Hasvid z grzbietu konia, przysłuchiwał i przyglądał zajściu jakie miało miejsce na wioskowym majdanie. Więzień, powierzony opiece wieśniaków zbiegł. Być może na swoje szczęście. Nie wiadomo co mogłoby go spotkać z rąk rządnych zemsty mieszkańców wioski po odjeździe drużyny. Mocno skacowany, a być może wciąż pijany sołtys, nie dość że zwyzywał chłopaka odpowiedzialnego za pilnowanie jeńca, co było ze wszech miar słusznym, wyżywał się na swej własnej córce, która w oczach Hasvida nie uczyniła nic złego. W jej obronie stanął potężny barbarzyńca Grey i Maldred. Hasvid przez chwilę rozważał możliwość dołączenia do tych dwóch, jednak zrezygnował. Już raz stanął w obronie kogoś i skończyło się to niesnaskami w zespole. Oczywiście nie z jego winy...
Teraz patrzył tylko ponuro na całe zajście i czekał. Czekał aż pozostali członkowie drużyny w końcu zmobilizują się i wyruszą do Kamiennego Grodu. W końcu to był cel ich misji, a nie ratowanie wiosek przed bandytami. Lub co gorsza ratowanie córek przed rozgniewanymi rodzicielami.
- Ruszamy? - zapytał Karanic. Tym razem Hasvid, chcąc nie chcąc, musiał zgodzić się ze swym niedoszłym przeciwnikiem. Nie było na co czekać.
- Jedźmy - powiedział cicho. - Nic tu po nas. Im szybciej staniemy w Kamiennym Grodzie, tym lepiej dla nas. Może byśmy w końcu się wzięli za wykonywanie powierzonego nam zadania, miast rozwiązywać rodzinne waśnie. |