Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-01-2010, 22:10   #51
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Ostatnie chwile umierającej gwałtownie twierdzy przepełnione były wrzaskami mordowanych obrońców i bezlitosnym szczękiem zimnego żelaza. Wróg zdawał się być wszędzie. Wdarł się głęboko w ciasne, zimne korytarze warowni, pozostawiając za sobą tylko ślad krwi i rozszarpanych ciał. Mroczni Bogowie zwyciężyli, miażdżąc tego dnia zażarty opór wojowników Pana Zimy. Ostatnie skupiska obrońców upadały, ginąć bądź to w samobójczych szarżach, bądź od własnej, ledwo trzymanej, broni. Nie miało to już jednak żadnego znaczenia. Wam, po wielu pomniejszych potyczkach, udało się prześlizgnąć do zejścia piwnicy. Ani chwili za późno. Wrota warowni trzasnęły bowiem z hukiem łamanego drewna. Zwycięski ryk ogromnej bestii odbił się echem po dziedzińcu. Przez moment dało się też dostrzec wielkie czerwone ślepie wyłaniające się z dymu płonących wrót. To ostatnie, co zobaczyliście, nim wszystko przysłonił wam mrok podziemnych korytarzy.

Świeże, poranione zwłoki dwóch obrońców świadczyły o tym, iż Norsmeni dotarli tu przed wami. Leżący u waszych stóp Ulrykanie najwyraźniej wrócili tu, by obronić swoje kobiety i dzieci. Na próżno. Martwa cisza, panująca w otaczających was komnatach nie wróżyła niczego dobrego. Najbliższy przylegającej grocie, Gustaw, postanowił to sprawdzić, zaglądając do jednej z mieszkalnych komór. Wrócił po chwili, trupio blady, z wyrazem grozy na twarzy. Nie musiał nic mówić. Żadna z ukrywających się tam rodzin nie przeżyła.

I tak nie było czasu na dalsze poszukiwania. W piwnicy, na górze, zadudnił stukot ciężkich buciorów. Norsmeni szli waszym śladem. Słychać też było dziwnie warkliwe szczekanie, nie dobywające się jednak raczej z gardeł psów, a przynajmniej nie takich, jakie napotkaliście do tej pory.

Ruszyliście pędem w labirynt starych korytarzy, mając nadzieję na zgubienie pościgu. W tym czasie Rudgier usilnie starał się wytłumaczyć krasnoludowi, jak wyglądały runy, widziane przy wrotach. Dla Khazada nie był to jednak najlepszy moment na kombinowanie, pozostawał bowiem cały czas w tyle, przebierając z trudem krótkimi, masywnymi nogami. Na szczęście miał przynajmniej przy sobie kilof. Istniało duże prawdopodobieństwo, że klucz do zamka był gdzieś tu wydobywany. Nie dane mu było jednak skupić się na tej myśli intensywniej, dopadła go bowiem nagle uzębiona szczęka, wyskakująca z mroku za nim. Potwornie zniekształcony, potężny, pies, szarpnął go za nogawkę, zwalając z nóg. W tym momencie w korytarzu błysnęło, zadudniło i zaśmierdziało prochem. Karl odsunął od twarzy dymiącą nadal rusznicę, spoglądając z satysfakcją na pozbawionego dużej części organów psa. Niestety nie obyło się też bez ofiar postronnych. Postrzelony lekko w ramię krasnolud zaklął szpetnie i łypnął groźnie okiem, nie wiedząc najwyraźniej jeszcze, czy człeczynie podziękować, czy się na niego rzucić.

Gdy w korytarzu za nimi pojawiły się następne cienie psów, dywagacje tego typu przestały mieć znaczenie i wszyscy znów rzucili się w dół korytarzy. Po paru minutach dotarli do skrytej w mroku rozpadliny. Na szczęście mieli Rudigera, który w porę ostrzegł ich o przeszkodzie. Psy nie miały takiego szczęścia. Pierwszy z nich, ujadając wściekle, wyskoczył zza rogu, wpadając prosto w czarną przepaść. Żałosny jazgot spadającej bezwładnie istotny rozbrzmiewał jeszcze parę chwil, nim zakończony został cichym łupnięciem. Inne psy zareagowały jednak w porę, rzucając się na próbujących przeprawić się liną uciekinierów. Po chwili dołączyło do nich dwóch rosłych Norsmenów. Nad przepaścią zakotłowało się. Rycerz, popchnięty przez rozpędzonego barbarzyńcę prawie skończył w przepaści. Ostatkiem sił złapał za skalną krawędź, zrzucając drugą ręką chwiejącego się na niej przeciwnika. W tym czasie, jeden z psów rzucił się na Rudigera, o mało nie rozbijając jego lampy. Polał się olej, który natychmiast stanął w płomieniach, pogłębiając jeszcze wszechobecny chaos. Temu wszystkiemu towarzyszyły ogłuszające wystrzały broni Karla, który najwyraźniej dojrzał w mroku następnych przeciwników i nie miał zamiaru dopuścić ich do liny.

Gdy w końcu wszyscy przeprawili się na drugą stronę, zasypywani strzałami i ołowiem barbarzyńcy wycofali się za krawędź rozpadliny. Gdy zrozumieli, że ostatecznie umknęła im zdobycz, zaczęli przeklinać nisko i chrapliwie w swoim bluźnierczym, północnym języku, zsyłając zapewne na uciekinierów wszelakie znane im plugawe klątwy. Nic więcej nie mogli zrobić. Przynajmniej do czasu, aż nie przyniosą tu liny albo łuków...

Pozostał problem z dostaniem się do krasnoludzkich przejść i choć wróg chwilowo został powstrzymany, lepiej było nie czekać zbyt długo.

Zraniony krasnolud, po obejrzeniu glifów, fachowym wzrokiem orzekł, że Rudiger miał rację. Co prawda połowiczną, ale jak na człeczynę to i tak całkiem nieźle. Towarzyszyło temu podejrzliwe łypnięcie oka, serwowane wszystkim ludziom, którzy z niewiadomych powodów wiedzieli zbyt dużo o khazadzkiej kulturze. Tak, czy inaczej, nie było teraz na to czasu. Drugim składnikiem faktycznie był węgiel, trzecim zaś siarka. Chwila namysłu i przegrzebywania dostępnego ekwipunku w końcu przyniosła odpowiedź, choć po minach niektórych domyśleć się można było, iż nie do końca ją pojęli. Po umieszczeniu wymaganej substancji w otworach, wielkie odrzwia, zamiast otworzyć się, zrobiły zaskakujący obrót wokół własnej osi, umieszczając wszystkich w środku szerokiego, ciemnego korytarza.

