Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-01-2010, 02:45   #97
Bogdan
 
Bogdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Bogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie cośBogdan ma w sobie coś
Tak i przepadłem. Pomyślał z rozpaczą. Do tej chwili może i miał jeszcze jaką nadzieję na wydostanie się z tego przeklętego zamku. Komendant, mimo że mu nie ufał, nie był wrogo nastawiony. Ale teraz? Bliad’!
Milczał zły na siebie za swoją nieostrożność. I po jaką cholerę wyjawiał swoje imię? Przecież nie używał go tyle lat. To wszystko przez tę dziewczynę. Omamiła na pewno jakimiś gusłami. Spojrzał ze złością w twarz Lisolette, która w dalszym ciągu z zaciekawieniem przyglądała się reakcjom dziada. Tylko jak udało jej się zneutralizować ochronne działanie zawoju? Zastanawiał się gorączkowo macając nadgarstek i zaplecione wokół niego gałązki ziół i bylin. Wydawały się być nienaruszone...i na pewno zaplótł je prawidłowo... Dziwne.
A może to sprawka tej drugiej? Milczącej i jakby nieobecnej. W zasadzie nie widywał jej wcześniej. Raz tylko w stajni zdawało się, że wpatrywały się w niego ślepia czarnego kota. Choć może to mu się śniło? A kot wcale nie był czarny..? Czort z kotem... Ostrożnie, by nie wzbudzić podejrzeń zaciągnął w nozdrza powietrze. Nie wyczuł wiedżmiego swądu. Tylko trochę ziół. Powinno go to uspokoić, ale nie uspokoiło. Albo ta wiedźma była wyjątkowo cwana, albo nie była nią wcale. Tylko w takim razie co się tutaj dzieje?
I ta kartina na ścianie! Zadrżał na samą myśl. Czy to możliwe że Koszmar zginął? Kim był etot łycar w bogatej, inkrustowanej gryfami zbroi, trzymający odrąbany łeb Amishuruka? Kim był ten starzec nazywany Mistrzem? I ten młody szlachcic, milczący i obserwujący go z dziwnym skupieniem? Pytania mnożyły się, a odpowiedzi nie było.
Z zadumy wyrwały go słowa kapitana.
- ...Hej, stary, może byś coś napisał na poczekaniu albo wymyślił, a państwo tutaj by ocenili, czyś to taki mistrzunio rzeczywiście, co?
Zdziwienie odebrało mu mowę. Więc po to go tu wezwano? Na recytatorskie popisy? A jeśli tak, to skąd oni wiedzieli, skoro sam jeszcze wczoraj nie pamiętał swego przeszłego życia?
Schwarzenberger z jadowitym uśmiechem przyglądał się dziadowi z satysfakcją obserwując jego zdziwienie.
- No to jak będzie? Mistrzu - wysyczał z drwiną - Zadziwisz zebrane tutaj szanowne państwo swoją sztuką? A muszę ci rzec, że byle jarmarczną śpiewką ich nie zadowolisz.
Zamyślił się.
Był już taki egzamin z historii, kiedy naraz wszyscy uczniowie oblali
I został po nich uroczysty cmentarz
Nie ma pewności że to był egzamin, nie ma pewności że wszyscy oblali
Jest pewność, że został po nich uroczysty cmentarz
Raz maty radiła... Pomyślał w duchu. Może karty oddadzą. Albo gościńca jakiego dadzą?
Wstał. Z trudem podniósł upuszczony kostur i podpierając się nim podszedł do okna, bacząc by być plecami odwrócony do ściany, na której wisiał obraz. Spojrzał w dal za parapetem. Na morze zieleni, rdzy i ugrów. Na dalekie sine góry. Zamknął oczy. Wyrecytował:

Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie
Będą miejsca w książkach i miejsca przy stole
Kasztan, kiedy kwitnie lub owoc otwiera
Będą drzewa, ulice. Ktoś nagle zawoła.
Ktoś do drzwi zapuka i pamięć przyniesie
Z kwiatem, z godziną, z kolorem.
Gdziekolwiek będziesz, cokolwiek się stanie
Wszędzie będzie początek, bo wszędzie są mosty...

Otworzył oczy. Mocno uczepił kościstymi palcami parapetu. Melodia wróciła.

Nie na tym niebie, a i gwiazda nie ta weszła mi w szkodę. Poraziła oczy.
Wół stąpa ciężko, toczy się kareta. Patrzęć, a droga w gęsty las się mroczy.
W moim lesie na moim południu wrzosy chodzą po rudych pagórkach,
I już drzewa jesienią się trudnią. Wiatr się stroi w ich opadłe piórka.
Gdzie jest ten kamień, po który nie sięga kolców i pokrzyw ponury widnokres?
Gdzie trochę ciepła co u stóp przyklęka i mokry rękaw osuszy mi w ogniu?
U kapelusza powisają dzwonki aby okłamać krągłość wesołością
Jakby żałobę pisać krojem czcionki, co na wesele zwykła spraszać gości.

Odwrócił się twarzą do zebranych i pełną piersią zaśpiewał:

Pamięć, płynie wciąż z prądem nowych dni
Lecz czasu zamieć nie żadko gubi piękne sny.
Młodości czysty kwiat, radości pełen świat
Gdy ja szukam. Do drzwi pamięci mojej ciągle stukam.
Otwieram drżącą dłonią je szukając dobrych słów, z poezji pięknych snów.
Bo wiem że jesteś zielenią mą, jesteś błękitem mym
Dobra poezjo, sługo życia ponad światem złym.
Kiedy przypomnę cię wierszu, co bronisz mnie
Bym nie zamieniał serca w kamień przez noce i dnie.
Pamięć ma wzywa cię przez zagmatwany los
Dobra poezjo, sługo życia wypełnij mój głos.
Nie można żyć bez wody, nie można żyć bez chleba,
Ale płomienia i ochłody w duszy też szukać trzeba.
I kiedy czasem odpływa poezja jak z papieru łudka
Pamięć niech będzie wciąż żywa dla wierszy o szczęściu i smutku.
Życie. Tysiącem ksiąg spisane ludzkie życie
Przeżyło tyle różnych chwil. Cudowny serca lot. Tragiczny losu splot,
Lecz wiem że pamięć zaciera wiele w myślach, lecz nie kłamie
Wierząc że oprócz cudów co zmieniają życia ból w komfortu ciepły tiul jest wiersz.
Jesteś zielenią mą, jesteś błękitem mym
Dobra poezjo, sługo życia ponad światem złym.
Pamięć ma wzywa cię przez zagmatwany los
Wierszu wybranych słów najlepszy wypełnij mój głos.
Nie można żyć bez wody, nie można żyć bez chleba
Ale płomienia i ochłody w duszy też szukać trzeba.
I kiedy z myśli odpływa duszy błądzącej udręka
Czyni to wciąż młoda i żywa z poezji tkana piosenka*


*teksty do piosenek Marka Grechuty
 
Bogdan jest offline