- Ja żadnemu z was, nie dał bym dowództwa, oprócz Ae'rontierowi. Ale skoro mam kogoś wybrać, jestem za Alephem.
Popatrzył czy ktoś ma coś do powiedzenia. - Łowco. Chyba mnie nie zrozumiałeś. Nie mówiłem żebyśmy szli w góry chlać. Nie tylko alkoholem leczą krasnoludzi. Są świetnymi alchemikami i konstruktorami. Wywar z Górskiego Korzenia postawi na nogi każdego, chociaż lepszy moim zdaniem jest alkohol z obsydianowej beczki. - Xaraf uśmiechnął się szyderczo, czego nie mogli dostrzec jego towarzysze przez jego chustę na twarzy, która zakrywała blizny. Nie lubił z nimi paradować na wierzchu. - Bo jak zapewne wiesz, obsydian to minerał magiczny. Moje miecze są nim powlekane i nigdy się nie tępią. Aż bierze, że nie masz u siebie strzał z obsydianowymi grotami. - znowu się uśmiechnął.
Xaraf poczuł chłodny, złowieszczy wiatr na swoim ciele. - Nie stójmy tu tak. Przed chwilą siedzieliśmy w lochach, i nie mamy pewności czy aby żadna łajza nie uciekła i nie wezwała wsparcia. I nie był bym za bardzo za tym, żeby skontaktować się z rebeliantami. W końcu Estatos i jego szajka też byli rebeliantami, czyż nie?
Ruszył w kierunku swojego konia. - Nie wiem jak wy, ale ja udaję się do najbliższego miasta wypocząć.
__________________ Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być. |