Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-01-2010, 18:17   #25
Endless
 
Endless's Avatar
 
Reputacja: 1 Endless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodzeEndless jest na bardzo dobrej drodze


Noc. Około godziny 23. Leżałem na kanapie wpatrując się w migoczące obrazy na ekranie telewizora. Przeskakując z kanału na kanał próbowałem skupić myśli i zrobić w głowie jakiś porządek. Myślałem o Akichim, analizowałem każde jego słowo, ruch... A potem kobieta z bronią. Kim była? Czego chciała? Pytała się, dlaczego się... zgodziłem. Wtedy odpowiedź sama mi się cisnęła na usta. "Bo chciałem tego". Czy taka była prawda? Co mną kierowało? Nie wiem... Przycisnąłem dłoń do czoła. Głowa strasznie mnie bolała, a na dodatek dziwaczne szepty które były coraz głośniejsze doprowadzały mnie do szału. Ktoś zapukał...

Powoli wstałem. wyłączyłem telewizor i poszedłem do kuchni. Sięgnąłem po czystą szklankę i napełniłem ją zimną wodą. Jednym, długim łykiem opróżniłem jej zawartość i rękawem otarłem mokre usta. Położyłem ręce na blacie i podparłem się.

"Czy mi się zdawało?'

Niecierpliwe pukanie pozbyło mnie wątpliwości. Powoli podszedłem do drzwi, przekręciłem zamek i uchyliłem je. Szepty w mojej głowie stały się nie do zniesienia, ale już po chwili ich nie było. Przede mną stał chłopak, wydawał się trochę starszy ode mnie. Chrząknął i opuścił lekko głowę.


- Przysyła mnie Gakidou - Powiedział szeptem.
"Gakidou... skąd on o nim wie? Muszę być ostrożny"
- Gakidou? - udałem zdziwienie. Przykro mi, nie znam nikogo takiego.
- Zdziwaczały rudzielec. - Spojrzał na mnie, wykrzywiając usta jakby zjadł cytrynę.
- Chyba nie mogę panu pomóc... - cofnąłem się o krok i już chciałem zamknąć drzwi...
Chłopak wsadził ukradkiem stopę w szczelinę między drzwiami.
- Chishio... - Urwał na moment, czekając na moją reakcję.
Na chwilę zapadła cisza, a ja znieruchomiałem w mroku. W końcu jednak otworzyłem drzwi na całą szerokość.
- O co chodzi?
- Podobno ostatnio nachodzi Cię policja? Chciałbym wiedzieć czego ostatnio od Ciebie chcieli. Swoją drogą może wejdziemy do środka? - zajrzał w głąb mojego mieszkania.
Ja tylko westchnąłem i wszedł głębiej do mieszkania.
- Zapalić światło? - zapytałem.
Nieznajomy wszedł zaraz za mną
- Będzie bardziej naturalnie. Nie chciałbym, aby z mojego powodu znów się do Ciebie przyczepiły te pijawki. - Uśmiechnął się delikatnie.

