Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2010, 01:13   #56
merill
 
merill's Avatar
 
Reputacja: 1 merill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputacjęmerill ma wspaniałą reputację
Czuli głuche odgłosy ciężkich stóp. Sufit nad mini dudnił od kroków najeźdźców, którzy już całkowicie opanowali twierdzę urlykan. Ostatni obrońcy dogorywali zapewne w kałużach własnej posoki, wnętrzności i uryny, gdzieś tam na górze na dziecińcu, lub korytarzach.

Podążali za sprawnie poruszającym się wśród labiryntu korytarzy i tuneli, człowiekiem, którego oni nazywali Rudigierem. Bez problemu dotarli do komnat z zaopatrzeniem, gdzie każdy z nich zabrał co tylko zdołał unieść. Karl choć przyznawał rację ich przewodnikowi w kwestii wody, to jednak przezornie zabrał ze sobą w płóciennej torbie, znalezionej w spiżarni, kilka bochenków czarnego, twardego chleba i parę kawałków suszonego mięsa. Nie mieli jednak zbyt wiele czasu by dokładnie się wyekwipować. Ryki z rozjątrzonych walką, barbarzyńskich gardeł nie milkły, a wręcz przeciwnie, wydawały się przybliżać, jakby sami bogowie Chaosu, gnali ich batem by zabili wszystko co żyje.

W podziemiach było ciemno i ciasno, a tunele tak szybko zmieniały kierunek, że Szchultz wkrótce stracił orientację. Gdyby nie obecność krasnoluda i doskonałe rozeznanie Rudigera, nigdy by nie przedarli się przez ten labirynt. Nagle zasłyszał z tyłu wściekłe ujadanie i skowyt, a chwilę później okrzyk bólu Barglina. Odwrócił się momentalnie, jako, że biegł tuż przed nim i szybkim ruchem podniósł rusznicę do oka. Wypalił z krótkiego dystansu w zmutowanego psa, szarpiącego rękę krasnoluda. Bestia padła na ziemię z rozerwanymi wnętrznościami, ale sykający z bólu Bargli także oberwał rykoszetem.

Nie mieli jednak czasu opatrywać ran czy odpoczywać. Mutantów było więcej, widzieli za plecami ich cienie i niemalże czuli na plecach ich śmierdzące oddechy. Karl zarzucił rusznicę na plecy i biegł z pistoletem w dłoni, który jak uważał będzie poręczniejszy w ciasnych pomieszczeniach. Co rusz odwracał się do tyłu by sprawdzić czy krasnolud nie zostaje za nimi i ocenić jaki dystans dzieli ich od ścigających bestii. Przez to rozglądanie, gdyby nie pozostali, runąłby w przepaść, która rozwarła się przed ich nogami, niczym paszcza jakiegoś okrutnego stwora. W największym pośpiechu zaczęli się przeprawiać, przez przepaść, na naprędce rozciągniętej linie.

Chaos sytuacji powiększał się, wkrótce do atakujących ich psów, dołączyli dwaj rośli barbarzyńcy. Jeden z nich mało nie strącił rycerza w przepaść, ale ten zdołał się utrzymać, posyłając wroga w otchłań czarnej przepaści. Karl, który już zdążył się przeprawić, próbował odeprzeć atakujących ołowiem. Wystrzelił kilka kul, można powiedzieć praktycznie w ciemno, bo płonący rozlany olej z lampy Rudigera i pośpiech, uniemożliwiały czysty strzał.

Na szczęście przeprawa się powiodła, a wrogowie, wywrzeszczawszy kilka plugawych zapewne słów, dali za wygraną … lub pobiegli po liny, bądź łuki. Na to akurat strzelec nie miał zamiaru czekać, jak pozostali z resztą. Drzwi, po krótkich obadaniu przez khazada otwarły się, choć może nie jest to słowo, które dobrze by to opisywało. W każdym razie znaleźli się po drugiej stronie.

