Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2010, 16:48   #45
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Złoziemie, okolice kaeru

Wspomnienia rozmowy z Omasu, wciąż były żywe w głowie Tavi...

Obsydianin przyglądał się zawartości zawiniątka słuchając słów młodej wróżbitki na temat schroniska. Wreszcie rzekł.- Wiesz o tym owocu Pasji więcej niż mi mówisz, prawda?
Tavarti podrapała się po głowie w okolicach ucha. Zrobiła przy tym nieco kwaśną minę.
- To zależy. - wzruszyła w końcu ramionami. - Jakbym miała obiektywnie osądzić to nawet za dużo. Ale będę twardo obstawać przy tym, że moja amnezja się rozszerzyła.
Omasu nie skomentował tych słów, choć niewątpliwie je rozważał.
Obsydianin odsłonił figurkę rozwijając otulający go materiał.- To nie jest zwykły magiczny przedmiot Tavarti. Nie znam magicznego przedmiotu, którego moc czuło by się dotykiem.
Dziewczyna kiwnęła głową, ale nie odezwała się. Westchnęła.
- Jeśli zadasz mi pytana, odpowiem zgodnie z prawdą. - zadeklarowała czekając na decyzję rozmówcy.
- Coś mi mówi, że nie chcę znać na nie odpowiedzi, prawda?- odparł Omasu.
- Powiedźmy, że lepiej będzie, jeśli zostaną one w tu. - Tavarti palcem wskazującym popukała się po swoim czole.
Schowawszy Owoc Pasji do sakiewki, Omasu rzekł.-Co do zbiórki. Nie słynę z przyjęć, ale mogę takie zorganizować. Natomiast nie uważam by coś takiego pozwoliło twe przedsięwzięcie sfinansować na dłuższą metę.
- Zdaję sobie z tego doskonale sprawę. - uśmiechnęła się szeroko. - Ale od czegoś trzeba zacząć. Wierzę, że Garlen będzie mnie wspierać. Naprawdę dziękuję za pomoc.
Trudno było wypowiedzieć się na temat myśli i nastrojów Omasu, jak na trubadura miał bardzo ubogą mimikę twarzy. Co jednak mogło być maską, mającą ukryć jego prawdziwe intencje. Mimo że mówił to spokojnym głosem, jego wypowiedź mogła zaważyć na życiu kobiety.-Jestem skłonny finansować sierociniec, ale... To, że uratowałaś się z katastrofy „Żelaznego Orła” uważam za pewien omen. W swoim długim życiu zauważyłem wiele zdarzeń, które miały potem miały duży wpływ na przyszłość tej krainy. Uważam, że twoje ponowne narodziny...są jednym z nich. Dlatego, chcę byś pracowała dla mnie, jako mój specjalny wysłannik. Co ty na to?
Z Tavarti natomiast można było czytać jak z otwartej księgi. Choć może to też był jakiś rodzaj maski? Potrafiła, już raz to udowodniła, że granie arystokratki zadzierającej nosa, wcale nie było zadaniem ponad jej siły. Korzystała z emocji jak ze swoich kart atutowych. Teraz z każdym kolejnym słowem Omasu na jej twarzy malowało się coraz większe zaskoczenie, a ostatnie zdanie, no cóż. Musiała się mocno powstrzymywać, aby nie rzucić się na szyję obsydianinowi w geście wdzięczności i podziękowań.
- Myślę, że zdążymy się jeszcze przekonać, czy jestem jakimś "znakiem przełomowym". - jej oczy lśniły wypełnione nieskrywaną energią i zapałem. - Co do Twojej propozycji, bardzo chętnie, choć nie za bardzo wiem, co należałoby do moich obowiązków, oprócz reprezentowania Ciebie moimi dobrymi manierami, niezłym śpiewem i otwartością. Choć nie uważam, że to sprawiedliwa wymiana - moje umiejętności za utrzymywanie zgrai dzieci. Chociaż one są nieźle poinformowane o tym, co się w mieście dzieje.
-Nie doceniasz swoich atutów młoda wróżbitko. Masz do dar do przekonywania do siebie Dawców Imion, w twoim wzorcu tkwi duży potencjał i...kto wie, jakie jeszcze talenty w sobie skrywasz.-
odparł Omasu i uśmiechnął się dodając.- Znajdę dla ciebie zajęcie, gdy już wrócisz ze Złoziemia. Bądź jednak ostrożna. Nie bez powodu to miejsce ma taką nazwę.
Dziewczyna kiwnęła parokrotnie energicznie głową.
- Sama tam nie ruszam, a myślę, że damy sobie radę. Zresztą to odpowiednie miejsce, żeby się usunąć z czyjegoś wzroku na trochę. Raczej nikt nie będzie chciał tam za mną ruszyć. - uśmiechnęła się.

