Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-01-2010, 19:49   #55
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
„O Pani w zbroi błyszczącej! Może i niezbyt to było rycerskie i honorowe ale jakże skuteczne. Wiem żem teraz niegodzien wymawiać Twego imienia ale proszę o wybaczenie tego uczynku. Ślubuję, że w przyszłości tą zmazę na mym honorze zmyję w sposób godny rycerza Twemu Imieniu służącego” - Blaise sam dziwił się sobie, że zdecydował się dźgnąć goniącego go napastnika w plecy. Jakże to było nierycerskie i niehonorowe. Ale takie czasy nastały, że nie było miejsca na honor. Teraz liczyło się przetrwanie.

Bretończykowi udało się odzyskać, pozostawione w komnacie przedmioty. Teraz w dłoni dzierżył miecz, w drugiej ręce trzymał tarczę a na głowę osłaniał garnczkowy hełm. Brakowało mu tylko kolczugi, ale tą stracił dawno temu. Biegł, obciążony ekwipunkiem i workiem z żywnością za swoimi towarzyszami, w kierunku podziemi rozciągających się pod upadającą twierdzą. Od bramy słychać było ciągły łomot i coraz bliższe i pewniejsze okrzyki agresorów. Nie było wątpliwości kto zwycięży w tej bitwie...

W potyczce jaka rozegrała się w podziemiach jakiś czas temu górą byli agresorzy. Porąbane ciała obrońców i bezbronnych ludzi, którzy schronili się w pieczarach dobitnie o tym świadczyły. Nie było czasu na oddanie honorów poległym ani nawet zabranie czegokolwiek trupom. Blaise bez kolczugi czuł się źle. Jakoś tak goło... A jeden z zabitych był podobnej postury co młody bretończyk. Szybciej, pościg za nami!

Biegli za Rudigerem, który chyba musiał być wcześniej w tych korytarzach, gdyż bez problemu wynajdował drogę pośród krzyżujących się korytarzy i rozwidleń. Jednak pościg był tuż, tuż. W końcu doszło do ataku. Z ciemności, z potępieńczym wyciem wyskoczyła zmutowana bestia, która niegdyś była pewnie psem. Za cel ataku obrała krasnoluda. Sama stała się celem ataku Karla. Dodać trzeba, że ataku skutecznego. Po korytarzach przewaliło się echo wystrzału z wielkiej rusznicy, w jaką człowiek ów był uzbrojony. „Skuteczna broń, ale mnóstwo huku czyni i straszliwie śmierdzi. Łuk lub kusza są równie dobre jeśli nie lepsze. A w ogóle to broń dla chamów. Prawdziwy rycerz staje z wrogiem twarzą w twarz...”

Potem znów był bieg przez tonące w mroku korytarze, zakończony gwałtownym hamowaniem tuż nad szeroką rozpadliną. Pościg nie zwalniał. Z mroku wyłaniały się już sylwetki napastników. Rudiger cisnął linę, która zaczepiła o coś na drugim brzegu przepaści i kolejno rozpoczęli przeprawę ku wolności. Blaise kurczowo złapał się liny i modląc się do Pani Jeziora zrobił krok w przepaść. W tym momencie opętańczo wyjąc i machając toporem skoczył na niego jakiś wielkolud. Tylko łutowi szczęścia zawdzięczał bretończyk, to że uszedł z życiem. Atakujący go potknął się i wpadł na niego całym ciężarem ciała, gdy Blaise wisiał nad przepaścią. Lina wypadła młodzieńcowi z rąk, na szczęście udało mu się uchwycić skalnej krawędzi. Ryk wściekłości przerodził się w skowyt przerażenia, gdy barbarzyńca stracił grunt pod nogami i chwycił się dyndającego na krawędzi Blaise. Ten znów nie zważając na swój rycerski honor i obietnice jakie składał kilkanaście minut wcześniej wyrżnął wiszącemu na jego nodze mężczyźnie, butem w twarz. Raz, drugi... Uchwyt zelżał i barbarzyńca runął w przepaść. Jego lot nie był zbyt długi, a zakończył się nieprzyjemnym plaśnięciem. Roztrzęsionemu Blaise’owi udało się dotrzeć na drugą stronę rozpadliny gdzie pochwyciły go pewne ręce towarzyszy.

Dzięki pomocy krasnoluda udało się otworzyć wrota wiodące do dalszej części podziemnego kompleksu. Jak się okazało bardzo rozległej sieci korytarzy i wysoko sklepionych sal, przez które podróż zajęła kilka dni. Kilka dni zwątpienia i ciągłego odmawiania sobie wody i posiłków. Któż mógł wiedzieć kiedy nastąpi kres tej podróży. Być może przyjdzie im zginąć z dala od światła słonecznego, głęboko w trzewiach ziemi. I kto wie co czai się w mroku, tuż poza kręgiem jasności rzucanym przez lampę... Paliwo do niej też było na wykończeniu. Już niedługo zginą tu w całkowitych ciemnościach, a wcześniej oszaleją z głodu i pragnienia. „Pani, to moja wina. To kara za me niegodne rycerza czyny...”

W końcu dotarli do miejsca, które niosło jakąś nadzieję. Nadzieja pojawiła się w ich sercach wraz ze światłem słonecznym, skierowanym do wielkiej sali za pomocą zmyślnego systemu zwierciadeł. Światło i woda. Bijące z litej skały źródełko pozwoliło uzupełnić zapas wody i cieszyć się wilgocią na podniebieniu. Była tu też zagadka, a może przepowiednia. Blaise słuchał jak krasnolud odczytuje wyrytą na wielkich, zabarykadowanych kilkoma sztukami broni drzewcowej wrotach, inskrypcję. „Szukasz potęgi... Związany krwawą przysięgą... Jeśli serce twe twarde, ramię silne... Przyjdzie ci go zwyciężyć i przywdziać jego zbroję...” - do Blaise docierały tylko niektóre słowa. „To niemal jak w pięknym poemacie jakich słuchałem wraz z Eloisą. To znak! Znak mej Pani! I zbroja, a jam bez zbroi... Te słowa się mnie tyczą!” - jak zauroczony podszedł do drzwi i zaczął sprawdzać jak dobrze są zabarykadowane.

- Musimy tam wejść. To nasza szansa na ocalenie. Pewnie niebywałe skarby ma w swym posiadaniu ów Stary Król. On jeden a nas kupa. Damy radę!
 
xeper jest offline