Następne dni były nużącą i ciężką podróżą przez zasypane częściowo kopalnie starożytnej cywilizacji. Wszystko zostało stąd zabrane, pozostawiając jedynie gołe ściany i zapieczętowane solidnie wrota do cenniejszych części podziemnych twierdz. Nie wyglądało to dobrze.
Nastroje również stawały się coraz gorsze, pogłębiając dominujące już od jakiegoś czas, uczucie beznadziei i nadciągającej nieuchronnie śmierci głodowej. Przynajmniej znajdywali jeszcze gdzieniegdzie pochodnie. Połowa oleju, która została w lampie wyczerpała się już bowiem pierwszego dnia. Niewielu mogłoby sobie wyobrazić los gorszy od bezsensownej śmierci, gdzieś w mroku, głęboko we wnętrzu ziemi.

Wybawienie przyniosła potężna wyrwa w napotkanym korytarzu. Obok niej, w masywnej ścianie tkwiły jednej z najlepiej zabezpieczonych wrót, na jakie natknęli się do tej pory. Jakby na złość, nieprzewidywalne ruchy ziemi ostatnich stuleci udaremniły cały wysiłek włożony w odcięcie znajdującej się za nimi sali. Drużyna wstąpiła tam bowiem bez problemu, przeciskając się przez ogromne rysy w popękanej ścianie obok wrót.


Powitała ich wielka sala, rozświetlona blaskiem dziesiątek luster. Wypolerowane powierzchnie zdawały się odbijać promienie słońca, łapane w tajemniczy sposób, gdzieś na powierzchni. Pomieszczenie było naprawdę ogromne. Ściany niknęły gdzieś daleko w mroku, pogłębiając monumentalne wrażenie, jakie wywierała cała konstrukcja. Nareszcie mogli zgasić pochodnie. Nie musieli pędzić już przed siebie, w ciągłym strachu o dostępność następnych źródeł światła. Do odpoczynku zachęcały też skupione w kręgach, kamienne ławy, rozstawione między potężnymi filarami. Najwyraźniej, już setki lat temu było to miejsce odpoczynku. Obok, w jednym z filarów dostrzegli też pluskające cichutko źródło, czystej, jak osądził Gustaw, wody.

Dopiero po wielu godzinach ruszyli dalej. Sala zdawała się mieć trzy wyjścia. Dwa z nich nie wyróżniały się niczym szczególnym, oba też, według krasnoluda, który twierdził, że zna się na takich rzeczach, wydawały się prowadzić na południe. Jedyną, ledwo wyczuwalną różnicą, był subtelny, ciepły powiew powietrza, dochodzący z lewego wyjścia. Trzecie wrota wyglądały prawie jak nowe, choć wiadomym było, iż to niemożliwe. Runy na nich nadal opalizowały tajemniczym blaskiem. Najdziwniejsze było jednak to, że drzwi zdawały się być zablokowane od zewnątrz bronią.



Ty, który szukasz potęgi, miej się na baczności,
albowiem Stary Król nadal czuwa, związany krwawą przysięgą.
Jedynie jeśli serce twe twarde, ramię silne, a czasy żałobne,
przyjdzie ci go zwyciężyć i przywdziać jego zbroję.
Jeśliś jednak o sercu miękkim jak drzewo, i chwiejnym ramieniu,
śmierć twa pewna i niespokojna, u boku Króla, po wieki.

 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 22-01-2010 o 00:48.
Tadeus jest offline  
Stary 22-01-2010, 21:55   #52
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
To były dla Barglina szalone i przepełnione bestialskim okrucieństwem dni. Wszystko zaczęło się, gdy ta cholerna bestia zaatakowała kopalnię. Jego bracia i kuzyni zginęli w nierównej walce i tylko jemu dzięki łasce krasnoludzkich bogów udało się przeżyć. Całe jego życie zmieniło się gwałtownie i boleśnie, zwłaszcza że tak wiele trudów kosztowało go i jego kompanów założenie tej kopalni. Teraz to wszystko przepadło, a on sam z ciężkim kilofem w ręku i kilkoma drobiazgami stał się uciekinierem, przed zalewającą ten kraj falą Chaosu. Dobrze że w swej niedoli, chociaż towarzyszy znalazł nie w ciemię bitych:
-Karl, sprawnie posługujący się pistoletami, co udowodnił już podczas ucieczki przed mutantami.
-Gustaw, drwal o imponującej, jak na człeka brodzie.
-Siegfried, gorliwy sługa Sigmara, przyjaciela Khazadów.
-Blaise, natchniony rycerz o tak zawiłym nazwisku, że Barglin nigdy nawet nie starał się próbować go wypowiedzieć.
- I Rudiger, najbardziej tajemniczy osobnik z całej kompanii, nie wiadomo skąd znający język krasnoludów.
Gdy słucha się opowieści o przygodach przy kuflach piwa, wtedy samemu chce się być ich uczestnikami, gorzej gdy tak stanie się w rzeczywistości. Ucieczka przed mutantami, schwytanie przez Ulrykan i znów ucieczka tym razem przed Norsmenami chaosu, to nie było to o czym marzył Barglin, ale wszystkie te niedogodności zrównoważył widok opuszczonego miasta jego ludu. Te cudowne sale dawnych budowniczych, natchnęły w serce młodego khazada nową nadzieję. Oczywiście sytuacja była trudna, szczególnie że brakowało pożywienia, ale Barglin wierzył, że Grungni nie pozwoli mu zginąć w jego własnej dziedzinie.
Gdy grupa dotarła do wrót opisanych runami, emanujących mistyczną mocą, krasnolud był pewien, że nie przypadek przywiódł ich tutaj. Napis na drzwiach był prosty.

-Krwawa przysięga...serce twarde...czasy żałobne...- mruczał do siebie czytając napisy.


-No ludziska - rzekł do towarzyszy- Bogowie mego ludu, zesłali nam szansę na wyjście z tego cało. Jak pokonamy Starego Króla z za tych wrót to zyskamy potężny artefakt, który może pomóc nam przebić się przez kordon Chaosu.
 
Komtur jest offline  
Stary 23-01-2010, 14:10   #53
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Gustaw odsapnął z wielką ulgą, gdy wraz z grupą znaleźli się już w podziemnych korytarzach twierdzy, do których poprowadził ich Rudiger. Rana w udzie doskwierała, jednakże Gustaw poprzedniego wieczora, podczas spędzania czasu z Ulrykanami uzupełnił swoją piersiówkę. Jak bardzo teraz żałował, że większość gorzały musi w taki sposób wykorzystać. Gustaw włożył do ust zwiniętą w prowizoryczny rulonik końcówkę rękawa i szarpnął wystający z nogi grot strzały. Mężczyzna skrzywił się nieco i jęknął z bólu. Wartko odkręcił piersiówkę i oblał ranę gorzałą, a następnie przetarł rękawem z futra. Miał nadzieję, że to wystarczy i nie dostanie gorączki, bo wtedy będzie olbrzymim problemem dla kompanów. Ruszyli dalej. Idąc na przód kompani minęli komnatę. Była sporych rozmiarów. Drzwi do niej prowadzące były lekko uchylone do środka. -Czekajcie...- rzucił leśnik po czym lekko utykając podszedł bliżej. Mężczyzna uchylił ostrożnie drzwi i spojrzał do środka. Wrogów nie było, jednakże ślad po nim był tak olbrzymi i okrutny, że momentalnie zebrało mu się na wymioty. Gustwa wszedł do środka przymykając za sobą drzwi. Widział dziesiątki ciał kobiet, dzieci zniedołężniałych starców. Posłańcy chaosu, urządzili w tej komnacie prawdziwą rzeźnię. Gustlik nawet na świniobiciu u wuja, w młodości nie widział tyle krwi i wytoczonych wnętrzności co teraz. Ciała pocięte niejednokrotnie, pokrwawione, blade niczym księżyc, powykrzywiane w agonalnych bólach. Ludzie hordy nie szczędzili okrucieństwa dla nikogo, ani kobiet ani dzieci. Nie wytrzymał. Zwymiotował pod ścianą i wartko opuścił wielką komnatę gdzie śmierć zatańczyła swe tango za wszystkie czasy. Gustaw wyszedł z komnaty, blady jak owcza wełna. -Niech Morr zapewni im spokój... Dużo spokoju.- rzekł i wszystko było już jasne.

