Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-01-2010, 22:01   #111
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Ingrid, Reinhardt

Ciekawe co łączyło Hugo van Valtena z czarodziejem, magistrem Kolegium Cienia, Bruno Kohlerem? Magiem, który nie zważając na niebezpieczeństwa ledwo co zakończonej Burzy Chaosu, wyruszył w Góry Środka, do jakiegoś Behemsdorfu. Jedyne czego Ingrid udało się dowiedzieć, to gdzie ten zapomniany i odcięty od świata Behemsdorf leży. I to, że mag udał się tam wraz ze swym sługą, niejakim Pieterem Boelkersem.

Teraz, osłonięci kurtyną wciąż padającego deszczu, jechali we dwójkę, Ingrid i przydzielony jej przez tatusia, ochroniarz Reinhardt, w górę rozległej doliny, w której znajdowała się wieś. Po obu stronach rozmokłego od wiosennych deszczów traktu, wznosiły się zasłonięte chmurami, porośnięte wiekowymi lasami, szczyty. Dwójka jeźdźców rozglądała się bojaźliwie, zastanawiając się ile potwornych i zmutowanych bestii, pozostałości z wielkiej armii Archaona, czai się w tych lasach. Na szczęście, a może za zrządzeniem bogów, nie spotkała ich żadna zła przygoda.

Pierwsze oznaki tego, że coś jest nie tak pojawiły się przy rozstaju dróg. Stał tam stary, drewniany drogowskaz, oznajmiający, że odnoga traktu prowadząca w lewo, zaprowadzi wędrowców do Forstpasse, Leśnej Przełęczy a główny trakt wiedzie wprost do Behemsdorfu. Otóż drogowskaz był złamany a obok niego leżały zwłoki dwójki ludzi. Oba ciała ubrane były w resztki strojów podróżnych, oba straszliwie zmasakrowane, tak że z trudem szło rozpoznać, że kiedyś należały do istot ludzkich. Obok ciał leżała połamana broń: długi cisowy łuk, pęknięty miecz i dwie zakrzywione szable. W powietrzu czuć było słaby, ledwo wyczuwalny zapach spalenizny. Wyraźny trop, wskazujący na to, że przeszła tędy spora grupa ludzi i istot mających zamiast stóp kopyta, szpony lub coś innego, prowadził od wsi w górę, ku przełęczy.

Jeszcze dwa zakręty górskiego traktu i dwójce wędrowców ukazał się Behemsdorf. A raczej to co z niego pozostało. Dymiące, wypalone ruiny. Sterczące w górę, osmalone kominy. Na wpół zwalone domostwa i szopy. Kilku ludzi bez celu krążących po zgliszczach. Unoszące się nad umarłą wsią, stado przeraźliwie kraczących wron.

- Czego chcecie? - zapytał bezbarwnym głosem, wyzutym z jakichkolwiek emocji, stojący w ruinach mężczyzna. Miał nie więcej niż czterdzieści lat, jednak jego oczy i postura postarzały go o co najmniej dwadzieścia. - Tu już nic nie ma...
- Szukamy maga, Bruno Kohlera - odpowiedziała Ingrid. - Na bogów, co tu się stało?
- Chaos w końcu zawitał do Behemsdorfu... A bogowie opuścili swój lud... Maga szukają wszyscy. Zacząłem wierzyć, że to on jest sprawcą tego wszystkiego - wieśniak powiódł ręką wokół. - Udał się do kopalni w górach... Potem pojechali tam poszukiwacze przygód. Dwie grupy... Dziś rankiem ruszyła do kopalni grupa zwierzoludzi, część z tych którzy zniszczyli naszą wieś... Teraz Wy pytacie o maga... Niech przekleństwo spadnie na takich jak Wy! Wynoście się!

Wieśniak odwrócił się i kulejąc, wolnym krokiem oddalił się. Nie pozostawało nic innego jak ruszyć w góry. Traktem wiodącym do kopalni, w górę doliny, za zmierzającą w tamtym kierunku bandą Chaosu.

