Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2010, 19:30   #3
deMaus
 
deMaus's Avatar
 
Reputacja: 1 deMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumnydeMaus ma z czego być dumny
Jasna cholera, ale zimno. To była pierwsza myśl jaka wpadła mu do głowy po przebudzeniu. Czemu dałem się namówić na ten wyjazd. Otworzył oczy i rozejrzał się po pokoju w schronisku, Marcin i Adaś jeszcze spali, Paweł nie było. Pewnie jego też obudził chłód, wyciągnął rękę ze śpiwora i sięgnął do kurtki, sprawdzić termometr, było 12 stopni. Masakra. Sięgnął po spodnie i sweter, starając się nie robić za dużo hałasu, w końcu skoro tym dwóm nie przeszkadzała temperatura niech jeszcze pośpią. W śpiworze było nawet ciepło, jednak Małachowski podawał prawdziwe dane, co do temperatury, w której można było przetrzymać w nich noc. Ubrał się, założył buty, wziął komórkę i małą torbę z aparatem i ruszył do głównej sali, tu znalazł Pawła. Spryciarz przeniósł się pod kominek, a teraz popijał coś ciepłego, rozmawiając cicho z jakąś dość ładną dziewczyną o blond włosach, w niebieskim swetrze i karnych zimowych spodniach. Kiedy go dostrzegli, wyszeptał tylko aby nie budzić śpiących w głównej sali.
- Zróbcie mi jakąś herbatę, wyskoczę tylko sprawdzić czy mamy jakieś ładne widoczki. - założył kurtkę, czapkę i rękawiczki, wyjął aparat i ruszył do przedsionka, a stamtąd na zewnątrz. Po wyjściu uderzyło w niego siarczyste zimno.

Rozejrzał się, zrobił głęboki wdech, czego po chwili pożałował. Przeszedł jakieś dwadzieścia metrów od schroniska, obejrzał panoramę i zrobił kilka ujęć.



