Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2010, 16:36   #13
Whiter
 
Whiter's Avatar
 
Reputacja: 1 Whiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnieWhiter jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ranek, jak to ranek. Zimny ziąb ciągnął do waszych łóżek z nieszczelnych okiennic przypominając wam, gdzie jesteście. Spaliście tak, jak za dawnych lat, kiedy każdy z was był niedoświadczony w swym fachu. Wtedy każdy zamach mieczem, czy też najprostszy czar wymagał od was nadnaturalnego wysiłku, by stać się silniejszym. Rankiem, po kilku pianiach koguta, który panoszył się gdzieś w pobliżu karczmy, wstaliście ze snu. Bynajmniej niektórzy. Nie wszyscy musieli spać, korzystając z dobrodziejstw magii. Po kilku kolejnych chwilach, kiedy już mieliście się sposobić do ponownego odziania na siebie swego ekwipunku, do drzwi zapukał karczmarz, obwieszczając wam, że za jakieś dwadzieścia minut będzie śniadanie. Zebraliście cie się w pustej karczmie. Nikogo w niej nie było, prócz zgrabnie przebierającej nogami dziewczynki.



Podawała wam ona półmiski z smażonymi jajkami, pajdą chleba, jak i herbatę w glinianych kubkach. Posiłek co prawda nie był królewski aczkolwiek bardzo pożywny. Kiedy byliście mniej więcej w trakcie spożywania, do waszego stolika podszedł starszy jegomość, który prowadził ten dobytek. Karczmarz. Przysunął sobie krzesło od sąsiedniego stolika do waszego, po czum usiadł na nim koło was. Twarz miał przeoraną znakami czasu, a budowę godną niejednego wprawnego wojownika. Po krótkim zbadaniu sprawy, czy aby nie będzie wam przeszkadzał, podjął się rozmowy.

-Witajcie mości śmiałkowie - przerwał, nie wiedząc chwile co ma powiedzieć - Mam nadzieję, że w nocy nie zmarzliście nazbyt. Okiennice są co prawda niezbyt szczelne, ale da się wytrzymać. Gorzej w zimę. Wtedy to i nos może odpaść. Miałem wam przekazać pewne koordynaty, do kogo macie się udać. Zastanawia was pewnie, jak was poznałem, nawet bez okazania tego śmiesznego papierku. To proste. Sława o was dotarła szybciej od waszych wierzchowców, a na domiar tego sługa boży, wraz z zacnym rycerzem to nie lada codzienność. Stary Burbin, zarządca tej wioski, chce się z wami spotkać, i omówić pewne sprawy. Co jak co, ale z min znajdziecie wspólny język. On, jak i ja pałaliśmy się bez małą tym co wy, lecz... - tutaj zamyślał się na chwile, z dość uśmiechniętą miną - ...z kończyliśmy z tym. Nie warto narażać życia dla kilku złotych monet. Jego siedzibę znajdziecie tuż nieopodal. Rozpoznacie ją po wielkości, jak i kamiennej podbudówce, a teraz wybaczcie. Musze wracać do swoich spraw, lecz jak czegoś będziecie potrzebowali, to mówcie. Będę na zapleczu.

Barman wstał, i udał się tak, jak mówił. Po skończeniu śniadania, które wcale nie było takie złe, udaliście się do burmistrza, wójta, czy czymkolwiek on jest.
Dom od razu wpadł wam w oko. Stał na skrawku wolnej przestrzeni, gdzie gdzieniegdzie wokół niego porastały skąpe w liście drzewa.



U drzwi stał jeden z strażników miejskich. Jego postura, jak i uzbrojenie od razu mówiły, że jest pierwszym lepszym łamagą. Musiał znać się na swoim fachu, a ten wysłużony topór, który wraz z tarczą stał oparty o ścianę domostwa, nie służył tylko na pokaz.



Przyglądał wam się uważnie, lecz gdy podeszliście bliżej, nie stawiał wam oporu. Po zapukaniu do drzwi, które uszczelnione były jakimś dziwnym roztworem, otworzył wam je człeczyna niskiego wzrostu, i wieku sędziwego. Spojrzał po was zmrużając oczy, po czym zaprosił was do środka. Najprawdopodobniej był to majordomus tego domostwa. Jednym prostym ruchem wskazał wam drzwi, do osoby która już najprawdopodobniej was oczekiwała, sądząc po bezproblemowym dostaniu się.

Po przekroczeniu kolejnych drzwi tego ranka, zastaliście za mini dobrze umeblowany pokój. Wyglądał on raczej jak kancelaria, lecz nie wiedzieliście czy aby nią nie jest. Dywan wykonany z czerwono-fioletowego materiału prezentował się zacnie. Meble które stały na prawo od was, wykonane z dębiny warte były zapewne nie mało. Na lewo od was na ścianie wisiały liczne trofea. Znalazł się tam niedźwiedź, wilk, łoś, i na centralnym miejscu tej ściany wisiała czaszka jakiegoś rogacza. Jack, po chwilowym przestudiowaniu jej wiedział, że to demon. Pozostali natomiast mogli się domyślić, że przyczyną jego śmierci była długa i wąska dziura na jego czole. Pod czaszka prawdopodobnie wisiało narzędzie jego śmierci. Był to mistrzowsko wykonany topór krasnoludzki, który swoje właściwości skrywał głęboko przed wami.



-Yh, hmmm -burknął krasnolud, który siedział na końcu tego pomieszczenia. Był on odziany w czerwony jak burak kaftan, który ciasno dociskał do jego klatki piersiowej. Po jego twarzy widać było, że pałał się tym samym, co karczmarz. Wojaczką. Popatrzał po was z zaciekawieniem, po czym położył na blat swą lewą dłoń. Dostrzegliście na niej brak małego, i towarzyszącego jemu palca.

-A wiec to wy - rzekł bez zawodu w głosie - może wam się uda chociaż przeżyć to piekło, które czeka za tamtymi murami. Zgodnie z nakazem namiestnika, mam wam udzielić wszelkich możliwych odpowiedzi i informacji na to, co znajduje się w tamtych rejonach - rozłożył zapraszająco ręce, po czym splótł je na klatce piersiowej. Przechylił się w tył na swym krześle.



-Pytajcie.
 
__________________
"Znaj siebie i znaj przeciwnika, a możesz stoczyć 100 bitew nie odnosząc porażki"
Sztuka Wojny
Whiter jest offline