Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 18-01-2010, 22:39   #381
 
Avaron's Avatar
 
Reputacja: 1 Avaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetnyAvaron jest po prostu świetny


Droga do miasteczka była niczym najgorszy z koszmarów. Cisza, w której echem odbijał się stukot końskich kopyt i ciche parskanie wierzchowców, zdawała się ciążyć nad Wami niczym złe fatum. Mgła znów unosiła się otaczając wszystko swoimi lepkimi objęciami. Nikt nie spieszył się, by przerwać milczenie jakie owładnęło całą kompanią, nikogo nie było na to stać po śmierci mężnego Galdora. Konie ponuro stąpały z opuszczonymi łbami, a Wy nie mieliście serca, by je pospieszać. Ciemne opary zdawały się wirować przed Wami odbierając wszelką nadzieję na to, byście jeszcze kiedyś zdołali zobaczyć słońce, czy nawet gwiazdy. Pozostała jedynie twarda determinacja i kiełkująca powoli chęć zemsty. Lecz wszystko to przytłumiał strach i przepełniona grozą niepewność tego, co mogło czaić się za kolejnym zakrętem wąskiej ścieżki.

Lecz, o dziwo, nie czaiło się nic. Spokój zdawał się jeszcze bardziej wyprowadzać Was z równowagi, niźli atak straszliwej hordy potworów. Ale żaden atak nie nastąpił, była tylko cisza, mgła i wciąż rosnący niepokój.



Przed Wami wyrosła z nagła ciemniejsza linia okalającego miasteczko żywopłotu. Gdy wyruszaliście w tę długą i niebezpieczną wędrówkę, ten widok zdawał się Wam tchnąć otuchą. Teraz zaś, w splątanych kłączach ciernistego żywopłotu, zdawała czaić się niewypowiedziana groźba - zapowiedź złowieszczej przyszłości, jaka miała Was czekać w miasteczku. Dotarliście do wysokiej furty, przez którą wiele dni, a chciało by się rzec - wieki całe temu, wyruszyliście ku przygodom i niebezpieczeństwom. Cóż za ironia, że miejsce, które zdawało się Wam ostoją spokoju, miało być dla Was areną walki z najgroźniejszym przeciwnikiem. On tam był, byliście tego pewni. Każdy krok ciążył Wam jego obecnością. Czuliście się jak marionetki prowadzone na sznurku wprost do celu...

Brama była uchylona. Drobny szczegół. Nie zamknięta i nie otwarta - jakby na znak delikatnego zaproszenia. Wysokie wrota, z poczerniałego od deszczu i umykających lat drzewa, zdawały się wprost kusić, byście weszli. Czekały.

Strażnicy nie zwlekali. Żadne słowo nie padło, żaden niepotrzebny gest nie został wykonany. Zazgrzytały ostrza dobywanych mieczy, zaśpiewały naciągane cięciwy a ktoś zeskoczył z konia, by otworzyć szerzej bramę...




Szepty. Skargi i płacze. Lamenty kobiet, złorzeczenia mężczyzn, ciche kwilenie dzieci. Ledwie słyszalne głosy dochodziły z różnych stron, a każdy zdawał się docierać z wielkiej dali.

Pomóżcie, ratujcie...

Jakże są zimni...

Błękitne światło, pomocy, nie zniosę już ich światła!


Wszystko to i jeszcze więcej niosło się przez upiorny całun mgły. Co rusz przemykały w ciemności oparów szkaradne kształty o gorejących niebiesko oczach, lecz żaden nie odważył się do Was zbliżyć. Coś Wam mówiło, że to wcale nie groza numenorejskiej stali strażników trzyma z dala od Was upiory. Ten kto roztoczył swe rządy nad miasteczkiem sam chciał z Wami się spotkać...


Przed bramą gospody już czekali na Was wytatuowani górale. Nie dzierżyli broni, jedynie spoglądali na Was złowrogo, czekając. Przed Wami z mgły wyłaniał się przysadzisty fronton sławnej gospody "Pod Rozbrykanym Kucykiem". Teraz zdawał się być ponury i opuszczony - pozbawiony wesołego gwaru z jakim zawsze Wam się kojarzył i jakiegokolwiek światła, poza pokazującymi się od czasu do czasu błękitnymi błyskami nieumarłych oczu. Spośród tych kilku górali wyłonił się najszerszy w barach, o twarzy wybitnie szkaradnie poznaczonej sinymi malowidłami. Głos miał chrapliwy i nienawykły do wspólnej mowy - westronu:

- On mówi, że jeśli chcecie by ktokolwiek z tych miejskich szczurów doczekał ranka, macie wejść do gospody. - Ręką przyozdobioną topornie wyglądającym pierścieniem wskazał strażniczkę, sokolnika i hobbitów. - Lecz tylko oni mają wejść, inaczej wszyscy zginą.

