- Hej, słyszysz mnie? – zapytał Isaac Marka, którego wzrok był utkwiony w dzwiach i jakby nieobecny.
-Słyszysz? – powtórzył z niepokojem w głosie.
Marek słyszał, lecz nie reagował. „Ich jest tylko dwóch , a ja mam pistolet maszynowy” Kalkulacja była szybka. Wstał, z plecaka przełożył magazynki do lewej kieszeni kurtki. Odbezpieczył broń. Stalowe drzwi cicho skrzypnęły i już był na ulicy. Szybko wybiegł na ulicę.
-Ćwoki! – krzyknął do obu. Łysy stał przy pozbawionym dachu, zdezelowanym Polonezie, a z pod rozciętej maski wystawał ponad karoserię silnik na CHOOH-a. Obrócili się, wyjmując broń
-Roman! – krzyknął ten z zielonym fryzem, lecz nic więcej, bo po chwili padł, kiedy prawie 10 pocisków SS109 z Bushmastera Marka pozbawiła go głowy. Ten łysy pożył niewiele dłużej, zdążył wystrzelić tylko dwa razy, do tego niecelnie, kiedy reszta z magazynka Bushmastera przewietrzyła mu bebechechy.
„No, od razy lepszy humor” – uśmiechnął się do swoich myśli. Włączył Wearmana i wymienił magazynek. Na prawo od niego leżało 20 łusek.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=go4VA23-EIo[/MEDIA]
Podszedł do trupów. Ot, dwa ścierwa w skórach. Wziął do ręki BudgetArmsa łysego i wrzucił do plecaka, przewieszonego przez lewe ramię. Ten drugi był lepiej uzbrojony, lecz miał zbyt wolną rękę. Za pasem sterczał mu Dai Lung, bodajże StreetSweeper. Też wrzucił do plecaka. „Może z 300 eurodolców z tego dziadostwa będzie”.
Nagle ryk, i zza zakrętu wyjechał na motorze prawie dwumetrowy punk, również odziany w ćwiekowane skóry i czarnym kaskiem z chromowanymi rogami na głowie. Do tego prawie cyberpsychol, z cybernetycznymi rękoma i porządnie zdrutowaną głową – „Pewnie o tego Romana chodziło”. Roman zatrzymał się 30 metrów od Marka i dwóch jego byłych kumpli.
„Cholera” – pomyślał, widząc że motocyklista ma w ręce Agrama. Zareagował, i po chwili siedział za kierownicą zielonego Poldka i odpalał silnik. Motocyllista strzelił, a seria z broni rozbiła przednią szybę w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą była głowa Marka, obecnie przekręcającego kluczyk w stacyjce leżąc na przednich siedzeniach. Udało się. Silnik ryknął, z rury wydechowej plunął czarnym dymem po CHOOH-u. „Teraz” – szybko się wyprostował i ruszył z piskiem opon naprzód.
Punk powtórzył manewr, goniąc Marka i jednocześnie do niego strzelając. Wyjechali na Bulwar Południowy, obecnie całkowicie pusty, nie licząc bezdomnych i innych męt tego miasta. Polonez stracił już całą przednią szybę, w klapie bagażnika ziały dziury. Marek odpowiadał ogniem ze swojego Bushmastera. W pewnym momencie prawe przednie koło wpadło w dziurę po pokrywie studzienki kanalizacyjnej które rzuciło go na kierownicę. Polonez zatoczył koło.Silnik zgasł. Marek, z rozbitą głową kurczowo ściskał swojego Busha i czekał. Punk na motocyklu nie miał już zbyt wiele mózgu, zamiast wykorzystać okazję i zabić Marka z odległości, zatrzymał Hondę i podszedł do Poloneza. Marek nie liczył na taki cud, szybkim ruchem wyprostował się i nacisnął spust. Punk zrobił to samo, tylko że jego seria poszła za bardzo w dół, niszcząc silnik samochodu. Seria Marka była natomiast celna, masakrując szyję i głowę Romana, a tylko kilka ostatnich pocisków poszybowało w dal, przechodząc ponad głową punka. Dystans nie był wielki , może z dziesięć metrów. „O kurwa” – i padł na fotel kierowcy, obserwując leżącego na twarzy "wikinga". Nagle z pod maski zaczął wydobywać się smród palonego alkoholu.
-O kurwa – powtórzył i łapiąc plecak wyskoczył ponad dzwiami z pojazdu i rzucił się w stronę najbliższego zaułka. Dwie sekundy później samochód eksplodował, siejąć kawałkami silnika , karoserii i odłamkami szkła. Marek rzucił się na betonowy chodnik, wypuszczając plecak i broń, które poleciały najpierw na ścianę, a potem opadły za połamany kubeł na śmieci.
Świadomość powróciła niebawem. Obrócił się, światło latarni oświetlało jego brudną twarz. Wokoło niego stało kilku bezdomnych. Brudni, śmierdzący, często opierającymi się o stare wózki z Supermarketu wraz ich całym dobytkiem. Jeden z nich nie miał lewej ręki i miał zmasakrowaną twarz:
- Żyje pan, myśleliśmy że to pan nie żyje. Jak ten samochód eksplodował, to to pan upadł na chodnik. Pomóc panu? – zapytał Marka, zwracając się do niego per „pan”.
-Nie nie – odpowiedział i wstał niepewnie, mając mroczki przed oczami. Opierając się jedną ręką o ozdobioną graffiti ścianę, drugą odszukał plecak i Busha, chowając go do ładownicy, a plecak zarzucił na plecy. Ruszył chwiejnie przed siebie, idąc w kierunku jedynego punktu orientacyjnego, widocznego z tej upadłej dzielnicy – TechTower. Szedł powoli, co jakiś czas opierając się o ścianę. Po godzinie przystanął. Był już bliżej centrum, dzielnica była bardziej cywilizowana. Dotknął czoła. Pod palcami wyczuł wystający element. Wyrwał go, był to niewielki kawałek szkła. Od razu mgła z przed oczu zniknęła. Z rany na czole zaczęła płynąć krew. Spojrzał na komórkę: Jedna lakoniczna wiadomość, od Isaaca, sprzed ponad godziny.
Marek, co się z tobą dzieje?
I poniżej:
Piwo ci się odgazowało
Schował komórkę, wcześniej sprawdził jeszcze godzinę. Było 5 po 22. Nieoczekiwany ból głowy zwalił go na zimny, mokry chodnik. Zemdlał.