Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2010, 19:58   #57
K.D.
 
K.D.'s Avatar
 
Reputacja: 1 K.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumnyK.D. ma z czego być dumny
Siegfried siedział pobladły na kamieniu, przygryzając wargę. Pospiesznie narzucone na siebie ubrania wisiały rozchełstane na jego zgarbionych ramionach, zielone oczy strzelały złe spojrzenia na cienie i ściany podziemnej komnaty. Jedyny ekwipunek jakiego udało mu się doszukać wśród wszechobecnego chaosu widocznie świadczył o priorytetach akolity – zawsze obecny na jego szyi młot Sigmara kołysał się w rytm jego oddechu zbryzgany świeżą krwią nieszczęsnego podlotka który postanowił ozdobić nim się podczas ataku Chaosu, ściskany przy piersi gruby grimuar zawierający psalmy, modlitwy i obrzędy ku czci Obrońcy Imperium był widocznie osmolony, zapewne wydarty z koksownika do którego został wnet wrzucony przez prostolinijnych, niepiśmiennych barbarzyńców, i tylko oparty nieopodal o kamienną ścianę komnaty uniknął poważniejszych zniszczeń – trwał przy swym właścicielu, chłodny, surowy jak wyrzeźbiony lodowcem górski szczyt.
Najwyraźniej barbarzyńcy nie znaleźli użytku dla tego konkretnego egzemplarza broni skonfiskowanej podróżnym i zwyczajnie rzucili go na hałdę podobnego żelastwa w zbrojowni, skąd też wyłowił go Siegfried.

Kapłan zaczął się wiercić i wstał, rozcierając pośladki. Od głazu strasznie ciągnęło i myślenie należało przenieść w bardziej pionowe strefy, mimo zaleceń mędrców twierdzących że najlepiej główkuje się na siedząco, podczas stania wszak krew spływa z głowy w stopy i skutecznie spowalnia pracę makówki.
Idąc tym tokiem rozumowania, należałoby by przyjąć że optymalną pozycją filozoficzną byłoby stanie na głowie, ale lepiej nie dyskutować z wygodnickimi profesorami – zwłaszcza że najnowsze badania odkryły iż szklanica mocnego wina prowadzi do szybszego przepływu posoki rozmaitymi kanałami wewnątrz ciała i tym bardziej polepsza skupienie i wzmacnia słabowity z natury umysł ludzki.

Niedaleko reszta drużyny rozprawiała na tematy bardziej przyziemne – zaszczycić antyczną mumię krasnoludzkiego monarchy, czy też nie. Akolita tymczasem rozgryzał rachunki prawdopodobieństwa na to, że, po pierwsze, zupełnym przypadkiem trafili do twierdzy Ulryka ukrytej pośród gór, która okazała być połączona tajemnymi wrotami z siecią krasnoludzkich korytarzy, które przypadkiem zaprowadziły ich prosto do miejsca pochówku nieumarłych szczątków Starego Króla khazadów, na którym stoi jasno na białym, że można tam wedle uznania wejść, załatwić pryncypała i zbezcześcić resztki jego resztek okradając je z potężnego artefaktu.
To wszystko podejrzanie mocno pachniało czyimiś machinacjami, a Siegfried mógł mieć tylko nadzieję, że to ingerencje tych dobrych… może nawet sam Sigmar postanowił przejąć los jego skromnego sługi bezpośrednio w swoje ręce? Wnioskując z łaski którą obdarzył go dnia poprzedniego podczas walki z latającym monstrum, wszystkiego można było się spodziewać…

-Nie podoba mi się to- Powiedział na głos, z marsem na twarzy oglądając zawiłe zdobienia pokrywające kilka metrów kwadratowych wrót. –Ale zgoda, możemy tam wejść. Jeśli nie po to by ograbić święte miejsce z jego bogactwa, to po to by pozwolić królowi odejść na wieczny spoczynek… Sigmar był przyjacielem starożytnego ludu khazadów i trzeba liczyć się z tym że cokolwiek wyniesiemy z tego miejsca powinniśmy przy sposobnej okazji oddać w ręce potomków ich prawowitych właścicieli by nie ściągnąć na siebie gniewu Obrońcy albo bóstw krasnoludów…- Mówiąc te słowa, kapłan zezował w stronę drużynowego khazada, zastanawiając się czy jako znalazca miałby on tupet uznać się za prawowitego właściciela zawartości krypty. –Tak czy inaczej, lepiej się przygotujmy. Zdaje się, że krasnoludy uwielbiały rzucać klątwy na hieny cmentarne i konstruować pułapki, co było niemal częścią obrzędu pogrzebowego wśród znacznej szlachty, a w zależności od mocy zaklęcia którym związano duszę króla z tym miejscem możemy albo natrafić na kupkę zżółkłych kości, albo…-

Dla suspensy akolita spauzował w tym momencie i wymownie przełknął ślinę, przywołując do pamięci historie o całych miastach złupionych przez szkielety i półmaterialne zjawy na południu Imperium, i o niezmierzonej potędze tamtejszych Wampirzych Lordów… do tej pory wydawały się to bajki, a nawet jeśli tkwiło w nich ziarno prawdy, Sylvania była przecież tak niezwykle daleko. Teraz, zdaje się, baśnie doganiały Siegfrieda i w brzydki sposób dawały znać o swojej prawdziwości…
Cóż, przynajmniej dobroci solidnego wykształcenia pod okiem surowych mistrzów wiedzy się do czegoś przydały. Wiele razy akolita kontemplował przydatność informacji o starożytnych obrzędach i podstawowych zasadach wiary rasy krasnoludzkiej, a tu proszę.
 
K.D. jest offline