Wszystkie liny łączące oba okręty wreszcie puściły, a Bronthion oparł się o galeon oddychając ciężko. Bitwa morska z pewnością nie była byle spacerkiem po trakcie, wrażenie potęgowały jeszcze wspomnienia morskiej toni, którą widział podczas skakania w te i na zad. Jeszcze nigdy nie doświadczył tego tak często w tak krótkim czasie. Czuł zapach krwi, mnóstwo krwi zmieszanej z prochem, mokrym drewnem i ludzkim potem – miła woń to nie była, ale nie mógł narzekać, przecież żyje.
Wytarł broń o żagiel i schował do pochew. Całkiem niedaleko jeden z jego towarzyszy ratował magiczkę, łotrzyk zastanawiał się nad jego motywami: czy to z dobroci serca? Raczej nie, chęć przywłaszczenia sobie ewentualnej biżuterii lub zwykła chuć? Któreś z tych dwóch, tak sądził.
Nie jemu jednak było osądzać kogokolwiek, na wspomnienie Vershli jego krew zaczęła wrzeć. Skrzywił się i oparł o jakieś pudło znajdujące się obok. Z pewnością urody jej nie można było odmówić, ale nie chodziło o to. Pachniała… tak… apetycznie. Mimowolnie wyobraził sobie pulsującą żyłę na jej szyi i zasłonił twarz dłonią. „Cholerna dziewka…” Nie mógł zrozumieć dlaczego tak reaguje, w tej chwili powietrzu było zbyt wiele zapachów by wyłowić ten jeden specyficzny, a zareagował tak na jedno głupie wspomnienie… to wspomnienie miało taki piękny zapach.
Usiadł ciężko i zamknął oczy.
__________________ "Kiedy nie masz wroga wewnątrz,
Żaden zewnętrzny przeciwnik nie może uczynić Ci krzywdy." Afrykańskie przysłowie
Ostatnio edytowane przez Bronthion : 18-01-2010 o 19:00.
|