Stali byli ścigani, jakby wysłannicy hordy czuli, że tego dnia przelali mało krwi i musieli wybić każdego, kto stanął na ich drodze. Na wyższych piętrach słychać było dudnienie kroków pościgu. Niespodziewanie z mroku wyskoczył obrzydliwy pies, o osmalonej skórze. Był wielki, za wielki jak na gabaryty swego gatunku. Miał zniekształcony pysk, w paszczy zaś tkwiły dwa rzędy ostrych jak się domyślał kłów, gotowych rozedrzeć na strzępy każdy kawałek mięsa, pochwycony w szczęki. Bestia dopadła towarzyszącego im od niedawna krasnoluda, którego imienia Gustaw nie pamiętał. Na ten widok leśnik chwycił za swój topór i już był gotów oddać cios, gdy znów zaskoczył go donośny huk z broni palnej drugiego z niedawno poznanych osobników. Choć pies padł na ziemię martwy, nie obyło się bez skutków ubocznych strzału. Raz, że Khazad został przypadkiem raniony, dwa, że szukające ich sługi chaosu słyszały pewnie wystrzał i wiedzą gdzie szukać. Brodaty drwal wartko dobył swej piersiówki i podał krasnoludowi by ten polał ranę, lub przynajmniej się napił. Byli gotowi do dalszej drogi. Oddech pościgu czuli na karku. Drwal wiedział, że mają niewielkie szanse z większą ilością takich psów, a prawdopodobnie tego typu pościg mieli na plecach. Adrenalina buzowała w żyłach Gustlika. Nagle znaleźli się na skraju przepaści, potem buchnął ogień. Trudno mu było nadążyć za wszystkimi wydarzeniami. Starszy człek przeprawił się za pomocą liny na drugi koniec rozpadliny i nie czekając na szybszych od niego strzelców ruszył na przód. Tamci i tak go pewnie przegonią.

Dotarli do krasnoludzkich wrót, robiących niemałe wrażenie. Gustaw łapał oddech, a pozostali rozmyślali jak otworzyć przejście. Nagle wrota obróciły się wokół własnej osi wrzucając kompanów niedoli do wielkiego mrocznego korytarza. Maszerowali długo. Wcale nie było im do śmiechu, gdyż minęło kilka dni, od zapuszczenia się w podziemne korytarze, a jedzenie w końcu miało się skończyć. W końcu jednak trafili na ogromną wyrwę w ścianie, tuż obok potężnych, niedostępnych dla nich wrót. W ogromnej komnacie znajdowały się lustra. Wiele luster, padało też światło w dziwny i niezrozumiały dla drwala sposób sprowadzone z powierzchni do podziemi. Znajdowało się też niemałe źródełko z czystą wodą. Mogli spokojnie odpocząć. Brodaty mężczyzna obmył starą ranę na udzie, która na szczęście goiła się dobrze. Uzupełniwszy bukłaki i siły mogli ruszyć dalej. Dotarli do dziwnych wrót, o który ich kompan khazad coś wiedział. -Kim jest Stary Król?- spytał zaintrygowany drwal.
 
Nefarius jest offline  
Stary 24-01-2010, 12:50   #54
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Zabrał tyle, ile mógł. Pochwycił też leżący obok worek i rzucił go kobiecie, wskazując na zapasy. Nie broń i zbroja będą ich największym sprzymierzeńcem tam pod ziemią, a woda, żywność i światło. Uzupełnił też zapas oliwy, napełnił tyle bukłaków, ile tam znalazł. Nie był siłaczem, ale przyzwyczaił się, potrafił być wytrzymały i nieugięty, przez dłuższy czas. Zdarzało mu się już samotnie przemierzać wiele kilometrów. Zasada trzech. Trzy minuty bez powietrza, trzy dni bez wody, trzy tygodnie bez żywności. Liczył, że z braku powietrza nie umrą, skoro uda im się przejść, powietrze również zrobi to z łatwością. A z pozostałych dwóch, ważniejsza była woda, z czego nie wszyscy zdawali sobie sprawę.
-Weźcie tyle wody, ile możecie! Dopiero potem jedzenie. Bez niego umiera się dłużej.
Na twarzy pojawił mu się kwaśny wyraz ironii, ale na nic nie było czasu. Rzucili się do ucieczki, tylko na chwilę zatrzymując się przy grocie pełnej trupów. Zapłacono tam za pychę i głupotę, nie jego sprawa. On obiecał tylko opiekować się kobietą, tą, która podążała teraz z nimi, ci tutaj i tak by ich nie posłuchali.

Wybierał drogę na pamięć, lekkim truchtem przemierzając stare korytarze. Z tyłu już słychać było dźwięki pogoni, ale nie mogli przyspieszyć bardziej, biorąc pod uwagę ciężar tego co nieśli na plecach, oraz ciemność, rozwiewaną tylko słabym światłem latarni. Ale udało im się! Niestety ich pogoni również i ucieczka po linie okraszona była przelewaną krwią i oliwą, która zapłonęła na skale i jednym z tych paskudnych parodii psów, który skomląc wpadł w rozpadlinę podobnie jak ten przed nim. Rudiger nawet nie wyjął miecza, zajęty liną, latarnią i pomocą kobiecie. Niech tym razem inni powalczą, on sam korzystając z ochrony, wspiął się do wrót. Co ciekawe, innym również się to udało i to bez strat, nie licząc drobniejszych ran. Z pomocą krasnoluda wrota się otworzyły. Teraz czekał ich ten najnudniejszy i wbrew pozorom, najbardziej niepewny fragment podróży. Nie wiedzieli gdzie idą, chociaż nie miało to znaczenia, póki droga była jedna.