Jakby na potwierdzenie tych słów z karczmy zajaśniało zielone światło a wokół ich małego oddziału zawirowała mgła, formując się w przeraźliwe kształty martwych od wieków wojowników. Nawet posępni górale zbili się w ciaśniejszą gromadę, czyniąc znaki w ich mniemaniu odpędzające złe duchy. Ale te duchy nie dawały się odpędzić, były spragnione i głodne:

- Daj ich naaaaam! - Dało się słyszeć całkiem wyraźnie. - Daaaaj nam co naaaaaasze!!
 
__________________
"Co będziemy dzisiaj robić Sarumanie?"
"To co zwykle Pinki - podbijać świat..."
by Marrrt

Ostatnio edytowane przez Avaron : 19-01-2010 o 08:02.
Avaron jest offline  
Stary 27-01-2010, 16:38   #382
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://sites.google.com/site/maukelekli/Home/05DeadCity.mp3[/MEDIA]

Obrazy sprzed kilku miesięcy mieszały się w głowie Brandybucka z teraźniejszością przesuwającą mu się przed oczami jakby w dziwnym półśnie, kiedy umysł nie może wypędzić ze świata jawy nocnych koszmarów i budząc się w środku nocy nie potrafimy powstrzymać się od ukradkowego spoglądania w ciemne kąty sypialni. Z tym że dla Telia to wśród rzeczywistego koszmaru pojawiały się przebłyski wspomnień. Wspomnień, które zachował z czasu, kiedy był kimś zupełnie innym. Przypomniał sobie swoją nieporadność przy pakowaniu rynsztunku i to jak wyprawa z Shire do Bree była dla niego podróżą w nieznane, którą starannie planował przez wiele tygodni. Nie poznawał siebie z tamtego dnia, kiedy w blasku porannego słońca przejeżdżał przez bramę miasteczka oddzielającą wtedy jedynie wygody od niewygód. Śmierci i rozstania nie brał w ogóle pod uwagę, ale i tak same go dopadły. Wtedy był z nimi Haerthe pomagający Szramie dogonić narowistego wierzchowca i Galdor wypatrujący bystrymi oczami drogę do Rivendell...
„Nie, Telio, nie możesz tak myśleć, nie wracaj do tego!” - zganił sam siebie. Czuł, że nieprzyjaciel skryty w ponurej mgle tylko czeka na to, żeby młody hobbit się załamał i karmi się każdą kroplą rozpaczy, jaka wsącza mu się w serce. Zmagając się z tymi uczuciami, ścisnął rękojeść mieczyka, wkładając w to cały swój smutek i zaciskając powieki. „Tylko nie myśleć, tylko o tym nie myśleć...” - powtarzał cały czas i nagle myśli o stracie i o tych, których brakowało u boku hobbita ucichły, odeszły. Strach przed czyhającym na nich wrogiem pozostał, ale już nie potęgował go żali i powstrzymywane siłą łzy. Teliamok głośno przełknął ślinę i to niewidzialne coś, co dławiło go do tej pory w gardle.
„Co mi tam... Niech się dzieje, co ma się dziać, żeby już tylko się skończyło. Do Bree chyba już niedaleko.” - myślał sobie niziołek, chociaż w dalszym ciągu ręce mu drżały a głowę chował w ramiona na każdy głośniejszy dźwięk.

Miasteczko rzeczywiście było już blisko i po niedługim czasie oczom Brandybucka ukazała się dobrze pamiętana brama. Jej nieznacznie uchylone skrzydła mogły w innym przypadku wydawać się zapraszającym gestem, ale nie teraz, kiedy na każdym kroku hobbit czuł, że kroczy dokładnie po ścieżce obmyślonej przez czarnoksiężnika. Wyboru jednak nie było i Telio zaraz za Manefnnasem i Olem przejechał przez furtę.

Otaczająca ich mgła nagle jakby bardziej zgęstniała, chociaż nie jest to dobre słowo. Brandybuck poczuł wyraźnie, jak skryta w oparze zła siła zmieniła się – nie tylko zdała się jeszcze bardziej na nich napierać, ale wydawało mu się, że słyszy w niej jęki i szlochy jakichś ludzi. Nie wiedział, co o tym sądzić, ale domyślał się, że to głosy mieszkańców miasta, którzy dostali się już pod wpływ mocy Białej Żmii. Dookoła zaczęły znowu pojawiać się i znikać rozmazane sylwetki o jarzących się bladym światłem oczach – Telio poznawał w nich upiory z kurhanów, które pamiętnej nocy zaatakowały go w lesie niedaleko Bree. Tym razem jednak nie zbliżały się do nich na mniej niż kilka kroków – telio nie wiedział czy ze względu na otaczający ich zastęp strażników, czy też z powodu woli czarnoksiężnika, który przemyślał dla nich plan zemsty.

