Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 19-01-2010, 20:04   #99
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Boi się … ale czego? Kaizera … imperialnej zbroi … orczego łba? A może tego pomieszczenia, a obraz jest tylko impulsem, który otwiera zakamarki jego umysłu. Ale co go tu mogło spotkać? Miał plany tego zamku, więc jest wielce prawdopodobne, że był już tutaj … kiedyś … dawno temu. A może całkiem niedawno? Zamek do naszego przybycia stał przez wiele lat pusty, nie zamieszkały, może nawet nie pilnowany. Pewnie w okolicy są tajemne przejścia do środka. Przy sporym szczęściu mógł takie odkryć, a chęć znalezienia jakichś rupieci zaprowadziła go do środka. Jeśli tak to może znać wyjście z tego zamczyska. Warto go o to zapytać … ale nie przy kapitanie.

- Hej, stary, może byś co napisał na poczekaniu albo wymyślił, a państwo tutaj by ocenili, czyś to taki mistrzunio rzeczywiście, co? – Wątpił kapitan.

Ten dureń chce dowodów. Myśli, że utwory wyciąga się jak królika z kuglarskiego kapelusza. Najpierw go pobił, ubrał w jakieś łachy, poniżył przy wszystkich a teraz chce jeszcze dowodu. I jeszcze nie chce mu dać komnaty w tak dużym zamku. Chyba myśli, że starzec nas wszystkich w nocy pozarzyna.

Stary Mistrz chciał odpowiedzieć kapitanowi zamiast włóczęgi, gdy ten podszedł do okna i zaczął recytować, melodyjnie, z odpowiednią intonacją. Mówił gładko, jakby słowa napisane były na oknie przez które spoglądał. Ale jego wzrok z całą pewnością sięgał dalej. Daree słuchał w skupieniu jakby odmienionego dziada. Nie znał tej pieśni, nie wiedział też czy powstała kiedyś czy też tworzył ja na poczekaniu. Ale nie było to ważne w tym momencie. Słuchał stojąc pod obrazem Kaisera z przymkniętymi oczyma. Każda strofa budziła w nim zachwyt …czuł gęsią skórkę przebiegającą po ciele. Gdy dziad skończył nastała cisza. Każdy ze słuchaczy jeszcze powoli w myślach delektował się usłyszanymi słowami.

Pierwszy odezwał się Daree:
- Brawo!!! Brawo!!! Przez jakiś czas przyglądał się włóczędze po czym ozwał się do kapitana. - Czy już panu wystarczy dowodów kapitanie? Najpierw go pan pobił, potem upokorzył, dowodów żądałeś, a może jeszcze każesz mu po rozżarzonych węglach chodzić? Według mojej opinii oraz zapewne tu zebranych artystów to co przed chwilą usłyszeliśmy to arcydzieło… słyszy pan kapitanie? Arcydzieło! Proszę więc skończyć tą farsę… żałuje pan komnaty artyście … komnaty w pustym zamku … każe mu pan pomagać koniuszemu … z całym szacunkiem może pan pomoże koniuszemu, skoro tak niewiele jest tu do roboty? … Żądam należytego traktowania tego człowieka, słyszy pan!? Więc zamiast stać i wymyślać farmazony niech podejmie się pan jakiegoś zadania. Może sprawdzi pan kto kręci się wokół zamku i kto strzelał do tego biedaka? Przecież sam nie wbił sobie bełta w plecy. Jesteśmy tu zamknięci jak w złotej klatce, którą po skończeniu dzieła ktoś otworzy… a jak wrócimy do swych domostw, skoro złe czai się za murami? A może tam nikogo nie ma kapitanie Schwarzenbergerr?

Stary Daree mówił podniesionym głosem. Denerwował go brak zrozumienia sytuacji przez kapitana. Najpierw kazał przyprowadzić biedaka aby artyści wydali opinię na jego temat a teraz w ogóle nie bierze jej pod uwagę. W dodatku to poczucie zamknięcia, niby czai się niebezpieczeństwo i pod jego pretekstem są pilnowani. Nie wiadomo zresztą co przeważyło i rozbudziło złość Arwida, bo sytuacja w zamku stawała się coraz bardziej napięta.

- Zakończmy więc to do niczego nie prowadzące spotkanie. Jeśli to wszystko kapitanie to chciałbym powrócić do pracy. Mój uczeń dostarczy ubranie dla tego człowieka.


Daree uniósł kielich wina. Pił wolno, czekając na opuszczenie komnaty przez Schwarzenbergerra.


************************************************** *************


Schwarzenbergerr wyszedł pierwszy wypędzając włóczęgę. Stary Mistrz odstawił kielich tylko na chwilę aby uzupełnić jego zawartość. Patrzył na artystów, którzy uznawszy, że spotkanie dobiegło końca po kolei opuszczali komnatę. Odczekawszy, aż za zamkniętymi drzwiami ucichną kroki oddalających się twórców Arwid przysunął krzesło pod obraz Kaizera. Wolno, balansując ciałem wszedł na mebel, dłońmi dotykał obrazu, opuszkami palców czuł pociągnięcia pędzla malarza. Potem odsunął ramę obrazu. Ukazała się mu biel ściany obwiedziona czarną obwódką. Daree usiadł na odstawionym na miejsce krześle. Uniósł w geście toastu kielich do podobizny Karla Franza. Przyglądał się komnacie. Odstawił kielich po czym wstał i rozpoczął obchód sali. Tym razem wolno, skupiając uwagę na każdym szczególe wyposażenia. Ściany pomalowane jakiś czas temu, na pewno nie tuż przed ich przyjazdem, krzesła, stół, zwisające tkaniny, koty kurzu rozbiegające się po poruszeniu zasłony, obrazy, kominek … nie budzące zaniepokojenia przedmioty.

Daree z mieszanymi uczuciami opuszczał komnatę. Z jednej strony oczekiwał znaleźć coś … chociaż nie wiedział dokładnie co, z drugiej natomiast strony czuł ulgę, że nie znalazł nic niepokojącego. Stojącemu za drzwiami strażnikowi oddał kielich z resztką wina i udał się do swej komnaty.
 

Ostatnio edytowane przez Irmfryd : 20-01-2010 o 09:06.
Irmfryd jest offline