Nikt prawie nie rozmawiał. Rudiger trzymał się z przodu, nie oddalając się jednak zbytnio od kobiety, samemu nie wiedząc czemu. Wątpił, by jego bliska obecność jej pomagała. Dowiedział się tylko jak ma na imię, ale nie naciskał na nic więcej, zresztą jemu też nie chciało się gadać. Ciemności uspokajały, na jakiś czas również zagrożenie z Jej strony schowało się gdzieś w zakątku umysłu. Nie musiał więc wykorzystywać kobiety, ale też jej nie pomagał. Musiała być twarda, jeśli chciała przeżyć. Wszyscy musieli.
-Oszczędzajcie jedzenie i wodę. Nie wiemy jak daleko jest i czy w ogóle istnieje jakieś wyjście.
On sam spożywał tylko tyle, by móc iść dalej i nie paść gdzieś po drodze. Nauczył się już dawno tej sztuki, a jego organizm doskonale wiedział, jakie ilości są mu potrzebne. Nie można było upaść, bo upadek oznaczał śmierć. Nawet jak się potem podniosło, to tylko odkładało się ten moment.
-Lepiej byśmy używali też tylko jednego źródła światła. Oliwa kończy się szybko, a jak pójdziemy jedno za drugim to więcej nie trzeba.
Miał nadzieję, że mają trochę rozumu. Dziwiło go tylko to, że nie znał się na tym krasnolud, idący w milczeniu. Inna sprawa, że on widział w ciemnościach i bez pomocy światła.

W końcu dotarli do wielkiej sali, oświetlonej lustrami. Piękne, ale bezwartościowe, sądząc po tym, że nic w środku nie zostawiono. A nawet jeśli, to i tak nie miałoby to znaczenia, chyba, że byłaby to mapa. Co innego drzwi. Mieli dwa inne przejścia, kierujące się na południe. Mogli ich użyć, mogli wkroczyć dalej na ścieżki i może nawet ujść z tego z życiem.
Ale wrota kusiły.
Rudigera może nawet bardziej niż khazada, który najwyraźniej również się zainteresował. Nie miał pojęcia kim jest Stary Król, ale jak to bywało u krasnoludów, pewnie było to jakieś zabezpieczenie przed rabunkiem. Różne miewali pomysły i jeden groźniejszy od drugiego Rudiger nie był twardy ani dzielny, nie w tym względzie, ale może... może nie będzie musiał się tak bardzo narażać?
-To pewnie jakieś krasnoludzkie zabezpieczenie, strażnik lub coś takiego. Skoro jest z nami Berglin, to możemy spróbować, prawda? Jeśli komuś miałoby się udać, to właśnie jemu, w końcu z tej samej rasy się wywodzi. Zapasy nam się kończą, musimy próbować wszystkiego.
On był za. W razie czego mógł uciekać, chociaż pewnie był zbyt zaciekawiony. Dlatego lepiej by khazad szedł pierwszy. U Rudigera tylko czasy były żałobne, reszty założeń nie spełniał. Ale i potęgi w sumie nie chciał. Spojrzał na resztę, a potem wrócił wzrokiem do blokującej wejście broni. Miał zamiar do niej sięgnąć, gdy nie będzie zdecydowanych sprzeciwów.
 
Sekal jest offline  
Stary 24-01-2010, 19:49   #55
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
„O Pani w zbroi błyszczącej! Może i niezbyt to było rycerskie i honorowe ale jakże skuteczne. Wiem żem teraz niegodzien wymawiać Twego imienia ale proszę o wybaczenie tego uczynku. Ślubuję, że w przyszłości tą zmazę na mym honorze zmyję w sposób godny rycerza Twemu Imieniu służącego” - Blaise sam dziwił się sobie, że zdecydował się dźgnąć goniącego go napastnika w plecy. Jakże to było nierycerskie i niehonorowe. Ale takie czasy nastały, że nie było miejsca na honor. Teraz liczyło się przetrwanie.

Bretończykowi udało się odzyskać, pozostawione w komnacie przedmioty. Teraz w dłoni dzierżył miecz, w drugiej ręce trzymał tarczę a na głowę osłaniał garnczkowy hełm. Brakowało mu tylko kolczugi, ale tą stracił dawno temu. Biegł, obciążony ekwipunkiem i workiem z żywnością za swoimi towarzyszami, w kierunku podziemi rozciągających się pod upadającą twierdzą. Od bramy słychać było ciągły łomot i coraz bliższe i pewniejsze okrzyki agresorów. Nie było wątpliwości kto zwycięży w tej bitwie...

W potyczce jaka rozegrała się w podziemiach jakiś czas temu górą byli agresorzy. Porąbane ciała obrońców i bezbronnych ludzi, którzy schronili się w pieczarach dobitnie o tym świadczyły. Nie było czasu na oddanie honorów poległym ani nawet zabranie czegokolwiek trupom. Blaise bez kolczugi czuł się źle. Jakoś tak goło... A jeden z zabitych był podobnej postury co młody bretończyk. Szybciej, pościg za nami!

Biegli za Rudigerem, który chyba musiał być wcześniej w tych korytarzach, gdyż bez problemu wynajdował drogę pośród krzyżujących się korytarzy i rozwidleń. Jednak pościg był tuż, tuż. W końcu doszło do ataku. Z ciemności, z potępieńczym wyciem wyskoczyła zmutowana bestia, która niegdyś była pewnie psem. Za cel ataku obrała krasnoluda. Sama stała się celem ataku Karla. Dodać trzeba, że ataku skutecznego. Po korytarzach przewaliło się echo wystrzału z wielkiej rusznicy, w jaką człowiek ów był uzbrojony. „Skuteczna broń, ale mnóstwo huku czyni i straszliwie śmierdzi. Łuk lub kusza są równie dobre jeśli nie lepsze. A w ogóle to broń dla chamów. Prawdziwy rycerz staje z wrogiem twarzą w twarz...”

Potem znów był bieg przez tonące w mroku korytarze, zakończony gwałtownym hamowaniem tuż nad szeroką rozpadliną. Pościg nie zwalniał. Z mroku wyłaniały się już sylwetki napastników. Rudiger cisnął linę, która zaczepiła o coś na drugim brzegu przepaści i kolejno rozpoczęli przeprawę ku wolności. Blaise kurczowo złapał się liny i modląc się do Pani Jeziora zrobił krok w przepaść. W tym momencie opętańczo wyjąc i machając toporem skoczył na niego jakiś wielkolud. Tylko łutowi szczęścia zawdzięczał bretończyk, to że uszedł z życiem. Atakujący go potknął się i wpadł na niego całym ciężarem ciała, gdy Blaise wisiał nad przepaścią. Lina wypadła młodzieńcowi z rąk, na szczęście udało mu się uchwycić skalnej krawędzi. Ryk wściekłości przerodził się w skowyt przerażenia, gdy barbarzyńca stracił grunt pod nogami i chwycił się dyndającego na krawędzi Blaise. Ten znów nie zważając na swój rycerski honor i obietnice jakie składał kilkanaście minut wcześniej wyrżnął wiszącemu na jego nodze mężczyźnie, butem w twarz. Raz, drugi... Uchwyt zelżał i barbarzyńca runął w przepaść. Jego lot nie był zbyt długi, a zakończył się nieprzyjemnym plaśnięciem. Roztrzęsionemu Blaise’owi udało się dotrzeć na drugą stronę rozpadliny gdzie pochwyciły go pewne ręce towarzyszy.

