Przez większość drogi milczał, nie wdając się w zbędne rozmowy z towarzyszami. "sir. Larnem Avierr" przedstawił im się jeszcze u początku ich podróży. Nic więcej o sobie nie powiedział. Jedynie symbol Torma na jego białej pelerynie, niemal ciągnącej się za nim po ziemi, mógł im podpowiadać czym się prawi. W czasie podróży być może raz zdjął z siebie zręcznie wykonaną , płytowaną zbroję o złotej barwie. Spod białego materiału , zwisającego z pleców wystawała zdobiona rękojeść miecza. Sama pochwa owinięta była w poszarzałą szmatę, skrywając przed oczyma innych wygląd klingi. Zapewne w oczach "towarzyszy" uchodził za gbura, ponuraka czy też może pyszałka, który uważa ich za niegodnych z nim rozmowy. Sam rycerz nie interesował się jednak ich opinią w tej sprawie. Nie przybył tutaj szukać przyjaciół czy słuchać opowieści o przygodach ich życia. Miał jasno wyznaczony cel.
Wypowiadane przez niego słowa, ograniczały się do uwag w kierunku młodego chłopaka, podróżującego u jego boku. Giermek imieniem Hick zajmował się ich końmi i bagażem swego opiekuna. Ubrany był dojść schludnie jak na dzieciaka. Widać było , że jest zadbany i nie cierpi głodu. Na jego bladych policzkach przez większość czasu widzieć się dało czerwone wypieki, a rudawe włosy były krótko ścięte. Tak więc obok swojego opiekuna o blond włosach i nienaturalnie błękitnych oczach prezentował się odpowiednio.
Okolica przypominała Larnemowi jego dom z czasów dzieciństwa. "Omszały Kamień. Ile to już lat ?" spytał się w myślach obserwując okolicę . Spokoju na jego obliczu nie zmącił nawet widok posępnego klasztoru gdzieś wśród drzew porastających szczyty gór.
" Tam przyjdzie nam zanieść światło i odkupienie."zerknął po swoich towarzyszach. Prezentowali się dojść "inaczej" niż to sobie wyobrażał. Kiedy jego Świętobliwość Barriltar prosił go o udanie się w te strony, nie wspominał , iż jest to zadanie dla poszukiwaczy przygód. Wysłuchując opowieści Lorda spodziewał się spotkać kapłanów i mężnych paladynów u swego boku.
" Nie oceniaj ich pochopnie. Czyż nie istnieją kwiaty, które wyrastają z błota ?". Wjeżdżając do miasta popędził delikatnie konia. Przejechał dłonią bo jego białej grzywie.
" Przez kilka dni znowu będziesz sam z Hickiem, Risembel. Spokojnie staruszku, wrócę." Czasami zadziwiało go jak bardzo przywiązał się do tego zwierzęcia. Już lata temu nauczył się , że przywiązanie do czegokolwiek innego niż Pan i służba ku jego chwale, jest przyczyną niepotrzebnych cierpień - jego i innych ludzi. Mimo to, nie potrafił odmówić temu białemu, nakrapianemu ogierowi szczerej przyjaźni.
" Pod chędożonym Gnolem"- Nazwa dojść nietuzinkowa. Również i ona nie wywołała w nim dostrzegalnej reakcji.
- Mój panie, czy to miejsce jest...
- Hick, o nic się nie martw jeśli ja tego nie robię. - przerwał giermkowi zeskakując z konia.
- Zajmij się Risembel i swoim koniem. Wiesz gdzie mnie znaleźć.
Chłopak bez najmniejszego sprzeciwu wykonał polecenie . Mimo to w jego oczach gościła troska, kiedy obejrzał się w ich kierunku odjeżdżając. Larnem przez chwilę obserwował jeszcze karczmę i jej najbliższe sąsiedztwo. Coś mu mówiło, że nie powinien się śpieszyć z wejściem do środka.
" Wszechwielki Tomie, obdarz swego pokornego sługę cierpliwością dla głupoty tego świata"zwracał się do swego patrona w myślach, jeszcze raz zerkając na szyld z nazwą karczmy. W końcu wszedł do środka, niestety powodując spory hałas. Jego zbroja, ciężkie buty, wszystko klekotało, stukało, bądź też uderzało z hukiem o drewniany wystrój karczmy.
Zasiadł przy stole wskazanym przez jednego z towarzyszy, jednak gestem podziękował za trunek.
- Jeśli mogę, chciałbym dostać pajdę chleba ze smalcem i porcję świeżego , mleka . Będę dozgonnie wdzięczny.