Czekanie dłużyło się niemiłosiernie. Po raz kolejny nic się nie działo, a upływ czasu w normalnej rzeczywistości był tak nieznośnie wolny, że można było dostać do głowy... Data zdążył się już zaznajomić z całym mieszkaniem i w końcu znaleźć sobie miejsce na kaloryferze. W chwili obecnej chyba najcieplejszym miejscu pokoju. Ułożył się wygodnie i zdawało się, że śpi... Zdawało się. Gdy tylko Hash się ruszył zwierzak podniósł łeb z zainteresowaniem.
Półgodziny był w stanie gapić się w sufit po czym dał sobie z tym spokój. Można było wykorzystać lepiej tą godzinę. Ubrał się, przytulił kota na „do widzenia” i wyszedł. Mógł wykorzystać ten czas na zapoznanie się z jednym w okolicznych klubów. Najbliżej był „Chrome Mind” - nazwa sama z siebie była pretensjonalna, ale co tam... Po jakimś czasie wszystkim wyczerpywały się pomysły na nazwy...
Wnętrze klubu było dość przyjemnie urządzone. Minimalistycznie. To było ciekawe odkrycie... Dość duże pseudo loże – kanapa i fotel z nieśmiertelnego skaju oraz stolik z przeźroczystego plexiglasu... Niektóre ustawione – niby kameralnie – za ekranami z metalowej siatki... Takimi jak ten przy wejściu...
Bar, ciemny i prosty zajmował narożnik jednej z większych sal. Znudzona do granic możliwości dziewczyna eksponująca wszystko powyżej pasa; niby za późno zauważyła chłopaka i narzuciła na swoje „duże F” jakąś koszulkę... Choć i tak jej wzrok wyraźnie mówił:
„Widziałeś?! Niezłe?!? Nie?”
Hash z, wydawałoby się, wyćwiczonym znudzeniem zamówił przysłowiowe cokolwiek i powędrował dalej odprowadzany przez wymowne „pfffff”. W klubie było pusto. Tylko w kilku miejscach siedziały pojedyncze osoby wyraźnie na kogoś czekające... Klub był duży, to dobrze – łatwiej było w takim zniknąć... Drugi bar obsadzony był przez faceta, który prezentował się o niebo lepiej niż plastik fantastik na pierwszym...
Hash usiadł na fotelu wyjął telefon. Powiedzmy, że jeszcze był to telefon... Kiedy elektronika szukała wszystkich możliwych sieci, łączy i linków spojrzał do sąsiedniej sali z parkietem...
Znudzony – choć czy można się spodziewać czegoś innego w środku dnia – DJ z zacięciem lepszym lepszej sprawy męczył jakiś remiks... Choć – szczerze – dla Hasha z głośników mogło lecieć cokolwiek... Ciekawe tylko czy te zacieki na ścianie były zamierzonym „efektem artystycznym” czy może raczej wyrazem dezaprobaty dla „puszczacza”...
Telefon w końcu poradził sobie ze znalezieniem wszystkiego i wyglądało to całkiem obiecująco... Teraz tylko trzeba było zacząć wyrabiać sobie pozycję u barmana – on też musi mieć coś co chce załatwić... Wszyscy coś chcieli załatwić... Pieprzone miasto... Dopił i podążył w kierunku baru...
Potem metro i spotkanie u Travisa....