Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-01-2010, 19:46   #115
katai
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
feat. kset, Raphael & xeper

Światło dnia uderzyło kozaka po skroniach niczym porządny kac jakiego można uświadczyć odwiedzając kislevskie gospody i przybytki rozpusty.
Zanim odzyskał wzrok musiał odczekać chwilę aż okrutne Słońce przestanie bóść oczy.
Choć wzrok nie był konieczny by zlokalizować ścierwo. Swąd spalenizny dobitnie wskazywał kierunek ostatniego spoczynku potwory.
Żołnierz doczłapał się do zwalistego cielska wiwerny i odnalazł wzrokiem topór. Był tam gdzie pamiętał. Zaklinowany pomiędzy skrzydłem a cielskiem. Nieco jeszcze oszołomiony nie zwrócił zbytnio uwagi na uwijającego się w szabrowniczym zapale niziołka, skrzętnie pozbawiającego poczwarę przeróżnych członków. Gdy już uporał się z toporem, zauważył wbity w ogon miecz. Oswobodził i owe żelastwo. Pozostawiając niziołka przy zwłokach stwora, ruszył z powrotem do pieczary gdzie czekali jego kompani.
- To chyba twoje, jeśli pamięć mnie nie myli - rzucił nieco ironicznie aczkolwiek przyjaźnie do Leonarda, podając mu miecz. Tuż za kislevczykiem do sali wkroczył potężny czerwonowłosy krasnolud. W ślad za nim dreptał ociężale niziołek prowadząc swojego objuczonego muła.
- Tośmy są w komplecie - odezwał się Caleb. - Jako mniemam i Wy chcecie przeszukać tę zasraną dziurę, co? Skoro tak, to nasza droga prowadzi tam!
- To uderzenie w łeb chyba mu coś obluzowało - pomyślał Liev spoglądając na Caleba. Ledwo uszli z życiem a już mają ruszać dalej? Krasnolud zapewne nie myślał trzeźwo z pękniętym czerepem. Niestety inni, zapewne wciąż równie oszołomieni walką, podchwycili pomysł i już mieli zbierać się do dalszej wędrówki gdy zza pleców zebranych rozległo się skamlące - proszę...
Zdumiony Bazanov odwrócił zmęczony wzrok w kierunku głosu. Niziołek, Tupik jeśli Liev dobrze kojarzył imię, kontynuował:
- "Nie możemy jeszcze iść, nie teraz. Najpierw muszę dobrze zająć się ranami,..." Potok słów płynął z małego człowieczka niczym górski strumyk. Malec wyliczył wszystkim ich rany, podkreślił wagę posiłku przed dalszą drogą i zasugerował odpoczynek. Bazanov w duchu odetchnął. Odpoczynek, posiłek, trochę gorzałki i fajka to, to czego mu było trzeba, nie chciał jednak pierwszy mówić o tym głośno. Niziołek wyręczył go w tej kłopotliwej kwestii.
- Wot, zgadzam się z naszym małym druhem. Przyda nam się nieco odpocząć. Łyknąłbym czego mocniejszego, a i fajkę pyknąć byłbym skory. - odparł Liev wyciągając ozdobną fajkę i począł szukać machorki.
- A więc załatwione - dodał po chwili Tupik, jakby tylko czekał na możliwość przyklepania własnych słów. Nie był już osamotniony w pragnieniu odpoczynku a każdego kto go wspierał w tym pomyśle gotów był poprzeć dwukrotnie.
Bazanow odniósł wrażenie, iż wspomnienie fajki wzbudziło wyraźny entuzjazm halflinga.
Tupik był wręcz w duchu wniebowzięty, gdyż obawiał się iż przyjdzie mu rozkoszować się swym nałogiem w samotności...
Leo, który dotąd stał z boku, nie mogąc uwierzyć, że właśnie odegrał znaczącą rolę w zabiciu wiwerny, teraz włączył się do dyskusji:
- Nie wiem, jak wy, ale ja padam z nóg. Chyba tylko Liev rozumie, jak męcząca jest jazda na oklep na takiej gadzinie. - oblizał suche wargi. - Głodny jestem... - dodał, zerkając w stronę trupa potwora.