Szeroki czarny korytarz, który prowadził ich przez spory kawałek drogi, był całkowicie ogołocony ze wszystkiego, została tylko posadzka, filary i niknący w ciemności sufit. Wejścia do niższych lub co bardziej znaczących miejsc, zostały solidnie zabezpieczone, a w niektórych miejscach zasypane zwałami skał i ziemi. Znajdowane gdzieniegdzie pochodnie pozwalały oszczędzać paliwo do lamy, która była ich jedynym źródłem światłą w tych nieprzeniknionych ciemnościach. Po kilku dniach mozolnej wędrówki, podczas której w ich umysłach zasiane zostało silne ziarno niepewności i poczucia beznadziejności, natrafili na potężne wrota, które blokowały im dalszą drogę.
Ciężar setek lat szczęśliwie dopomógł im przedostać się przez nie. Choć były one nienaruszone i zapieczętowane, przez khazadów, którzy opuszczali te tunele, to jednak, jak wytłumaczył im krasnolud, upływ lat i ruchy mas skalnych, stworzyły szczeliny, przez które mogli się przedostać, nie tykając bramy w ogóle.

Wielka, przeogromna hala powitała ich blaskiem światła. Gdzieś z góry, promienie słońca były przesyłane systemem luster. Karl nie orientował się za bardzo na jakiej zasadzie mogły one działać, ale efekt podobał mu się bardzo. Zachwycił się monumentalnością tego pomieszczenia, mimo, że było oświetlone, sufitu i tak nie mogli dostrzec. Olbrzymie kolumny u podstawy były tak szerokie, że we czterech mężów nie zdołaliby ich objąć. Wszędzie rozstawione były kamienne ławy, a Gustaw znalazł nawet źródło czystej wody, bijące u podnóża jednej z kolumn. Wszyscy ugasili łapczywie pragnienie, nie zapominając o napełnieniu bukłaków.

Wyjścia z Sali prowadziły trzy, jak wytłumaczył Bargli, zarówno lewe jak i prawe prowadziły na południe, przy czym subtelne zmysły hochalndzkiego myśliwego, wyczuły, że powietrze napływające z lewego wyjścia jest cieplejsze. Trzecie wyjście, oprawione było w wysokie drzwi, które swoim wyglądem chciały powiedzieć, że wprawiono je nieledwie wczoraj. Wszyscy jednak wiedzieli, że to niemożliwe. Były zabarykadowane drzewcami pik, rohatyn, kos bojowych i młotów, tak by nic nie mogło się wydostać zza nich. Krasnolud odcyfrował napisy na ich kamiennych płytach.

Mowa o Starym Królu, czasach żałobnych i złowrogich wróżbach, jakoś specjalnie nie wstrząsnęła Karlem. Nie podzielał też entuzjazmu rycerza, czy krasnoluda odnośnie eskapady za te drzwi. Jednak powiedział:

- Nie wiem czy to nie potrzebne, tak głupio kusić los, ale jeśli tam pójdziecie to idę z Wami. Ostatnio sprzyjało Nam szczęście, więc może i teraz się uda.

„ W razie czego można dać nogę…” – pomyślał Karl, choć wiedział, że sam nie przeżyłby w tych podziemiach nawet jednego dnia. „Lepiej się ich trzymać… w kupie raźniej, jak to mówią.”
 
__________________
Czekamy ciebie, ty odwieczny wrogu, morderco krwawy tłumu naszych braci, Czekamy ciebie, nie żeby zapłacić, lecz chlebem witać na rodzinnym progu. Żebyś ty wiedział nienawistny zbawco, jakiej ci śmierci życzymy w podzięce i jak bezsilnie zaciskamy ręce pomocy prosząc, podstępny oprawco. GG:11844451

Ostatnio edytowane przez merill : 25-01-2010 o 11:08.
merill jest offline