Początkowo droga w góry prowadziła wygodnym traktem używanym przez mieszkańców wioski, którzy mieli pola uprawne w tej części doliny. Po obu stronach drogi wznosiły się niewysokie płotki odgradzające pola i pastwiska poszczególnych gospodarzy. Na łąkach niegdyś pasły się krowy, kozy i kilka ciężkich, kudłatych koni. Teraz wszystkie zwierzęta leżały martwe, rzucone na stosy przy drodze. Większość z nich była wypatroszona i wykrojona z co lepszych kawałków mięsa. Cały trakt zadeptany był śladami wędrującej w górę doliny bandy.

W końcu zniknęły wszelkie ślady obecności człowieka. Trakt stawał się coraz węższy i bardziej zarośnięty, aż w końcu nie był niczym więcej jak wąską ścieżynką, wijącą się wzdłuż szemrzącego potoku. Zaczęło lać.
W końcu trafili na stary kamienny obelisk. Upływ czasu zatarł wyrzeźbione na nim rysunki. Jedyne co pozostało widoczne to głęboko wyryte, porośnięte obecnie porostami znaki, znajdujący się na wysokości piersi dorosłego mężczyzny. Tak jak wszystko po drodze i krasnoludzki drogowskaz nie oparł się niszczącej sile zwierzoludzi. Głaz był poznaczony nacięciami ostrzy i w wielu miejscach obłupany. Na jego szczycie leżała ludzka głowa z wybałuszonymi oczami i wywalonym, purpurowo sinym językiem. Krew ściekała z niej strużkami, znacząc obelisk i zatrzymując się w wgłębieniach kamienia.

W końcu natraflili na pozostałości po krasnoludzkiej kopalni. Pomiędzy drzewami, po obu stronach drogi majaczyły ruiny kamiennych budynków, pomostów i schodów. Teren wypłaszczał się a trakt przechodził w wybrukowany, teraz zarośnięty plac. W niemal pionowej ścianie skalnej widniało ciemne wejście do kopalni. Prostokątny otwór, otoczony portalem miał co najmniej dwukrotną wysokość człowieka i jeszcze większą szerokość. Otwór prowadził do tunelu, po którego podłodze biegły zniszczone szyny. Tuż za wejściem, pośród stert kamieni, jakie odpadły ze stropu leżał zniszczony górniczy wagonik.

We wnętrzu, tuż za wejściem dostrzegli jakiś ruch i usłyszeli głosy. To ostatni ze zmutowanych wojowników Chaosu znikali w czeluściach góry.

Liev, Leo, Grungan, Tupik
Liev wybiegł z kopalni z krzykiem na ustach. Zatrzymał się na progu oślepiony jasnym światłem dnia. W końcu w podziemiach spędził już jakiś czas i jego oczy odzwyczaiły się od światła słonecznego. Gdy znów widział normalnie, szybko ruszył w kierunku dymiącego zewłoka wywerny leżącego wśród drzew. Przy olbrzymim truchle uwijał się niziołek, trzymający w ręku niewielką piłkę, którą pozbawiał martwego gada co cenniejszych części ciała.

Kozak ogarnął martwą bestię szybkim spojrzeniem. Topór był tam, gdzie go wbił - wciąż wklinowany pomiędzy korpusem a skrzydłem. Zaparł się nogą i wyrwał ostrze, po czym przyjrzał się broni w poszukiwaniu uszkodzeń. Na szczęście była cała, nawet nieosmalona. W nadciętym przez halfinga ogonie wciąż tkwił miecz, niegdyś należący do Axela, a będący ostatnio w posiadaniu grajka. I ten oręż Liev wyrwał i zabrał ze sobą.

Wrócił do wnętrza kopalni, gdzie czekali na niego jego towarzysze, Leonard i Caleb. Po chwili dołączył też drugi krasnolud i prowadzący muła, niziołek.

- Tośmy są w komplecie - odezwał się Caleb. - Jako mniemam i Wy chcecie przeszukać tę zasraną dziurę, co? Skoro tak, to nasza droga prowadzi tam!
Wskazał zabandażowaną ręką na ciemny tunel, znajdujący się po przeciwległej stronie pieczary od tego, którym tutaj weszli, a na prawo od chodnika prowadzącego na zewnątrz, w dolinę.
 
xeper jest offline