Podobnie jak wspomnienia pożegnalnej nocy z Damarri. Ale teraz musiała się skupić na obecnej chwili...

-Trzeba by je wywabić nieco i rozproszyć, wtedy zaatakować. W końcu nie wiemy, co tam w środku się na nas się czai.- Windeyes spojrzała w kierunku który wskazywała komentując.- Żaden problem.
- Ten plan powinien się udać. Zgrzytacze mają niską inteligencję.-
ocenił Gherton mentorskim tonem głosu. A Tavi miała wrażenie, że jest uczestniczką jakiegoś testu.
-No to do roboty na co czekamy!- krzyknęła radośnie wietrzniaczka, co u mężczyzn wywołało konsternację i szepty.- Ciszej !
Windeyes tymczasem mruczała i powarkiwała pod nosem. I po chwili na ziemi pojawiły się dwa źródła świata. Dwie świetliste kule uniosły się górę, każda okrążając wietrzniaczkę po spirali. Gdy skończyły na miejscu wietrzniaczki, stał kolejny zgrzytacz.
-Trochę to ryzykowne.- rzekł do wietrzniaczki Gherton, ta zaś odparła.-Marudzisz.
I ukryta za iluzją bestii Windeyes ruszyła do stada.
Po chwili cztery zgrzytacze spoglądały na siebie nawzajem. Ale na krótką chwilę...Bo uwagę trzech z nich odciągnęły dorodne prosiaki które pojawiły się w trzech różnych miejscach.
I stwory pognały w tamtych kierunkach licząc na łatwy żer.
Teraz zaś Gherton przejął inicjatywę sięgając po swe miecze i mówiąc.- Grolmak osłaniaj Windeyes, Ace pilnuj Tavarti...Tavi uważaj na siebie, zgrzytacz to niebezpieczny przeciwnik.
Ruszyli Grolmak w kierunku wietrzniaczki, Gherton w kierunku najbliższego zgrzytacza, a Ace tuż za Tavi pilnując jej bezpieczeństwa.
Tavi zaczynała poważnie się zastanawiać, czy Gherton nie zwabił tutaj tych Zgrzytaczy, żeby przetestować jej umiejętności. Szybko jednak odegnała tę myśl.
"Co za głupi pomysł"

Westchnęła i zawahała się. Miecz czy kij? Pierwszy był ostry, ale dziewczyna miała z nim mniejszą wprawę... w teraz. Zaskakująco dobrze czuła się z klingą w dłoni. Z drugiej strony kijem posługiwała się niejako instynktownie.
- Idziemy. - rzuciła do Acelona, wygodniej układając drewnianą broń w dłoniach.

