunek i bardzo cenił opinię Gatti. Dość miał nauk w tej chwili i zapragnął zmienić temat, zwłaszcza, że wizja gwiazd wzbudziła w nim dawne wspomnienia.
-Niedługo wyjdziemy na powierzchnie. - westchnęło Skrzadło i wyraziło skrywane w duchu życzenie. - Chciałbym znów zobaczyć nocne niebo. Byłaś kiedyś na górze? - zwrócił się do Gatti.

Kocica przymrużyła oczy. Przez moment, jakby w uśmiechu, pojawiły się jej śnieżnobiałe ząbki.
- Zdarzyło mi się. - jej ogon przysunął się bliżej jej ciała. - Jeden z moich starszych, powiedzmy "braci", podpuścił mnie. Nie, właściwie wyzwał.

Zaciekawione skrzadło zaczęło wirować wokół kotki iskrząc się żółtawymi odcieniami.

- Naprawdę? - szepnęło z zachwytem - To musiało być ciekawe przeżycie. Z pewnością wygrałaś? - zapewnił z pełnym przekonaniem.

Być może Argo pytał o drażliwe sprawy, lecz skrzadła inaczej postrzegały wyzwania. Tym bowiem różnią się od innych ras tym, że ich walki zamiast przemocy wymagają sprytu i rywalizacji. Młode zaś skrzadlątka długo wierzą, że tak rozwiązuje się, lub przynajmniej powinno, spory w całym salatrusowym społeczeństwie.

- Wygrałam? - jej sploty zamarły na moment, aby następnie zacząć ruch wirowy w druga stronę. - Raczej spełniłam jego oczekiwania.

Gatti postrzegały "zwycięstwo" raczej jak jakiś element chwilowy, przemijający. Liczyła się zabawa, a przy tej nie należało ustępować pola nikomu. Zresztą Koty nigdy nie wymagały od swoich młodych rzeczy niemożliwych.

- Nie do końca dobrze to ujęłam. - podtrzymała rozmowę, kiedy to zdawało się, że temat umrze pod ciężarem dłużącej się chwili ciszy. - Owo wyzwanie to modyfikacja rytuału, kiedy to małe, czarne kluski stają się w końcu młodymi Gatti. Nic wielkiego zresztą to nie było. - otworzyła szeroko oczy, które zaświeciły się niczym dwie gwiazdy. - Z głębokiej mrocznej pieczary musiałam dostać się określonej bramy, przechytrzyć Lykaryna - rzuciła okiem na odpoczywających nieopodal jaszczurów - i przynieść dowód, że udało mi się wydostać na powierzchnię.

- Lykaryni nie są zbyt bystrzy. - skrzadło zamrugało przyjacielsko. - Chociaż nie wszyscy. - mały ognik okrążył Grau dwukrotnie i wymownie zatrzymał się wirując na linii pomiędzy wzrokiem kotki, która zdawała się być gdzieś daleko myślą, a Zaurem.


Po chwili dodał z rozmysłem.
- Mógłbym Ci pomóc wtedy wiesz? - Argo roziskrzył się radośnie. - To znaczy troszkę. Moje plemię żyło na powierzchni, lecz dość krótko. Co takiego znalazłaś i przyniosłaś?

- Całe wyzwanie polegało na tym, że miałam to zrobić sama. - Grau podrapała się za uchem tylną łapą, gdyż nagle złapało ją swędzenie. - Ale - zatrzymała się na chwilę, po czym podrapała się jeszcze moment - zaciekawiłeś mnie. Jak mógłbyś mi pomóc? - przechyliła nieco łebek.

-Ja... - zająknęło się skrzadło, by po chwili wybuchnąć pomysłami - Mógłbym pomóc Ci odszukać jakikolwiek kwiat, znam wiele roślin z powierzchni, mógłbym odwrócić uwagę lykaryna, nikt tak dobrze nie zwodzi i mami wzroku jak ja. Mógłbym, mógłbym wiele rzeczy, o co tylko byś poprosiła.

Kocica uśmiechnęła się po swojemu, zadowolona z odpowiedzi.

- Mówiłeś, że nie możesz się doczekać, aż zobaczysz nocne niebo? - Gatti przeszedł dreszcz po plecach, rozciągnęła się, a wszystkie złote sploty zniknęły. - Pytałeś co widziałam? - odwróciła się do skrzadła plecami, a na jej futrze niespiesznie zaczęły mrugać światełka. Małe świetliki. Niektóre przybrały nieco bardziej finezyjne kształty, inne lekko wyblakły.



