Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-01-2010, 14:56   #383
Zak
 
Zak's Avatar
 
Reputacja: 1 Zak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znanyZak wkrótce będzie znany
Droga, którą kroczył pochód pogrążonych w smutku i żalu towarzyszy niczym nie przypominała już tej, którą Manfennas przybył do Bree jakiś czas temu. Jakże różniła się ta podróż od tamtej… Wtedy pogodny, martwiący się jedynie ciepłym kątem i kawałkiem strawy, a teraz…
Nawet krajobraz w około zdawał się jakby martwił i bał. Drzewa wyglądały straszniej, mrok, który spowijał okolicę był bardziej nieprzenikniony, złowieszczy. Jakby sama obecność Żmiji wysysała życie z całej okolicy.

Grupa towarzyszy jechała mozolnym tempem ku miasteczku, pogrążając się w całkowitej ciszy. Myśli Manfennasa krążyły między obrazem utraconych towarzyszy, Galdora, Haerthe i wszystkich innych, którym nie dano dotrzeć z nimi aż tutaj, a tym co czeka ich, gdy wkroczą do miasta. Ile złego dążył zrobić czarnoksiężnik, gdy oni tułali się po lasach i bagnach?
Trapiła go jeszcze jedna sprawa. Co miała na myśli Narfin, mówiąc, że Szrama wybrał inną drogę? Nie dawało mu to spokoju, jednak nie znalazł w sobie tyle siły, aby porozmawiać o tym ze strażniczką. Dosyć miał żalu po utracie przyjaciół.

W końcu przed towarzyszami pojawiła się linia żywopłotu, okalającego miasteczko. Byli już tak blisko… Wiedzieli, że nie ma już odwrotu. Znajome widoki przyniosły wspomnienia dnia, gdy towarzysze w wyruszali w wędrówkę. Jak odległe wydawały się teraz te czasy…
W końcu dotarli do uchylonej bramy. Na ten widok obawy Manfennasa powiększyły się. Wejście do miasta zawsze było zamknięte w nocy.
Mężczyzna chwycił łuk Galdora w ślad za strażnikami. Naciągnął strzałę na cięciwę i w gotowości czekał, aż jeden z nich otworzy bramę. Nic nie zaatakowało, nic na nich nie wyskoczyło. Widzieli tylko mgłę, która zatopiła miasteczko.
Gdy tylko zagłębili się w nią usłyszeli głosy rozpaczy, goryczy i strachu. Gdzieś wokół nich co chwilę majaczyły jakiejś postaci o niebieskich oczach. Żaden się nie zbliżał, żaden nie chciał zaatakować, jakby wiedzieli, że tylko jedna osoba ma prawo teraz z nimi rozmawiać…

W końcu dotarli do gospody. Jakże żałośnie wyglądała teraz, gdy zatopiona we mgle i mroku nie przypominała niczym tej, którą Manfennas zapamiętał z wieczoru, kiedy tu przybył ostatnio. Nie słychać było wesołych głosów pijanych mężczyzn, kłótni i dyskusji… Jakże smutnym symbolem upadku była ta karczma.

U wejścia czekali już na nich górali. Sokolnikowi wydawało się, że oprócz nich samych właśnie ci górale są jedynymi żywymi, czy nieopętanymi istotami w tym miejscu.
Naprzeciw przybyszom wyszedł największy z górali, który odezwał się do nich z widocznymi trudnościami, jakie sprawiała mu mowa wspólna.

- On mówi, że jeśli chcecie by ktokolwiek z tych miejskich szczurów doczekał ranka, macie wejść do gospody. Lecz tylko oni mają wejść, inaczej wszyscy zginą.- wskazał na Manfennasa, Narfin oraz hobbitów.

W tej samej chwili z wnętrza karczmy wyłoniło się zielone światło i mgła, która otoczyła towarzyszy. Na jej widok nawet górale okazali przerażenie. Manfennas pomyślał o sposobach, w jaki Biała Żmija nakłonił ich do posłuszeństwa…
Z mgły wyłoniły się postaci martwych wojowników, ich potępionych dusz, które majaczyły, aby oddać podróżników im. Manfennas westchnął głęboko i zsiadł z wierzchowca.

- Chyba nie mamy wyboru… - mruknął do towarzyszy.

Założył łuk na plecy a rękę położył na rękojeści miecza. Wziął głęboki oddech, zamknął na chwilę oczy i przełknął ślinę. Wiedział, że nie ma wyboru… Musieli stawić czoła tej ostatniej próbie.
 
Zak jest offline