Poszedłem do pokoju, w którym wcześniej przebywałem z policjantami i zapaliłem światło. Usiadłem w fotelu na przeciwko wejścia do salonu. Nogi przysunąłem do siebie prawie się kuląc. Nieznajomy pojawił się chwilę po mnie, przyglądając się mi niepewnie
- Więc? Czego znów chciał ten Hanakawa?
Zmarszczyłem czoło.
- Wypytywał się o Minoru, chciał wiedzieć czy gdzieś wyjeżdżał, czy był agresywny, czy pisał pamiętniki... - spoglądałem na jego twarz spod brązowych włosów opadających na moją twarz.
"Jest... przystojny"
- Pokazał mi też zdjęcie... dziecka. - skrzywiłem się i wbiłem spojrzenie w podłogę wyłożoną drewnianymi panelami.
- Zdjęcie dziecka ? - Na jego twarzy wymalowało się zdziwienie. - Jakiego dziecka i co to ma wspólnego z całą sprawą ?
- Nie mam pojęcia... to było okropne. Te dziecko... pozbawione krwi i nadgnite. - jeśli mógłem skrzywić się jeszcze bardziej, właśnie to zrobiłem.
Oparłem czoło o kolana, chowając swoją twarz. Pociągnąłem nosem.
- Hej, hej - Zbliżył się do mnie i przyklęknął przy mnie. - Co to ma wspólnego z Minoru i Tobą ?
- Ja... naprawdę nic nie wiem.. - mój głos załamywał się powoli. Mówił coś o jakiejś brzytwie... ślady krwi na niej pasowały do tego dziecka.... - znowu pociągnąłem nosem. Mam już tego wszystkiego dosyć...
Chłopak położył ostrożnie dłoń na mym ramieniu.
- Spokojnie, widzisz to dość ważne, ale jeżeli potrzebujesz chwilę żeby odetchnąć. - Rozejrzał się. - Może napij się wody?
Nic nie odpowiedziałem, tylko podniósłem głowę i skinąłem nią. Wstał na równe nogi.
- Przyniósłbym Ci sam szklankę, ale nie wiem gdzie co u Ciebie leży. - Uśmiechnął się niepewnie.
- Kuchnia... zaraz przy wejściu. - powiedziałem cicho.
Chłopak wyszedł z pokoju i po chwili wrócił ze szklanką napełnioną po brzegi wodą.
- Trzymaj. - Podał mi szklankę. - Mówiłeś o brzytwie, a brzytwa należała do kogo ?
Gdy sięgnąłem po szklankę, przez moment dotknąłem palców nieznajomego. Moje ciało przeszył dreszcz. Szybko wycofałem rękę i wypiłem spory łyk.
- Nigdy nie używał brzytw...
Skinął głową.
- Czy to na prawdę wszystko co pamiętasz?
- Sam już nie wiem, czy to co pamiętam jest prawdziwe... czy to tylko złudzenie.
Wypuścił cicho powietrze z ust.
- Chishio, to ważne, muszę wiedzieć czego chciała od Ciebie policja i co Ci mówili. Mów nawet to czego nie jesteś pewien. - Usiadł na podłodze przed fotelem na którym siedziałem.
- Powiedziałem już... pytali o różne rzeczy... - opróżniłem szklankę. Chcieli wiedzieć gdzie Minoru przebywał, po tym jak... po tym jak odszedł ode mnie. I pytali też o tego, z którym... - urwałem na moment i przetarłem oczy. Pytali o Akichiego.
Te słowa przyszły mi z trudem, bombardując mnie wizją wspomnień.
- Kolejny nowy temat. O co konkretnie pytali i czy coś o nim mówili?
- Nie pamiętam! - w mój głos wdarł się gniew, a szklanka którą trzymałem pękła.
Beznamiętnym wzrokiem spojrzałem na krwawiącą rękę.
Otworzyłem szeroko oczy i wziąłem głęboki oddech.
- Spokojnie. - Westchnął po czym opuścił bezradnie ręce.
- Gdzie trzymasz opatrunki, chodź. - chyba chciał, żebym wstał.
- Dziwne... - powiedziałem łagodnie. - ale to nie boli.
Nie ruszyłem się z miejsca... Chłopak pokręcił głową sycząc.
- I tak trzeba to przemyć, a przynajmniej opatrzyć żebyś nie krwawił.
Krew spływała po moim łokciu, gilgocząc mnie. Nie przejmowałem się tym, tylko dalej patrzyłem na ranę. Nieznajomy chwycił mnie za ramiona i potrząsnął delikatnie.
- Słyszysz mnie ?
Mój błędny wzrok padł na twarz chłopaka. Zamrugał parę razy, po czym powoli wstałem z fotela i poszedłem do łazienki. On poszedł za mną.
Spojrzał na drzwi a potem na mnie, zupełnie jakby oczekiwał mojej reakcji. Wciągałem z dłoni odłamki szkła. Krew skapywała do zlewu. Przemyłem ją obfitym strumieniem zimnej wody i zdrową ręką sięgnąłem do lustrzanej szafeczki nad zlewem. Wydobyłem z niej plastry i bandaże. Opatrunek był gotowy. Chłopak przetarł dłoń o dłoń i podrapał się po głowie.
- Chyba dłużej nie będę Cię męczył. Wezmę jedynie od Ciebie numer kontaktowy, o ile nie masz nic przeciwko...
Przerwało mu pukanie do drzwi. Najpierw spojrzał na drzwi a potem na moją twarz. Spojrzałem na niego.
"Jeżeli to policja..." - pomyślałem przypominając sobie jak detektyw Hanakawa potrafił mnie zaskakiwać.
- Schowaj się w sypialni... - powiedziałem szeptem.
Ściągnąłem szybko z siebie pobrudzoną koszulę i cisnąłem ją głęboko do kosza na brudne rzeczy. Było mi trochę zimno, ale nie przejmowałem się tym i podszedłem do drzwi. Zapaliłem światło i otworzyłem je.