Jak się wkrótce okazało, była to prawda. Czuwający pod gospodą górale oznajmili, że Biała Żmija chce spotkać się z drużyną w środku. Dopiero teraz Telio uświadomił sobie, że jechali do Bree bez żadnego planu. Ogarnęła go panika, bo pomyślał, że nie mają absolutnie nic, co mogliby przeciwstawić nieprzyjacielowi – wtedy, na polanie raniły go co prawda strzały, ale wtedy był to tylko miraż, zwodniczy obraz a teraz mieli stanąć oko w oko z kimś, kto podporządkował sobie zastępy orków, dzikich górali i całe legiony głodnych krwi upiorów. Kiedy zsiadał z kuca, Brandybuck poczuł, jak uginają się pod nim nogi w ostatniej chwili zdążył oprzeć się na wierzchowcu. I w momencie, kiedy kurczowo zaciskał palce na pasku od juków, w jego głowie błysnęła nagle myśl:
„Księga! Teraz zapewne jest w sakwach Galdora...” - tak, najpewniej ich jedyna broń wrócił z powrotem najkrótszą drogą do Rivendell. Telio poczuł pojawiający się znikąd ciężar w brzuchu i ponownie złapał się uprzęży, żeby nie paść na ziemię ze zgrozy. „Jakim głupcem jestem... O czym ja wtedy myślałem?”
Miał teraz chęć poddać się i oddać w ręce nieprzyjaciela, ale wiedziony przyzwyczajeniem, podniósł jeszcze wzrok na towarzyszy – może Sokolnik albo Strażniczka wiedzieli, co w tej chwili zrobić? Wątpił w to. „Bez księgi i tak wszystko stracone...”
 
Makuleke jest offline  
Stary 29-01-2010, 14:56   #383
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Droga, którą kroczył pochód pogrążonych w smutku i żalu towarzyszy niczym nie przypominała już tej, którą Manfennas przybył do Bree jakiś czas temu. Jakże różniła się ta podróż od tamtej… Wtedy pogodny, martwiący się jedynie ciepłym kątem i kawałkiem strawy, a teraz…
Nawet krajobraz w około zdawał się jakby martwił i bał. Drzewa wyglądały straszniej, mrok, który spowijał okolicę był bardziej nieprzenikniony, złowieszczy. Jakby sama obecność Żmiji wysysała życie z całej okolicy.

Grupa towarzyszy jechała mozolnym tempem ku miasteczku, pogrążając się w całkowitej ciszy. Myśli Manfennasa krążyły między obrazem utraconych towarzyszy, Galdora, Haerthe i wszystkich innych, którym nie dano dotrzeć z nimi aż tutaj, a tym co czeka ich, gdy wkroczą do miasta. Ile złego dążył zrobić czarnoksiężnik, gdy oni tułali się po lasach i bagnach?
Trapiła go jeszcze jedna sprawa. Co miała na myśli Narfin, mówiąc, że Szrama wybrał inną drogę? Nie dawało mu to spokoju, jednak nie znalazł w sobie tyle siły, aby porozmawiać o tym ze strażniczką. Dosyć miał żalu po utracie przyjaciół.

W końcu przed towarzyszami pojawiła się linia żywopłotu, okalającego miasteczko. Byli już tak blisko… Wiedzieli, że nie ma już odwrotu. Znajome widoki przyniosły wspomnienia dnia, gdy towarzysze w wyruszali w wędrówkę. Jak odległe wydawały się teraz te czasy…
W końcu dotarli do uchylonej bramy. Na ten widok obawy Manfennasa powiększyły się. Wejście do miasta zawsze było zamknięte w nocy.
Mężczyzna chwycił łuk Galdora w ślad za strażnikami. Naciągnął strzałę na cięciwę i w gotowości czekał, aż jeden z nich otworzy bramę. Nic nie zaatakowało, nic na nich nie wyskoczyło. Widzieli tylko mgłę, która zatopiła miasteczko.
Gdy tylko zagłębili się w nią usłyszeli głosy rozpaczy, goryczy i strachu. Gdzieś wokół nich co chwilę majaczyły jakiejś postaci o niebieskich oczach. Żaden się nie zbliżał, żaden nie chciał zaatakować, jakby wiedzieli, że tylko jedna osoba ma prawo teraz z nimi rozmawiać…

W końcu dotarli do gospody. Jakże żałośnie wyglądała teraz, gdy zatopiona we mgle i mroku nie przypominała niczym tej, którą Manfennas zapamiętał z wieczoru, kiedy tu przybył ostatnio. Nie słychać było wesołych głosów pijanych mężczyzn, kłótni i dyskusji… Jakże smutnym symbolem upadku była ta karczma.

U wejścia czekali już na nich górali. Sokolnikowi wydawało się, że oprócz nich samych właśnie ci górale są jedynymi żywymi, czy nieopętanymi istotami w tym miejscu.
Naprzeciw przybyszom wyszedł największy z górali, który odezwał się do nich z widocznymi trudnościami, jakie sprawiała mu mowa wspólna.