Wrócił do środka, gdzie zastał już kilka obudzonych osób, sprawdził godzinę, była 6:40. Przy kominku czekał Paweł, a teraz już obok, a nie na przeciwko niego siedziała nieznajoma blondynka. Widać, że trzymali dla niego wolne miejsce na przeciw siebie, bo stał tam kubek z parującym napojem. Drwa w kominku płonęły zachęcająco, no i herbata kusiła, ale dopiero będąc na polu, pomyślał, że skoro Paweł sam zaczął rozmowę z ta nieznajomą, i wyglądało, że rozmawia im się całkiem dobrze, to może nie powinien tego psuć. W końcu obiecał kiedyś Pawłowi, że nie będzie się starał znaleźć mu dziewczyny. No nic, ale jak już zawalił, to teraz pozostaje tylko nie pogarszać sytuacji. Podszedł do nich, usiadł i wyciągnął rękę do nieznajomej.
- Kuba, miło mi. - Uśmiechnęła się do niego i wyciągnęła rękę.
- Marta, więc to ty jesteś tym przyjacielem Pawła. -
- Ha, mam nadzieję, że to co usłyszałaś nie było zbyt wyidealizowane, bo jeszcze nie sprostam mojej legendzie. Dzięki za herbatę. -
- Jakieś ciekawe ucięcia? - spytał Paweł wskazując na aparat,
- Trochę klasyki, kłody, zaspy, było by lepiej, ale góry wszystko zasłaniają. Was też obudziło zimno? Powiem szczerze, że chociaż śpiwór i ciuchy z Małacha dają radę, to i tak teraz wymarzłem. Mówiłem Marcinowi, że musimy wyjść wcześniej, bo zajmą wszystkie miejsca przy kominku w schronisku, ale nie. Musimy iść okrężna drogą, żeby zaliczyć Mnicha. - zaśmiał się - W sumie to może i było wart go zobaczyć, ale zdecydowanie nie marznąć. A ty skąd idziesz? - Zwrócił się do Marty.
- Idziemy, razem z trzema koleżankami, idziemy raczej lajtowo, bo podjechałyśmy na parking przy morskim, a potem spacerkiem na Czarny Staw, i do schroniska zeszłyśmy po szesnastej, dużo przed wami. O której w ogóle tu doszliście? -
- Było dobrze po dziewiątej, - odpowiedział szybko Paweł - już glosowaliśmy, czy rozbijać namioty, ale okazało by się, że rozłożylibyśmy je ze dwieście metrów od schroniska. -
- Tyle jeśli chodzi o bohaterską nocna wyprawę, wyszliśmy na idiotów, bo chłopaki zamiast użyć gpsa, woleli liczyć minuty marszu i posługiwać się kompasem. Fakt może bardziej męskie, ale ja wole bardziej żywe. - Kuba wiedział, że Paweł wyczuł w jego głosie, że zamierza dziś opieprzyć Marcina i Adasia. Ale chyba przyznawał mu rację bo tego nie skomentował.
- Gdzie dziś idziecie? - Spytała Marta
- Myśleliśmy, a kiedy mówię, myśleliśmy to mam na myśli, że Marcin z Adasiem wymyślili, bo to oni są od planowania i znajomości gór, żeby przejść, na stronę Słowacką, iść trochę górami, na południowy zachód, i dojść wieczorem do Strebskiego Pesla, czy jakoś tak, tam złapać pociąg, i pojechać do Rozemberoka, wyskoczyć na jedno popołudnie na ciepłe źródła w Beszanowej, a potem wrócić przez Beskidy do Polski. -
- Ambitny plan, nie szukacie towarzystwa? - Spytała trochę nieśmiało Marta - Bo my właściwie to miałyśmy nadzieję, podczepić się pod jakąś ekipę w schronisku, zawsze to bezpieczniej. -
- Nie wiem, miała być męska wyprawa, poza tym co jak okażemy się zboczonymi gwałcicielami? - spytał Paweł, ale patrzył na Kubę.
- Chłopaki pewnie nie będą miały nic przeciwko, wiszą nam za wczorajsze zejście do schroniska - zaśmiał się - Poza tym Adaś jest zaręczony, Ja i Marcin żonaci, okres maniakalnego gwałcenia mamy za sobą, więc jedynym gwałcicielem możesz być ty, ale chyba w razie czego damy sobie z tobą radę -
- A co z twoimi koleżankami, one mogą nie być takie chętne do wyruszenia z nieznajomymi? -
- Myślę, że też się zgodzą, w końcu niema nic przyjemniejszego niż ciepłe źródełka. -

Po jakimś czasie, wstały koleżanki Marty, jak się okazała Ola, druga Marta i Iza, no i w końcu trzeba było budzić Marcina i Adasia, chłopaki zaprawione w zimowych wypadach, nawet nie poczuli, że temperatura spadła. Chwilowa dyskusja pozwoliła ustalić, że dalej ruszają razem. Zjedli porządną jajecznicę z kiełbasa i cebulą, i po 8 ruszyli w drogę. To co najbardziej cieszyło Kubę to, że dziewczyny okazały się być Pszczyny, czyli dość blisko miejsca zamieszkania Pawła, który właściwie cały czas spędzał teraz na rozmowie z Martą. kubie pozostało zabawianie reszty towarzystwa tak aby im nie przeszkadzać, a nie było to łatwe zadanie, bo musiał zainteresować cała resztę, ale na tyle dyskretnie, żeby nie ściągnąć uwagi Marty.

Około 14 zatrzymali się w jednym z szałasów, budowanych niedaleko szlaków, w którym pasterze mieszkali, kiedy wypasali owce. Marcin najpierw podchodził do tego ostrożnie, bo jak twierdził zimą różne zwierzęta wybierały takie szałasy na zimowiska, ale po wstępnym sprawdzeniu okazało się, że jest pusty. Chłopakom udało się rozpalić nieduże ognisko i ugotować wodę, po zjedzeniu gorących kubków i mniej więcej godzince przerwy ruszyli dalej, mieli jeszcze kilka kilometrów do przejścia, a nie wiadomo jaka była trasa przed nimi. Jeszcze na postoju Paweł przekazał mu dyskretne "dzięki", co Kuba pozostawił bez komentarza, znali się już bardzo długo, bo ponad 9 lat, z czego tyle samo uważali się za przyjaciół. Zadziwiające , bo właściwie od pierwszych dni znajomości, mogli sobie zaufać i być ze sobą szczerym, rozumieli się też dość dokładnie, być może temu ich przyjaźń trwała.

