Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2010, 11:52   #102
Irmfryd
 
Irmfryd's Avatar
 
Reputacja: 1 Irmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie cośIrmfryd ma w sobie coś
Po zaniesieniu ubrania włóczędze, do komnaty Arwida zapukał Lutfryd.

- Tak jak kazałeś Mistrzu dostarczyłem mu odzienie. Widać było, że bardzo chciał je dostać ale czegoś się obawiał, on jest bardzo nieufny. Dopiero jak powiedziałem, że to od ciebie Panie to język mu się rozwiązał. Wypytywał kim jesteś, co tu robimy, jak tu trafiliśmy, jaki …

- Cicho, jeśli któryś ze strażników za drzwiami to usłyszy to zaraz pobiegnie do tego durnia Scharzenbergerra, a tamten tylko czeka, żeby starego o szpiegostwo posadzić i w lochu zamknąć. Sam z nim porozmawiam, gdy tylko nadarzy się sposobność.



Następnego dnia po spotkaniu w sali Daree udał się na przechadzkę po zamku. Wiele drzwi było zamkniętych, tak samo zejście do lochu. Gubiąc strażników chodził po opuszczonych częściach zamczyska. Zmurszałe resztki sprzętów, kłęby kurzu, siedliska niezliczonej populacji pająków, nic niepokojącego.
Jeśli jest stąd jakieś ukryte wyjście to tylko przez lochy … pomyślał stary Daree. Ale jak się do nich dostać, skoro zamkniętego wejścia pilnuje straż. Może przez wywietrzniki.

Nowy pomysł zaświtał w głowie Arwida. Szybkim, na ile pozwalał jego wiek oraz sprawność, krokiem Mistrz poszedł na dziedziniec. Chodził naokoło, mierzył krokami odległości między otworami wietrzników. Ukląkł przy jednym z nich, wkładał dłoń do środka sprawdzając cug, wrzucał kamyki i nasłuchiwał momentu ich upadku.

Płytko, bez problemu mógłbym tam zejść, nawet bez pomocy Lutrfyda, tylko te otwory … wąskie, nawet jak dla mnie, jakiś Nizioł by się przecisnął. Ale nie ja. Trzeba poszukać innego wejścia.

Wracając do komnaty Daree zaszedł jeszcze do stajni. Chciał porozmawiać z Jaczemirem. Zajrzał przez drzwi. Wolfgang, koniuszy jeszcze jakiś strażnik … Za dużo świadków … może później będzie sposobność.

Obserwując czynności Jaczemira oraz opiekującego się nim strażnika, Arwid czekał odpowiedniego momentu na przeprowadzenie rozmowy. Widział jak stary idzie w kierunku czegoś co kiedyś było przykuchennym ogrodem a teraz jeno zachwaszczonym poletkiem. Po jakimś czasie z tamtego miejsca szybkim krokiem, truchtając nawet wyszedł Wolfgang.

Teraz.

Długie kroki przez dziedziniec. Wąskie przejście na drugi malutki podwórzec z czworakami dla służby oraz poletkiem. W gąszczu chwastów widać było pochylającą się co chwila postać Jaczemira. Arwid podszedł wprost do niego. Zaczerwieniona twarz, szybkie płytkie oddechy, zlana potem twarz włóczęgi mogły świadczyć albo o dużym zmęczeniu albo o chorobie.

- Witaj Jaczemir. Jak tam ubranie pasuje, bo widzę, że go nie nosisz?
- Witaj Mistrzu Daree Dobrze pamiętam nazwisko? Twój sługa wiele dobrego mówił mi o tobie Panie. Żeś świat cały niemal przemierzył. To i w Kislevie, mojej ojczyźnie pewnie gościłeś. A strój bogaty … wdzięczność moją masz głęboką, jeno do koni do roboty w takie sukienki się nie przystoi ubierać … i nie nawykły jestem.

- Przychodzę do ciebie w pewnej sprawie … - powiedział zniżając głos do szeptu stary Daree. Kapitan Schwarzenbergerr wspominał, że znaleziono przy tobie plany tego zamku. Musiałeś więc być tu wcześniej, a więc powinieneś także znać ukryte przejścia wiodące do tego zamku. Pewnie nie mamy co liczyć na zwrot twych planów, pomyślałem więc, że mógłbyś je odtworzyć … oczywiście nie za darmo … zostałbyś za to hojnie wynagrodzony … w złocie … rozumiesz mnie?
- Rozumiem. Jedno, czego nie rozumiem to na co ci Panie owe plany?

- Całkiem niedawno miał tu miejsce … wypadek. Ale podług mnie to było morderstwo…
- Morderstwo? …
- Jaczemir zbladł nagle.
- Tak … jeden z artystów Jasper wypadł z tamtej wieży … - Daree uniósł rękę ukazując miejsce tragedii. Tylko, że ja nie wierzę w tę wersję … on nie miał powodu targać się na życie, ani w ogóle po nocy po wieży chodzić i przez okno wyglądać. Ktoś musiał mu w tym pomóc … ale ciiii, o tym nie wolno głośno mówić. Mając plan zamku mógłbym ustalić skąd przyszedł morderca i być może ustalić jego personę. Dopóki go nie znajdziemy, wszyscy jesteśmy w niebezpieczeństwie.
- A co wy tu w ogóle robicie?