Dzięki pomocy krasnoluda udało się otworzyć wrota wiodące do dalszej części podziemnego kompleksu. Jak się okazało bardzo rozległej sieci korytarzy i wysoko sklepionych sal, przez które podróż zajęła kilka dni. Kilka dni zwątpienia i ciągłego odmawiania sobie wody i posiłków. Któż mógł wiedzieć kiedy nastąpi kres tej podróży. Być może przyjdzie im zginąć z dala od światła słonecznego, głęboko w trzewiach ziemi. I kto wie co czai się w mroku, tuż poza kręgiem jasności rzucanym przez lampę... Paliwo do niej też było na wykończeniu. Już niedługo zginą tu w całkowitych ciemnościach, a wcześniej oszaleją z głodu i pragnienia. „Pani, to moja wina. To kara za me niegodne rycerza czyny...”

W końcu dotarli do miejsca, które niosło jakąś nadzieję. Nadzieja pojawiła się w ich sercach wraz ze światłem słonecznym, skierowanym do wielkiej sali za pomocą zmyślnego systemu zwierciadeł. Światło i woda. Bijące z litej skały źródełko pozwoliło uzupełnić zapas wody i cieszyć się wilgocią na podniebieniu. Była tu też zagadka, a może przepowiednia. Blaise słuchał jak krasnolud odczytuje wyrytą na wielkich, zabarykadowanych kilkoma sztukami broni drzewcowej wrotach, inskrypcję. „Szukasz potęgi... Związany krwawą przysięgą... Jeśli serce twe twarde, ramię silne... Przyjdzie ci go zwyciężyć i przywdziać jego zbroję...” - do Blaise docierały tylko niektóre słowa. „To niemal jak w pięknym poemacie jakich słuchałem wraz z Eloisą. To znak! Znak mej Pani! I zbroja, a jam bez zbroi... Te słowa się mnie tyczą!” - jak zauroczony podszedł do drzwi i zaczął sprawdzać jak dobrze są zabarykadowane.

- Musimy tam wejść. To nasza szansa na ocalenie. Pewnie niebywałe skarby ma w swym posiadaniu ów Stary Król. On jeden a nas kupa. Damy radę!
 
xeper jest offline  
Stary 25-01-2010, 01:13   #56
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Czuli głuche odgłosy ciężkich stóp. Sufit nad mini dudnił od kroków najeźdźców, którzy już całkowicie opanowali twierdzę urlykan. Ostatni obrońcy dogorywali zapewne w kałużach własnej posoki, wnętrzności i uryny, gdzieś tam na górze na dziecińcu, lub korytarzach.

Podążali za sprawnie poruszającym się wśród labiryntu korytarzy i tuneli, człowiekiem, którego oni nazywali Rudigierem. Bez problemu dotarli do komnat z zaopatrzeniem, gdzie każdy z nich zabrał co tylko zdołał unieść. Karl choć przyznawał rację ich przewodnikowi w kwestii wody, to jednak przezornie zabrał ze sobą w płóciennej torbie, znalezionej w spiżarni, kilka bochenków czarnego, twardego chleba i parę kawałków suszonego mięsa. Nie mieli jednak zbyt wiele czasu by dokładnie się wyekwipować. Ryki z rozjątrzonych walką, barbarzyńskich gardeł nie milkły, a wręcz przeciwnie, wydawały się przybliżać, jakby sami bogowie Chaosu, gnali ich batem by zabili wszystko co żyje.

W podziemiach było ciemno i ciasno, a tunele tak szybko zmieniały kierunek, że Szchultz wkrótce stracił orientację. Gdyby nie obecność krasnoluda i doskonałe rozeznanie Rudigera, nigdy by nie przedarli się przez ten labirynt. Nagle zasłyszał z tyłu wściekłe ujadanie i skowyt, a chwilę później okrzyk bólu Barglina. Odwrócił się momentalnie, jako, że biegł tuż przed nim i szybkim ruchem podniósł rusznicę do oka. Wypalił z krótkiego dystansu w zmutowanego psa, szarpiącego rękę krasnoluda. Bestia padła na ziemię z rozerwanymi wnętrznościami, ale sykający z bólu Bargli także oberwał rykoszetem.

Nie mieli jednak czasu opatrywać ran czy odpoczywać. Mutantów było więcej, widzieli za plecami ich cienie i niemalże czuli na plecach ich śmierdzące oddechy. Karl zarzucił rusznicę na plecy i biegł z pistoletem w dłoni, który jak uważał będzie poręczniejszy w ciasnych pomieszczeniach. Co rusz odwracał się do tyłu by sprawdzić czy krasnolud nie zostaje za nimi i ocenić jaki dystans dzieli ich od ścigających bestii. Przez to rozglądanie, gdyby nie pozostali, runąłby w przepaść, która rozwarła się przed ich nogami, niczym paszcza jakiegoś okrutnego stwora. W największym pośpiechu zaczęli się przeprawiać, przez przepaść, na naprędce rozciągniętej linie.

Chaos sytuacji powiększał się, wkrótce do atakujących ich psów, dołączyli dwaj rośli barbarzyńcy. Jeden z nich mało nie strącił rycerza w przepaść, ale ten zdołał się utrzymać, posyłając wroga w otchłań czarnej przepaści. Karl, który już zdążył się przeprawić, próbował odeprzeć atakujących ołowiem. Wystrzelił kilka kul, można powiedzieć praktycznie w ciemno, bo płonący rozlany olej z lampy Rudigera i pośpiech, uniemożliwiały czysty strzał.

Na szczęście przeprawa się powiodła, a wrogowie, wywrzeszczawszy kilka plugawych zapewne słów, dali za wygraną … lub pobiegli po liny, bądź łuki. Na to akurat strzelec nie miał zamiaru czekać, jak pozostali z resztą. Drzwi, po krótkich obadaniu przez khazada otwarły się, choć może nie jest to słowo, które dobrze by to opisywało. W każdym razie znaleźli się po drugiej stronie.

Szeroki czarny korytarz, który prowadził ich przez spory kawałek drogi, był całkowicie ogołocony ze wszystkiego, została tylko posadzka, filary i niknący w ciemności sufit. Wejścia do niższych lub co bardziej znaczących miejsc, zostały solidnie zabezpieczone, a w niektórych miejscach zasypane zwałami skał i ziemi. Znajdowane gdzieniegdzie pochodnie pozwalały oszczędzać paliwo do lamy, która była ich jedynym źródłem światłą w tych nieprzeniknionych ciemnościach. Po kilku dniach mozolnej wędrówki, podczas której w ich umysłach zasiane zostało silne ziarno niepewności i poczucia beznadziejności, natrafili na potężne wrota, które blokowały im dalszą drogę.
Ciężar setek lat szczęśliwie dopomógł im przedostać się przez nie. Choć były one nienaruszone i zapieczętowane, przez khazadów, którzy opuszczali te tunele, to jednak, jak wytłumaczył im krasnolud, upływ lat i ruchy mas skalnych, stworzyły szczeliny, przez które mogli się przedostać, nie tykając bramy w ogóle.