- On mówi, że jeśli chcecie by ktokolwiek z tych miejskich szczurów doczekał ranka, macie wejść do gospody. Lecz tylko oni mają wejść, inaczej wszyscy zginą.- wskazał na Manfennasa, Narfin oraz hobbitów.

W tej samej chwili z wnętrza karczmy wyłoniło się zielone światło i mgła, która otoczyła towarzyszy. Na jej widok nawet górale okazali przerażenie. Manfennas pomyślał o sposobach, w jaki Biała Żmija nakłonił ich do posłuszeństwa…
Z mgły wyłoniły się postaci martwych wojowników, ich potępionych dusz, które majaczyły, aby oddać podróżników im. Manfennas westchnął głęboko i zsiadł z wierzchowca.

- Chyba nie mamy wyboru… - mruknął do towarzyszy.

Założył łuk na plecy a rękę położył na rękojeści miecza. Wziął głęboki oddech, zamknął na chwilę oczy i przełknął ślinę. Wiedział, że nie ma wyboru… Musieli stawić czoła tej ostatniej próbie.
 
Zak jest offline  
Stary 07-02-2010, 21:50   #384
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
W trakcie niewesołej podróży do Bree Narfin trzymała się raczej w tyle kompanii. Nie miała ochoty na towarzystwo, nie czuła się też na siłach podtrzymywać na duchu hobbotów, którzy co i rusz rzucali w jej stronę błagalne spojrzenia ani też nie radziła sobie ze spojrzeniami Mafennasa, w którch czaiły się pytania... jednak ona nie miała na nie odpowiedzi. A może jedynie bała się ich? Bała się zajrzeć w te zakamarki duszy, które - uśpione a jednak niespokojne, usiłowały się przedrzeć do jej świadomości.

Jednak ta harda Stażniczka, która jeszcze nie tak dawno temu, a jednak w innym świecie, siłowała się dla zabawy ze Szramą a później podróżowała z całą drużyną do Rivendell, gdzieś zniknęła. Pojawiła się jeszcze na chwilę, gdy spotkali Kata, później - gdy trzeba było zdemaskować Orendila - Białą Żmiję, jednak od tego czasu - cisza... Narfin czuła się zbyt słaba, by iść na spotkanie nieuniknionego. Czuła niemal, jak drżą jej ręce, chcące zawrócić wierzchowca i przynaglić do galopu, jak najdalej stąd... Jednak nie zawróciła. Co ją zatrzymało? Wspomnienie tych, którzy oddali życie, aby im się powiodło? A może widok towarzyszy, którzy liczyli na jej pomoc i wsparcie?

Rozmyślając, a jednocześnie starając się nie myśleć, pozwalała wierzchowcowi iść za innymi. Starała się znaleźć w sobie choć iskrę, która rozpaliłaby jej gniew, pomogła przezwyciężyć strach i to zimno, które lepkimi palcami sięgało do jej serca... i jeszcze miecz Galdora. Czuła jego ciężar przy biodrze, jednak nie czuła się godna, aby użyć tej broni. Jakby nie była pewna, czy broń będzie jej słuchać... a zamiast gniewu znów pojawiła się rozpacz.

Kiedy w oddali zamajaczyły zabudowania Bree, przesunęła się na przód kolumny. Jednak Strażnicy doskonale wiedzieli, co robić. Bez słowa chwycili za broń i ruszyli nieco rozproszeni, wypatrując niebezpieczeństwa. Nie było dla nich zaskoczeniem, że brama jest uchylona ani też osobliwy komitet powitalny nie był tu nie na miejscu. Jednak Narfin najbardziej niepokoiły jęki mieszkańców, błagających o ratunek. Jednak i to nie było niczym niespodziewanym. W czasie każdej wojny bierze się jeńców... Ze smutkiem spuściła głowę na chwilę chowając twarz w kapturze.

Ale szli dalej, usiłując coś dojrzeć w tumanach gęstych oparów mgły... Strażnicy ze strzałami na cięciwach lub mieczami w dłoniach, Mafennas z łukiem gotowym do strzału, nawet hobbici wyglądali na zdecydowanych, tylko ona jedna, niepewna, nie wzięła nawet broni do ręki. Dlaczego? Nie potrafiła powiedzieć, co powstrzymywało jej rękę przed sięgnięciem po jedyną naprawdę skuteczną broń, jednak było to obezwładniające uczucie, z którym nie miała sił walczyć.