- Pracujemy, ale o tym nie powinienem mówić … słowo dałem, że w tajemnicy będę to trzymał a zwykłym obietnic dotrzymywać ... Jeśli się więc zgodzisz, to mój uczeń, ten co ci ubranie dostarczył, przyniesie ci pergamin i inkaust. Pamiętaj jeno aby plan był dokładny.
- Tego co na kartach było wiele nie jest. Ot krużganków kilka, dziedzińce dwa. O żadnych sekretnych kawernach nie mam wiedzy. Mogę to odtworzyć z pamięci, oddać to, co sam zobaczyć możesz. Sądzę, że sam masz Panie sposobniejszy dostęp do wielu części zamku niż ja. Mnie pilnują i nie wierzą.

- I jeszcze jedno … - rzucił na koniec Arwid. Musisz się spieszyć, zanim powróci Vautrin. I pamiętaj uważaj na niego … to zły człowiek. Masz więc 3 dni na nakreślenie planów.
- Całe miejsce to jest złe. Straszne rzeczy się tutaj dziać będą. Wierzaj mi ... Vautrin? A któż to?
- Vautrin to zarządca tego zamku i nasz tu gospodarz. Niestety jeszcze nie odkrył wszystkich kart. Uważaj na niego, ma wrócić niebawem, pewnie będzie cię przesłuchiwał.
- O bogi …
- Tak więc musisz skończyć plan zanim on wróci.

- Dobrze Panie. Każ no swemu słudze przynieść jeszcze jedno czyste pióro i limonę, co się w kuchni pewnie znajdzie.
- Dostaniesz wszystko co potrzeba. A teraz muszę iść zanim twój opiekun wróci. Bywaj w zdrowiu, bo widzę, że coś ci dolega.


Przez nikogo nie zatrzymywany Arwid udał się do kuchni. Bez problemu otrzymał dwie limony oraz butelkę wina przyniesioną wprost z piwnicy. Arwid trzymał zimną butelkę w dłoni. Już miał odchodzić, gdy nowy pomysł zaświtał w jego głowie.

- A jakie to wina jeszcze macie w piwnicy, co? Bo ja wielki ich degustator jestem. Może bym się sam po piwnicy rozejrzał i wybrał wino do kolacji?
- Eeee Panie, do piwnicy to tylko ochmistrz może wpuścić. Ja nie mogę … potem bedo krzyczeć a może i batem przyłożą.
- Dodrze. Przyjdę więc później zwiedzić piwniczkę i win pokosztować.


Wchodząc do swojej komnaty, stojącemu przy drzwiach strażnikowi Arwid kazał swego ucznia przywołać. Gdy ten stawił się niezwłocznie, wszystko już było gotowe i na stole czekało. Płaszcz zapinany na sprzączki z przepastnymi kieszeniami, buteleczka inkaustu, kilka kartek pergaminu, pióra, dwie limonki.
- No jesteś wreszcie. Zaniesiesz to Jaczemirowi. Jakby kto pytał to niesiesz tylko cieplejsze odzienie, bo dni coraz chłodniejsze. Nikt nie może widzieć przyborów do pisania. Dlatego po kieszeniach trza nam je ukryć. Stary chciał też limone z kuchni … jeśli z tego powodu ma być szczęśliwszy to i je ukryjemy w płaszczu. No idź już. On o wszystkim wie. Tylko na tego Wolfganga miej baczenie. Niczego nie może się domyślić.
- Już biegnę Panie.


Kolejne dni upływały na pracy. Powstawały kolejne karty Opowieści. W międzyczasie tak jak wcześniej zapowiedział, Arwid razem z ochmistrzem zwiedził piwniczkę z winami.
Trzeciego dnia od rozmowy z Jaczemirem Mistrz zawezwał ucznia. Gdy ten wszedł na stole zauważył równo ułożony słupek w postaci złotych Karl Franzów. Leżało też pęto kiełbasy oraz pajdy chleba.

- Na stole leży 10 sztuk złota. Zaniesiesz te pieniądze Jaczemirowi. Odbierzesz od niego pergamin, będzie tam naszkicowany plan zamku. Powiedz mu też, że jeśli kto znajdzie przy nim te pieniądze, to może mówić, że ode mnie otrzymał. Gdyby Wolfgang pytał po co idziesz to powiedz, że jedzenie dziadowi niesiesz. Pamiętaj tylko, żeby nikt pergaminu nie widział. To bardzo ważne.
- Sie wie Panie.


Oczekując powrotu Lutfryda czas dłużył się niemiłosiernie.
Coś chyba poszło nie tak. Czemu go jeszcze nie ma. Może strażnik podsłuchiwał i odebrał pergamin. I jeszcze na dodatek obił biedaka.