Zaatakowali z dwóch stron bestię... Zgrzytacz nie namyślając się długo, zaatakował Tavi. Uznał, zapewne że uzbrojona w kij dziewczyna będzie łatwym celem. Mylił się Tavarti instynktownie uderzyła po łuku. Zbliżająca w jej kierunku paszcza, zeszła uderzona impetem kostura. I stwór upadł na ziemię przed wróżbitką.
- Kij to dobra broń do ogłuszania i obezwładniania, ale zabicie nią wymaga siły lub precyzji.- rzekł Ace próbując dziabnąć bok wstającej bestii swym mieczem. Wydawał się tańczyć w miejscu, skupiając uwagę zgrzytacza na sobie. - Jeśli chcesz zabić kijem, to możesz spróbować połamać żebra, lub zmiażdżyć krtań. Więc by zabić, uderzaj w szyję bestii, to najszybszy sposób.
Atakowany z dwóch stron zgrzytacz podskakiwał raz do Tavi, raz do Acelona. W oczach bestii był tylko głód, żadnego strachu, gniewu czysta manifestacja pożerania.
W tych oczach miejsce zdawał się zajmować jedynie instynkt. Pierwotne uczucia, strach, gniew, głód. Głód. Głód. Tavarti zacisnęła dłonie na kiju i starała się wycelować zgodnie ze wskazówkami Acelona całą swoją siłą.
Cios Tavarti dosięgnął gardła bestii i na pewno ją to zabolało. Bo zwróciła swe spojrzenie na Tavartii i błyskawicznie skoczyła. Na Pasje! Stwór był o wiele bardziej zwinniejsza, niż się dziewczynie zdawało. Na widok zbliżającej się paszczy, odruchowo zasłoniła się kosturem. Impet nacierającej bestii przewrócił Tavarti na ziemię. Zacisnęła zęby z bólu, gdy poczuła na plecach ból zadany przez setki drobnych kamyczków i twardą spowodowany jej upadkiem na plecy. Zębata paszcza, była blisko kostur który trzymała Tavarati utknął poziomo pomiędzy szczękami zgrzytacza, niczym „kaganiec”. Stwór zacisnął szczęki i wróżbitka pomyślała, że to koniec dla niej. Drewniany kostur złamie się w jego szczękach jak zapałka. Tak się jednak nie stało. Kostur, nie pękał mimo zębów długości małych sztyletów próbujących go strzaskać. A ręce Tavarti trzymały kostur i paszczę stwora z dala od jej ciała. Czuła przypływ siły, czuła olbrzymią energię płynącą z Serca Namiętności ukrytego w zawiniątku na jej szyi. To on czynił jej ciało, wytrzymalszym, usuwał w cień ból i zmęczenie. Karmił się jej determinacją, zmieniając ją wytrzymałość. Spojrzenie Tavi mówiło wyraźnie. „Nie poddam się. Nie ulegnę.” To były długie 3 minuty, podczas których do przygniecionej ciężarem atakując bestii doskoczył Acelon i szybkim precyzyjnym pchnięciem zakończył żywot bestii. Tavi patrzyła w oczy stwora, widziała w nich głód, potem ból i zaskoczenie...zaskoczenie powoli ustępowało bólowi, a same oczy po chwili zamgliły się stając obojętne i puste. A więc to tak wygląda umierająca w boju istota. Acelon pomógł zrzucić martwego stwora z Tavarti i spytał.- Nic ci nie jest?
Tavi nieco oszołomiona podniosła się z ziemi. Bolały ją całe plecy, ale nie było to dotkliwe uczucie. Rzekła więc.- Nie, raczej nie.
Pozostali też skończyli bój zwycięsko i bez ran. Grolmak dobijał rannego potwora, a Gherton wraca wycierał krew ze swych mieczy.
Krótki odpoczynek na palącym słońcu, a potem do środka...taki był plan. Zanim smród martwych zgrzytaczy przyciągnie uwagę groźniejszego.

