Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-01-2010, 22:10   #51
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Ostatnie chwile umierającej gwałtownie twierdzy przepełnione były wrzaskami mordowanych obrońców i bezlitosnym szczękiem zimnego żelaza. Wróg zdawał się być wszędzie. Wdarł się głęboko w ciasne, zimne korytarze warowni, pozostawiając za sobą tylko ślad krwi i rozszarpanych ciał. Mroczni Bogowie zwyciężyli, miażdżąc tego dnia zażarty opór wojowników Pana Zimy. Ostatnie skupiska obrońców upadały, ginąć bądź to w samobójczych szarżach, bądź od własnej, ledwo trzymanej, broni. Nie miało to już jednak żadnego znaczenia. Wam, po wielu pomniejszych potyczkach, udało się prześlizgnąć do zejścia piwnicy. Ani chwili za późno. Wrota warowni trzasnęły bowiem z hukiem łamanego drewna. Zwycięski ryk ogromnej bestii odbił się echem po dziedzińcu. Przez moment dało się też dostrzec wielkie czerwone ślepie wyłaniające się z dymu płonących wrót. To ostatnie, co zobaczyliście, nim wszystko przysłonił wam mrok podziemnych korytarzy.

Świeże, poranione zwłoki dwóch obrońców świadczyły o tym, iż Norsmeni dotarli tu przed wami. Leżący u waszych stóp Ulrykanie najwyraźniej wrócili tu, by obronić swoje kobiety i dzieci. Na próżno. Martwa cisza, panująca w otaczających was komnatach nie wróżyła niczego dobrego. Najbliższy przylegającej grocie, Gustaw, postanowił to sprawdzić, zaglądając do jednej z mieszkalnych komór. Wrócił po chwili, trupio blady, z wyrazem grozy na twarzy. Nie musiał nic mówić. Żadna z ukrywających się tam rodzin nie przeżyła.

I tak nie było czasu na dalsze poszukiwania. W piwnicy, na górze, zadudnił stukot ciężkich buciorów. Norsmeni szli waszym śladem. Słychać też było dziwnie warkliwe szczekanie, nie dobywające się jednak raczej z gardeł psów, a przynajmniej nie takich, jakie napotkaliście do tej pory.

Ruszyliście pędem w labirynt starych korytarzy, mając nadzieję na zgubienie pościgu. W tym czasie Rudgier usilnie starał się wytłumaczyć krasnoludowi, jak wyglądały runy, widziane przy wrotach. Dla Khazada nie był to jednak najlepszy moment na kombinowanie, pozostawał bowiem cały czas w tyle, przebierając z trudem krótkimi, masywnymi nogami. Na szczęście miał przynajmniej przy sobie kilof. Istniało duże prawdopodobieństwo, że klucz do zamka był gdzieś tu wydobywany. Nie dane mu było jednak skupić się na tej myśli intensywniej, dopadła go bowiem nagle uzębiona szczęka, wyskakująca z mroku za nim. Potwornie zniekształcony, potężny, pies, szarpnął go za nogawkę, zwalając z nóg. W tym momencie w korytarzu błysnęło, zadudniło i zaśmierdziało prochem. Karl odsunął od twarzy dymiącą nadal rusznicę, spoglądając z satysfakcją na pozbawionego dużej części organów psa. Niestety nie obyło się też bez ofiar postronnych. Postrzelony lekko w ramię krasnolud zaklął szpetnie i łypnął groźnie okiem, nie wiedząc najwyraźniej jeszcze, czy człeczynie podziękować, czy się na niego rzucić.

Gdy w korytarzu za nimi pojawiły się następne cienie psów, dywagacje tego typu przestały mieć znaczenie i wszyscy znów rzucili się w dół korytarzy. Po paru minutach dotarli do skrytej w mroku rozpadliny. Na szczęście mieli Rudigera, który w porę ostrzegł ich o przeszkodzie. Psy nie miały takiego szczęścia. Pierwszy z nich, ujadając wściekle, wyskoczył zza rogu, wpadając prosto w czarną przepaść. Żałosny jazgot spadającej bezwładnie istotny rozbrzmiewał jeszcze parę chwil, nim zakończony został cichym łupnięciem. Inne psy zareagowały jednak w porę, rzucając się na próbujących przeprawić się liną uciekinierów. Po chwili dołączyło do nich dwóch rosłych Norsmenów. Nad przepaścią zakotłowało się. Rycerz, popchnięty przez rozpędzonego barbarzyńcę prawie skończył w przepaści. Ostatkiem sił złapał za skalną krawędź, zrzucając drugą ręką chwiejącego się na niej przeciwnika. W tym czasie, jeden z psów rzucił się na Rudigera, o mało nie rozbijając jego lampy. Polał się olej, który natychmiast stanął w płomieniach, pogłębiając jeszcze wszechobecny chaos. Temu wszystkiemu towarzyszyły ogłuszające wystrzały broni Karla, który najwyraźniej dojrzał w mroku następnych przeciwników i nie miał zamiaru dopuścić ich do liny.