Wielka, przeogromna hala powitała ich blaskiem światła. Gdzieś z góry, promienie słońca były przesyłane systemem luster. Karl nie orientował się za bardzo na jakiej zasadzie mogły one działać, ale efekt podobał mu się bardzo. Zachwycił się monumentalnością tego pomieszczenia, mimo, że było oświetlone, sufitu i tak nie mogli dostrzec. Olbrzymie kolumny u podstawy były tak szerokie, że we czterech mężów nie zdołaliby ich objąć. Wszędzie rozstawione były kamienne ławy, a Gustaw znalazł nawet źródło czystej wody, bijące u podnóża jednej z kolumn. Wszyscy ugasili łapczywie pragnienie, nie zapominając o napełnieniu bukłaków.

Wyjścia z Sali prowadziły trzy, jak wytłumaczył Bargli, zarówno lewe jak i prawe prowadziły na południe, przy czym subtelne zmysły hochalndzkiego myśliwego, wyczuły, że powietrze napływające z lewego wyjścia jest cieplejsze. Trzecie wyjście, oprawione było w wysokie drzwi, które swoim wyglądem chciały powiedzieć, że wprawiono je nieledwie wczoraj. Wszyscy jednak wiedzieli, że to niemożliwe. Były zabarykadowane drzewcami pik, rohatyn, kos bojowych i młotów, tak by nic nie mogło się wydostać zza nich. Krasnolud odcyfrował napisy na ich kamiennych płytach.

Mowa o Starym Królu, czasach żałobnych i złowrogich wróżbach, jakoś specjalnie nie wstrząsnęła Karlem. Nie podzielał też entuzjazmu rycerza, czy krasnoluda odnośnie eskapady za te drzwi. Jednak powiedział:

- Nie wiem czy to nie potrzebne, tak głupio kusić los, ale jeśli tam pójdziecie to idę z Wami. Ostatnio sprzyjało Nam szczęście, więc może i teraz się uda.

„ W razie czego można dać nogę…” – pomyślał Karl, choć wiedział, że sam nie przeżyłby w tych podziemiach nawet jednego dnia. „Lepiej się ich trzymać… w kupie raźniej, jak to mówią.”
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 25-01-2010 o 11:08.
merill jest offline  
Stary 26-01-2010, 19:58   #57
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Siegfried siedział pobladły na kamieniu, przygryzając wargę. Pospiesznie narzucone na siebie ubrania wisiały rozchełstane na jego zgarbionych ramionach, zielone oczy strzelały złe spojrzenia na cienie i ściany podziemnej komnaty. Jedyny ekwipunek jakiego udało mu się doszukać wśród wszechobecnego chaosu widocznie świadczył o priorytetach akolity – zawsze obecny na jego szyi młot Sigmara kołysał się w rytm jego oddechu zbryzgany świeżą krwią nieszczęsnego podlotka który postanowił ozdobić nim się podczas ataku Chaosu, ściskany przy piersi gruby grimuar zawierający psalmy, modlitwy i obrzędy ku czci Obrońcy Imperium był widocznie osmolony, zapewne wydarty z koksownika do którego został wnet wrzucony przez prostolinijnych, niepiśmiennych barbarzyńców, i tylko oparty nieopodal o kamienną ścianę komnaty uniknął poważniejszych zniszczeń – trwał przy swym właścicielu, chłodny, surowy jak wyrzeźbiony lodowcem górski szczyt.
Najwyraźniej barbarzyńcy nie znaleźli użytku dla tego konkretnego egzemplarza broni skonfiskowanej podróżnym i zwyczajnie rzucili go na hałdę podobnego żelastwa w zbrojowni, skąd też wyłowił go Siegfried.

Kapłan zaczął się wiercić i wstał, rozcierając pośladki. Od głazu strasznie ciągnęło i myślenie należało przenieść w bardziej pionowe strefy, mimo zaleceń mędrców twierdzących że najlepiej główkuje się na siedząco, podczas stania wszak krew spływa z głowy w stopy i skutecznie spowalnia pracę makówki.
Idąc tym tokiem rozumowania, należałoby by przyjąć że optymalną pozycją filozoficzną byłoby stanie na głowie, ale lepiej nie dyskutować z wygodnickimi profesorami – zwłaszcza że najnowsze badania odkryły iż szklanica mocnego wina prowadzi do szybszego przepływu posoki rozmaitymi kanałami wewnątrz ciała i tym bardziej polepsza skupienie i wzmacnia słabowity z natury umysł ludzki.

Niedaleko reszta drużyny rozprawiała na tematy bardziej przyziemne – zaszczycić antyczną mumię krasnoludzkiego monarchy, czy też nie. Akolita tymczasem rozgryzał rachunki prawdopodobieństwa na to, że, po pierwsze, zupełnym przypadkiem trafili do twierdzy Ulryka ukrytej pośród gór, która okazała być połączona tajemnymi wrotami z siecią krasnoludzkich korytarzy, które przypadkiem zaprowadziły ich prosto do miejsca pochówku nieumarłych szczątków Starego Króla khazadów, na którym stoi jasno na białym, że można tam wedle uznania wejść, załatwić pryncypała i zbezcześcić resztki jego resztek okradając je z potężnego artefaktu.
To wszystko podejrzanie mocno pachniało czyimiś machinacjami, a Siegfried mógł mieć tylko nadzieję, że to ingerencje tych dobrych… może nawet sam Sigmar postanowił przejąć los jego skromnego sługi bezpośrednio w swoje ręce? Wnioskując z łaski którą obdarzył go dnia poprzedniego podczas walki z latającym monstrum, wszystkiego można było się spodziewać…

-Nie podoba mi się to- Powiedział na głos, z marsem na twarzy oglądając zawiłe zdobienia pokrywające kilka metrów kwadratowych wrót. –Ale zgoda, możemy tam wejść. Jeśli nie po to by ograbić święte miejsce z jego bogactwa, to po to by pozwolić królowi odejść na wieczny spoczynek… Sigmar był przyjacielem starożytnego ludu khazadów i trzeba liczyć się z tym że cokolwiek wyniesiemy z tego miejsca powinniśmy przy sposobnej okazji oddać w ręce potomków ich prawowitych właścicieli by nie ściągnąć na siebie gniewu Obrońcy albo bóstw krasnoludów…- Mówiąc te słowa, kapłan zezował w stronę drużynowego khazada, zastanawiając się czy jako znalazca miałby on tupet uznać się za prawowitego właściciela zawartości krypty. –Tak czy inaczej, lepiej się przygotujmy. Zdaje się, że krasnoludy uwielbiały rzucać klątwy na hieny cmentarne i konstruować pułapki, co było niemal częścią obrzędu pogrzebowego wśród znacznej szlachty, a w zależności od mocy zaklęcia którym związano duszę króla z tym miejscem możemy albo natrafić na kupkę zżółkłych kości, albo…-

Dla suspensy akolita spauzował w tym momencie i wymownie przełknął ślinę, przywołując do pamięci historie o całych miastach złupionych przez szkielety i półmaterialne zjawy na południu Imperium, i o niezmierzonej potędze tamtejszych Wampirzych Lordów… do tej pory wydawały się to bajki, a nawet jeśli tkwiło w nich ziarno prawdy, Sylvania była przecież tak niezwykle daleko. Teraz, zdaje się, baśnie doganiały Siegfrieda i w brzydki sposób dawały znać o swojej prawdziwości…
Cóż, przynajmniej dobroci solidnego wykształcenia pod okiem surowych mistrzów wiedzy się do czegoś przydały. Wiele razy akolita kontemplował przydatność informacji o starożytnych obrzędach i podstawowych zasadach wiary rasy krasnoludzkiej, a tu proszę.
 
