Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2010, 16:38   #382
Makuleke
 
Makuleke's Avatar
 
Reputacja: 1 Makuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znanyMakuleke wkrótce będzie znany
[MEDIA]http://sites.google.com/site/maukelekli/Home/05DeadCity.mp3[/MEDIA]

Obrazy sprzed kilku miesięcy mieszały się w głowie Brandybucka z teraźniejszością przesuwającą mu się przed oczami jakby w dziwnym półśnie, kiedy umysł nie może wypędzić ze świata jawy nocnych koszmarów i budząc się w środku nocy nie potrafimy powstrzymać się od ukradkowego spoglądania w ciemne kąty sypialni. Z tym że dla Telia to wśród rzeczywistego koszmaru pojawiały się przebłyski wspomnień. Wspomnień, które zachował z czasu, kiedy był kimś zupełnie innym. Przypomniał sobie swoją nieporadność przy pakowaniu rynsztunku i to jak wyprawa z Shire do Bree była dla niego podróżą w nieznane, którą starannie planował przez wiele tygodni. Nie poznawał siebie z tamtego dnia, kiedy w blasku porannego słońca przejeżdżał przez bramę miasteczka oddzielającą wtedy jedynie wygody od niewygód. Śmierci i rozstania nie brał w ogóle pod uwagę, ale i tak same go dopadły. Wtedy był z nimi Haerthe pomagający Szramie dogonić narowistego wierzchowca i Galdor wypatrujący bystrymi oczami drogę do Rivendell...
„Nie, Telio, nie możesz tak myśleć, nie wracaj do tego!” - zganił sam siebie. Czuł, że nieprzyjaciel skryty w ponurej mgle tylko czeka na to, żeby młody hobbit się załamał i karmi się każdą kroplą rozpaczy, jaka wsącza mu się w serce. Zmagając się z tymi uczuciami, ścisnął rękojeść mieczyka, wkładając w to cały swój smutek i zaciskając powieki. „Tylko nie myśleć, tylko o tym nie myśleć...” - powtarzał cały czas i nagle myśli o stracie i o tych, których brakowało u boku hobbita ucichły, odeszły. Strach przed czyhającym na nich wrogiem pozostał, ale już nie potęgował go żali i powstrzymywane siłą łzy. Teliamok głośno przełknął ślinę i to niewidzialne coś, co dławiło go do tej pory w gardle.
„Co mi tam... Niech się dzieje, co ma się dziać, żeby już tylko się skończyło. Do Bree chyba już niedaleko.” - myślał sobie niziołek, chociaż w dalszym ciągu ręce mu drżały a głowę chował w ramiona na każdy głośniejszy dźwięk.

Miasteczko rzeczywiście było już blisko i po niedługim czasie oczom Brandybucka ukazała się dobrze pamiętana brama. Jej nieznacznie uchylone skrzydła mogły w innym przypadku wydawać się zapraszającym gestem, ale nie teraz, kiedy na każdym kroku hobbit czuł, że kroczy dokładnie po ścieżce obmyślonej przez czarnoksiężnika. Wyboru jednak nie było i Telio zaraz za Manefnnasem i Olem przejechał przez furtę.

Otaczająca ich mgła nagle jakby bardziej zgęstniała, chociaż nie jest to dobre słowo. Brandybuck poczuł wyraźnie, jak skryta w oparze zła siła zmieniła się – nie tylko zdała się jeszcze bardziej na nich napierać, ale wydawało mu się, że słyszy w niej jęki i szlochy jakichś ludzi. Nie wiedział, co o tym sądzić, ale domyślał się, że to głosy mieszkańców miasta, którzy dostali się już pod wpływ mocy Białej Żmii. Dookoła zaczęły znowu pojawiać się i znikać rozmazane sylwetki o jarzących się bladym światłem oczach – Telio poznawał w nich upiory z kurhanów, które pamiętnej nocy zaatakowały go w lesie niedaleko Bree. Tym razem jednak nie zbliżały się do nich na mniej niż kilka kroków – telio nie wiedział czy ze względu na otaczający ich zastęp strażników, czy też z powodu woli czarnoksiężnika, który przemyślał dla nich plan zemsty.

Jak się wkrótce okazało, była to prawda. Czuwający pod gospodą górale oznajmili, że Biała Żmija chce spotkać się z drużyną w środku. Dopiero teraz Telio uświadomił sobie, że jechali do Bree bez żadnego planu. Ogarnęła go panika, bo pomyślał, że nie mają absolutnie nic, co mogliby przeciwstawić nieprzyjacielowi – wtedy, na polanie raniły go co prawda strzały, ale wtedy był to tylko miraż, zwodniczy obraz a teraz mieli stanąć oko w oko z kimś, kto podporządkował sobie zastępy orków, dzikich górali i całe legiony głodnych krwi upiorów. Kiedy zsiadał z kuca, Brandybuck poczuł, jak uginają się pod nim nogi w ostatniej chwili zdążył oprzeć się na wierzchowcu. I w momencie, kiedy kurczowo zaciskał palce na pasku od juków, w jego głowie błysnęła nagle myśl:
„Księga! Teraz zapewne jest w sakwach Galdora...” - tak, najpewniej ich jedyna broń wrócił z powrotem najkrótszą drogą do Rivendell. Telio poczuł pojawiający się znikąd ciężar w brzuchu i ponownie złapał się uprzęży, żeby nie paść na ziemię ze zgrozy. „Jakim głupcem jestem... O czym ja wtedy myślałem?”
Miał teraz chęć poddać się i oddać w ręce nieprzyjaciela, ale wiedziony przyzwyczajeniem, podniósł jeszcze wzrok na towarzyszy – może Sokolnik albo Strażniczka wiedzieli, co w tej chwili zrobić? Wątpił w to. „Bez księgi i tak wszystko stracone...”
 
Makuleke jest offline