Gdy stanęli pod drzwiami "Rozbrykanego Kucyka", poczuła ciepło rozlewające się w okolicy serca. Nie zwróciła szczególnej uwagi na słowa górala, gdyż wiedziała z całą pewnością i zupełnie jasno, jaki będzie scenariusz. Skupiła się natomiast na tym cieple, dodającym otuchy, dającym siłę do walki. Wiedziała, że promienieje ono z medalionu zawieszonego na szyi, zawierającego wspomnienie duszy jej brata. Dlatego też gdy zostali poproszeni we czwórkę do środka, wyprostowała się i spojrzała na przyjaciół jasnym wzrokiem. Hobbici już stali przy wierzchowcach a Mafennas właśnie zsiadał, gdy kobieta lekko zeskoczyła z konia i dobyła broni. Widziała, że jej towarzysze są pozbawieni wszelkiej nadziei, zrezygnowani, niezdolni do walki z tym, z czym przyjdzie im się zmierzyć. Podeszła do nich, czując, jak cienie uciekają przed świetlistą klingą. Przez chwilę żałowała, że złota Księga wróciła do Doliny, jednak oni nie mieliby z niej żadnego pożytku. A Biała żmija - owszem, dlatego też podjęła taką decyzję. Nie, potrząsnęła głową - to by było zbyt ryzykowne... Odetchnęła głęboko.

- Przyjaciele, tutaj kończy się nasza wędrówka. Nastąpił też koniec świata takiego, jakim go znaliśmy a największe zmiany dokonały się w nas samych... Pamiętajcie jednak, że koniec jest też zawsze początkiem czegoś nowego... - przykucnęła przy hobbitach - wy dwaj przeszliście chyba najdłuższą drogę z nas wszystkich i też największą przemianę. Nie było łatwo wyruszyć z domu w szeroki świat, wędrówka też nie należała do łatwych. Po drodze było mnóstwo niebezpieczeństw a wy się nie poddaliście. Okazaliście się twardzi niczym Strażnicy i tak samo odważni... To już ostatnia próba. A upiory boją się światła, odwagi i radości a żywią się naszym strachem. Biała Żmija spodziewa się, że wejdziemy przygnębieni i gotowi, aby się poddać. - wstała i spojrzała na Sokolnika, widząc w jego oczach odbicie własnych myśli - Nie możemy pozwolić, aby poświęcenie naszych przyjaciół poszło na marne. Cokolwiek na nas czeka za tymi drzwiami, nie może nas pokonać w naszych własnych umysłach i sercach. Nie, jeśli mu na to nie pozwolimy...

Czując w sercu wzbierającą pieśń wieczorną, odwróciła się w stronę drzwi gospody. Jeszcze tylko odwróciła się aby posłać przyjaciołom uśmiech i z roziskrzonymi oczami przestąpiła próg...
 
Viviaen jest offline  
Stary 10-02-2010, 20:22   #385
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
EPILOG

- Daj ich naaaaam! - Dało się słyszeć całkiem wyraźnie. - Daaaaj nam co naaaaaasze!!

Jeden z górali drgnął niczym oparzony, oderwał się od swojej grupki i rzucił do ucieczki. Gdy tylko zagłębił się w dziwną mgłę jego okrzyki gwałtownie ucichły. Pozostali nie czekając uchylili wrota karczmy i niemal wepchnęli śmiałków do środka. W tym całym zamieszaniu Olegard, tchnięty tym samym nagłym przestrachem co uprzednio góral, czmychnął spod ich rąk i również zniknął we mgle. Nie zdążyli zareagować, a byli już w środku. W karczmie panowała cisza, zupełnie niepodobna do wszechobecnego na zewnątrz harmidru. Jedyny dźwięk jaki dobiegał ich uszu wydobywał się z raźnie trzaskających w kominku polan drewna. Na czele weszła Narfin, omal nie przewracając się o leżące u wejścia karczmy ciało Szramy. W sztywniejącej dłoni dalej zaciskał rękojeść małego sztyletu. Tego samego wiernego przyjaciela, którym wiele, wiele dni temu uśmiercił zwiadowcę pod Amon Sul. Strażniczka dostrzegła też Riviliona.

Był tam i czekał. Stał wsparty plecami o jeden z masywnych, obficie zastawionych strawą dębowych stołów. Jego długie pazury wżynały się w złote oprawy rozwartej księgi, którą wertował spod przymrużonych powiek, zostawiając na nich czarne, zygzakowate rysy. Zmienił się. Rysy jego twarzy wygładziły się. Zniknęło z niej też kilka szpecących blizn. Podniósł na nich wzrok dopiero, gdy ostatni z członków drużyny przekroczył próg karczmy.


- Witajcie! Witajcie w skromnych progach tego zacnego przybytku! Rozgośćcie się, jedzcie pijcie.. To już koniec! A jako że to koniec, powinniście, wzorem wszystkich dobrych historii, uzyskać kilka odpowiedzi nim zamkniemy ostatni akt i przejdziemy do epilogu! – Podniesiony głos Żmii niósł się po wszystkich zakamarkach pomieszczenia. Coś jeszcze przykuło uwagę strażniczki. Dwa pierścienie zdobiące jego prawice. Jeden z nich, ten sam, który ongiś służył Galdorowi, rozbłysnął słabo pod jej spojrzeniem, jakby z niemą prośbą o ratunek. Żmija powiódł otwartą dłonią dookoła, wskazując ściany Kucyka.