K.D. jest offline  
Stary 27-01-2010, 00:28   #58
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Otwarcie masywnych, krasnoludzkich odrzwi wymagało zespołowej pracy całej drużyny. Wrota ulegały z wyraźnym oporem, jakby usilnie próbując sprzeciwić się lekkomyślnej decyzji przybyszy. Ochronne runy zapłonęły jaśniej w bezowocnym geście protestu i zgasły, oddając straceńcom ostatecznie władzę nad własnym losem. Ze szczeliny buchnęło ciepłe, kleiste powietrze. Zapachniało stęchlizną.

Do środka wpadł wąski snop światła z pobliskich luster, rozświetlając skrawek podłogi przy wrotach. Dopiero teraz dało zauważyć się głębokie bruzdy zdobiące ich wewnętrzną stronę. Cokolwiek zostało tu uwięzione, najwyraźniej bardzo chciało się wydostać.

Reszta tajemniczej sali tonęła w mroku. W powietrzu unosiły się drobinki szarawego kurzu, lśniąc misternie w nowowpuszczonym, zimnawym świetle. Sama sala wydawała się mniejszą wersją głównej komnaty. Trzy rzędy masywnych kolumn zaczynały się parę kroków od drzwi i ciągnęły dalej, w sam środek mroku. Gdzieniegdzie dostrzec się dało stosy krasnoludzkich resztek. Masywne kości beczkowatych istot pokryte były dawno skorodowanym, podziurawionym rynsztunkiem. U boku nich, na zimnych blokach podłogi spoczywała wyszczerbiona, połamana broń. Wszystkie szczątki stłoczone były wokół pierwszych kolumn, tyłem do kamienia, jakby krasnoludy zginęły gwałtowną śmiercią, osaczone przez wroga w ostatniej, desperackiej obronie.

Barglinowi wydawało się, że w oddali uchwycił subtelny ruch. Doskonały, przywykły do mroku wzrok pozwolił mu widzieć więcej. Nawet on nie był jednak w stanie stwierdzić, czym mógł być ujrzany przez chwilę, mroczny kształt. Znowu ruch. Gdzieś na granicy wzroku, między niknącymi w czerni kolumnami. Coś zadzwoniło... jakby przewrócona na kamienie broń... Serce zabiło mocniej. Zmysły wyostrzyły się do granic możliwości. Szuranie stali o mur... gdzieś blisko, pod ścianą... Cisza. Zapalona naprędce latarnia zasyczała, okrywając otoczenie pomarańczową poświatą oliwnego płomienia. Ogień zatańczył i zgasł, w nagłym przeciągu zatrzaskiwanych z hukiem drzwi. Ciemność. Gorączkowe ruchy rąk szukających ponownie podpałki. Światło.


Śmierć. Żywa. Na krok.

Buchnęła krew. W powietrzu świsnęła nadrdzewiała, krasnoludzka broń. Karl, przerażony, złapał się za rozorane błyskawicznym cięciem biodro. Blaise padł, na ziemię, blokując w ostatnim momencie tarczą potężny cios, rozpędzonego młota bojowego. W ramieniu znowu zapłonął przeszywający ból. Trupy zawyły chrapliwie. W ich zimnych oczach malowała się czysta, bezmyślna żądza mordu. Atakowały zaskakująco szybko i bez jakiejkolwiek litości, nacierając całymi siłami i z wielką furią. Ich oręż raz po raz wystrzelał z mroku, uderzając z impetem w ledwo parującą broń przeciwników. Gwałtowny szczęk broni wypełnił całą salę, odbijając się echem od ponurych, czarnych ścian. Niespodziewany, potężny cios, odzianych w rozpadającą się zbroję zwłok, wybił kapłanowi młot z dłoni. Broń potoczyła się po zimnym kamieniu, lądując pod pobliską kolumną. Drugie uderzenie zwaliło akolitę z nóg, zamieniając jego lewę ramię w szeroką, krwawiącą ranę. Nagle rozległ się potężny, głuchy huk, gdy Barglin z Gustawem jednocześnie wbili swoją broń w jedno z kościstych cielsk. Impet uderzeń topora i kilofa dosłownie zmiażdżył kostny budulec, gruchocząc tułów mrocznej istoty. Powykręcane skupisko połamanych kości mimo wszystko nie dawało za wygraną, próbując nieudolnie uchwycić leżącą nieopodal broń. Na próżno. W powietrzu zaśpiewała klinga Blaise'a. Potężny cios znad głowy rozrąbał nieposłuszną kończynę na pół, nim ta osiągnęła swój cel. Bluźniercze życie w resztkach szkieletu ustało.


I wtedy, w oddali, jakieś sto kroków od bitwy rozbrzmiał mrożący krew w żyłach, potępieńczy ryk. Coś ciężkiego zstąpiło z podwyższenia, znaczącego koniec sali. Z mroku wyłonił się władca tej komnaty. Potężne, przegniłe ciało szlachetnego niegdyś wodza nadal odziane było częściowo w piękną, starożytną zbroje. Wydawało się, że próbę czasu przetrwały jedynie połyskujący gromrilem hełm, masywne, stalowe naramienniki i matowa tarcza z brązu. Reszta rynsztunku, podobnie jak wyposażenie pozostałych trupów, przeżarta była rdzą. Stary król uderzył toporem w tarczę, spoglądając z satysfakcją na bitwę. Sprawiał wrażenie, jakby czekał na odpowiednie wyzwanie.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 27-01-2010 o 02:55.
Tadeus jest offline  
Stary 28-01-2010, 22:34   #59
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
„Robimy słusznie. To nie jest lekkomyślna decyzja. Te słowa wyryte na drzwiach to znak. Szansa na przeżycie... O ile z potyczki wyjdziemy zwycięsko! O Pani! Daj siłę i wytrwałość, nie pozwól wrażym ostrzom dosięgnąć ciała Twego wyznawcy. Obdarz mą prawicę pewnością i siłą, aby w Twym imieniu zadawać śmierć w słusznej sprawie. Ku chwale!” - modlił się Blaise, pomagając innym otwierać wielkie krasnoludzkie wrota. Te jakby na złość nie chciały ustąpić. W końcu jednak uległy. Zza drzwi wydobywał się zapach stęchlizny. Odrzwia od wieków nie były otwierane.