Złoziemie, kaer


Ruszyli do jaskini, z przodu szedł Gherton, zanim Grolmak, potem Tavarti, Windeyes i Acelon osłaniający tyły. Wąski korytarz został nieco poszerzony, zapewnie cała jaskinia została poszerzona przez mieszkańców kaeru. Szli powoli, oświetlając drogę latarniami z kryształami świetlnymi. Uważali na pułapki, którymi według Ace’a i Windeyes drogi kaerów bywają naszpikowane.
Było tu chłodno i cicho...Nawet trajkocząca zwykle wietrzniaczka, tym razem w milczeniu się rozglądała. Nagle, Gherton zatrzymał się i dał znak ręką. Ukląkł i wskazał ciemnoczerwoną plamkę. Następnie rzekł.- Krew... świeża.
-Najwyżej kilka dni.-
potwierdził Grolmak mocniej zaciskając dłoń na swym toporze.
To tylko wzmogło czujność całej piątki. Ruszyli dalej, a wąski tunel którym szli wił się jak wąż. W końcu dotarli do wrót kaeru, przy których stał kolejny zgrzytacz gapiąc się na nie. Początkowo cała grupka zacisnęła dłonie na broni szykując się do kolejnego boju, ale bestia nie zareagowała na ich obecność. Spojrzenie potwora upupione było na wrotach. Lekko uchylone drzwi, pokrywały wijące się linie z błyszczącego się bardziej niż złoto metalu.
Tavarti również spojrzała na wrota, próbując zrozumieć co tak bardzo skupiło. Początkowo nic się nie działo. Tavi patrzyła, patrzyła...złociste linie zaczęły wirować i splatać się w jeden wir...


