Padł jak długi na pokładzie. Koniec szału. Czuł się wypompowany, jak ofiara Ilitidy. Podczołgał się pod burtę, gdzie walnął się, i powoli zaczął łapać "kontakt". Reszta załogi, ta która nie lubiła brudzić sobie rączek w bezpośrednim zwarciu z wrogiem, prawiła teraz o pojmanych jeńcach. Nie znalazł pośród nich ani jednej bratniej duszy, z którą mógł by patroszyć szeregi przeciwników. Miał nadzieje, że bynajmniej wojownik coś pokarze , ale i on woli zostać na tyłach, i szyć z łuku.
Dopiero teraz uświadomił sobie, że jest ranny. Spojrzał na osmoloną kolczugę, przez która widać było kawałki osmolonego mięsa , i skrzepłą krew. Gdzie nie gdzie rany otworzyły się po wdrapaniu się na okręt. Czuł się bardzo, ale to bardzo zdenerwowany. Nadstawiał karku chyba najbardziej, zdołał powalić najwięcej człeka, a teraz został odtrącony na bok, kiedy reszta sobie rozmawia.
Kładąc swego katzbalgera na udach, z wyciągniętymi nogami zapadł w drzemkę. Po tak ciężkim dniu, nawet nie miał siły wstać. Bynajmniej na razie.
__________________ "Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki" Sztuka Wojny |