Mniej więcej około 19 zeszli w końcu, do Strebskiego Pesla, gdzie od razu poszli na dworzec, sprawdzić czy maja jakiś transport dalej, aż dziw wszystkich zachwycił, kiedy okazało się, że już za godzinę maja pociąg.
Kupili bilety i niestety dowiedzieli się, że jeśli chodzi o kolację, to zostają im batony z dworcowego automatu, ale bileterka była z tych miłych i zagrzała wody w czajniku, więc mieli przynajmniej ciepłą herbatę.

W pociągu, czas minął im niezwykle szybko, właściwie, to czas mijał im na opowiadaniu starych żartowi anegdot z życia. Po trzech godzinach byli w Rozemberoku, już w pociągu ustalili, że tam przenocują, a za to pierwszym autobusem jada na baseny. Znaleźli więc najbliższy hotel, tu pomocny okazał się gps i jego "użyteczne miejsca". W hotelu, po szybkim prysznicu i perspektywie wstawania po siódmej, Kuba nawet bez rozmowy z Pawłem rzucił się na łóżko, wysłał sms'a do Agaty i zasnął.

Straszny hałas z prawej, kawałki gliny i piachu spadające z powietrza, krzyki i strzały, rozejrzał się dookoła i po sobie. Był w mundurze, miał w rękach swój aparat, a dookoła biegali żołnierze w mundurach, z bronią, jeden z tych co kryli się obok niego za ścianą, krzyknął.
- Run, run you idiot - po czym wychylił się za róg, i strzelił kilka razy.
Kuba podniósł się na nogi, nadal pochylony, przycisnął aparat do siebie, odruchowo sprawdził na górnym wyświetlaczu stan. Tryb manualny, przysłona f7, czas 1/120, bateria ok, miejsce na karcie ok, AF-ciągły, obok niego przebiegło dwóch żołnierzy, ruszył za pochylony za nimi, gdy dobiegł do następnej ściany, odwrócił się, przykląkł na jedno kolano, przyłożył szybko aparat do twarzy, zrobił trzy zdjęcia, w tym jedno żołnierzowi, który kazał mu biec, na zdjęciu żołnierz biegnie pochylony w jego stronę, a za jego plecami widać wybuch moździerza.

Szybko podnosił się z ziemi i ruszył za dwójką żołnierzy w stronę poprzecznej ulicy, jak się okazało czekał tam na nich opancerzony hummer, gdy już wydawało się, że wszystko będzie ok, usłyszał świst, i hummer w ogromnym wybuchu wyleciał w powietrze, Kuba odruchowo, klikał w spust migawki, nawet nie celując. Żołnierz obok niego pociągną go i zaczęli biec dalej. Po mniej więcej dwudziestu minutach ucieczki, wpadli na jeszcze trzech żołnierzy, a po chwili, na śmigłowiec ratunkowy.

W bazie założonej w jakimś starym pałacu jakiegoś szejka, co nagle wydało się Kubie oczywiste, udał się do swojego pokoju, Podłączył aparat do ładowarki, kartę włożył do laptopa, i zaczął zgrywać zdjęcia. W drzwiach pojawił się, ten żołnierz, który go cały czas osłaniał.
- How are you holding? - zapytał - If you want to talk, just come to me. ok? -
Kuba tylko skinął głową i dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że nie mógłby się odezwać, cały się trząsł, co pewnie nie uszło uwadze żołnierzy. Wstał i podszedł do zdobionego lustra, elementu nie rozszabrowanego, przez miejscowych i nie zniszczonego przez uciekających żołnierzy wroga.
Zamierzał sprawdzić na własne oczy czy wygląda tak, źle jak na by na to wskazywała reakcja żołnierza, ale zamiast zobaczyć siebie w mundurze zobaczył się w zwykłym codziennym ubraniu, miał naturalny kolor skóry, a nie blady jakiego się spodziewał, i nie był jego odbiciem, machał do niego, przyzywał go. Kuba podszedł bliżej do lustra, wyciągnął rękę i dotknął zimnej tafli.
 
deMaus jest offline