-To jest piękne! - echem po jaskini rozległ się zachwyt ognika.

- Oto nocne niebo, które przyniosłam z mojej Inicjacji. Poza jaskinią znalazłam mojego Ojca - Światło, który obdarował mnie wzrokiem i Złotymi Splotami. Każdy niemowlak Gatti to niemowlę urodzone z Ciemności. Aby awansować na osobnika młodego musi obejrzeć wschodzące Słońce. - Gwiazdy zniknęły z pleców Grau. - Dlatego też jest nas dość mało. - chrząknęła. - A u Was? Z tego co pamiętam, też macie Inicjację? Na dorosłego o ile się nie mylę?

Na to pytanie Argo posłałby wymijające spojrzenie, gdyby skrzadła miały rozwinięte oczy. Powiercił się jedynie chwilę w miejscu w ciszy, nim odpowiedział.

-Starsi mówią, że mądrość przychodzi wraz ze światem. Im więcej poznajesz, im więcej jest go w Tobie, tym lepiej możesz poznać siebie. Jestem... zbyt mały, by spojrzeć w głąb ducha i ujrzeć własną ścieżkę w życiu. - zawiesił głos, lecz po chwili jak gdyby nic się nie stało, kontynuował - Być może nie muszę? Mam przecież jasny cel do którego zmierzam i wyprawę której jestem częścią.

- Czyli jesteś wyjątkowy. - podsumowała Kocica. - A teraz wybacz, zgłodniałam.
I zniknęła, odłączając się na moment od grupy, aby zapolować.

***

-Myślisz, że oni kiedyś powrócą? - zapytało nagle skrzadło.

Kocica odwróciła mordkę w jego stronę.
- Hm? - zapytała przez zamruczała, wygodnie rozłożona na skalnej półce.

- Podróżnicy - uściślił szybko - Wędrowcy z gwiazd. Pewnie wciąż patrzą na Ziemię i szukają nas, potomków tych, którzy zeszli w głębiny. Może zastanawiają się, czemu nie ma nas na powierzchni? To dla mnie dziwne, niektórzy wróżą z mych braci na niebie, lecz nie znane mi jest jak można wciąż jednako odczytywać układ, który jest w ciągłym ruchu?

Grau zdawała się uśmiechać.
- A może im, tam w górze, jest lepiej właśnie? Może część z nich znalazła swoje miejsce, dogodne do obserwacji, które porusza się jakoś regularnie? - poruszyła wąsikami - Może tam nie ma takich paskudnych istot jak ludzie? Kiedy nadejdzie dogodna chwila powrócą, aby Was tam zabrać? - Grau sama się zaskoczyła ilością pytań. Zwykle nie była taka gadatliwa.

-Chyba nie. - ognik energicznie potrząsł swym ciałem. - Starsi mówią, że wędrowcy zatracili się w swej wędrówce, lecz ja chcę wierzyć, iż czuwają nad nami wszystkimi. Pragnąłbym kiedyś unieść się ponad chmury, lecz starsi powiadają, iż żadne skrzadło ani jakakolwiek rasa już tego nie potrafią. Chyba nawet Gatti nie mogą latać tak wysoko? - Argo zapytał głupio rozmarzony w swej opowieści.

- Argo, nie wszyscy są równie utalentowani jak Skrzadła. - Kocica uśmiechnęła się wesoło i machnęła ogonem jak batem. - My raczej twardo stąpamy po ziemi. Ale wszystko jeszcze przed Tobą. Możesz liczyć na dopping z mojej strony.

- Dziękuję. Tak się cieszę, że podróżujesz z nami. - ognik zamrugał radośnie.

- Ktoś musi tę męską hałastrę pilnować. - Grau zmrużyła oczy, tak jak za każdym razem, kiedy żartowała. - Zresztą...- chciała coś dodać, ale zrezygnowała. - Nieważne.

- Ruszamy dalej - zauważyło skrzadło wirując w powietrzu.

***

Nastąpiła noc, choć w jaskiniach trudno poznać porę dnia. Wszystkie stworzenia udały się na krótki zasłużony odpoczynek. Wokół śpiącej Grau najciszej i najostrożniej jak potrafił, krążył Argo. Przelatywał bardzo blisko i obserwował kotkę, jakby szukając w niej czegoś. To, co zdarzyło się po chwili, było do przewidzenia. Koty znane są ze swej czujności, a Argo nigdy do końca nie mógł przecież przygasić swego świecącego ciała. Gdy spojrzał w otwierające się oko, natychmiast odskoczył jak oparzony.

