Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-01-2010, 23:38   #8
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Obszerny plac Nowego Targu zapełniał się gapiami. Wśród zbierającego się tłumu, podnosiły się to zduszone, poruszone szmery, to gwałtowniejsze okrzyki wzburzenia, czy tez przerażenia w co strachliwszych duszach. Z okolicznych domostw, zajazdów, nawet z niedalekiego klasztoru wychynęli ciekawscy. Kilkadziesiąt osób tworzyło idealny niemal krąg, wokół leżącej na ziemi w kałuży krwi, niewiasty. Stali dobre kilkanaście stóp od niej, jakby odpychała ich jakaś magiczna bariera.

Dziewczyna mogła mieć nie więcej niż lat trzynaście. Wysoka i powabna, a delikatna tkanina jej sukni, świadczyła, że pochodziła z zamożnego domu. Długie, czarne włosy leżały rozrzucone dookoła jej głowy, moknąć w powiększającej się kałuży krwi, otaczając ją krwawą aureolą. Makabryczności sytuacji, dodawały pełgające wokół, płonące pochodnie.

Ktoś tam w tłumie zaszeptał, szturchając sąsiada: - Toż to córa najstarsza, starego Emericha. Najbogatszego kupca w mieście, widział ja ją raz, jak na Wielką Noc do kościoła z rodzicem przyszła…

Wieść ta rozchodziła się wśród gapiów, przydając ich o dodatkową konsternację. Nie raz i nie dwa, znajdowano przecież, zakłutego w rynsztoku żebraka, czy rzezimieszka. Śmierć córki najpotężniejszego kupca w mieście…to już było coś nieprawdopodobnego.


Odgłos okutych butów dochodził, aż z trzech stron. Chwilę później dołączyły do niego okrzyki i wyzwiska. Tłum rozstępował się błyskawicznie. Trzy grupy wkroczyły do jego wnętrza. Pierwszą z nich prowadził ubrany w uniform z herbem miasta, setnik strażników miejskich. Jego kompani, a było ich czterech, słusznej postury chłopa, ściskających w żylastych rękach ratyszcza rohatyn. Przełożony strażników, podparł się lewą ręką o biodro, a prawą położył na rękojeści miecza, a potem przemówił głośno: - Rozejść się mieszczanie, niema u nic do oglądania. Popełniono straszną zbrodnią… a majestat miasta się nią zajmie!!!

- Dupa nie majestat miasta. – Odezwał się potężny mężczyzna, w czarnym, szamerowanym srebrem wamsie. Jego pięciu towarzyszy, odzianych było w biskupie barwy. – To jawna husycka prowokacja… nie wykluczone, że do spółki z żydami. Nie czujecie – pociągnął kilkakrotnie nosem Kuthera von Hunt - nie czujecie obrzydliwego fetor judaica? Na macę zapewne krwi dziewicy potrzebowali… a tu… - kopnął butem podarte papiery leżące obok zwłok – zapewne husyckie pisma i herezje!!! Więc Wy – palcem wskazał strażników – miejskie ćwoki wara Wam od tej sprawy!!! Własnych kutasów byście nie znaleźli!!!

Wysoka, barczysta postać w białym habicie, kroczyła dostojnie pośród tłumu. Za nią postępowało jeszcze dwóch dominikanów. Wszyscy mieli naciągnięte na twarze kaptury, ale symbol Świętego Oficjum na piersi pierwszego, skutecznie torował im drogę. Zapadła cisza… po chwili prowadzący mnich przystanął i zrzucił kaptur… wszyscy rozpoznali papieskiego Inkwizytora. W tłumie dało się słyszeć zduszony szmer.