Czyjaś dłoń na barku sprawiła, że Tavi oprzytomniała. Gherton uśmiechnął się i rzekł.- Te pułapki nie są zastawione na Dawców Imion, ale czasem i na nich działają. Więc bądź ostrożna.
-Pułapki?-
spytała nieco zdezorientowanym głosem Tavi, a Gherton rzekł.- Tak... pułapki. Widzisz, kaery to podziemne schronienia małych społeczności wybudowanych na czas Pogromu. Czasu, gdy poziom magii był wysoki a Horrory, znacznie niebezpieczniejsze od tych zgrzytaczy szalały swobodnie po świecie. Schronienia te budowano z kamienia wzmacnianego esencją ziemi. Ale na taki wydatek stać było tylko najbogatsze społeczności, inne kryły się w jaskiniach, gdyż spora warstwa ziemi i skal była dobrą osłoną, zarówno przed wtargnięciami z fizycznego, jak i astralnego wymiaru. Wrota natomiast stanowiły najsłabszy punkt każdego kaeru, więc oprócz wzmocnienia orichalkiem i esencjami żywiołów wykuwano w nich znaki runiczne i zaklęcia. Jedne odstraszały Horrory, inne więziły ich umysł lub duszę w magicznej pułapce. Tutaj mamy chyba raczej z tym drugim zabezpieczeniem do czynienia.
- Lub jeszcze innym. Nie spotkałam nikogo, kto by znał wszystkie rodzaje zabezpieczeń kaerów. Z drugiej strony nie spotkałam też, żadnego Theranina. –
wtrąciła Windeyes.
-Zabezpieczenia kaerów niewątpliwie są oparte na therańskich schematach.- odparł Gherton.- Korzystając z Ksiąg Cierpienia opracowali większość z nich. I prawie wszystkie kaery przetrwały dzięki nim.
- Zapomniałeś o Smoczej Puszczy.-
wtrąciła wietrzniaczka.
- Nie, nie zapomniałem o Smoczej Puszczy. Tylko nie uważam by można tu mówić o przetrwaniu...Krwawa Puszcza, jak ją teraz zwą, zasługuje na swe obecne miano. Alachia zapłaciła słoną cenę za swą arogancję.- oparł Gherton iluzjonistce. Po czym zwrócił się do Tavarti.- Królowa Alachia ze smoczej puszczy była królową elfiej rasy. To może dziwnie zabrzmieć, ale przed Pogromem elfy miały coś w rodzaju centrum swej kultury i królową, która sprawowała na nim władzę duchową, opartą na swym autorytecie. Królowa Alachia odmówiła zakupienia od Theran zabezpieczeń opracowanych przez ich magów. Zamiast tego elfy wybrały zapory oparte o żywioł drewna i żywe drzewa. – wróżbita zamyślił się jakby przypominał sobie coś.- Coś jednak poszło nie tak, a może zabezpieczenia elfów okazały się za słabe? Koniec końców Horrory zaczęły się wdzierać do Smoczej Puszczy i elfy wymyśliły desperacki plan...jak on się zwał? A tak, chyba Rytuał Cierni.
- Dużo wiesz o elfach.-
rzekł Grolmak, a Gherton odparł.- Uratowałem życie pewnej elfiej trubadurce. Ale to opowieść na inną okazję. Na czym to ja...
-Rytuał Cierni.-
przypomniała Tavarti. A Gherton kiwnął głową.- Acha... Wiedz Tavarti, iż najpotężniejsze z Horrorów karmią się bólem i cierpieniem zarówno duchowym jak i fizycznym. Jest w tym jednak pewien haczyk. One potrafią żywić się cierpieniem i bólem, które same zadają. Rytuał Cierni przemienił elfy ze Smoczej Puszczy w krwawe elfy.
-W cierniowe elfy.-
wtrąciła Windeyes, zaś Gherton ripostował.- Krwawe, cierniowe...obie nazwy są poprawne.
Windeyes wykonała kilka kółek w powietrzu, zanim wylądowała na ramieniu Tavarti.- Chciałabym kiedyś zobaczyć cierniowego elfa. Ciekawa jestem czy rzeczywiście są pokryte kolcami jak jeżozwierze.
-Bardziej jak kaktusy.-
rzekł milczący dotąd Ace. I kontynuował.- Widziałem ich poselstwo w u shivalahali Domu V’Strimon. Kolce nie wyrastają z ich skóry. Owe ciernie wyrastają z wnętrza ciała, przebijając skórę i są pokryte zaschniętą krwią. Myślę, że cały czas te ciernie sprawiają im ból.
-I o to chyba chodziło w tym rytuale Cierni. Co gorsza ten rytuał magii krwi jest nadal kontynuowany, mimo że Pogrom już się zakończył. Ale cóż, ponoć Alachia nigdy nie potrafiła przyznawać się do błędu, nawet przed Pogromem. A to, że elfy poza Krwawą Puszczą odwróciły się od niej, także nie przemówiło do jej wyobraźni.-
rzekł Gherton kierując się do środka kaeru.
Tuż za drzwiami znaleźli przyczynę śladów krwi. Był to nieprzytomny masywny ork, z paskudną raną na barku i śladami po kajdanach na nadgarstkach.
Gherton dotknął jego szyi i rzekł.- Żyje jeszcze.
-Kto to może być ?-
spytał Grolmak, a Gherton rzekł.- Prawdopodobnie jest niewolnik zbiegły z terenów okupowanych przez Theran. Złoziemie, jest swoistą ziemią niczyją pomiędzy Imperium, a Barsawią. Czasami niewolnicy próbują uciec tędy wiedząc, że Theranie nie będą ich tutaj ścigać. I mają rację, Theranie nie zapuszczają się na Złoziemie. Ale nie bez powodu...Brak wody, żywności...liczne niebezpieczeństwa i potwory sprawiają, że mało który zbiegły niewolnik przeżywa podróż.
Acelon zajrzał do map i rzekł.- Windeyes, Tavarti rozejrzyjcie się za zimną wodą i żywnością. Według map kaeru, na tym poziomie jest studnia głębinowa i jakieś ogrody. Tylko uważajcie na siebie i krzyczcie w razie niebezpieczeństwa. Grolmak zanieśmy rannego w głąb kaeru.
Choć potężny Grolmak zapewne sam by uniósł nieprzytomnego pobratymca, to jednak cała trójka mężczyzn starała się przenieść delikatnie rannego orka.

