Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2010, 00:28   #58
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Otwarcie masywnych, krasnoludzkich odrzwi wymagało zespołowej pracy całej drużyny. Wrota ulegały z wyraźnym oporem, jakby usilnie próbując sprzeciwić się lekkomyślnej decyzji przybyszy. Ochronne runy zapłonęły jaśniej w bezowocnym geście protestu i zgasły, oddając straceńcom ostatecznie władzę nad własnym losem. Ze szczeliny buchnęło ciepłe, kleiste powietrze. Zapachniało stęchlizną.

Do środka wpadł wąski snop światła z pobliskich luster, rozświetlając skrawek podłogi przy wrotach. Dopiero teraz dało zauważyć się głębokie bruzdy zdobiące ich wewnętrzną stronę. Cokolwiek zostało tu uwięzione, najwyraźniej bardzo chciało się wydostać.

Reszta tajemniczej sali tonęła w mroku. W powietrzu unosiły się drobinki szarawego kurzu, lśniąc misternie w nowowpuszczonym, zimnawym świetle. Sama sala wydawała się mniejszą wersją głównej komnaty. Trzy rzędy masywnych kolumn zaczynały się parę kroków od drzwi i ciągnęły dalej, w sam środek mroku. Gdzieniegdzie dostrzec się dało stosy krasnoludzkich resztek. Masywne kości beczkowatych istot pokryte były dawno skorodowanym, podziurawionym rynsztunkiem. U boku nich, na zimnych blokach podłogi spoczywała wyszczerbiona, połamana broń. Wszystkie szczątki stłoczone były wokół pierwszych kolumn, tyłem do kamienia, jakby krasnoludy zginęły gwałtowną śmiercią, osaczone przez wroga w ostatniej, desperackiej obronie.

Barglinowi wydawało się, że w oddali uchwycił subtelny ruch. Doskonały, przywykły do mroku wzrok pozwolił mu widzieć więcej. Nawet on nie był jednak w stanie stwierdzić, czym mógł być ujrzany przez chwilę, mroczny kształt. Znowu ruch. Gdzieś na granicy wzroku, między niknącymi w czerni kolumnami. Coś zadzwoniło... jakby przewrócona na kamienie broń... Serce zabiło mocniej. Zmysły wyostrzyły się do granic możliwości. Szuranie stali o mur... gdzieś blisko, pod ścianą... Cisza. Zapalona naprędce latarnia zasyczała, okrywając otoczenie pomarańczową poświatą oliwnego płomienia. Ogień zatańczył i zgasł, w nagłym przeciągu zatrzaskiwanych z hukiem drzwi. Ciemność. Gorączkowe ruchy rąk szukających ponownie podpałki. Światło.


Śmierć. Żywa. Na krok.

Buchnęła krew. W powietrzu świsnęła nadrdzewiała, krasnoludzka broń. Karl, przerażony, złapał się za rozorane błyskawicznym cięciem biodro. Blaise padł, na ziemię, blokując w ostatnim momencie tarczą potężny cios, rozpędzonego młota bojowego. W ramieniu znowu zapłonął przeszywający ból. Trupy zawyły chrapliwie. W ich zimnych oczach malowała się czysta, bezmyślna żądza mordu. Atakowały zaskakująco szybko i bez jakiejkolwiek litości, nacierając całymi siłami i z wielką furią. Ich oręż raz po raz wystrzelał z mroku, uderzając z impetem w ledwo parującą broń przeciwników. Gwałtowny szczęk broni wypełnił całą salę, odbijając się echem od ponurych, czarnych ścian. Niespodziewany, potężny cios, odzianych w rozpadającą się zbroję zwłok, wybił kapłanowi młot z dłoni. Broń potoczyła się po zimnym kamieniu, lądując pod pobliską kolumną. Drugie uderzenie zwaliło akolitę z nóg, zamieniając jego lewę ramię w szeroką, krwawiącą ranę. Nagle rozległ się potężny, głuchy huk, gdy Barglin z Gustawem jednocześnie wbili swoją broń w jedno z kościstych cielsk. Impet uderzeń topora i kilofa dosłownie zmiażdżył kostny budulec, gruchocząc tułów mrocznej istoty. Powykręcane skupisko połamanych kości mimo wszystko nie dawało za wygraną, próbując nieudolnie uchwycić leżącą nieopodal broń. Na próżno. W powietrzu zaśpiewała klinga Blaise'a. Potężny cios znad głowy rozrąbał nieposłuszną kończynę na pół, nim ta osiągnęła swój cel. Bluźniercze życie w resztkach szkieletu ustało.


I wtedy, w oddali, jakieś sto kroków od bitwy rozbrzmiał mrożący krew w żyłach, potępieńczy ryk. Coś ciężkiego zstąpiło z podwyższenia, znaczącego koniec sali. Z mroku wyłonił się władca tej komnaty. Potężne, przegniłe ciało szlachetnego niegdyś wodza nadal odziane było częściowo w piękną, starożytną zbroje. Wydawało się, że próbę czasu przetrwały jedynie połyskujący gromrilem hełm, masywne, stalowe naramienniki i matowa tarcza z brązu. Reszta rynsztunku, podobnie jak wyposażenie pozostałych trupów, przeżarta była rdzą. Stary król uderzył toporem w tarczę, spoglądając z satysfakcją na bitwę. Sprawiał wrażenie, jakby czekał na odpowiednie wyzwanie.
 

Ostatnio edytowane przez Tadeus : 27-01-2010 o 02:55.
Tadeus jest offline