Łapa Grau zadziałała jak sprawny mechanizm - wyprostowała się w ślad za Skrzadłem, zanim myśl o konsekwencjach dotarła tam, gdzie powinna. Instynkt niekiedy okazywał się przekleństwem. Na nieszczęście musnęła powierzchnię Argo, co poskutkowało wyładowaniem elektrycznym. Kotka prychnęła, cofnęła się bardziej ku ścianie i zniknęła. Widoczne pozostały jedynie jej złote oczy i sploty na grzbiecie, które podskakiwały w nieregularnym rytmie dogorywającej ryby wyszarpniętej z wody.

- Przepraszam - szepnął zawstydzony - Zastanawiałem się, to znaczy byłem ciekaw... znałaś kiedyś jakieś skrzadło? - spytał wprost natychmiast uzupełniając - Opowiadano mi, że skrzadła pomagają pilnować młode Gatti. Ich cząstki zostają na długie lata w sierści i w ten sposób potrafią wytropić zagubione kocięta. Mika, jedna z mych pramatek pomagała Gatti, zastanawiałem się czy może znałaś ją? Lecz to było tak dawno, nie chyba nie. Sam jeszcze się nie narodziłem, gdy umarła, myślałem, że jeśli odnajdę jej cząstkę w Tobie poznam ją bliżej. Przepraszam to było głupie.

Futro Grau uspokoiło się. Wyładowanie nie należało do najprzyjemniejszych, ale nie wyrządziło jej krzywdy. Ot, zapamięta gdzie łap pchać nie należy. Z Ciemności patrzyła jednak na Skrzadło z wyrzutem. Mlasnęła pogodziwszy się z sytuacją.
- Kto pyta, potem nie musi się tłumaczyć. - jej czarna sylwetka pojawiła się ponownie, złote sploty zniknęły. - Chodź ze mną.
Kotka ruszyła wzdłuż ściany, oddalając się od udających się na spoczynek. Wolnym krokiem skierowała się ku wyłomowi skalnemu, który zauważyła wcześniej. Tutaj wskoczyła na jedną z wyższych półek skalnych i ułożyła się wygodnie.
- Nawet jeśli Mika by mnie "zaznaczyła", dawno by się to starło. Poza tym mam zwyczaj myć moje futro od czasu do czasu. I sam mówisz, że ona pomagała m... nam w odległej przeszłości. - Grau mówiła powoli, beznamiętnie. - Ale prawdą jest, że poznałam Mikę. Nie ma jednak nic za darmo, mój drogi. - kotka rozprostowała łapy. - Opowieść za opowieść. Jakieś propozycje, hm?

Argo wciąż trząsł się ze strachu po zamachu kotki. Wiedział, że popełnił głupstwo. Czuł wstyd, a jednocześnie ulgę widząc, że kotka powoli się uspokaja.
- Czy życzysz sobie opowieści o rogu jednorożca? Lub o dwóch braciach rozdzielonych w młodości? - Argo po kolei pytał o kolejne znane mu legendy, lecz pyszczek kotki nie zdradzał ani krzty zainteresowania tymi pospolitymi opowieściami. Wreszcie w bezsilności postawił wszystko na jedną kartę.
- Opowiem Ci coś, o czym nigdy nie słyszałaś, zgoda? - zaproponował wyzwanie. - Jeśli się mylę, jeśli już ją poznałaś kiedyś, nic nie stracisz, odwrotnie zaś powiesz mi jaka była Mika?

Ogon Grau podskoczył z uciechy.
- Wyzwanie? Brzmi nieźle.

-Opowiem Ci młodą, choć wyjątkową historię o młodym salatrusie. - mówiąc to zabłysnął na znak uśmiechu. - O pewnym skrzadle i jego przygodzie.

Kocica słuchała uważnie, nastawiając uszy. Cichy głos Argo nie uciekał poza załom skały, gdzie się schowali przed pozostałymi. Koniec jej ogonka regularnie podrygiwał w rytm opowieści. Skrzadło już wcześniej zauważyło, co to oznacza. Grau była podekscytowana i zaintrygowana nową opowieścią. Osiągnął swój cel.

