"Gość" miał do nich jakiś interes. Fakt, iż zdawał się nie przejmować obecnością niziołka, a większość jego uwagi pochłaniała broń obecnych wystawiona na światło dzienne, wskazywał na dziedzinę, w której Redips czuł się jak ryba w wodzie. Prawdopodobnie potrzebna mu ochrona, i tyle. Wynajęci wcześniej strażnicy wrócili do swojego zajęcia, na bogowie wiedzą jak długo, a jemu pewni się spieszy. Gorzej będzie, jeśli "gość" będzie zmierzał do Altdorfu, ale w innym wypadku trzeba się będzie zastanowić nad propozycją. Ale, puki co, Nathan przestał o tym myśleć, w końcu jeszcze niczego tak naprawdę nie wie.
Herman Broch. Oczywiście nie należy wierzyć we wszystko co mówi osoba ukrywająca się i bawiąca w przebieranki, ale nazwisko wypadało zapamiętać, w końcu jakoś trzeba się do niego zwracać. Podniósł się lekko z krzesła i uścisnął mocno dłoń strażnika. - Nathan Redips, dziś najemnik bez pracodawcy- trzeba było upewnić "gościa", że trafił do odpowiedniego człowieka. Uprzejmy, delikatny uśmiech i spokojny rzeczowy ton wzmacniał to uczucie, a przynajmniej taki bł zamiar.
Gdy zasiedli do jadła, dołączył do nich niziołek, który przed momentem wrócił z dworu. No tak, przedstawiciele tej żarłocznej rasy nawet w wygódce się spieszą, żeby tylko zdążyć na darmowy posiłek. -Może wyjawisz mi czemu obcy, dzisiaj strażnik dróg, oferuje obdartusom na szlaku posiłek i najlepsze trunki?- Krasnolud był bardzo rzeczowy. Bardzo, bardzo rzeczowy, nie dał nawet pożartować ani nieco upić towarzyszy Hermanowi, od razu chciał przejść do interesów. Może to i lepiej? Nathan szybciej dowie się na czym stoi, będzie miał więcej czasu na przemyślenie sprawy. No ale pozostaje sprawa pozostałych osób. Bardzo możliwe, że będzie musiał z nimi współpracować, bo "gość" będzie się czuł pewniej w grupce osób niż z jednym zawodowcem...
__________________ – ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował. |