- Gdybym chciał.. Gdybym tylko chciał, z tego miejsca nie pozostał by kamień na kamieniu. Przetoczył bym się przez ziemie północy ze swoją armią siejąc pożogę i zniszczenie, a to.. – Uniósł księgę nieco wyżej. - to wydostał bym z gruzów pięknego Imladris… spomiędzy ciał dumnych pierworodnych. Ale po co? Skoro zjawiliście się wy? Dumni, bohaterscy i głupi. Wy i wasz wspaniały Noldor. Odganiający upiory, zabijający waszych wrogów, znający wszystkie drogi, służący radą… - Urwał na chwilę, by obniżyć głos do szeptu. - na każdym kroku realizujący elementy mojej genialnej układanki. A teraz, teraz mam to, a wy jesteście już martwi. Oczywiście! – Wyprostował otwartą dłoń w ich kierunku. Następnie wskazał palcem Szramę. – Oczywiście możecie próbować, ale niczego to nie zmieni. Jesteście już martwi. On. Ty, Jabłkowy Hobbicie. Narfin, piękna i przebiegła. Manfennas, zdradzony przez swojego najlepszego druha… Olegard… tak, Olegard też jest już martwy. Chciałem tylko spojrzeć w wasze twarze. Potem odszukam wszystkich, którzy udzielili wam wsparcia. Mistrza Balthima, szukającego właśnie drogi wśród mgieł, Avarona, Kethana, Aegiliona, którego wypuściłem z niewoli w Angmarze by mieszkańcy Rivendell mogli dzielić jego ból i troski… Taaak… chciałem tylko spojrzeć w wasze twarze, nim przejdziemy do tego, co nieuniknione. Czy chcecie mnie o coś zapytać? Zaproponować? Zaoferować? Kto wie! Może macie coś, co nawet, przy całej przebiegłości, którą obdarzył mnie Pan w Okowach, umknęło mojej uwadze. Nigdy nie ma złej pory na rozmowę! Haahaahaahaha!

Śmiech niósł się po pomieszczeniu, odbijając od ścian i wracając do ich uszu. Całe pomieszczenie zdawało się wirować. Dłoń Szramy nieco mocniej zacisnęła się na rękojeści…

 

Ostatnio edytowane przez Keth : 13-02-2010 o 09:26.
Keth jest offline  
Stary 11-02-2010, 17:54   #386
 
Betterman's Avatar
 
Reputacja: 1 Betterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnieBetterman jest jak niezastąpione światło przewodnie
Szrama śnił ciemny, duszny sen. Sen o potędze. Szrama śnił śmierć. Śnił ból, nienawiść i spełnienie. Śnił spłatę narosłych przez lata długów.

Prawa Ręka Pana, obleczona w czarną, twardą skórę nabijaną srebrem. Obracająca w gruzy skinieniem palca, wiodąca nieustraszone, oddane legiony. Wiodąca śmierć i pożogę. Spłatę.

Nieskończone trawiaste równiny porasta nieprzeliczony las włóczni. Żałobny wicher plącze jasne włosy zatkniętych na nich głów, wdziera się w otwarte do krzyku usta i zawodzi gniewnie.

Godni elfowie na postronkach. Przysposobieni do najpodlejszych posług. Godni współczucia i pożałowania.

Białe Miasto płonie. Niezdobyte mury pękają w uścisku Prawej Ręki Pana. Prawej Ręki Białej jak te mury Żmii.

Tylko...
żmija nie ma ręki... prawej ani lewej...
Tylko...

Żmija jest Panem. Z jego rozkazu rozwierają się bramy zdruzgotanego miasta. Z jego mocy kroczy po ulicach w chwale zwycięzcy pierwszy sługa, generał. Strąca strażników z piedestału władzy do rynsztoka cierpienia. Białe drzewo im nie pomaga. Białe drzewo płonie...
Kroczy po ulicy w chwale zwycięzcy, aby spełniło się proroctwo z Karkołomnego Zaułka. Wokół kłębią się ranni, wymęczeni ludzie. Wyciągają ręce po łaskę, a on kroczy w chwale zwycięzcy. Szuka, aż znajdzie.

Tamci patrzą... patrzą...
Odejdź, mówi, odejdź, krzyczy... płacze...
Rome... Rome...
Rome...

Tylko...
ścięłaś włosy...
Tylko...
ty jedna piękna i dobra...
Tylko...
Rome...


