Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 16-01-2010, 14:56   #2
andramil
 
andramil's Avatar
 
Reputacja: 1 andramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłośćandramil ma wspaniałą przyszłość
Był wolny. Mógł swobodnie przechadzać się po ziemi za którą jego stopy tak tęskniły. Rozkoszować się świeżym powietrzem i zapachem roślin. Minęło już kilka miesięcy, a on wciąż delektował się smakiem tego świata. Oglądać tyle przeróżnych rzeczy tak nie trwałych i urzekających swym pięknem, że aż by się chciało... je podpalić.

Podróżował wraz z trzema innymi towarzyszami. No, czterema. Dwóch z nich znał. Zdziwił się gdy w gronie znakomitych person, jakie miały wyruszyć by odbić klasztor, ujrzał Jacka. Nie, żeby nie uważał go za godnego tej wyprawy, jednak zaskoczył go los. Jeszcze nie tak dawno się widzieli. Ich konfrontacja zakończyła się rozejściem obu stron. Przywitał go jak dobrego przyjaciela... bo chyba był on jedynym żyjącym znajomym Noira w tym planie. No, był jeszcze Brandon, ale to inna historia.

Dwóch pozostałych członków jeszcze nie poznał za dobrze. Ale zamierzał szybko to nadrobić. Bo wiedza to potęga. A Noir szczególnie lubił ją kolekcjonować i przechowywać w swej głowie. Był w końcu czarodziejem.

Podróż nie była zbytnio uciążliwa. Lubił podróżować. Przez ostatnie lata nie miał nic innego do roboty, niż właśnie podróżować, poznawać nowe tajemnice i zawierać nowe sojusze. W przeciwieństwie jednak to swej przeszłej tułaczki, ta była ciekawsza. Nie miał przed oczyma monotonnego widoku tylko piękne krajobrazy zmieniające się w trakcie wędrówki jak w kalejdoskopie. Gdy dotarli do niewielkiego miasteczka położonego u stóp pasma górskiego zwanego "Górami Ognistego miecza". Wyglądały wspaniale. Góry oczywiście. Mimo tak twardej materii jaką jest skała, wydawały się być finezyjne i ulotne niczym ogień. Tak. Ta nazwa pasowała do tej krainy. Pejzaż był tak zachwycający jego elfią naturę, że nawet byłby skłonny tu zamieszkać. Na dwie, trzy dekady. Jednak nie po to tu przybyli. Zresztą musiał kogoś znaleźć.

Wkroczyli do miasteczka. Nie był to jakiś zachwycający cud architektury. Niektóre rasy zwane przez ludzi dzikimi i pierwotnymi miały piękniejsze siedziby, bardziej monumentalne budowle i znakomitsze obwarowania. Elf nie rozglądając się zbytnio na boki i nie zważając na prymitywność zabudowań ruszył w stronę karczmy. Jego krok był zwinny i żwawy. Z łatwością wyprzedził by biegnącego człowieka. Jednakże mag siła swej woli powstrzymywał się by nie gnać na złamanie karku. wolał wyglądać naturalnie i nie wyróżniać się zbytnio z tłumu.
A to nie było łatwe. Dość wysoki wzrost, szczególnie będąc elfem nie jest powszechny. Jego karnacja także ma wiele do życzenia. Kiedyś był blady. Gdyby nie czarne włosy, pomyśleć by można było, że był albinosem. Jednak teraz jego skóra ma kolor pomarańczowy niczym skórka mandarynki. Włosy ciemne jak granit a oczy... Jego oczy są najdziwniejszym elementem jego ciała. Czarne niczym węgle z żarzącymi się światełkami. Oczy głębokie i pełne zdecydowania. Oczy potrafiące palić duszę.


Ubiór też nie był taki zwyczajny. Mimo swej profesji nie chodził w szatach godnych arcyczarodzieja, czy nawet zwykłego nowicjusza magi. Ubierał się w skórzane spodnie z łańcuchem zwisającym mu przy szlufkach i rozpięty skórzany płaszcz. Nie miał nawet koszuli. Świecił gołą klatą i tatuażem widniejącym na mięśniach brzucha. Trzeba dodać, że jak na elfa miał mięśnie godne krasnoluda.
Na lewej dłoni miał czarną rękawiczkę, a w prawej dzierżył kostur. Metalowy i prosty kończący się głownią, która wyglądała jak kula żywego ognia, stukał miarowo w takt elfich kroków.

Noir wkroczył do karczmy. rzucił okiem po przybytku i uważając by nikogo nie szturchnąć ni dotknąć mebli ruszył w kierunku barmana. Jego wygląd pasował do gladiatora walczącego na paskach mokrych i czerwonych od krwi zaś głos do chłopca przechodzącego mutację. Lub pijaczka który właśnie otrzymał kopa obcasem w jądra od nie chętnej damy. Noir zachował powagę. Wiedział, że nie należy zraszać do siebie ludzi. Od razu. Jednakże z jego kostura dobiegł głos podobny do szybko palącej się gałązki sosny, który przerywany krótkimi odstępami czasu przypominał śmiech. Flambe nie przejmując się chichotami zapytał głosem spokojnym i niedonośnym.
- Witaj. Ponoć mamy tu zapewniony nocleg i wyżywienie. Jesteśmy tymi których się spodziewano. Tymi co przyszli pozwiedzać klasztor na Zboczu Orlego Dzioba. - jego głos przypominał skwierczenie języków ognia lecz nie trudno było go zrozumieć. - prowadź do naszych kwater. - przemówił spokojnie.
 
__________________
Why so serious, Son?
andramil jest offline