Dzień zapowiadał się jak każdy inny z tym małym psychopatą. W karczmie zaczął grać na szczęście bard, którego występ był niebem dla uszu. Kiedy jego występ dobiegł końca, Gezbert energicznie rypnął pięścią w stół, po czym wstał i zaczął klaskać swoimi masywnymi dłońmi. Kochał muzykę, a jeszcze jak jest ona dobra, to warto ją było nagrodzić... oklaskami. Siadł wtem z powrotem po stolika, i dokończył śniadanie. Czekała ich wymagająca wysiłku przeprawa przez gęstwiny lasu, i może jakiś starcie. "Najwyżej dam tej bestii tego skubańca" łupnął kontem oka na niziołka. Nie miał nic do niego, ale nasycił by bestie bynajmniej na kilka chwil.
Po znakomitym posiłku, i odebraniu Mishy z stajni, ruszyli zgodnie w stronę lasu. O dziwo niedźwiedź nie zjadł nikogo z stajennych. Bynajmniej nie było po tym incydencie śladów.
Las okazał się cierniem w dupie. Kilku godzinne przeszukiwanie, męczenie się w tych krzakach, przeciskanie przez gęstwinę boru i nic. Nawet niziołek nie zginął. Możliwe, że następny dzień okaże się lepszy dla niego. Musiał złapać tego padalca, bo nagroda i sława była sowita. Tylko gdzie zacząć szukać...
Brudni, zmęczeni i nieszczęśliwi udali się wnet do karczmy, gdzie postanowili odpocząć do jutra. Krasnolud siadł ciężko na swym łóżko, i zaczął czyścić szmatką swą kusze. Podejrzewał, że ten mały niziołek przynosi mu pecha, więc postanowił przejść się w nocy ulicami miasta. Nie zamierzał zapuszczać się w zaułki, ale rozsądniej będzie iść bardziej widocznymi drogami. A w tym patrolu pomóc mu miała Misha
__________________ "Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki" Sztuka Wojny |