Dłoń Szramy nieco mocniej zacisnęła się na rękojeści. Chrapliwie wciągnął powietrze, wystawiając napięte nerwy przybyłych na jeszcze jedną próbę i odrywając ich spojrzenia od złowrogiej postaci w głębi karczmy. Z poziomu brudnych desek zagapił się w zielone oczy zaskoczonej Narfin dziwnie obco, boleśnie i rozpaczliwie. Potem odwrócił wzrok i ostrożnie usiadł, a po krótkim odpoczynku zebrał się w sobie i niezręcznie dźwignął na nogi. Potoczył wokół nieprzytomnym spojrzeniem i znów zatrzymał je na Narfin. Zamglone, wilgotne i przerażone. Brudny jak chyba jeszcze nigdy i wymięty ponad pojęcie ludzkie i hobbicie. Twarz miał podrapaną, jakby go przez najgorsze chaszcze włóczyli, lewą brew rozciętą głębiej i paskudnie spuchniętą. Ręce ciemne od zaschniętej krwi. Szepnął coś bezgłośnie.
 

Ostatnio edytowane przez Betterman : 17-03-2010 o 23:37.
Betterman jest offline  
Stary 12-02-2010, 20:55   #387
 
Keth's Avatar
 
Reputacja: 1 Keth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodzeKeth jest na bardzo dobrej drodze
- Obuuudził się… Obudził się mój kundel. Staanął na nogi, choć w tej chwili kosztowało go to więcej wysiłku niż was cała droga z Tharbadu do Bree. Jaki hardy, jaki waleczny. Biała Żmija zna się na ludziach. Potrafi dobierać na poddanych takich, którzy i Księgę dla niego wykradną i za kilka złotych monet przyjaciół zdradzą… I sokole szpony w truciźnie zamoczą, a samotnemu Strażnikowi pod kurhanami nóż pod żebra wrażą. Piękny wisior droga Narfin, podziękuj Brenowi za szkarłat, który go zdobi… Nim zginiesz z jego ręki!
 
Keth jest offline  
Stary 16-02-2010, 12:42   #388
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Każde kolejne słowo Żmiji godziło Sokolnika w samo serce. Prawda rozrywała go na kawałki, nie oszczędzając ani trochę.
Jak do tego wszystkiego doszło? Dlaczego nie zrobili nic, aby zapobiec temu wszystkiemu wtedy, gdy pojawiły się pierwsze podejrzenia i wątpliwości… Może dałoby się tego wszystkiego uniknąć. Galdor stałby dalej u ich boku, a oni nie musieli by słuchać tryumfującej przemowy Żmiji.

Widok powstającego Szramy, oraz kolejne słowa czarodzieja zabolały najbardziej… A jednak… Najgorsze obawy dotyczące Szramy okazały się prawdą. Mężczyzna czuł jak narasta w nim wściekłość.

- Po co to wszystko? – odezwał się nagle – Co chcesz teraz zrobić, gdy osiągnąłeś już swój cel? Czym kierował się twój szalony umysł wymyślając tę intrygę? Żądasz władzy? Posłuszeństwa?

Manfennas nie miał zamiaru umierać. Wiedział, że należy szybko coś zrobić. Jednak co? Nie miał pojęcia co można zrobić w obliczu takiej potęgi. Oni, zwykli podróżnicy nie mogli się równać z kimś tak potężnym.
Gdyby był tu Galdor…
 
Zak jest offline  
Stary 18-02-2010, 19:59   #389
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
- Po co to wszystko? – odezwał się nagle Manfennas. – Co chcesz teraz zrobić, gdy osiągnąłeś już swój cel? Czym kierował się twój szalony umysł wymyślając tę intrygę? Żądasz władzy? Posłuszeństwa?

W głosie Sokolnika słychać było gniew i Telio poczuł, jak w nim także wzbiera to uczucie. Sam nie wiedział do końca, co się dzieje w jego duszy, bo nigdy nie przyszło mu poczuć prawdziwego gniewu, ale ten i tak pozwolił mu pokonać lęk. Moment grozy minął, gdy przekraczał próg karczmy. Obrócił się wtedy tylko za oszalałym ze strachu Olegardem, ale jego zmysły były zbyt przytępione by cokolwiek zrobił i bez chwili namysłu poszedł za resztą drużyny. Bał się snujących się dookoła widm, bał się tego, co spotka ich w środku i ciemności, która potężniała z każdą chwilą. A teraz trwoga gdzieś zniknęła.

Brandybuck nie pojmował wszystkiego, z tego, co mówił Biała Żmija, ale domyślał się, że w całym spisku odrażającą rolę odegrał Szrama, z dostarczeniem czarownikowi księgi na końcu. Teliamokowi przypomniało się zdanie wypowiedziane nie tak dawno przez Galdora: „W Bree stanie się jasno, kto jest nam wrogiem, a kto przyjacielem.” Tym większa złość zawrzała w hobbicie, bo przez cały czas miał Szramę za wiernego towarzysza, który choć zgryźliwy, nigdy ich nie opuści. Ale przyszło mu na myśl także i inne zdanie elfa - o tym, że gdzieś tam czuwają nad nimi przyjaciele i w tym momencie, zaraz po tym, jak skończył mówić Sokolnik, hobbit odezwał się:

- Nieważne, czego on chce, Manfennasie - głos Telia nie drżał ani trochę. - I tak tego nie dostanie. Mówi, że mógłby zburzyć dom Elronda, ale to nieprawda. Żeby pokonać jednego Galdora musiał uknuć tak zawiły spisek, ale całego zastępu elfów nigdy by nie pokonał. On się ich boi, bo wie, że gdzieś jest ktoś, kto na niego patrzy i w końcu uderzy.