Zaś dziewczyny samotnie zapuściły się w głąb kaeru. Krótki korytarz z dwoma wnękami strażniczymi prowadził do olbrzymiej sali pokrytej świecącym jasnozieloną poświatą mchem.
Podłoga otoczona była schodkami na tyle szerokimi, że można je było wykorzystać za siedziska. Według Windeyes to tu zbierała się cała osada na główne zebrania.
I tu były pierwsze ślady tragedii jaka zaszła tu lata temu. Szkielety ludzi, elfów krasnoludów i orków...starych i młodych i dzieci. Niektóre ubrane w przegnite zbroje, inne w zetlałe resztki szat. Jedne szkielety były wygięte w agonalnej pozie, między żerami innych tkwiły złamane strzały, sztylety i miecze. Koło trzydziestu szkieletów i każdy świadczył o dramatycznej śmierci. Chyba nikt nie umarł w sposób naturalny. Iluzjonistka niespecjalnie przejęła się tym widokiem. Z drugiej strony... to nie był jej pierwszy kaer. Pogoniła Tavi słowami.- No ruszże się.

Przeszły przez główny plac do kolejnego wejścia wykutego w jaskini i zaczęli mijać kolejne groty mieszkalne przystosowane do spartańskich warunków panujących w kaerze.
Małe ciasne groty mieszkalne, wyposażone w jedno, góra dwa łoża...mały stolik, kilka krzeseł. Drobne odłamki kryształów świetlnych nikłym blaskiem rozświetlające pomieszczenie. Niewiele poza tym...jakieś, koce, makatki, skrzynie i inne drobiazgi. ozdoby mając e te klitki uczynić, choć odrobinę przytulnymi. I szkielety. Także i tu obie dziewczyny natykały się na pozostałości martwych mieszkańców. I także tu śmierć była straszna i bolesna. Szkielet małej dziewczynki obejmującej starą zniszczoną lalkę, szkielet skulony trzymający zabawkę, jakby chciało dodać sobie otuchy, albo zapomnieć o bólu.

Minęły wspólne łaźnie, nieczynne od lat...bijące chłodem i pustką. Pokryte rozrośniętym świecącym mchem oraz pleśnią i dotarli do świątyni...centrum duchowego tego miejsca.
Przy świątyni leżało kilkanaście szkieletów, ubranych nieco lepiej od poprzednich. Uzbrojonych. Ich dłonie nadal zaciskały się na przerdzewiałych mieczach i toporach...nie widać jednak było wroga, z którym chcieli się zmierzyć.
Świątynia robiła wrażenie. Mimo tego, że zaniedbana, mimo tego że część płaskorzeźb zostało uszkodzonych. Świątynie zdobiło kilkanaście posągów, a pod każdym z nich znajdowały się miseczki wypełnione wypalonymi świeczkami oraz kadzidłami.
Wietrzniaczka podleciała bliżej by przyjrzeć się poszczególnym rzeźbom.
Najpierw zafurkotała wokół figury pięknej kobiety w skromnych (pod względem ilości zużytego materiału) szatkach, trzymającą lutnię i figlarnie się uśmiechając.
- Astendar, Pasja miłości sztuki muzyki.- rzekła Windeyes podlatując do kolejnej rzeźby, przedstawiającej korpulentnego orka o jowialnym uśmieszku na twarzy i z dużą sakiewką przy pasie.- Chorrolis, Pasja bogactwa handlu, ale także chciwości i zazdrości.
Kolejna rzeźba przedstawiała mężczyznę o ciele zbudowanym z gorejących płomieni i z uśmiechem na ustach.- Floranuus, Pasja zabawy, energii, zwycięstwa i ruchu. Moja ulubiona, zresztą.
Wietrzniaczka ruszyła do posągu kolejnej pasji. Istoty o torsie człowieka, ale od pasa w dół mająca ciało konia.- Jaspree, Pasja rozwoju i troski o ziemię, pasja umiłowania natury. Różnie ją przedstawiają i różnie się objawia. Widziałam już go jako krzyżówkę Dawcy Imion z wilkiem, a w świątyni w Travarze jego posąg jest połączeniem elfa i jelenia.
Kolejny posąg przedstawiał dziecko o rozmytych rysach twarzy. Nie był to efekt czasu, a wyraźny zamiar artysty. Wietrzniaczka przyglądała się długo twemu posągowi.- To chyba Lochost, Pasja wolności, buntu, zmiany i rebelii. Oj, Theranie jej nie lubią. – szybko zmieniła temat.- Wiesz, wygląd pewnych Pasji, trudno przenieść w martwy kamień.
Kolejny posąg przedstawiał startego krasnoluda siedzącego na tronie, w jednej dłoni trzymającego wagę szalkową, w drugiej katowski topór. Na jego widok Windeyes rzekła.- Mynbruje , Pasja sprawiedliwości, prawdy współczucia i litości. Nie moja ulubiona. Jej wyznawcy częściej przedkładają sprawiedliwość, nad współczucie i litość. Nie mają zbyt wielkiej wyrozumiałości dla wybryków pewnej młodej wietrzniaczki.
Ostatnim słowom Windeyes towarzyszyło znaczące mrugnięcie okiem.
Kolejna postać przedstawiała potężnie zbudowanego ludzkiego wojownika ze sztandarem w ręku. Iluzjonistka skrzywiła się na ten widok mówiąc.- Thystonius, Pasja walki i męstwa w boju. Zanim też nie przepadam.
I ruszyła w kierunku kolejnego pomnika przedstawiającego elfiego kowala. – Upandal, Pasja budowania, konstrukcji i planowania. Ukochana Pasja krasnoludów. Tak przynajmniej słyszałam.
Na centralnym miejscu świątyni znajdował się posąg pięknej kobiety o szeroko rozłożonych ramionach w geście powitania u której stóp stały dzbany z wodą. Tavi uprzedziła wietrzniaczkę.- Garlen.
-Tak to Garlen, Pasja leczenia i ogniska domowego. Znajdziesz jej posągi w większości kaerów.