Gdy w końcu wszyscy przeprawili się na drugą stronę, zasypywani strzałami i ołowiem barbarzyńcy wycofali się za krawędź rozpadliny. Gdy zrozumieli, że ostatecznie umknęła im zdobycz, zaczęli przeklinać nisko i chrapliwie w swoim bluźnierczym, północnym języku, zsyłając zapewne na uciekinierów wszelakie znane im plugawe klątwy. Nic więcej nie mogli zrobić. Przynajmniej do czasu, aż nie przyniosą tu liny albo łuków...

Pozostał problem z dostaniem się do krasnoludzkich przejść i choć wróg chwilowo został powstrzymany, lepiej było nie czekać zbyt długo.

Zraniony krasnolud, po obejrzeniu glifów, fachowym wzrokiem orzekł, że Rudiger miał rację. Co prawda połowiczną, ale jak na człeczynę to i tak całkiem nieźle. Towarzyszyło temu podejrzliwe łypnięcie oka, serwowane wszystkim ludziom, którzy z niewiadomych powodów wiedzieli zbyt dużo o khazadzkiej kulturze. Tak, czy inaczej, nie było teraz na to czasu. Drugim składnikiem faktycznie był węgiel, trzecim zaś siarka. Chwila namysłu i przegrzebywania dostępnego ekwipunku w końcu przyniosła odpowiedź, choć po minach niektórych domyśleć się można było, iż nie do końca ją pojęli. Po umieszczeniu wymaganej substancji w otworach, wielkie odrzwia, zamiast otworzyć się, zrobiły zaskakujący obrót wokół własnej osi, umieszczając wszystkich w środku szerokiego, ciemnego korytarza.

Następne dni były nużącą i ciężką podróżą przez zasypane częściowo kopalnie starożytnej cywilizacji. Wszystko zostało stąd zabrane, pozostawiając jedynie gołe ściany i zapieczętowane solidnie wrota do cenniejszych części podziemnych twierdz. Nie wyglądało to dobrze.
Nastroje również stawały się coraz gorsze, pogłębiając dominujące już od jakiegoś czas, uczucie beznadziei i nadciągającej nieuchronnie śmierci głodowej. Przynajmniej znajdywali jeszcze gdzieniegdzie pochodnie. Połowa oleju, która została w lampie wyczerpała się już bowiem pierwszego dnia. Niewielu mogłoby sobie wyobrazić los gorszy od bezsensownej śmierci, gdzieś w mroku, głęboko we wnętrzu ziemi.

Wybawienie przyniosła potężna wyrwa w napotkanym korytarzu. Obok niej, w masywnej ścianie tkwiły jednej z najlepiej zabezpieczonych wrót, na jakie natknęli się do tej pory. Jakby na złość, nieprzewidywalne ruchy ziemi ostatnich stuleci udaremniły cały wysiłek włożony w odcięcie znajdującej się za nimi sali. Drużyna wstąpiła tam bowiem bez problemu, przeciskając się przez ogromne rysy w popękanej ścianie obok wrót.


Powitała ich wielka sala, rozświetlona blaskiem dziesiątek luster. Wypolerowane powierzchnie zdawały się odbijać promienie słońca, łapane w tajemniczy sposób, gdzieś na powierzchni. Pomieszczenie było naprawdę ogromne. Ściany niknęły gdzieś daleko w mroku, pogłębiając monumentalne wrażenie, jakie wywierała cała konstrukcja. Nareszcie mogli zgasić pochodnie. Nie musieli pędzić już przed siebie, w ciągłym strachu o dostępność następnych źródeł światła. Do odpoczynku zachęcały też skupione w kręgach, kamienne ławy, rozstawione między potężnymi filarami. Najwyraźniej, już setki lat temu było to miejsce odpoczynku. Obok, w jednym z filarów dostrzegli też pluskające cichutko źródło, czystej, jak osądził Gustaw, wody.

Dopiero po wielu godzinach ruszyli dalej. Sala zdawała się mieć trzy wyjścia. Dwa z nich nie wyróżniały się niczym szczególnym, oba też, według krasnoluda, który twierdził, że zna się na takich rzeczach, wydawały się prowadzić na południe. Jedyną, ledwo wyczuwalną różnicą, był subtelny, ciepły powiew powietrza, dochodzący z lewego wyjścia. Trzecie wrota wyglądały prawie jak nowe, choć wiadomym było, iż to niemożliwe. Runy na nich nadal opalizowały tajemniczym blaskiem. Najdziwniejsze było jednak to, że drzwi zdawały się być zablokowane od zewnątrz bronią.



Ty, który szukasz potęgi, miej się na baczności,
albowiem Stary Król nadal czuwa, związany krwawą przysięgą.
Jedynie jeśli serce twe twarde, ramię silne, a czasy żałobne,
przyjdzie ci go zwyciężyć i przywdziać jego zbroję.
Jeśliś jednak o sercu miękkim jak drzewo, i chwiejnym ramieniu,
śmierć twa pewna i niespokojna, u boku Króla, po wieki.

 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 22-01-2010 o 00:48.
Tadeus jest offline