Kiedy mówił, Brandybuckowi napłynęły łzy do oczu, bo wiedział, co może się zaraz stać. Ne lekceważył przeciwnika, ale wierzył w to, co powiedział i to, co usłyszał od Galdora - bo tylko to mu pozostało.

„Cóż, jeśli przyjdzie mi teraz zginąć, to przynajmniej pokazałem, że w Shire też wiemy, co to odwaga.”
 
Makuleke jest offline  
Stary 22-02-2010, 22:50   #390
 
Viviaen's Avatar
 
Reputacja: 1 Viviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie cośViviaen ma w sobie coś
Narfin czuła dziwne uniesienie, jakby naszyjnik i miecz wlewały w nią siły do przezwyciężenia potęgi trzymającej w szponach całe Bree. W drzwiach gospody potknęła się o coś, co okazało się leżącym Szramą. Zdążyła jednak tylko się zdziwić, że leży w progu, nasunęły się nieprzyjemne skojarzenia z zasadzką, jednak górale bezceremonialnie wepchnęli ich do środka, więc nie zastanawiała się nad tym dłużej. W końcu spotkali Żmiję, który wertował właśnie złotą księgę, która - zupełnie nieprzyzwoicie w tym momencie, rzucała wesołe błyski odbijając światło ognia z kominka...

Przemowa Riviliona nie zrobiła na Narfin wrażenia. Bardziej zainteresowały ją pierścienie zdobiące dłoń czarnoksiężnika. Jeden z nich rozpoznała, należał do Galdora. Wydawało się też, że i on ją rozpoznał bo w chwil, gdy na niego spojrzała, zabłysnął słabo, jakby puszczając do niej oczko.

Strażniczka dziwnie się czuła. Może to za sprawą miecza, który delikatnie ogrzewał jej dłoń, dodając otuchy? A może za sprawą medalionu, który promieniował ciepłem, dodając jej sercu odwagi?

I wtedy usłyszała za plecami szelest, który przykuł jej uwagę nieporównywalnie bardziej, niż przemowa Białej Zmii. Odwróciła głowę, zaskoczona, by spojrzeć wprost w pełne cierpienia oczy towarzysza. Przyglądała się jak bardzo powoli wstaje, by znów zatopić błagalne spojrzenie w jej oczach. Chciała mu pomóc, podtrzymać, lecz jakaś siła zatrzymała ją w miejscu i poczekać... zafascynowana przyglądała się jego wysiłkom, pojedynkowi woli, dostrzegając jednocześnie, w jak strasznym jest stanie. W tym momencie odezwał się Riwilion, brutalnie uświadamiając wszystkim rolę Szramy w jego planie. Coś w niej pękło, gdy usłyszała, jak zginął Borand. Przez jedną straszną chwilę miała ochotę zemścić się na zabójcy brata, zanim nie uświadomiła sobie, że Bren był - jest? - tylko marionetką. Sprytne zagranie... Zauważyła, jak zmienia się wyraz twarzy Mafennasa, a zaraz po nim oblicze Telia. Nienawiść tylko wzmacnia potęgę cienia... Nie zrozumieli, że to tylko kolejny fortel, mający ich skłócić i osłabić, jednocześnie dodając mocy upiorom Cienia.

Całe szczęście, całą swoją nienawiść przekształcili w złość na czarownika. Sokolnik zadał bardzo trafne pytania, jednak niespodziewana odpowiedź hobbita była jeszcze trafniejsza. Strażniczka uśmiechnęła się do siebie, czując przypływ nadziei. Czy to było złudzenie, czy miecz zalśnił nieco silniej?

Nagle zalała ją fala pewności, że nie są osamotnieni w tej karczmie. Że Teliamok ma rację i ktoś - lub coś, nad nimi czuwa. Pewniej chwyciła rękojeść miecza i ustawiła się tak, by widzieć zarówno Szramę, jak i Żmiję. Kątem oka dostrzegła, że ten pierwszy porusza ustami. Nie udało jej się odczytać słów, jednak czuła, że za chwilę coś się stanie. Wpatrzyła się w oczy Szramy starając się odgadnąć, na ile jeszcze jest sobą a na ile Rivilion zdołał przejąć nad nim kontrolę...
 

Ostatnio edytowane przez Viviaen : 22-02-2010 o 23:12. Powód: literówka
Viviaen jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172