Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2010, 16:04   #13
Vist
 
Vist's Avatar
 
Reputacja: 1 Vist ma wyłączoną reputację
Atmosfera powoli krzepła. Zmierzch praktycznie wykluczał kolejnych podróżnych. A ci co gościli w "Jeleniu" powoli przechodzili do etapu w którym dwie dziewuchy uwijające się wśród stolików zastępowały puste michy z jedzeniem kolejnymi kuflami i antałkami, wykazując się niebywałą sprawnością w omijaniu wyciągniętych dłoni z zamiarem klepnięcia czy uszczypnięcia. Naturalnie miało to swoje konsekwencje. Główną było dość powszechne podejrzenie o słaby słuch współtowarzyszy i coraz głośniejsze wyrażanie swoich racji. Troska postępowała wprost proporcjonalnie do ilości wypitych trunków i jak zwykle przodowali w niej chłopi.

- Mnie łeż zadajesz? Mnie?! Jak ci mówię żem widzoł, to żem widzioł!
- Gówno żeś widzioł! Tyle ci powiem. Kto słyszał, co by taki plugawy pomiot szedł, równo gęsiego i nie skorzystał z okazyji, żeby cię wybebeszyć.
-Chlopy!!!! Na wszystkie moje morgi przysięgom, że prawdę gadam. Nie szli a pędzili. Z dziesięć stworów jeden za drugim. Pierwszy rogaty z pyskiem jak u kozy ino większym. Jak żem ino ich obaczył to żem padł od razu i się modlił. Może z dwadzieścia kroków byli ode mnie, ale pognali jak by ich goniło. Prawdę gadam.

Ta i inne historie z repertuaru wieśniaków, należały do obowiązkowych z racji tego, że nie sposób było ich nie słyszeć. Wprawne jednak ucho mogło wyłapać inne. Bo nawet u dużo rozważniejszych biesiadników alkohol rozluźniał język. Siedzący strażnicy z początku w milczeniu taksowali wzrokiem pozostałych, ale zadowoleni widać z oględzin i syci, także oddali się dyskusji.

- Nie byłby na tyle głupi i pewnie już dawno w jakim swoim leżu zapadł.
- Może i tak, ale jeszcze tydzień temu pod Bogenhofen dyliżans ograbił.
- Toteż gadam! Nałowił się i teraz pewnikiem siedzi gdzie ukryty ze swoja hołotą. A ty Jurgen nie kracz i nie strasz gościa naszego -furknął ten, który widać dowodził oddziałem. Ale i on pod karcącym wzrokiem siedzącego obok mężczyzny zamilkł jakby wiedział że powiedział za dużo.
- Skocz że po wino, bo ta dziołcha do jutra tu nie dolezie - rozkazał najmłodszemu w kompani chcąc zatrzeć wrażenie.

Właściwie każdy, kto przyjrzałby się dokładniej strażnikom na pierwszy rzut oka powiedziałby - dziewięciu chłopa na służbie. Ale dokładniejsze badanie mogło zdradzić różnice a raczej wyjątek. Wszyscy co prawda byli ubrani podobnie to tylko na piersi jednego dało się bez trudu zidentyfikować nie wytarty jeszcze symbol strażników dróg. Ogólnie i płaszcz i całe odzienie odróżniało się nowością. Pozostawało też coś co można nazwać wrażeniem. Kolczuga przeszkadzała na tyle, że musiał ją co chwilę poprawiać a miecz zdawał się wadzić przy boku. No i twarz... to nie była twarz człowieka na co dzień przemierzającego trakt. Gdyby to wszystko kogoś nie przekonało pozostawał jeszcze kufel... nie dość, że prawie pełny to wciąż pierwszy.

Nie obyło się bez kości. Przy dość szczelnie obleganym stole najemników co chwilę słychać było przekleństwa i okrzyki radości, przemiennie wygłaszane przez grających w zależności od tego na kogo szczęśliwie spojrzał Ranald. Ogólnie było coraz głośniej i coraz weselej, nawet dziewki dawały się od czasu do czasu złapać co bardziej wytrwałemu czy zręczniejszemu z gości.

Atmosfera jak to bywa urwała się nagle...

-Panie Klaus Panie Klaus szybko !!!!!!

Dwóch chłopców przez otwarte z hukiem drzwi z trudem wleklo mężczyznę. Oberżysta wykazując niebywałą zwinność po chwili był przy nich i pomógł im ułożyć go na najbliższej ławie. Niziołek, krasnolud i dwóch ludzi szybko odłożyli swoje kufle i pomogli. Ranny miał około 40 lat poszarpane odzienie a z prawego boki wystawał obłamany drzewiec strzały, otoczony plamą krwi.

-Zamykaliśmy bramę ....wyjrzałem bo.... zdawało mi się że słyszę konia, no i... był stał na trakcie a obok leżał on - z trudem objaśniał chłopiec pod pytającym wzrokiem karczmarza i praktycznie wszystkich gości.

- Mówił coś? Jest przytomny? - zapytał dowódca strażników podchodząc do rannego.

- Nie panie,...tak panie znaczy..... nie rzekł nic, ale stękał jak go nieśliśmy - bełkotał chłopak.

- ban...dyci.. - wycedził powoli ranny nie otwierając oczu - Sroooka...
Po tych słowach zapadła krótka chwila ciszy. Prawie wszyscy jak jeden mąż odwrócili wzrok w kierunku jednego ze słupów przy szynkwasie na którym wisiał kawałek papieru z wymalowaną gębą rzezimieszka.

- Gdzie cię napadli? Skąd jechałeś? - przerwał ciszę strażnik.

-Bogennn...- ranny próbował odpowiedzieć ale to było wszystko na co było go stać - zemdlał. Jednak strażnikom to nie przeszkadzało wszyscy gotowi czekali na rozkazy. Wszyscy z wyjątkiem jednego, który stał obok i świdrującym spojrzeniem wpatrywał się w dowódcę.

-Na koń - po tej prostej komendzie oddział momentalnie opuścił karczmę. Został dowódca i stojący na uboczu przebieraniec.
- Nie tak się umawialiśmy - złapał za ramię wychodzącego przełożonego.
- Za to mi płacą - warknął tamten wyrywając się.
- Ja też płacę - nie dawał za wygraną pierwszy.
- Za nasze towarzystwo! Siądź waćpan i poczekaj, aż wrócimy a może poszczęści się nam i rozwiążemy problem - uciął tamten po czym wyszedł.
 

Ostatnio edytowane przez Vist : 21-01-2010 o 16:15.
Vist jest offline