- No, no. Chociaż kiedyś musisz mi wyjawić koniec tej opowieści. - kotka udawała, że nie zidentyfikowała owego tajemniczego, młodego skrzadła. - W zamian proponuję kroplę mojej krwi, abyś mógł osobiście poznać Mikę. - Widząc, że Argo się waha dodała. - Czyżbyś wątpił w to, że dzięki temu ją spotkasz?

Kocie oczy zabłyszczały.
- A może boisz się tego, że dojrzysz czyjąś przyszłość? Doprawdy przedziwne z Ciebie skrzadło Argo. Boisz się wróżb, boisz się pamiątek.

-To nie tak... - zająknął się ognik.

- Czy jest coś związanego z twoją rasą, co witasz z radością? A może starasz się być ponad to i zwyczaje "przeciętniaków" Cię nie interesują? A mimo to z zaangażowaniem powtarzasz stare legendy o Wędrowcach. Co by na to powiedziała Twoja Siostra? - kotka zdawała się czerpać z drażnienia Argo przyjemność.

Argo zaniemówił ze złości. Wśród pylistej chmurki gdzieniegdzie wychodziły powoli czerwonawe gniewne plamki.
Jak ona śmiała zarzucać mi takie rzeczy, myślało skrzadło, przekona się, choćby nie wiadomo co się później działo, zdziwi się.

- Drugi raz nie powtórzę mojej propozycji. Futro Ci wystarczy na Pamiątkę? - Grau wydarła sobie kępkę czarnych włosów i położyła je przed sobą. - To będzie nasza mała tajemnica. - uśmiechnęła się tajemniczo znikając w tle. Pozostały po niej jedynie złote, przymknięte oczy.

Czy Grau droczyła się tylko, czy też przypadkiem przejrzała charakter ognika? Trudno powiedzieć, ale pewne jest, iż młode skrzadło nie lubiło, gdy zarzucało mu się strach czy brak umiejętności. Nie mogła paść inna odpowiedź.

- Przyjmę ją! - wzburzył się ognik.

Argo istotnie obawiał się tego, co odkryje. Czy mógł oszukać kotkę, tylko udać, że widzi? Nawet przez chwilę nie przyszło mu to na myśl. Przyjął przecież wyzwanie i musiał mu sprostać. Wyciszył się więc, a kłąb zawirował w powietrzu i po chwili już trudno go było odnaleźć we wnętrzu ognika. Argo skoncentrował się jak tylko mocno potrafił na wspomnieniu swej pramatki Miki i wprawił w drganie pamiątkę. Przez chwilę poczuł, jak rezonans wspomnień zbacza z obranej ścieżki, łagodnie nakierował swe myśli, zawrócił, szukał. Otrzymał wreszcie czego pragnął, a jego ciało rozbłysło w błogim szczęściu prawie czystym, mocnym białym światłem.

Kocica obserwowała zachowanie Argo spod przymrużonych powiek. Z błogim uśmiechem. Kpiąco. Tak troszeczkę kpiąco.

Tak niewiele, mały urywek przeszłości, a dało mu tyle radości. Zmienne ma humory niczym Gatti.

Złość u skrzadła przeminęła tak szybko, jak się pojawiła. Zmęczony ognik prawie opadł na ziemie.
- Dziękuję - szepnął, a kilka ziarenek odłączyło się od jego postaci i wirując na wietrze zatrzymało się przed Grau. - Proszę, niewiele zapłaciłem za ten cenny dar. Pozwól, że choć tak kiedyś Ci się zrewanżuje. Niebezpieczna jest nasza wyprawa. Gdyby coś się stało, coś rozdzieliło nas na powierzchni odnajdę Cię gdziekolwiek się udasz i pomogę przyjaciółko.

Gatti poruszyła ogonem, z ociąganiem wynurzyła się z ciemności, odwracając się do Argo plecami. Jakby chciała odrzucić "prezent", jakby bagatelizowała jego wartość.
- Czy mógłbyś umieścić je na karku, między moimi łopatkami? - grzecznie poprosiła. - Tak, żebym ich nie zmyła przy codziennej toalecie?

Argo wdzięczny kotce tak wielce, nawet by nie zauważył drwiny. W jednej chwili przestał przejmować się swym uczynkiem, wyzbył się strachu w jaki wprawiła go rozdrażniona kotka, wyzbył się złości. Jedyne i najważniejsze dla niego stało się podziękowanie Grau, a potem szybkie powrócenie myślami do skarbu, przyjrzenie się temu fragmentowi dawno minionej historii po raz kolejny i kolejny, wciąż z nieurywaną radością.

