Wątek: Łaska wyboru
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-01-2010, 20:06   #202
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Po posiłku Astriata dosłownie zwaliła się na łóżko jak kłoda. Nie pamiętała nawet co jadła, pamiętała tylko, żeby zdjąć "pańskie" ubrania by się nie pomięły. W głowie miała pustkę. Gdy jeszcze byli na dole czuła, jak rozpiera ją energia i pewność siebie. Lady Gotrij rozstawiała po kątach zarówno karczmianą służbę jak i własnych towarzyszy, zostawiając miejsce u swego boku jedynie bratu i "siostrze". Lady Gotrij wybrzydzała nad ceną noclegu, jedzeniem, pokojem, stajnią, dosłownie nad wszystkim, uprzykrzając karczmarzowi życie. Może dlatego im tyle policzył... choć czy ona zna się na tutejszych cenach? Gdy już zamknęli się w pokojach rozkutała mutantów z przebrań, dokładnie sprawdziła wszystkie rany, po czym nakazała gromadzie szybki sen. I na tym skończyły się rządy lady. Gdy opadała na swój zapchlony siennik nie zwróciła nawet uwagi na jego stan. Nocowała w takich miejscach nie raz, a czysty pokój w pałacu Wielkiej Kupcowej był jak odległy sen. Z tamtego łóżka nie zdążyła nawet skorzystać, było więc tak, jakby nie istniało. Ważne było, że miała dach nad głową i koc na grzbiecie. W każdym mięśniu czuła zmęczenie i napięcie mijającego dnia; już idąc po schodach miała mroczki przed oczyma. Karczmarz pewnie zdziwił się, że "wielcy państwo" nie zażądali kąpieli, ale nie miała na to siły. Słyszała, jak strażnicy pochrapują już na swoich siennikach, słyszała ciężkie oddechy Rodryka i Kamilii. Miała wrażenie, że coś w dzisiejszym dniu było nie tak... mroczne spojrzenie stojącego w drzwiach Kurta, gdy załatwiała im nocleg. Ale to mogło poczekać do jutra. Teraz ważny był tylko sen. Zamknęła oczy...

...i zaraz otwarła je w przerażeniu. Pod powiekami płonął ogień. Płomienie obejmowały las, zaciskały się wokół niej jak pętla. Serce łomotało jej w piersiach jak wtedy na polanie. Pomimo, że w pokoju było ciemno, a okiennice zawarto, przed jej oczami nie było nocy - widziała ludzkie pochodnie, czuła smród skwierczącego mięsa, słyszała nieludzkie wycie. Wszystko to, co wcześniej wyparł jej umysł teraz wracało. Jęk jednego z wieśniaków i ohydny, mlaszczący dźwięk, gdy Val wyciągał z jego brzucha miecz. Rozpryskująca się czaszka strażnika, którego imienia nawet nie znała. Widły w ciele Kamili. Płonący wóz, rżące w panice konie. Lśniące fanatyzmem i żądzą mordu oczy napastników. Jej okrwawione dłonie wyciągające zmasakrowane niemowlę. I ogień... wszędzie ogień...

Dziewczyna usiadła na łóżku i wsadziła głowę między kolana. Znów ją mdliło. Dopóki miała co robić nie miała czasu myśleć, a roboty do tej pory miała aż za dość. Teraz jednak nie pozostało już nic - jedynie ona z całym bagażem wczorajszych doświadczeń i emocji, które w końcu musiały znaleźć ujście. Których istnienia nawet nie podejrzewała... nie! Których nie chciała dopuścić do siebie. Przypomnieć sobie czym była... Potworem. Czy nie dlatego wrzeszczał na nią Kurt? Ze złością i obrzydzeniem w oczach? Co on mówił...? Astria nie pamiętała dokładnie, była wtedy oszołomiona, zachłyśnięta zwycięstwem i mocą, a część wypowiedzi gladiatora w ogóle nie miała dla niej sensu. Pamiętała jednak urywki. Pozwolisz temu czemuś zawładnąć? Podoba Ci się to? Lubisz widzieć żywe pochodnie? Tej Astriaty nie chcę znać!

