Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2010, 03:03   #6
Rhaina
 
Rhaina's Avatar
 
Reputacja: 1 Rhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumnyRhaina ma z czego być dumny
Pięć po dwunastej, więc pora już wstać
i dzień pochwycić, nim on złapie mnie
otwieram oczy i biorę się w garść
nie ma czym przejmować się…


Nie spała już, gdy komórka odezwała się, jak w większość wolnych dni o dziesiątej, tą właśnie piosenką. Dziś był to komplement dla jej siły woli, która pozwoliła jej wstać, mimo że nie musiała. Gdyby spała, byłaby to jedna z nielicznych nie irytujących pobudek.

Może i normalniej byłoby spać do oporu, ale taką sobie narzuciła normę – świątek piątek, nawet jeśli nie ma nic do roboty, przed dwunastą trzeba być już ogarniętą, po śniadaniu i gotową do życia. Inaczej czułaby się podle, widząc, jak zwycięża entropia i wszystko się rozłazi. Z pewnością wielu - w tym jej rodzice - uznałoby, że to i tak lenistwo do kwadratu; ale było to przynajmniej tyle, żeby mogła patrzeć sobie w oczy w lustrze. A że rano czas zawsze jakoś przeciekał między palcami, wyznaczyła sobie pobudkę o dziesiątej.

Była niedziela. Współlokatorek nie było – pojechały do rodzin. Zerknęła tęsknie ku Pszczole, ale w pokoju w akademiku było za ciasno na ćwiczenia. Miecz musiał zostać tam, gdzie był – nad łóżkiem, w zawieszonej na gwoździu rzemiennej pętli. Żeby być szczerym, do tego się właśnie najlepiej nadawał – wiszenia na ścianie ku ozdobie. A że miecz – nawet typowo dekoracyjny, którego nikt przy zdrowych zmysłach nie próbowałby naostrzyć - to nietypowa ozdoba w kąciku dziewiętnastolatki? A to już nie jej problem. Dostała go na osiemnastkę, na własne życzenie, tak samo, jak na własne życzenie wybrała się na kurs szermierki. Nadała mu imię i sama wyprosiła u nauczycielki chemii odczynniki, żeby wytrawić rysunek pszczoły na gałce rękojeści. Sama chciała być dziwadłem. Czy tam: ekscentryczką. Już dobrych parę lat umyślnie się o to starała.

Ubrała się. Niedzielnie. Ciepła, wełniana spódnica do kostek, podkreślające talię wdzianko, sylwetka wyprostowana gorsetem. Nie da się samodzielnie założyć gorsetu…? Bzdura. Jeśli jest sznurowany z przodu, to już tylko kwestia metody i uporu…

Dwunasta zero zero, poza kwaterą. Na mszę przyjdzie nieco spóźniona, ale to już trudno. Wola kontra rozlazłość dwa do jednego.



Było już późno w noc, gdy wyłączyła program graficzny i zamknęła laptopa. Mogłaby się co prawda jeszcze pomęczyć, dodawanie świateł i cieni nie było trudne, gdy już określiła kolory, było tylko czasochłonne, a na poniedziałek nie miała nic konkretnego. Pierwsza w jej życiu sesja egzaminacyjna zapowiadała się podejrzanie łatwo. No ale zasady to zasady, wstać będzie trzeba.

Tylko co będzie robić? Pójdzie, jak dziś, do Empiku albo jakiejś biblioteki i przeczyta kolejne dwie czy trzy książki? I tak nie zdoła nawet być na bieżąco ze wszystkimi nowościami. Tego było po prostu za dużo. Były okresy, gdy ją to cieszyło… ale nie tej nocy.

Co ona właściwie robiła? Nic. Trzymała się rutyny. Nie złożyła żadnego wiersza od… od… nawet nie pamiętała, od jak dawna. I śniła o lataniu. To był najpewniejszy znak, że życie stało się szare.

Jutro coś zrobię, postanowiła. Wsiądę w autobus i pojadę gdzieś, gdzie jeszcze nie byłam, zejdę z udeptanej ścieżki, żeby spotkać przygodę. Coś zrobię…

Zasnęła.



** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** ** **



…Gdy później przypominała sobie ten sen, nie umiała cofnąć się dalej niż do sceny w komnacie zamku. Był tam kominek z płonącym ogniem, gobeliny na ścianach, a za oknem padał deszcz i szalała wichura, wiatr wył aż w niebiosa i ciskał się o mury, tak że tuż za oknem deszcz padał do góry.

Stała przed kominkiem, gdy otworzyły się drzwi i weszli cicho, szarzy, ale groźni, każdy ze sztyletem skierowanym ku niej. Wiedziała, po co przyszli. Jeden stanął w drzwiach, dwaj pozostali podeszli w jej stronę.
- Nie ma gdzie uciec, i tak ją dostaniemy. Załatwmy to czysto.

Oczy jej zabłysły. Odruch buntu przyszedł naturalnie jak oddech.
- Nie mam gdzie uciec…? – wycedziła. – A no to się zdziwisz.

Skoczyła ku oknu, otwarła je na oścież. Wiatr zahulał w komnacie. Wskoczyła na kamienny parapet, stanęła twarzą ku zabójcom, szeroko uśmiechnięta. Tak mógłby śmiać się wampir, nim pokaże kły… I rzuciła się w tył.

Sądziła, że wicher ją chociaż spowolni, ale myliła się. Ziemia zbliżała się… stanowczo za szybko… Zaraz się roztrzaskam, pomyślała. A potem: To przecież sen. MÓJ sen!

Przejęła kontrolę. Nie spadała – nurkowała. Tuż nad ziemią spięła się i wyrwała w górę - wyprysnęła w niebo.

Gdzieś znikła burza. Niebo było błękitne, białe obłoki, a dokoła niej ptaki, całe stado ptaków. Leciała, swobodna i szczęśliwa, to wbijając się w niebo, to pikując, nagłymi zwrotami kreśląc na niebie łuki. Jak jastrząb wpadła w sam środek stada ptaków; rozpierzchły się...

Nie! Został jeden. Inny jakiś, większy, upierzony złoto, z różowymi piórami w długim ogonie. Okrążył ją; umknęła. Odleciał nieco dalej i znów się zbliżył, i umknął, gdy doń podleciała. Poszybowała za nim.

Pociągnął ją daleko. Aż w końcu zniżył lot nad piękną łąką, zieloną jak szmaragd. Opadła na trawę.

Ptak zatoczył krąg nad jej głową i pofrunął na skraj łąki. Stała tam brama. Taka znikąd donikąd, zupełnie najprostsza: dwie drewniane tyczki wkopane w ziemię, u góry trzecia, przywiązana sznurami. Ptak wylądował na górnej poprzeczce.

Odbiła się od ziemi i poszybowała w tę stronę. Nawet we śnie poznała, skąd je pożyczyła: przez takie właśnie drzwi Aslan odesłał rodzeństwo Pevensie do domu, a Telmarów na Morze Południowe. Z bliska widziała zasnuwającą je półprzejrzystą błonę, w niej - drzewa na skraju łąki i swoje odbicie.

Zerknęła na feniksa. Patrzył na nią jednym czarnym, okrągłym, błyszczącym okiem.

Czyż nie tego zawsze chciałam?

Wzięła głęboki oddech i przeszła przez bramę.
 
__________________
jestem tym, czym jestem: tylko i aż człowiekiem.
nikt nie wybrał za mnie niczego i nawet klątwy rzuciłam na siebie sama.

Ostatnio edytowane przez Rhaina : 31-01-2010 o 02:29.
Rhaina jest offline