Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-01-2010, 21:52   #117
xeper
 
xeper's Avatar
 
Reputacja: 1 xeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputacjęxeper ma wspaniałą reputację
Ingrid, Reinhardt

Pozostawili wierzchowce przywiązane do pnia drzewa, wyrastającego z ruin kamiennego budynku i ostrożnie, starając się nie hałasować, podeszli do wejścia do krasnoludzkiej kopalni. W wejściu leżał wywrócony, przeżarty rdzą górniczy wagonik. W jego wnętrzu pozostały resztki urobku. Wszędzie wokół leżały porośnięte małymi paprotkami i mchem odłamki skalne. Po osobnikach, którzy chwilę wcześniej zniknęli we wnętrzu kopalni nie było śladu.

Pierwsze metry chodnika, widoczne w świetle wpadającym przez wejściowy portal, były zasypane gruzem odpadającym ze ścian i sufitu, wilgotne i porośnięte cieniolubnymi roślinami. Ostrożnie, przestępując z kamienia na kamień, zagłębili się w wilgoci i mroku wnętrza Sowiej Góry. Gdzieś z góry, spod stropu, dobiegały ledwo słyszalne piski i szelest nietoperzych skrzydeł. Woda kapała ze ścian w nieustannym rytmie, od wieków tak samo. Kap, kap, kap... Pachniało stęchlizną i próchiejącym drewnem i czymś jeszcze. W powietrzu unosił się mdły zapach mokrego futra zmieszany z odorem krwi.
Po niecałych pięćdziesięciu krokach chodnik kończył się w dużej jaskini. Światło pochodni rozpalonej przez Reinhardta nie obejmowało jej sufitu ani przeciwległych ścian. Tutaj podłoga również zasypana była odłamkami skał. Pordzewiałe szyny rozwidlały się w kształcie litery „Y”. Obok wejścia, pod ścianą widoczne były ułożone równo, teraz spróchniałe górnicze stemple. Dwie duże, okute zardzewiałym żelazem skrzynie zostały przewrócone a ich równie zardzewiała zawartość wysypana na podłogę.

Gdzieś z lewej strony dobiegały stłumione przez odległość oraz ściany odgłosy kroków, pobrzękiwania broni i wynaturzonej, charkotliwej mowy. Przez moment widać było pełgający po ścianach odblask światła, jednak zniknął on. Najwidoczniej niosący go musiał minąć jakiś zakręt lub załom.

Liev, Leonard, Tupik, Grungan

Wywerna leżała zmasakrowana i pozbawiona wielu części ciała pod drzewem, pod którym skonała. W niewielkiej odległości od wielkiego truchła płonęło ognisko, przy którym uwijał się Tupik. Caleb, z błyszczącymi od mocnego alkoholu oczami, kończył mocować się z wyjątkowo oporną pancerną płytą na grzbiecie bestii. Zeskoczył i otarł zakrwawione ręce w płaszcz Leonarda.
- No gotowe - powiedział i wręczył zakrwawioną tkaninę grajkowi. - Zgłodniałem...

Od ogniska roznosił się uroczy, słodki zapach smażonych naleśników. Już po chwili wszyscy usiedli wokół ognia i zaczęli raczyć się halfińskim specjałem. Nikt nic nie mówił, słychać było tylko mlaskanie i pomruki zadowolenia. Tupik był z siebie dumny...

Wyglądało na to, że na chwilę odnaleźli swój raj. U wylotu szybu kopalni, wysoko w urokliwej, górskiej dolinie. Najedzeni, napojeni i zrelaksowani po ciężkiej walce. W ich głowach powoli kształtowały się plany dotyczące najbliższej przyszłości, eksploracji kopalni i dalszych poszukiwań maga. Nie wiedzieli jaki los zgotowali im bogowie, zarówno ci, którym oddawali cześć, jak i Mroczne Potęgi...

W ich kierunku, przez ciemne korytarze Karaz Skerdul posuwała się banda mutantów i zwierzoludzi. Tych samych, którzy poprzedniego dnia puścili z dymem Behemsdorf, a mieszkańców wioski bestialsko wytłukli bądź uprowadzili w niewolę.
 
xeper jest offline