Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2010, 11:10   #18
Vist
 
Vist's Avatar
 
Reputacja: 1 Vist ma wyłączoną reputację
Ludzie skupieni wokół stołu z rannym rozstąpili się, robiąc przejście dla karczmarza, chłopców i obdartego zielarza wynoszących rannego z głównej izby. W chwili gdy zniknęli za rozwieszoną w przejściu kotarą karczma na nowo ożyła. Większość wróciła do wcześniej zajmowanych miejsc i rozpoczął się festiwal domysłów, pomysłów i wszelakich koncepcji. Radzili kupcy z swoimi najemnikami co do dalszej drogi. Chłopi przysłuchiwali się mając nadzieje że uda im się powlec swoimi kibitkami wypełnionymi kartoflami, kapustą i innymi płodami za wozami kupców. Niektórzy odradzali ten pomysł, twierdząc, że jeżeli Sroka na coś się połakomi to prędzej na wozy wypełnione towarem niż na ich lichą wałówkę. Woźnicy dyliżansu sprzeczali o coś się z pasażerami.

W ogólnym zamieszaniu wokół stołu, na którym do niedawna leżał nieszczęsny podróżny zrobiło się luźniej.

Krasnolud i stojący obok niziołek wyczekująco spoglądali na pozostałego strażnika. Wytatuowany mężczyzna w zupełnym spokoju odprowadził niosących rannego wzrokiem po czym jak gdyby nigdy nic zabrał się za przerwany posiłek. Choć widać było że i on z ciekawością czeka na słowa zagadniętego.

Nie ruszycie z kompanią? - powtórzył krasnolud przyglądając się mężczyźnie.

Teraz obserwując jego zakłopotanie mógł przyjrzeć się mu dokładnie. Na oko 40 letni, łysiejący. Gdy stał widać było, że jego postura niewiele miała wspólnego z zbitymi żylastymi sylwetkami strażników, które kształtowało życie w siodle. Widoczny brzuszek, opięty kolczugą i kaftanem świadczył o przyzwyczajeniu do innego rodzaju jadła niż to które dzielił z kompanami. A co najmniej do częstszego jego spożywania. Uśmiechnął się powoli, jakby niedosłyszał pytania, jednocześnie lustrując krasnoluda i towarzyszących mu przy stole. Zatrzymał wzrok na toporze, przez moment kontemplował nonszalancje jedzącego jak gdyby nigdy nic bigos oprycha po czym odparł:

- Nie wyruszę, ale myślę, że nie powinno was to martwic - tu jego uśmiech zmienił się w szczery i przyjacielski - Rzekłbym, że powinno was to ucieszyć, tak się składa że nie znoszę biesiadować w pojedynkę a chętnie i szczodrze ugoszczę tych, którzy zdecydują się dotrzymać mi kompani

Po tych słowach gestem przywołał dziewuchę i nie czekając na zaproszenie rozsiadł się na najbliższym wolnym miejscu. Gdy przyszła wskazał na plamę krwi.
- Zetrzyj to zaraz a potem przynieś jakieś porządne wino i ściągnij z rusztu tą baraninę zaraz gotowa się spalić a tego byśmy nie chcieli - mrugnął do dziewczyny po czym zwrócił się do was i wstał - Ale gdzie moje maniery zaraz przyjdzie zasiąść do kufli a ja się nawet nie przedstawiłem Herman Broch dziś strażnik dróg w służbie cesarza - po czym wyciągnął dłoń w kierunku najbliżej znajdującego się współbiesiadnika jednocześnie tak akcentując końcówkę zdania jakby mówił pół żartem.
 

Ostatnio edytowane przez Vist : 26-01-2010 o 13:01.
Vist jest offline