Paul z pewnym trudem zdołał wyplątać się z objęć czarodziejki, dzięki czemu udało się wsadzic magiczkę na pokład szalupy. Sam, przy niewielkiej pomocy marynarzy, dostał się na ten pokład parę chwil później. A pomoc ta była potrzebna tylko po to, by nie przechylić zbytnio łodzi i nie doprowadzić do niespodziewanej kąpieli całej obsady szalupy.
Przy burcie statku byli w parę chwil. Nikt co prawda nie spuścił drabinki sznurowej, ale na szczęście ci, którzy byli zbytnio zmęczeni po niezbyt miłym kontakcie z morską wodą, nie musieli się wspinać po linach.
Przy skrzypieniu bloków i trzeszczeniu lin zostali wciągnięci na pokład ci, którzy nie mogli dostać się na pokład galeonu o własnych siłach. Pual do nich nie należał - zdołał się wspiąć po spuszczonej z pokładu linie.
Dopiero teraz poczuł, jak bardzo jest mu zimno.
- Dajcie jakieś koce - powiedział, z pewnym trudem opanowując szczękanie zębami. Miał wrażenie, że w wodzie było cieplej....
Paru marynarzy na szczęście oderwało oczy od wyglądającej na podtopioną magiczki i po paru chwilach Paul mógł owinąć czarodziejkę w średnio czystym, ale za to ciepły koc. Sam zarzucił na plecy drugi...
"Kretyn. Tylko baby i ich anatomię ma we łbie" - pomyślał Paul, gdy Harvel skończył swoją 'wybitną' przemowę. - "Nie mógł się wyszaleć w Waterdeep i cierpi teraz? Głodnemu chleb na myśli... Albo już tylko gadać może i wspomnieniami żyje..."
- Może któryś z was ją podleczyć? - skierował pytanie do obu kapłanów. - Lepiej by było, gdyby nie umarła, a mikstury wolałbym na czarną godzinę oszczędzać...
Stare powiedzenie mówiło, że gdy się komuś ocali życie, to jest się za tego kogos odpowiedzialnym. Może tkwiło w tym coś... |