Nie. Wcale jej się nie podobało. Nie chciała, żeby tamci ludzie zginęli; żeby ktokolwiek zginął. Chciała uratować wszystkich, a przez swoją bezsensowną paplaninę doprowadziła do jeszcze większej liczby ofiar, będąc katem napastników dosłownie i w przenośni. Morderczynią. Wiedziała, że nie ma sprawiedliwości, neutralności, nie może być tak, by wszyscy byli zadowoleni. Że zawsze trzeba wybrać mniejsze zło. Ale czy ta prawda robiła różnicę poległym? Czy rodzinę zabitego strażnika pocieszy to, ze poległ on w obronie skażonych? Z pewnością nie. Co z tego, że jedni ocaleli, skoro umarli inni. Na tej leśnej polanie każdy walczył o to, w co wierzył; choć niektórzy nie mieli wyboru. Przez nią. Czy jednak mogła postąpić inaczej? Możesz to sama w sobie odnaleźć, a nie kurwa uciekać się do pomocy! - krzyczał Kurt. Co mogła odnaleźć? Siłę, by walczyć? Umiała co prawda unieść miecz, ale co innego zabawy z fechmistrzem, a co innego walka na śmierć i życie? Czy na prawdę umiała by zabić stojąc z wrogiem twarzą w twarz, patrząc w pełne woli życia oczy? Chaos był łatwiejszy, wystarczyło dać się zamknąć w burym, babim lecie i pozwolić, by życzenia się spełniały. Czy jednak właśnie tego chciała?

Astria uniosła głowę i rozejrzała się po ciemnym pokoju. Widziała zarysy sylwetek śpiących: Kamili, Lucii, Vala, który nie zgodził się opuszczać jej boku. To dla nich walczyła. Dla nich poddała się chaosowi. Nie miała wyboru. Tak. Nie miała wyboru. Życie to życie, nie ważne co mówi Kurt. Może się wymądrzać po fakcie, ale na pewno wszyscy woleli być teraz tutaj niż gnić pod zieloną murawą polany. Tak samo było w kopalni. Chaos był aktem desperacji, środkiem ostatecznym a nie czymś równie normalnym jak miecz gladiatora. Wiedziała, że go nie chce, jechała się leczyć, bez żalu pozbyła się pereł. Póki go jednak miała... trzeba było dożyć chwili wyleczenia... prawda?

Dziewczyna złożyła głowę na sienniku... i poderwała się znowu. Pod powiekami szalał ogień, a szare nici wpychały się do nosa i ust niosąc woń spalenizny. Czuła, że się dusi. Przewracała się z boku na bok, tak i owak tłumacząc sobie, że nie miała wyboru, że tak było trzeba: dla Vala, dla Kurta, dla Lucii... Nie pomagało. Dopiero gdy pozwoliła sobie na długi, wyczerpujący, tłumiony poduszką szloch, poczuła się trochę lepiej. Cokolwiek by nie mówił rozsądek, serce wiedziało co innego: zabiła człowieka. Znowu. Co prawda tamto było w obronie własnej; no i tak na prawdę niewiele z niego pamiętała... Fakt pozostawał jednak faktem. A tu - to było morderstwo... niby też w obronie własnej, ale jednak. I co gorsza cieszyło ją to. To było najgorsze, tego samej sobie nie mogła... nie powinna wybaczyć. To właśnie znaczyło, że chaos wgryza się coraz bardziej w jej wnętrze. Przed tym przestrzegał ją Kurt swoim pokręconym sposobem. Dlatego Shalyanki posłały ją na leczenie... I Valdreda też... Ten szał w jego oczach... Na myśl o bracie dziewczyna miała zamiar rozpłakać się znowu, gdy jej uszu dobiegł cudzy szloch. Lucia kręciła się niespokojnie po posłaniu, pochlipując i jęcząc przez sen. Astriata wślizgnęła się pod koc dziewczynki i zaczęła głaskać ją po głowie. Mała szlachcianka uspokoiła się wkrótce, a i Astria poczuła, że kleją jej się oczy...

***

Rano wszyscy ponownie odstawili szopkę pt. "Niezadowoleni państwo opuszczają tę zapchloną siedzibę", ale ze znacznie mniejszym niż wczoraj entuzjazmem. Długi sen i ciepły posiłek dodały im sił; poza tym wszyscy chcieli zdążyć przed Jeźdźcami. Przedwczorajszy strażnik był najpewniej tym samym, który sprawdzał ich karawanę na trakcie, nie mogli więc ryzykować rozpoznania. Choć z drugiej strony stan rannych nie pozwalał na wleczenie ich po polnych drogach. Zrezygnowani sunęli więc głównym traktem, dopóki ich uwagi nie zwrócił turkot znajomego, kolorowego wozu. A pierwsza myśl Astrii na widok Andrei była: "co perła uczyniła tym ludziom?!"
 
Sayane jest offline