Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2010, 01:40   #37
Eileen
 
Reputacja: 1 Eileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputacjęEileen ma wspaniałą reputację
Kimblee rozglądał się nieco zdezorientowany. Rytuał na swój sposób się powiódł, ale na inny nie. Tradycyjnie – wszystko zależy od perspektywy widza. Czyż nie poznali kilku istotnych faktów? Co nieco się dowiedzieli. Co prawda jego przyjaciel, Puryfik stracił mackę i szykował się małą sprzeczkę z gadowatym Zaurem, a poza tym coś ewidentnie osłabiało anioła, ale to wszystko było nie ważne. Istotne natomiast było to, że on, Alphonse Solf Kimblee wraz z Wallowem jako jedni z niewielu uaktywnili kamień. Kolejny dowód na wielkość aniołów, kolejny powód, dla którego to Rosso powinien dowodzić tą zbieraniną! Alphonse radośnie rozprostował skrzydła. Oczywiście jego radość spotkała się z wrogimi spojrzeniami ze strony reszty. Solf szybko się uspokoił i przybrał umęczony wyraz twarzy. Bądź co bądź rytuał również go zmęczył, a to tajemnicze osłabienie wciąż go zastanawiało.
Nagle uderzyła go fala gorąca i ostre mdłości. Kimblee zgiął się wpół i zaczął wymiotować krwią. W końcu zmęczony przyklęknął na prawe kolano i skrzywił się z niesmakiem. Czyżby spóźniony efekt rytuału? A może to początek choroby. Mocy pomóż mi… - myślał gorączkowo Al. Nagle znów chwyciły go mdłości, lecz tym razem były spowodowane inną przyczyną. Obrzydliwy i natarczywy zapach zaatakował wściekle nozdrza Angelo. Rosso z łatwością zlokalizował źródło tej okropnej woni.

(...)

Drżenie, trzask, smród... Światło. Nie wiedziała kiedy straciła świadomość. Wciąż widząc niewyraźnie i nieco drżąc uniosła głowę. Upadła wśród odłamków lodu, a jej nozdrza wiercił nieznany zapach. Stuliła skrzydła przy sobie, by choć trochę się rozgrzać. I wtedy zwymiotowała. Krwią. Nie mogło być nic gorszego. Kiedy ostatni raz brała proszek? Widziała opiekunki, one jej zdradzą co tu się stało. W grocie poruszało się kilkoro rannych Salartus, puryfikanin, Lykaryni, Skrzadło, oraz ku jej zdziwieniu - Asco i jeden z Braci. Znów przyjdzie jej wstydzić się swej słabości przed jednym z Braci. Jej.

Sięgnęła szponiastą dłonią ku twarzy, by zetrzeć resztki krwi. Ohh... Spojrzała po sobie. Zapach to nie był jedyn problem. Była zielona. Koloru soczystej trawy. Oh... Nie dośc, że pióra wybielały z choroby, to jeszcze teraz zyskały iście chorobliwą barwę. Może to efekt lodu? Czemu opiekunki pozwoliły jej zamarznąć?
Coś musiało zacząć gnić, może od tego się tak zazieleniła. I ten smród. Żaden brat Puryfikanin nie będzie do niej zbyt miło nastawiony, jeśli on nie ustanie. Jak ona się pokarze wśród Braci!? Musi się choć trochę oczyścić. Sięgnęła ku odłamkowi lodu, który zaczął nieco topnieć, by zetrzeć plamy krwi z piór. Wstała. Zakręciło jej się w głowie. Może i była słaba, ale to nie powód, aby nie dowiedzieć się co się stało, może nawet pomóc.

Wtedy coś na nią wpadło. Poczuła ból. Skrzydła uderzyły w lodowe odłamki. Pióra nieco zamortyzowały upadek, jednak ból przeszył na wskroś jej ciało. To był jeden z Braci. Salartrus zawsze rozpoznają się wzajemnie jakkolwiek by się nie różnili.

-Aaa...Frate... aah... Bracie. Przestań. - zachrypiała i ledwie uniknęła uderzenia pięści. Nie miała zbyt wiele sił, ale spróbowała zepchnąć go z siebie. Skąd się bierze tyle wrogości? Jej pchnięcie nie za wiele się zdało. Nagle coś uderzyło atakującego ją Brata z całych sił. Poczuła jak opadł z niej ciężar. I coś po niej przeszło. Coś rozmiarów owada.

Poderwała się szybko na nogi, gdy tylko mogła. Asco zaatakował wrogiego jej Salartus. Jednak ona nie mogła powstrzymać obrzydzenia, by ruszyć mu na pomoc. Jej brat nie raczył nawet kiwnąć palcem... Nie powinni walczyć, opiekunki powinny to przerwać. Ruszyła w kierunku osobnika z jej Narodu. Nie poznawała go, nie wiedziała czy on ją rozpozna. Ale on ma dość mocy, by zakończyć tę bójkę... Albo przynajmniej ją wesprzeć...

(...)

Solf widział uchodzącego na bok słabego Salartus. Niewiele niższe,skrzydlate, o kobiecych kształtach zmierzało mniej lub bardziej prostą drogą w jego stronę. Gdyby nie ta zieleń i zapach można by pomyśleć, iż to jedna z Rosso. W końcu doszedł do wniosku, ze mimo wszystko każdy Salartus zasługuje na pomoc, nawet zielony i smierdzący. Bijących się należy rozdzielić, powodują nieporządek. Żaden Rosso nie lubi nieporządku.

-Przestańcie w imię Mocy. PRZESTAŃCIE.

Następnie rozprostował skrzydła przeciągnął się i uśmiechnął perfidnie

-Przyda się trochę ruchu - rzekł z rozbawieniem w glosie i skoczył na tarzający się duet z zamiarem rozdzielenia go.
 
__________________
Zapomniane słowa, bo nie zapisane wierszem...

Ostatnio edytowane przez Eileen : 23-01-2010 o 01:42.
Eileen jest offline