- Pokoju dopraszam się między chrześcijan. Nie godzi się biskupiemu słudze tak plugawymi słowami obrażać przedstawicieli władzy. Niniejszym papieską jurysdykcję roztaczam nad tą sprawą. Rozejść się!!! Strażnicy miejscy – wskazał na przedstawicieli władz i ich przełożonego – zabezpieczą miejsce. To poważna sprawa i trzeba ją wyjaśnić rzetelnie. Przekażcie biskupowi moją decyzję – ostatnie słowa skierował do Kuthery von Hunta.

„Droga jest długa i kręta, lecz gdy Pan z nami, któż przeciw nam?” Jeszcze myśl ta nie zgasła w umyśle Hugona gdy zza zakrętu wypadł nań nieznajomy i wprost w nieczystości bruku go przewrócił.

Hugon trzeba mu to przyznać był młodzieńcem spokojnym. Był też zazwyczaj roztropny. Iście idealny braciszek franciszkańskiego zakonu, lecz bynajmniej nie sam święty Franciszek. Co tu dużo kryć, zbierającego się z rynsztoka brata Hugona szlak trafił. Pomijając już to, że nieznajomy dobył nań noża! Noża, na kapłana!

Hugon podniósł się powoli, nawet nie słuchał ledwie zrozumiałego gadania owego obwiesia. Zbliżył się jeno o krok i jak nie kopnie w słabiznę łotra! Jak nie poprawi kolanem w głowę co nagle znalazła się blisko owego. A gdy łobuz opadł na bruk z głuchym jękiem mnich przyklęknął z rozmachem na jego piersi, tak że dech mu odebrało.

- Wybaczam ci boś nie wiedział co czynisz... - Rzekł de Mirval. - I błogosławię - In nomine Patris - Pięść pomknęła ku nasadzie nosa łotrzyka - et filli - prawy bok jego zapłonął bólem - et spiritus sancti - lewy pewnie nie mniej zabolał - Amen! - Zakończył tęgim kopnięciem. - Spoczywaj w pokoju...

Otrzepawszy habit, brat Hugon w poczuciu dobrze sprawionego obowiązku i miłej panu pokuty powoli ruszył ku rynkowi, gdzie ponoć jeszcze jedna gospoda czekała.

- Benedicamus Domino! - Zaintonował wcale wesoło, acz cicho. - Domine labia mea aperies et meum annuntiabit laudem tuam.



Nie zdążył jednak pokorny mnich od Świętego Franciszka ruszyć dalej. Nieledwie dwa kroki zrobił, kiedy wpadła na niego szczupła blondynka. Dziewczyna była nieco zdezorientowana, spojrzała najpierw na leżącego na ziemi pobitego mężczyznę. Zdążyła tylko powiedzieć: - Zabito kogoś!!!

Tuż za nią przybiegła druga, o długich, kruczoczarnych włosach. Z zaciętym wyrazem twarzy. Oczy całej trójki, skierowały się na podnoszącego się z ziemi Dietwina.



Milena naciągnęła mocniej na twarz obszerny kaptur płaszcza. Szła, trzymając się ścian domów i podcieni, starając się pozostać niezauważoną. Noc była jej sprzymierzeńcem… czuła się dobrze wśród otaczającego ją mroku i cieni. Stawiała kroki ostrożnie, próbując nadążyć za szybko oddalającymi się mężczyznami. Z oddali słyszała strzępki rozmowy:

- Nie wiem kto to był…

- Musimy go znaleźć… i zabić… biskup nie będzie zadowolony…

- Wiem, von Todd… to jakiś złodziejaszek… pionek… ale dowiem się i zabiję…

Te ostatnie słowa zdziwiły Milenę, na chwilę przystanęła, chowając się za filarem domu, gdyż śledzeni przystanęli. Po chwili ostrożnie wyjrzała… ale nikogo już nie widziała. Zrezygnowana odwróciła się i energicznie ruszyła w stronę domu… kiedy wpadła na wysokiego, postawnego mężczyznę. Oboje odsunęli się od siebie błyskawicznie i po chwili mierzyli się podejrzliwymi spojrzeniami.
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451
merill jest offline