- Proszę - powiedział, a pyłek falując na wietrze delikatnie osiadł we wskazanym miejscu.
Zaraz też ognik pożegnał się, jeszcze raz szybko przepraszając za nocną pobudkę i poszedł śnić swoje nowe, wymarzone sny.

***

Ten cały lód był ostro przereklamowany. Złote sploty Grau w zimniejszych warunkach stawały się wolniejsze i zamierały tworząc jeden kształt. Chociaż sama temperatura nie robiła wrażenia na Gatti z powodu ich dobrze przystosowanego futra. Kocica spojrzała przeciągle na Skrzadła, który od dobrej chwili nie zadał żadnego pytania. Mlasnęła językiem i końcem ogona zahaczyła o powierzchnię Argo uważając, aby nie rozproszyć jego postaci. Znów nastąpiło lekkie wyładowanie, złote sploty zaczęły zachowywać się jak przydepnięty robak, ale swój cel uzyskała - zwróciła na siebie jego uwagę.

- Co się stało? Zamilkłeś, a to nie w Twoim stylu. - oblizała nos.

Argo nie odpowiadał, jakby bał się przed sobą samym przyznać do odpowiedzi. Zaprzyjaźnili się jednakże przez te dwa dni, wiec przemógł się w końcu.

- Miałaś kiedyś uczucie, że już coś widziałaś? - zapytał nagle - Podróżowałem już tym korytarzem. Kiedyś, ja zrobiłem coś niewłaściwego. Opiekunka z którą rozmawiamy, znam ja od dawna, to ona to widziała, a ja nieopatrznie podkradłem wspomnienie. Widziałem dokąd zmierzamy i co kiedyś stało się na końcu. Co dzieje się z każdym z lodowych posągów. To właśnie jest widzenie przyszłości? Samo przypomnienie takich wspomnień przyprawia mnie o drżenie. Dlatego nie chcę znać nigdy więcej przyszłości.

Grau zmrużyła oczy. Powinna milczeć.
- Co dokładnie widziałeś? Co się dzieje z posągami? - Kotka zaszła drogę Skrzadłu, kręciła się dokoła niego. - Podaruj mi tę tajemnicę, proszę. Podaruj.

Ognik omal nie wpadł na kocicę, chciał ją wyminąć, lecz kotka stawała mu na drodze.

- Nie wszystko pamiętam, nie wszystko chciałem zobaczyć. - odrzekł - Widziałem piękną, lecz nieznaną mi istotę. Była wielka, o gładkiej, różowawej skórze i ciele skrytym w dwu częściach twardej skorupy. Tak mi się wydaje, gdy pomyślę o niej, gdyż w wizji toczyła ją straszna choroba. Towarzyszyła jej opiekunka, nie potrafię nazwać tego co robiła tej istocie, czułem tylko, że chce pomóc niż wyrządzić krzywdę. Ostatnie, co pamiętam, to trzask zamykanej skorupy. Nic więcej, lecz czuję, że ciało istoty nigdy więcej nie otworzyło się na świat. - Argo zamilkł przez chwilę.

- Pytasz co się dzieje z posągami - szepnął cichutko - widziana przeze mnie salartus leżała w śniegu, a jej ciało wciąż zdobiły powoli roztapiające się lodowe sople. Boje się, że pośród tych tajemniczych rzeźb znajduję się inne, skrywające kogoś, czekające na ratunek bez wielkiej nadziei. Nie rozumiem, czemu rytuał ma odbyć się w tak strasznym miejscu, niedługo się przekonamy.

Kocica zeszła z drogi ognikowi.
- Strach ma zawsze wielkie... sople. - kroczyła dostojnie, wygłaszając tę dziwną uwagę. Jej powaga zakrawała na kpinę.

Argo zamrugał w niemrawym uśmiechu odczytując słowa kotki za próbę rozbawienia go i dodania otuchy. W milczeniu, lecz pewniejszym już lotem podążył śladami Grau.

=========
fragment napisany współnie z Glyphem ;]

***

Zbliżali się do celu. Czuła to na końcach swoich wąsów. Ponad wszystko starała się utrzymać maskę spokoju. Ale nadchodziła decydujaca chwila. Miała wrażenie, że całe jej futro naelektryzowane ciekawością, niecierpliwością i chęcią działania drży. Nie mogła się doczekać swojego udziału w rytuale.

