Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 18-01-2010, 22:39   #381
Avaron
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny


Droga do miasteczka była niczym najgorszy z koszmarów. Cisza, w której echem odbijał się stukot końskich kopyt i ciche parskanie wierzchowców, zdawała się ciążyć nad Wami niczym złe fatum. Mgła znów unosiła się otaczając wszystko swoimi lepkimi objęciami. Nikt nie spieszył się, by przerwać milczenie jakie owładnęło całą kompanią, nikogo nie było na to stać po śmierci mężnego Galdora. Konie ponuro stąpały z opuszczonymi łbami, a Wy nie mieliście serca, by je pospieszać. Ciemne opary zdawały się wirować przed Wami odbierając wszelką nadzieję na to, byście jeszcze kiedyś zdołali zobaczyć słońce, czy nawet gwiazdy. Pozostała jedynie twarda determinacja i kiełkująca powoli chęć zemsty. Lecz wszystko to przytłumiał strach i przepełniona grozą niepewność tego, co mogło czaić się za kolejnym zakrętem wąskiej ścieżki.

Lecz, o dziwo, nie czaiło się nic. Spokój zdawał się jeszcze bardziej wyprowadzać Was z równowagi, niźli atak straszliwej hordy potworów. Ale żaden atak nie nastąpił, była tylko cisza, mgła i wciąż rosnący niepokój.



Przed Wami wyrosła z nagła ciemniejsza linia okalającego miasteczko żywopłotu. Gdy wyruszaliście w tę długą i niebezpieczną wędrówkę, ten widok zdawał się Wam tchnąć otuchą. Teraz zaś, w splątanych kłączach ciernistego żywopłotu, zdawała czaić się niewypowiedziana groźba - zapowiedź złowieszczej przyszłości, jaka miała Was czekać w miasteczku. Dotarliście do wysokiej furty, przez którą wiele dni, a chciało by się rzec - wieki całe temu, wyruszyliście ku przygodom i niebezpieczeństwom. Cóż za ironia, że miejsce, które zdawało się Wam ostoją spokoju, miało być dla Was areną walki z najgroźniejszym przeciwnikiem. On tam był, byliście tego pewni. Każdy krok ciążył Wam jego obecnością. Czuliście się jak marionetki prowadzone na sznurku wprost do celu...

Brama była uchylona. Drobny szczegół. Nie zamknięta i nie otwarta - jakby na znak delikatnego zaproszenia. Wysokie wrota, z poczerniałego od deszczu i umykających lat drzewa, zdawały się wprost kusić, byście weszli. Czekały.

Strażnicy nie zwlekali. Żadne słowo nie padło, żaden niepotrzebny gest nie został wykonany. Zazgrzytały ostrza dobywanych mieczy, zaśpiewały naciągane cięciwy a ktoś zeskoczył z konia, by otworzyć szerzej bramę...




Szepty. Skargi i płacze. Lamenty kobiet, złorzeczenia mężczyzn, ciche kwilenie dzieci. Ledwie słyszalne głosy dochodziły z różnych stron, a każdy zdawał się docierać z wielkiej dali.

Pomóżcie, ratujcie...

Jakże są zimni...

Błękitne światło, pomocy, nie zniosę już ich światła!


Wszystko to i jeszcze więcej niosło się przez upiorny całun mgły. Co rusz przemykały w ciemności oparów szkaradne kształty o gorejących niebiesko oczach, lecz żaden nie odważył się do Was zbliżyć. Coś Wam mówiło, że to wcale nie groza numenorejskiej stali strażników trzyma z dala od Was upiory. Ten kto roztoczył swe rządy nad miasteczkiem sam chciał z Wami się spotkać...


Przed bramą gospody już czekali na Was wytatuowani górale. Nie dzierżyli broni, jedynie spoglądali na Was złowrogo, czekając. Przed Wami z mgły wyłaniał się przysadzisty fronton sławnej gospody "Pod Rozbrykanym Kucykiem". Teraz zdawał się być ponury i opuszczony - pozbawiony wesołego gwaru z jakim zawsze Wam się kojarzył i jakiegokolwiek światła, poza pokazującymi się od czasu do czasu błękitnymi błyskami nieumarłych oczu. Spośród tych kilku górali wyłonił się najszerszy w barach, o twarzy wybitnie szkaradnie poznaczonej sinymi malowidłami. Głos miał chrapliwy i nienawykły do wspólnej mowy - westronu:

- On mówi, że jeśli chcecie by ktokolwiek z tych miejskich szczurów doczekał ranka, macie wejść do gospody. - Ręką przyozdobioną topornie wyglądającym pierścieniem wskazał strażniczkę, sokolnika i hobbitów. - Lecz tylko oni mają wejść, inaczej wszyscy zginą.

Jakby na potwierdzenie tych słów z karczmy zajaśniało zielone światło a wokół ich małego oddziału zawirowała mgła, formując się w przeraźliwe kształty martwych od wieków wojowników. Nawet posępni górale zbili się w ciaśniejszą gromadę, czyniąc znaki w ich mniemaniu odpędzające złe duchy. Ale te duchy nie dawały się odpędzić, były spragnione i głodne:

- Daj ich naaaaam! - Dało się słyszeć całkiem wyraźnie. - Daaaaj nam co naaaaaasze!!
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 19-01-2010 o 08:02.
Avaron jest offline