Gdy tylko rozpoczęli szykowanie obozowiska, halfing podszedł najpierw do krasnoludów prosząc ich o pomoc.
- Potrzeba mi płatu skóry na tarczę i kubraczek z wywerny - spojrzenie jakiego nauczył się Tupik , do złudzenia przypominało minę szczeniaczka czy kociątka, młodego i bezbronnego, proszącego się o coś. Mało kto był w stanie odmówić prośbie tak wyrażonej... Miał też inne argumenty...

-Widziałeś jaki solidny miała pancerz? Jak ciężko się przez niego przebić a jaki lekki zarazem? - nagabywał niemal każdego, tylko by uzyskać zainteresowanie tematem i pomoc...
- Niestety masz rację. Sztylety sobie na tym kurewstwie stępiłem! - rzekł Leonard z nietypowym dla siebie brakiem klasy. - Z chęcią wybrałbym się w dalszy spacerek po tej norze z jakimś solidnym wdziankiem. Z chęcią pomogę, choć nie znam się na tym zbytnio...
- Pomocy mi udzieliłeś, tam w jaskini - odpowiedział Caleb na prośbę halfinga. - A jam się zobowiązał odwdzięczyć. W mym rodzie nie znane są tradycje kaletnicze czy garbarskie. Ale oprawić zwierzynę umiem, i to całkiem nieźle. O tu! Spójrz, z tego kawałka można zrobić całkiem niezłą nogawicę... A teraz podważymy te łuski... Kurwa mać! Daj mi jakąś szmatę, cały łeb mi opryskało!
Tupik aż podskoczył z radości szmatkę też dość szybko jakąś odnalazł po czy wręczył ja krasnoludowi, ciesząc się, że ten potrafi oprawić zwierzynę. Sam mógłby uszkodzić pancerz który chciał przecież w przyszłości używać. Posoki było jednak tyle, że nieocenioną pomocą okazał się płaszcz grajka. Leonard mógł tylko patrzeć, jak jego szykowny fatałaszek staje się zwykłą szmatą.
A dałem za niego tyle ciężkiej waluty... - pomyślał, ważąc w dłoni broszę matki.
Wymarzył sobie kamizelę ze skóry wywerny, która chroniłaby jego korpus. Podejrzewał, ze uda mu się ją zrobić z pomocą kompanii. Dlatego też przyłączył się do oprawiaczy. Los pokazał, że ta przygoda to nie spacerek w letni poranek.


Tupik delektował się jeszcze tą walką, w emocjach czasem podchodził do zwłok by je kopnąć. Zwłoki obecnie wyglądały jeszcze gorzej niż po zabiciu, wykrojone dziury w oczach, oskubane z rogów, pazurów i kłów, wygląday jak ofiara masakry chirurgicznej, na dodatek przeprowadzanej przez pijanego lekarza.

Dość szybko płonęło ognisko, nad którym Tupik zamocował patelnię aby usmażyć naleśniki. Krążył pomiędzy ogniskiem, jedzeniem i stworem z jednej strony oglądając szykującego się posiłku, z drugiej pilnując swojego pomocnika w oprawianiu bestii. Zależało mu możliwie na dużej ilości, niezniszczonego materiału. Przy okazji przypomniał sobie o potrzebie poszukania ziół...ponoć miały rosnąć w pobliżu kopalni..

Dookoła prowizorycznego obozowiska krzątał się podśpiewując, rozanielony niziołek. Liev zajął wygodne miejsce przy ogniu i począł rozcierać obolałe miejsca. Właściwie nie był zbyt ranny, kilka zadrapań i pomniejszych skaleczeń. Najbardziej dokuczliwe były stłuczenia jakich doznał lądując w padlinie. Wyciągnął wygodnie nogi opierając się o niewielki występ skalny, po czym sięgnął do sakiewki w której trzymał tytoń. Ze zgrozą poczuł jak palce przechodzą na wylot tego co powinno być dnem woreczka. Z niedowierzaniem uniósł mieszek na wysokość wzroku i potrząsnął kilkakrotnie wysypując pojedyncze drobiny na dłoń.
- Blać! - szczeknął rzucając jednocześnie sakiewka w kąt. - Gorzałki też ni lzja. Co za dzień! -
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."
katai jest offline