Za drzwiami stał przemoknięty Akichi.
- Je...jestem. - wymamrotał.
Zamrugałem nieco zdziwiony.
"No tak..." pomyślałem.
- Wejdź, proszę.
Wpuściłem chłopaka do mieszkania. Jego kroki były dość niepewne. Rozejrzał się , po czym wszedł do środka. Zdjął zniszczone , sportowe buty wchodząc dalej boso.
- Przepraszam za wcześniej... Policja mnie szuka. Chisho-kun. To ... To wszystko jest dziwne. Czuję, że tracę zmysły.
Chwyciłem chłopaka za rękę i zaprowadziłem go do salonu.
- Usiądź tutaj, zaraz przyjdę. - powiedziałem i wyszedłem z pokoju, zamykając do niego drzwi.
Wszedłem do sypialni.
- Wszystko w porządku... możesz wyjść. - powiedziałem do gościa.
Przeciągnął się, zaraz potem poprawił koszulkę.
- W porządku ? A co mogłoby nie być w porządku ?
- Hanakawa lubi zaskakiwać swoimi wizytami... - uśmiechnąłem się delikatnie. Całe szczęście, że to nie on.
- Za pewne i tak wie o mojej obecności tutaj. - Odwzajemnił uśmiech. - A kim jest nowy gość ?
Krępujące pytanie...
- Nie... nieważne. - odpowiedziałem. Chciałeś mój numer... - podszedłem do stolika przy łóżku.
Leżał na nim notatnik i ołówek. Szarpnięciem wyrwałem kartkę i pospiesznie napisałem na niej swój numer.
- Masz. Gdybyś czegoś potrzebował, wiesz gdzie mnie znaleźć...
Skinął głową i chwycił swoją kurtkę.
- Czyli ja mam się zbierać. No jak wolisz. - Zarzucił ją na siebie.
Odprowadziłem chłopaka do drzwi.
- U... uważaj na siebie. - powiedziałem patrząc mu w oczy.
Pokiwał głową, cicho otworzył drzwi i lekkim krokiem wyszedł z mieszkania.
- W takim razie do zobaczenia. Będę dzwonił.

Zamknąłem drzwi za nim i przekręciłem wszystkie trzy zamki. Wróciłem do Kinochimaru. Powoli podszedłem do Akichiego.
- Jesteś cały mokry... Znajdę ci coś suchego.
Akichi wpatrywał się w podłogę.
- Miałeś gości?
Poszedłem za jego spojrzeniem. Mokre ślady na panelach... Mój poprzedni gość zapewne nie zdjął butów. Musiałem zdobyć się na drobne kłamstwo.
- Nie... mnie też goniła policja... Jak wróciłem, nie miałem siły na zdjęcie butów... - powiedziałem łagodnym głosem, wchodząc do sypialni.
Akichi skinął ostrożnie głową, po czym poszedł za mną. Jego rzeczy były w opłakanym stanie. Nie mogłem pozwolić mu mieć na sobie mokrych rzeczy. "Mógłby się zaziębić..." - zaskoczyła mnie ta myśl.
Wyjął z szafy dżinsy, czerwony podkoszulek i czarną bluzę z kapturem, która poprzednio należała do Minoru. Wszystko położyłem na łóżku.
- Rozbierz się... zaraz przyniosę ręcznik. - powiedziałem, po czym wyszedł do łazienki.
Akichi skinął głową i cicho wyszeptał:
- Dziękuje.

W łazience zajrzałem do szafy. Wyjąłem z niej świeży ręcznik. Odczekałem jeszcze chwilę i wróciłem ze świeżym ręcznikiem. Widząc umięśnione ciało Kinochimaru, na mojej twarzy pojawiły się rumieńce, nie miałem wątpliwości co do tego.. Zupełnie zapomniałem o usłyszanym przed wyjściem dźwięku wiadomości. Akichi spojrzał na moją twarz, widząc wyraz który odmalował się nie niej, wbił wzrok w podłogę.
- Ano...- przełknął ślinę. - Ja...
Jego ciało... wcześniej gdy o nim myślałem, ogarniał mnie gniew i robiło mi się niedobrze. Ale teraz, widząc go przemoczonego i bezbronnego... Było w nim coś, co mnie pociągało.
Podszedłem do Kinochimaru i zarzuciłem na niego ręcznik. Widząc skrępowaną minę i brak jakiejkolwiek reakcji zacząłem wycierać jego mokre włosy. Wydawał się taki nieporadny. Nie opierał się. Stał z ramionami przyciśniętymi do ciała. W pewnym momencie uniósł jedno z nich.
- Chisho-kun, nie musisz - jego ręką przypadkiem, zamiast na ręcznik, natrafiła na moją dłoń.
Delikatne palce ostrożnie musnęły moją skórę. To był katalizator...

Tyle uczuć... dawno zapomnianych, odłożonych na bok. Gakidou miał rację. Przez kamienną skorupę ciążącą na moim sercu przebiły się jasne promienie nadziei i... miłości. Straciłem jakiekolwiek hamulce, chroniące mnie przed pożądaniem...
Zdjąłem ręcznik z głowy Akichiego i przesunąłem go na jego ramiona. Po chwili jednak wyleciał mi spod palców i opadł na ziemię, a moje ramiona oplotły jego szyję. Przybliżył się tak, że stykali się całym ciałem. Wtuliłem twarz w jego szyję. Czułem się... bezpieczny.