Daree już wstawał z zamiarem sprawdzenia co się stało gdy bez pukania otworzyły się drzwi komnaty a na progu stał Lutfryd z niepewną miną. Arwid zamknął za nim drzwi, odprowadził w odległy kąt, po czym zaczął wypytywać.

- Masz?
- Tak … nie … nie wiem Panie. Mam pergamin ale planu nijakiego tam nie ma. Mówię ci Panie, dziad albo całkiem zmysły postradał albo gorączka okrutna go trapi bo majaczył coś jeno. Dopiero jak twoje imię wymówiłem to zza pazuchy ten pergamin wyciągnął. No to go wziąłem, jedzenie na stole postawiłem a złoto w siennik mu schowałem. Nie wiem czy coś zrozumiał z tego co mu mówiłem.
- No nic, pokaż co on tam nabazgrał.


Arwid podszedł do okna gdzie światło było lepsze. Rozwinął pergamin i wolno czytał.

Sposobów na czary pierwszy

Na wrzody i złe znaki kiedy się otwierają i gubić nie dadzą, a bóle srogie występują takim sposobem postępować trza:
dostać psiego sadła łutów 4, niedźwiedziego łutów 8, kapłoniego sadła łutów 12, jemioły z leszczyny dwie garści usiekawszy drobno, utłuc dobrze na sok i włożyć to do szklanice, położywszy do tego wzwyż mianowanego trojakiego sadła, zmieszać to wespół i w szklanicy mocno zawiązać, niech tak całe dwa miesiące na słońcu stoi i będzie z tego jakoby balsam zielony, którego potem na skazy przykładać. Ustaną bóle i prędko się wrzód otworzy i wynijdą z niego wszystkie złe materie i prędko się zaś ten wrzód pomienionym emplastrem zagoi.

Sposobów na czary drugi

Na czary ludziom bardzo szkodliwe, które człeka bardzo pokurczą, w kłębek zwiną, w kąt albo jaką wetkają dziurę, a przy takich razach i gorączki, która człeka jako ogień pali i piecze, a przeto tym pomocnym gasić i chłodzić się lekarstwem:
wziąć paproci korzenia, warzyć to w ługu z dębowego popiołu uczynionym, przylawszy do niego, tak wiele jako ługu, wódki dystylowanej z ziela tego, trzy albo cztery kropelek krwie z lewego ucha od szczeniącia małego, pamiętając żeś jeśli mężczyzna, to z pieska, a jeśli biełogłowa, to z sobaczki, co przykładając zapał i bóle uśmierza, a jeśliby się jaki znak na ciele gdzie otworzył, maścią goić z leszczyny urobioną, przyłożywszy, czary zniszczeją.

Sposobów na czary trzeci

Na członków chromienie, takoż jelit i kiszków w których się złe czary lęgną i żywot psują jest remedium ziół pewnych zażywanie takoż przy wtórze egzorcyzmów pewnych wybranych mocą i pozwoleniem starszych kościoła, wiary żywej i życia dobrego:
rosiczki ziela, które czarom efekt odbiera, bylicy od czarów broniącej, osobliwie białej, ruty polnej, soli garści dwie, one ziela wespół rozetrzeć a nad warem parzyć, ostygnąwszy przy ich egzorcyzmowaniu zażywać. Zalecają naturalistowie scille alias cebulę we drzwiach zawiesić lubo skórę z głowy albo pysk wilczy nade drzwiami dla prezerwatywy od czarów lokować.

Sposobów na czary czwarty

Kto by ludzi oczarowanych w ich niemocy chciał ratować i pomoc im dać, naprzód wziąć takiego własnej uryny garniec niemały, do którego ułożyć garść niemałą ziela nazwanego arcydzięgiela, czernicy, kłączy perzu, pięciornika i kwiatu wiązówki, zalepiwszy pokrywką dobrze na wierzchu garnca, przystawić do ognia a z wolna warzyć co mdłość odejmuje.
A co by chciał nazad zdrowie przywrócić dostać trza świeżo zniesionego kurzego jaja, choćby jeszcze i ciepłe było, włożyć je do garnka i w moczu onym do ognia dostawić aby się ta uryna w nim wrzała. Kiedy do połowice wywrze, tedy ją na cieknącą wodę po prądzie ku dołowi wylać, a w jaju dziurki poczyniwszy, w mrowisko włożyć, a tak to maleficium zginie, a człek zdrowym zostanie.


Stary najwyraźniej zmysły postradał. Ale czego się mogłem spodziewać … - dumał zasępiony Daree. Gładził dłonią policzek, dotykał warg swych ust. Nagle jego umysł odnotował woń limonki. Językiem dotknął palca … delikatny ale wyraźnie kwaśny smak.

- Stary spryciarz … - z promiennym uśmiechem ni to do siebie ni to do Lutfryda rzekł Arwid.
 

Ostatnio edytowane przez Irmfryd : 28-01-2010 o 18:59.
Irmfryd jest offline