Światło, które poprzez system luster wpadało do środka, nie było w stanie rozjaśnić całości wielkiej sali. To co udało się dostrzec, to rzędy kolumn ciągnące się w mrok i mnóstwo krasnoludzkich szkieletów. Ciekawe kto z kim toczył tu bitwę?

Wielkie wrota z hukiem zatrzasnęły się. Blaise podskoczył przerażony. Mimowolnie na usta przywołał imienia Pani. Zdmuchnięta podmuchem latarnia zgasła. Zapanowała ciemność. W ciemności dały się słyszeć dziwne odgłosy. Brzęk broni. Stukot kości. Szuranie.

Któryś z jego kompanów ponownie, drżącymi rękoma zapalił latarnię. Światło wydobyło przerażający widok. Wokół drużyny zacieśniał się krąg pięciu krasnoludzkich szkieletów. Kościste dłonie dzierżyły zardzewiałą broń. Czerepy zwieńczone były pogniecionymi hełmami. Wyszczerzone zęby. Puste oczodoły...

Krew. „Moja? O Pani, dzięki Ci, to nie ja jestem ranny...” Świat wokoło zwolnił. Niemalże się zatrzymał. Blaise uniósł tarczę, z impetem wbił się w nią krasnoludzki młot bojowy dzierżony przez dawno umarłego, lecz wciąż żywego wojownika. Siła ciosu rzuciła bretończykiem w tył. Jęknął, poczuł jak krew zaczyna płynąć z ledwo co zastrupionych ran. „Nic to... To tylko zadraśnięcie. Muszę wytrwać!” Uniknął kolejnego ciosu wyszczerbionego topora, przyklęknął na jedno kolano. Płaski cios miecza ugrzązł w kościach miednicy jakiegoś szkieleta. Wyrwał ostrze. Odskoczył. W samą porę aby dopomóc Barglinowi i starcowi w starciu z wyjątkowo żywotnym przeciwnikiem. Dopiero jego cios, mocarne cięcię wyprowadzone znad głowy, całkowicie zgruchotało dzierżącą oręż, wrażą kończynę.

Odsapnął i znów odsunął się krok do tyłu. Mimo wysiłków całej drużyny dopiero jeden z szkieletów leżał rozbity na posadzce. Pozostałych czterech nacierało nadal. Blaise za cel obrał sobie tego, którego wcześniej trafił w miednicę. Zasłaniając się tarczą skoczył naprzód i wkładając w cios całą siłę, popartą masą ciała ciął szkielet w rękę dzierżącą broń. Liczył na to, że uda się go powoli rozczłonkować. Jednak aby to bezpiecznie uczynić najpierw trzeba było go rozbroić.

Kątem oka, uderzając w szkielet, dostrzegł w głębi pomieszczenia ruch. Kolejny szkielet dołączał do walki. Ten w odróżnieniu od pozostałych, miał na sobie połyskujące, nieskorodowane części ekwipunku. Tarczę, naramienniki i hełm. „Stary Król nadchodzi. Pani, daj siłę zwyciężyć!”
 
xeper jest offline  
Stary 29-01-2010, 11:32   #60
 
Nefarius's Avatar
 
Reputacja: 1 Nefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputacjęNefarius ma wspaniałą reputację
Pchał ile sił w rękach miał, a nie było słaby. Wspólnie jednak udało im się otworzyć olbrzymie wrota, skrywające tajemnicze pomieszczenie. Gustlik skrzywił się na twarzy i przystawił przedramię do nosa, by nie czuć dochodzącego z pomieszczenia smrodu. -Co do cholery...- warknął starszy człek, gdy dostrzegł spore bruzdy na kamiennej posadzce. Gustaw zmrużył oczy i przełknął ślinę. Ciekaw był, co tak naprawdę w pomieszczeniu się znajduje. W komnacie, poza dziurami w podłożu leżały stosy krasnoludzkich resztek. Szkielety, z pordzewiałą, rozpadającą się bronią i elementami zbroi.

-Na Morra, co tu się stało?- syknął pod nosem brodaty leśnik. -O cholera!- rzekł już głośniej, unosząc niedawno zdobyty w zakładzie topór. Był pewien, że usłyszał jakiś szmer i to dość głośny, gdzieś na krańcu komnaty. Był też pewien, że to nie był efekt zmęczenia. -Zapal światło! Zapal światło!- powtarzał Gustaw do Rudigera. Ten jakby zupełnie zgadzał się z zdaniem starszego kompana i prędko zapalił. Nagle płomień latarni zgasł a potężne wrota same się zatrzasnęły wywołując u Gustawa drżenie nóg i gęsią skórkę. Starzec tyle lat spędził samotnie w małej chatce, w środku lasu i nigdy nie bał się tak jak teraz.

-Oj za prawdę powiadam, nie podoba mi się to!- rzekł lekko spanikowany. I nastała jasność. Któryś z kompanów zapalił ponownie światło. Gustaw otwarł z zdziwienia i zarazem przerażenia szczękę, gdy ujrzał żywe trupy w skorodowanych zbrojach, które zaatakowały korzystając z chwilowej ciemności. Jeden ranił poznanego w twierdzy Karla. Polała się krew. Brodacz wyszczerzył zęby i ścisnął zęby. Adrenalina zaczęła działać. Krzepki mężczyzna uniósł topór i błyskawicznie doskoczył do jednego z przeciwników. Jak widać było, -również poznany w twierdzy- krasnolud obrał sobie za cel tego samego przeciwnika co Gustaw. Uderzyli w tym samym momencie. Zarówno kilof khazada, jak i topór leśnika razem uderzyły w pogniłe ciało krasnoludzkiego truposza. Mimo iż oba ciosy były imponujące silne ożywieniec wciąż nie dawał za wygraną i wartko chciał się pochylić w poszukiwaniu swojej broni, gdy do akcji dołączył Blaise. Mężczyzna celnym ciosem odrąbał rękę szkieletu a ten upadł na ziemię podrywając w powietrze kłąb kurzu i pyłu.

Gustaw splunął na leżące truchło i do pewności wycelował w łepetynę pokonanego przeciwnika. Ciężka głowica topora energicznie opadła w dół odcinając łeb od tułowia. Jednego mniej, pomyślał drwal, pozostało ich jednak jeszcze czworo. Każdy nacierał z zajadłością głodnego psa, któremu przed pyskiem macha się kawałkiem mięsa. Każdy silny jak za życia, a może i jeszcze bardziej. Każdy szybki i zwinny jak nie krasnolud. Jeden z ożywieńców targał się na życie drużynowego akolity. Drwal doskoczył do przeciwnika i wyprowadził szybki cios, który skruszył przynajmniej trzy żebra oponenta. Szkielet jednak zdawał się nie zwracać uwagi na cios Gustawa. Brodaty drwal obawiał się, że kompania przeliczyła się i mogą nie podołać przeciwnikom.
 
Nefarius jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172