Oprócz tych posągów , były jeszcze trzy inne. Te jednak uległy zniszczeniu, jakby coś rozsadziło je od środka.
-To pewnie były posągi Vestriala, Dis i Raggoka. Trzy szalone Pasje. Dodać Astendar, Chorrolisa, Lochosta, Upanadala, Thystoniusa, Mynbruje, Jaspree, Garlen, Floranussa.- Windeyes liczyła na palcach, zamyśliła się na moment, po czym dodała.- Dwanaście posągów Pasji. Coś tu się nie zgadza. W małych i biednych kaerach są najwyżej posągi trzech z nich. Twój zbrojmistrz się mylił Tavarti, ten kaer biedny nie był.

Ruszyły dalej...wkrótce dotarli do upragnionego celu. Olbrzymia komnata była kiedyś ogrodem i polem. U góry komnaty były zamocowane różnej wielkości i koloru kryształy świetlne które zalewały to miejsce blaskiem prawie takim jak światło dnia. W tym świetle Tavi zobaczyła zdziczałe, obecnie uschnięte drzewa oraz zapuszczone grządki. Kilka zdziczałych krzewów agrestu i malin owocowało. A kilka rządków warzyw też wyglądało obiecująco.
Zwłaszcza po kilku dniach suchych racji i ciepłej wody (pomijając odrobinę zimnej wody pitej dzięki magicznemu kubkowi raz dziennie).
Pomiędzy krzewami, kryły się małe gryzonie. Ale wzrok Windeyes przyciągnęło coś innego.
- Studnia!- krzyknęła podlatując do cembrowiny. Obleciała ją kilka razy wesoło trajkocząc.- Studnie w kaerach były głębokie...dosięgały wód leżących u korzeni gór. Wyjątkowo zimnej i krystalicznej. Nabierz wody Tavarti, to smak który warto poznać.
Wróżbitka zbliżyła się do studni i...jej spojrzenie spoczęło na kamiennej wnęce tuż za studnią. Były tam jaja...sześć skórzastych jaj. Każde wielkości pięści orka...i z każdego coś się wykluło. I to niedawno.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 28-01-2010 o 11:09.
abishai jest offline