Akichi drżał. Wyraźnie to czułem. Niepewnym ruchem objął mnie od tyłu, układając dłonie na moich barkach. Otarł się delikatnie policzkiem o moją twarz, po czym zajrzał mi w oczy.
Nie, teraz nie mogłem się temu oprzeć. Akichi był ode mnie wyższy. Stanąłem na palcach i powoli przybliżyłem swoją twarz do jego. Delikatnie musnąłem jego usta. Musnąłem je jeszcze raz, ale bardziej wyzywająco.
Serce Akichiego biło coraz szybciej. W pierwszej chwili nie zareagował, zagryzł lekko wargę spoglądając jeszcze raz w moje błękitne oczy. Po chwili jednak przycisnął swoje usta do moich, odwzajemniając pocałunek. Jego dłoń przesunęła się ostrożnie po moich nagich plecach, ostatecznie sunąc palcami w gęstych włosach i kręgosłupie.

Spojrzałem w oczy Kinochimaru i ujrzałem w nich odbicie swoich dwóch, błyszczących niebieskim światłem źrenic. Pocałowałem go jeszcze raz. Tym razem dłużej... Światło w moich oczach przybrało na intensywności.
I wtedy... W moją głowę wdarły się tysiące głosów. Słyszałem głośne rozmowy, najlżejsze szepty... To co jeszcze przed chwilą uważałem za niezrozumiane podszepty, były teraz takie wyraźne i... zrozumiałem je. Niespodziewanie przeniósłem się z sypialni na plac przy moim apartamentowcu. Wszystko widziałem przez niebieską mgłę... Obiekty, ludzie... wszystko było zarysowane błyszczącymi liniami. Rozpoznałem jedną z osób, stojącą przy wejściu. Skupiłem się i uszłyszałem alarmujące słowa.

Oderwałem się od ust Kinochimaru. Zatoczyłem się do tyłu, ale ramiona chłopaka uchroniły mnie od upadku. Głośno dyszałem i nerwowo mierzwiłem swoje gęste, brązowe włosy, patrząc się w twarz Kinochimaru.
- Ubieraj się, szybko! Niedługo zjawi się tu policja! - powiedziałem dosyć głośno.
Wyciągnąłem z szafy białą bluzę w niebieskie prążki, zarzuciłem na ramiona kurtkę z kapturem i dałem jedną także Akichiemu.
- Schody przeciwpożarowe... - powiedziałem.
W drodze chwyciłem jeszcze swój telefon i portfel. Wybiegliśmy na balkon. Kierowałem się teraz niezrozumianym instynktem. Widziałem wszędzie wyraźne ślady... Podążałem za nimi. Wiedziałem, że zaprowadzą nas w bezpieczne miejsce.
Bez żadnych sprzeciwów Akichi wykonywał moje polecenia. Podeszliśmy do okna, wszystko było wilgotne z powodu deszczu. Na ścianie tuż obok okna , znajdowała się drabinka. Bardzo śliska.
- Tędy Chisho-kun ?
- Tak... - powiedziałem chwytając ją i schodząc w dół.

Kiedy zeszliśmy z czwartego piętra (na nim mieściło się moje mieszkanie) rozejrzałem się nerwowo. Widziałem dziwną, świecącą linię, biegnącą przez ciemny zaułek.
- Tędy! - pokazałem kierunek palcem, ale zanim pobiegłem spostrzegł em chłopaka, do którego mierzył z broni jakiś policjant.
"Shimatta!".
Stanąłem przed dylematem. Uciekać, czy pomóc znajomemu...

Akichi zeskoczył zaraz za mną, niemal bezszelestnie. Chwycił mnie za ramie, widocznie w ciemności nie spostrzegł ani nieznajomego ani policjanta.
- Musimy się śpieszyć.
Chciałem pomóc chłopakowi, z którym wcześniej rozmawiałem.
- Chisho, oni nie dadzą ci teraz spokoju, nie możesz zostać ... - nie chciał puścić mojego ramienia.
Jego głos sprowadził mnie na ziemię.

Razem z Akichim pobiegliśmy w kierunku, który wskazałem. Jakiś instynkt podpowiadał mi, że będziemy tam bezpieczni...


Sam nie wiem kiedy, ale po chwili stanąłem przed znanym mi budynkiem. Przez chwilę wpatrywałem się w drzwi, aby po chwili wolno podejść.
"Jest dosyć późno, może już śpi..."
Zapukałem...
 
__________________
Come on Angel, come and cry; it's time for you to die....

Ostatnio edytowane przez Endless : 25-01-2010 o 18:21.
Endless jest offline