Dotarli. Grau podążyła za Opiekunką i usiadła z metr przed misą. Wlepiła w nią złote ślepia, śledząc każdy ruch. Nie myślała, nie analizowała, pozwoliła ponieść się instynktowi.

Nie zwróciła uwagi na zbliżającego się Puryfikanina. Poczuła, że to już - że musi się działać. Pewnie ruszyła kilka kroków do przodu (wtedy też straciła z oczu na kilka chwil Opiekunkę, zewnętrzną stronę misy, Puryfika i jego macki, natomiast zauważyła wymyślne wzory na spodzie naczynia), przymierzyła się i wskoczyła na kamienny, półokrągły brzeg misy. Lekko się na nim rozkraczyła. Bez udziału jej świadomości Złote sploty opuściły swoje wicie do krwi. Zupełnie jak roślina, która zapuszcza korzenie, choć trwało to nieporównanie szybciej.

Kiedy złote zakończenia dotknęły powierzchni gęstego osocza, zdarzyły się dwie rzeczy równolegle.
Sploty po kolei stawały się karmazynowe, jakby ciągnęły z krwi kolor, który momentalnie wędrował coraz wyżej i szybciej zajmując po krótkim czasie wszystkie sploty.

Jednocześnie Kocica kątem oka złapała jeszcze zakrwawioną mackę Puryfika, po czym uderzyła ją fala energii i wszystko zalała biel. Wszystkie jej zmysły wyłączyły się, a ona miała wrażenie wiszenia w jakiejś nieprzeniknionej, świetlistej pustce. I to paskudne przeczucie, że to NIE powinno tak wyglądać. Coś MUSIAŁO zakłócić rytuał. Czyżby...

Zaczęła węszyć. Poczuła... Tak, intensywny zapach powoli rozprzestrzeniał się w pustce. Z każdą chwilą nabierał na sile, co bynajmniej nie uspokajało Gatti. Dawno nie czuła tak wielkiej niechęci w powietrzu.

Otworzyła oczy. A może miała je otwarte, ale dopiero teraz zaczęły "działać"? Zauważyła nieopodal dwa krwiste sześciany, a tuż nad jej głową zamajaczył jakiś kształt. Powoli ukształtował się w czarną smugę dymu. Grau zjeżyła grzbiet, a przynajmniej próbowała. Nie mogła się poruszyć. Jej ciało stało się nieruchomym głazem. Smuga zdawała się obejmować wzrokiem nie tylko całą pustkę, w jakiej przebywała kotka, ale i rzeczywistość, w której pozostała reszta Salatrus.

Co by Gatti nie oddała, żeby móc odsunąć się od tego ciemnego kształtu. Zdawał się nad nią wisieć, potęgując niepokój. Nie mogła się bronić, chociażby pokazać zęby czy fukać! Co więcej, TO on z pewnością był źródłem tego nieprzyjemnego, kwaśnego zapachu, który świdrował jej nozdrza. Smuga nachyliła się jeszcze bardziej nad kocicą, a ta, choć bardzo chciała, nie mogła się poruszyć czy drapnąć. Grau dostrzegła usta, które wygięte były w drwiącym uśmiechu... To ciężkie uczucie na klatce piersiowej - tak, teraz to pojęła. Ten duch z nich szydzi! Jego usta poruszyły się, ale Grau nie zrozumiała ani słowa. Ba! Ona nie usłyszała ani jednego dźwięku, który wydobył się z czeluści tej całej Amure! - gdyż to tuż nad nią było rodzajem duszy zmarłej Opiekunki. Jej Wspomnieniem. Co gorsza, bardzo negatywnie do nich nastawionym wspomnieniem.

Tylko spokojnie, ale skoro świadomość Grau przebywała w tej pustce...

Wolę nie wiedzieć, co też już zniszczyły w szaleńczym tańcu moje Sploty pozostawione samopas. Wszystko wymknęło się spod kontroli. Szlag trafił rytuał. Nic dziwnego, że Amure ma ubaw. Gdyby nie chodziło tu o moją skórę, też bym się śmiała. Jak dorwę winnego, to się odpowiednio zrewanżuję.

========
drugi spory fragment uzgodniony z Kabaszem
 
__________________
"Women and cats will do as they please, and men and dogs should relax and get used to the idea."
Robert A. Heinlein
Latilen jest offline